Stałam sobie pewnego dnia
z suką na trawniku pod blokiem mojej babci. Morfina obwąchiwała właśnie kolejny
krzaczek, kiedy w ramię postukał mnie pewien starszy pan.
- Dzień dobry Pani –
usłyszałam, więc odpowiedziałam i czekałam co dalej mężczyzna będzie miał mi do
powiedzenia. Wątpiłam, żeby przetruptał z chodnika na trawnik dla samego dzień
dobry.
- Czy widzi Pani ten znak
tutaj? Co on według Pani przedstawia? –
Mężczyzna wskazał na
zakaz wyprowadzania psów. Wiedząc już co się szykuje, postanowiłam się trochę
podroczyć. Podeszłam z zainteresowaniem do tabliczki i zaczęłam studiować
przekreślonego na czerwono owczarka.
- Hmm. Wie Pan nie jestem
znawcą sztuki ale to może być kucyk. Tutaj, ten ogonek. To jest ogonek kucyka.
–
- Niech Pani nie będzie
bezczelna –
- Faktycznie,
przepraszam. Widzi Pan jak się stanie o tutaj pod światłem to teraz jest
osiołek. Tak, to ewidentnie jest osiołek –
- Pani jest opóźniona
jakaś? Proszę sobie nie robić żartów –
- Matko faktycznie. Jak
mogłam nie zauważyć. Tu widzi Pan ten garbik tutaj? To wielbłąd jest. Musi być
młody jeszcze –
- Niech Pani skończy z
siebie robić błazna! –
- Świnka morska? –
- To jest pies! To jest
zakaz wyprowadzania psów! –
Spojrzałam oficjalnie na
Morfinę, która teraz polowała na motyla i przerzuciłam wzrok ponownie na znak.
- Nie widzę podobieństwa
– odrzekłam do Pana, który zmieniał kolory na twarzy.
- Tutaj nie wolno
wyprowadzać psów –
- Naprawdę? Dlaczego –
- Bo niszczą zieleń –
- Przepraszam ale Pan sam
właśnie stoi na zieleni –
- One srają i sikają i
potem to śmierdzi i można wdepnąć! –
- Proszę Pana spokojnie.
Po pierwsze te tabliczki już nie obowiązują od jakiegoś czasu, a po drugie tutaj
mam woreczki i jeżeli zaistnieje taka sytuacja że pies coś po sobie zostawi to
po nim pozbieram –
- Wy tylko udajecie, że
zbieracie a nie zbieracie i sików też nie! –
Starszy Pan się
rozkręcał, więc spojrzałam ponownie na znak i powiedziałam:
- Wie Pan co ale stąd to
wygląda trochę jak motylek. Niech Pan spojrzy –
Człowiek był już na
granicy wytrzymałości nerwowej ale nie mogłam się powstrzymać.
- Pani jest bezczelna! Ja
dzwonię po straż! –
- Przepraszam Pana –
usłyszałam głos mojej babci wychylającej się z balkonu. Znając ją, obserwowała
sytuację od początku. Mężczyzna spojrzał na mnie triumfalnie, sądząc zapewne że
właśnie uzyskał wsparcie w swojej walce o czyste trawniki. Nie wyprowadzałam go
z błędu.
- Tak, słucham –
- Złociutki ja bym miała
prośbę, mogę? –
- Oczywiście, co
potrzeba? –
- Jakby Pan mógł na
sekundkę stanąć o tam, na chodniku –
- Ale po co? –
- Niech Pan mi zaufa, na
sekundkę. O właśnie tutaj i jakby Pan się mógł odwrócić tam w stronę kościoła
głową. O tak, widzi Pan wieżyczkę? Super, dziękuję kochaniutki. Ostatnia
prośba. Jakby Pan zrobił trzy kroki w tamtą stronę. Tak, tam właśnie –
Mężczyzna był lekko
zdziwiony i skonsternowany ale wykonał wszystkie polecenia, licząc że zobaczy
coś, co widziała kobieta z balkonu ale czego on dojrzeć nie mógł. Babcia
uśmiechnęła się i powiedziała:
- No, to teraz Pan już
trafi. Proszę się iść pomodlić jak Pan nie ma nic ciekawego do roboty i dać
spokój mojej wnuczce, bo jak następnym razem wyjdę to Pan się nauczy biegać z
przeszkodami. Chodź Paulinka, bo Ci obiad wystygnie –
Babcia – mój mentalny
guru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz