Większość
pewnie i tak nie uwierzy ale muszę się tym z Wami podzielić.
Mieszka w naszym mieście Pan uważany powszechnie za dziwaka, przez
niektórych nazywany poskramiaczem kotów. Nie bez
powodu. Pan ten posiada swoją 6 letnią kotkę - Milkę, która
przemierza całe miasto, czasem zahaczając o sąsiednie i jest
ogólnie swobodnie żyjąca. Ma obróżkę i adresówkę
ale właściciel nie ogranicza jej wolności. Wychodzi kiedy chce i
na ile chce i nikt nie zaprząta sobie głowy żeby ją dostarczać
do domu bo sama wie gdzie mieszka. Zachowuje się normalnie, jak to
kot czasem przyjdzie się pogłaskać czasem poprycha na psa. Pan ma
takie hobby że dużo jeździ na rowerze po pracy i zazwyczaj
podjeżdża pod Milkę gdziekolwiek jest i wracają na obiad. Tylko,
że to kot i nigdy nie wiadomo gdzie akurat się znajduje tym
bardziej że widziałam ją już wszędzie, podróżuje
kilometrami. Najciekawsze jest to że właściciel zawsze wie gdzie
ją znaleźć. Gdziekolwiek by nie była nie ukryje się przed nim.
Kiedyś spotkałam go jadącego na rowerze właśnie, zatrzymał się
jak zwykle żeby pogłaskać mojego psa i wyszło że jedzie po
kotka. Zdziwiona spytałam skąd wie gdzie akurat jest a on na to że
w tamtym buszu (trawa po pas swojego olbrzyma bym tam nie zauważyła),
uśmiechnęłam się z grzeczności, Pan podjechał zagwizdał, kot wyskoczył z krzaków wskoczył do koszyka w rowerze i razem
odjechali. Zbierałam szczękę przez dobre 5 minut. Jednak Pan nie
przestawał mnie zaskakiwać. Jego kot zachowywał się jak pies (ale
tylko przy nim). Przychodził na gwizdanie, szedł bez smyczy koło
nogi, przy właścicielu witał się z psami itp. To jeszcze jestem w
stanie zrozumieć może po prostu wychowywała się z psami i jest
bardzo przywiązana do właściciela. Jednak kotka zadawała się z
innymi, dzikimi, przypadkowo spotkanymi kotami, które były
strasznie płochliwe. Nie dawały się podejść nawet babciom które
codziennie podkarmiały je obiadkami. Kiedyś Milka siedziała akurat
na płocie przedszkola z innymi kotami i grzały się na słońcu.
Kiedy podjechał jej właściciel nawet nie zdążył jej zawołać
ona już podbiegła a za nią reszta dzikiej bandy, pogadał do nich,
pomiział za uchem i odjechał. Nawet kiedy jedzie bez Milki Pan
zatrzymuje się przy każdym dzikim kocie a one o dziwo nie dość że
nie uciekają jak przed każdym, to nie wabione jedzeniem tylko
słowem podchodzą do niego i się łaszą jakby były jego od lat.
Nigdy nie widziałam go podrapanego, nigdy też nie widziałam kota
nawet najbardziej zaciętego na co dzień który nie
przyszedłby się z nim przywitać. Szłam kiedyś z psem na dość
daleki spacer, właściwie było to już obrzeże miasta, jegomość
siedział sobie na ławeczce i rozmawiał do siebie. Pomyślałam że
pewnie ma słuchawki i rozmawia przez telefon ale kiedy podeszłam
zobaczyłam że na kolanach ma mruczącego na full volume kota i
sobie do niego rozmawia, chyba opowiadał mu co w pracy robił (też
gadam do psa publicznie nie uważam więc tego za dziwactwo). Nie
chciałam psem spłoszyć kotka więc tylko z daleka spytałam czy to
jego nowy podopieczny na co on że pierwszy raz go widzi ale sobie
rozmawiają. Kot wywęszył psa i zaczął się jeżyć, przez co mi
zrobiło się przykro, że zepsułam sielankę ale Pan posmyrał
kotka i powiedział : ale ty się pieska nie bój ten piesek Ci
nic nie zrobi, po czym kot ponownie zaczął się relaksować mimo
tego że moja psica zaczęła coraz bliżej nosem podchodzić. Takie
sytuacje zdarzały się wielokrotnie i w końcu nie wytrzymałam i
zapytałam jak on to robi, że te koty się zachowują jakby go znały
od lat. Powiedział tylko, że każde zwierze jest bardzo mądre
tylko nie trzeba go traktować jak głupka. Nic więcej nie udało mi
się wyciągnąć, podejrzewałam nawet że smaruje się codziennie
kocimiętką czy czymś w tym rodzaju. Nawet moja najlepsza
przyjaciółka mi w to nie wierzyła kiedy jej opowiadałam aż
do czasu kiedy byłyśmy razem na spacerze i na własne oczy
zobaczyła że to prawda. Pan wracał właśnie jak zwykle na rowerku
z Milką tym razem w plecaku bo tak też podróżowała. Jako
że wiosna zawitała, od kilku godzin nieustannie dało się słyszeć pomruki
walki dwóch kocich samców koło samochodów na
parkingu. Kilka osób próbowało je przegonić kiełbasą
i miotłą na przemian ale koty nie dawały za wygraną. Powiedziałam
do przyjaciółki żeby się teraz przyjrzała. Przewróciła
oczami ale postanowiła się przekonać. Pan słysząc koty zawrócił
rower, zszedł z niego, stanął pomiędzy kotami i powiedział: no
wiecie co panowie, bijecie się normalnie wstyd, nie wypada idźcie
sobie, nie ładnie się tak zachowywać. Koty spojrzały na niego
prychnęły na siebie i się rozeszły. Z dumą patrzyłam na
przyjaciółkę jak tym razem ona zbiera szczękę. Pan wsiadł
na rower i powiedział do Milki cały czas siedzącej w plecaku:
widzisz łobuzów testosteron im uderzył na wiosnę... a Ty
nie udawaj takiej świętej bo widziałem że się z tą białą
biłaś kiedyś... a to pokojowo trzeba nie trzeba się bić zaraz.
Po czym odjechał i dalej rozmawiał do kota. Dodam że samce już
nie wróciły, żeby się dalej naparzać. Brzmi jak niezłe
Sci-fi zdaję sobie z tego sprawę ale zagadka tego Pana jest w
dalszym ciągu przeze mnie nie do rozwiązania. Gdyby wtedy moja
przyjaciółka nie stała ze mną nie wierzyłaby mi do tej
pory. Pan dalej jeździ i poskramia koty. Co o tym myślicie? Ludzie
mają go za wariata bo rozmawia do zwierząt jak do ludzi ale ja mam
do niego olbrzymi szacunek i szczerze zazdroszczę mu umiejętności.
Ten Pan powiedział Bardzo Mądrze. Nie należy ich traktować jak głupka. Zwierzątki są jak dzieci - rozumieją więcej, niż się "Dorosłym" wydaje. :)
OdpowiedzUsuńJa ze swoim Dzekim też rozmawiam :)
OdpowiedzUsuń