Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 15 czerwca 2018

Strefa postoju

Wychodząc dzisiaj z marketu, usłyszałam rozpaczliwe nawoływanie pewnej starszej pani, która kręciła się w pobliżu stoiska dla rowerów. Wokół niej zebrało się już kilka osób. Niektórzy z nich trzymali przy uchu telefon, jak się później okazało dzwoniąc na policję. Staruszka była w histerii, nawołując i szlochając na zmianę.
Jak się okazało, pani zostawiła pod marketem 7- miesięcznego Pomeriana, lecz kiedy wyszła ze sklepu już go nie było.
Z całego zamieszania dosłyszałam tylko, że:
" Ja go tu zawsze zostawiałam i nic się nie działo, weszłam do sklepu tylko na pół godzinki, to jest prawie dorosły pies i ponad wszystko... jest tu przecież specjalna strefa postoju dla psów"
Strefa faktycznie jest, jednak ten kto pieska zabierał doskonale wiedział, że nie ma tam ani kamer, ani przeszklenia ze sklepu. Nikt nic nie zauważył, nawet jeśli byli świadkowie, zapewne pomyśleli że to właściciel zabiera psa.
Oczywista wina staruszki ale czy pośrednio też nie sklepu?
Wydaje mi się że takie stanowisko nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza pod sporym marketem i stawianie takiego znaku nie było do końca przemyślaną decyzją.


wtorek, 12 czerwca 2018

Nawigator

Linią którą zazwyczaj dojeżdżam na uczelnię jeździ pewien staruszek, który przyjaźni się z kierowcą autobusu. Wchodzi za przednią bramkę i staje tuż przy szybie kabiny kierowcy, żeby przez całą trasę toczyć z nim konwersację, lub żeby po prostu zająć najlepsze miejsce obserwacyjne.
Dzisiaj jednak życie postanowiło staruszka zaskoczyć.

Wszedł do autobusu jak co dzień, stanął przy bramce i zatrzymał się. Coś było nie tak.
Na miejscu kierowcy wcale nie siedział jego przyjaciel, lecz młoda kobieta o krótkich, blond włosach.
- A gdzie Kazimierz? - spytał zaskoczony staruszek, przysuwając się bliżej szyby, jakby chciał się upewnić czy może jego oczy nie dowidzą znajomej, zarośniętej twarzy. Jednak jakkolwiek by się nie przyglądał, kierowca nie wyglądał na Kazimierza.
- Na zwolnieniu, dzisiaj ja jestem -
- Nie Kazimierz? -
- Nie, Joanna jestem -
Staruszek spochmurniał i spojrzał na zamykające się drzwi autobusu. Teraz nie mógł już wysiąść i musiał jechać. Postanowił wiec zająć miejsce na samym przedzie autobusu, tuż obok kobiety, z którą czasem również zamieniał kilka zdań.
Jeśli myślicie, że mężczyzna zaczął luźną pogawędkę lub po prostu siedział grzecznie na swoim miejscu, nie odzywając się... to się mylicie.
Z jakiegoś powodu pan uznał, że kobietę stanowczo trzeba poinstruować jak kierować pojazdem i gdzie skręcać, ponieważ sama nigdy nie ogarnie tej skomplikowanej maszyny.
- Ale źle pani skręca, musi pani większe koło zrobić. Zahaczy pani... a tu przystanek! Dlaczego pani nie staje! -
- Na tym przystanku się nie zatrzymujemy, tylko na żądanie -
- Kazimierz to zawsze stawał! -
- Daj rzesz prowadzić tej kobiecie, przecież wie co robi - odezwała się znajoma nawigatora, siedząca obok niego.
- Kazimierz to jednak lepiej prowadzi. Nie Pani wina. Młoda jeszcze i do tego kobieta -
- A co?! Że jak kobieta, to już nie potrafi prowadzić tak? - kobieta na siedzeniu obok nawet nie starała się ukryć oburzenia 
- Potrafi tylko, że gorzej. O, tu na przykład Kazimierz by tak wyminął, że byśmy byli już z przodu i tutaj na linię najechaliśmy. Kazimierz by nie najechał -
Pani prowadząca autobus zdawała się nawet nie słyszeć marudzącego dziadka i robiła swoje, jednak znajoma mężczyzny nie miała zamiaru siedzieć cicho:
- Kazimierz i Kazimierz, ożeń się z nim jak jesteś tak w niego wpatrzony. Stary jest już, oczy nie te, ludzi drzwiami przycina, hamuje zbyt nagle i na zakrętach zarzuca, że ludzie latają po całym autobusie. Na przewóz kartofli, to by się nadawał ale na ludzi to już nie te lata. Prowadź kochanieńka -
Mężczyzna już chciał coś odpowiedzieć ale autobus zaczął hamować i starszy pan zmuszony był trzymać się poręczy i obserwować jak pojazd wymija kurę, która akurat postanowiła przejść się środkiem szosy i nic nie robiła sobie z autobusu.
- Widzisz? - rzuciła kobieta, szturchając sąsiada w ramię - Kazimierz by ci tutaj zrobił rosół, a tak kurka chodzi i żyje -
Mężczyzna do końca jazdy coś marudził pod nosem ale nie nawigował już głośno kierowcy i pozwolił reszcie pasażerów cieszyć się spokojem.

czwartek, 7 czerwca 2018

Gacek w natarciu

Wakacje coraz bliżej, a dzieciaki z sąsiedztwa nie wiedząc co zrobić z nadmiarem wolnego czasu wymyśliły sobie zabawę w dzwonienie domofonem i uciekanie z miejsca zbrodni.
Frajda tym większa, że po niedawnej wymianie słuchawek, dźwięk jaki się z nich wydobywa morduje skutecznie uszy wszystkich posiadaczy decybelami z pogranicza syreny alarmowej.
Jako, że mieszkam na parterze poczułam się w obowiązku przepędzenia dziesięciolatków. Kiedy wychodziłam one uciekały, lecz gdy wracałam do domu one również wracały tyle że pod domofon i zabawa toczyła się dalej.

Żebym nie wyszła na stetryczałą, moim sąsiadom również średnio podobała się ta forma rozrywki.
Dzieci, dopiero uspane przez swoich rodziców zaczynały płakać, psy wyć, a dorośli rzucać soczystymi "pojebało Was, małe gnojki?", co spotykało się z salwami śmiechu po drugiej stronie słuchawki.
Zabawa nie miała zamiaru się skończyć, więc po raz kolejny otworzyłam drzwi, żeby postać sobie trochę na korytarzu w nadziei że dzieci znudzą się i uciekną.
Zatrzymałam się jednak na wycieraczce. Na przeciwko mnie, przy schodach kucał mój sąsiad, trzymając swojego wyżła za obrożę. Kiedy mnie zauważył przyłożył wskazujący palec do ust i zakradł się bliżej drzwi wyjściowych. Wycofałam się nieco ale dalej obserwowałam co robi mężczyzna. Kiedy dzieciaki po raz kolejny wcisnęły przyciski domofonu, sąsiad z szybkością Usaina Bolta dopadł do drzwi, otworzył je i krzyknął:
- A może ktoś chce pobawić się z Gacusiem? -
Pies wypadł przez otwarte drzwi, a reszta była chaosem. Dzieci, przeciskające się jeden przez drugiego na schodach, jakaś dziewczynka niemal jadąca po poręczy, chłopiec przeskakujący po 3 schody na raz, drugi prawie jadący na plecach swojego kolegi. Wszystkie przerażone i piszczące, rozbiegły się w różnych kierunkach, podczas gdy pies patatajał to za jednym to za drugim dzieckiem, liżąc je po twarzach i wesoło poszczekując. Jemu jednemu podobała się taka zabawa.
Towarzystwo rozbiegło się w ciągu niecałej minuty, pies został przywołany i zziajany wrócił z sąsiadem na górę.
Tego dnia domofon nie zadzwonił już ani razu... co raczej nie powinno nikogo dziwić.

niedziela, 3 czerwca 2018

Jaki specjalista?

Pewnego dnia obudziłam się w środku nocy z potwornym bólem oczu i całkowitym brakiem możliwości ich otwarcia. 
Na wpół ślepo wykręciłam numer do lekarza ale jako że była to noc, do tego weekend skierowano mnie na ostry dyżur do szpitala. Dopiero później okazało się, że to jakiś dziwny, zmutowany wirus, pierwotnie pochodzący od wielbłądów (nie pytajcie jak to złapałam, bo sama się do tej pory zastanawiam)... teraz jednak byłam zmuszona dowiedzieć się dlaczego zaczynam krwawić z oczu i czy już wzywać egzorcystę. Żebym nie zabrudziła poczekalni, wręczono mi nerkę i kazano udać się do rejestracji. Czekałam grzecznie w kolejce, trzymając swój numerek i kompletnie nie mając pojęcia, czy uda mi się go dojrzeć na ekranie monitora. Dotarłam jednak jakoś do okienka rejestracji, jedną ręką macając po ścianie, żeby na nic nie wpaść, drugą przytrzymując nerkę pod wciąż kapiącym krwią okiem. Wydłubałam z kieszeni kartę NFZ i podałam ją bardzo flegmatycznej pani w okienku, która wyglądała jakby robiła już co najmniej trzecią zmianę i to bez kawy. Po 10 minutach wstukiwania moich danych w komputer, pani spojrzała przeciągle na moje spuchnięte oblicze i rzekła:
- Do jakiego specjalisty zapisać? -
Myślałam, że żartuje ale kobieta dalej patrzyła na mnie wyczekująco. 
Widząc, że o tej godzinie mało kto jest przytomny i rozumiejąc, że ta kobieta ma w obowiązku spytać odpowiedziałam, że do okulisty ale miałam szczerą ochotę powiedzieć, że potrzebny mi ginekolog, bo chyba krwawię nie tą stroną co powinnam.