Jeżdżąc często autobusami można
być świadkiem naprawdę wielu dziwnych sytuacji i z czasem niemal nic już nie
jest w stanie nas zaskoczyć. Cóż… niemal.
Sobotni poranek. Wracam właśnie z
suką do domu. Pies przysypia, ja zresztą także. Do autobusu wsiada 6
podchmielonych i ewidentnie wczorajszych młodzieńców. Buja nimi, jakby autobus
był łodzią a na zewnątrz panował wiatr 10 w skali Beauforta. Nie wchodzą jednak
sami. Czterech z nich taszczy 1,5 metrowego gipsowego loda w rożku, którego
zapewne zwinęli spod jakiejś lodziarni. Ujechali z lodem może z 3 przystanki,
kiedy przytrafiła się kontrola biletów. Zwracali na siebie sporo uwagi, więc
kontrolerzy skierowali się od razu do roześmianego kółeczka:
- Dzień dobry, bileciki do
kontroli –
- Aesz oczywi-ście prszę Pana –
- A na Grześka też musimy mieć
*hip* bilet? – spytał kolega właśnie sprawdzanego jegomościa
- Na jakiego Grześka? – zdziwił
się kontroler
- No Grzechu, przedstaw się panu –
zakrzyknął młody człowiek i przysunął loda bliżej
- Tak, przedmiot jest większy niż
bagaż podręczny ale jeśli go Panowie odstawią na miejsce z którego został
zabrany to przymknę na to oko –
- Widzisz, mówiłem Ci gamoniu że
Grześ musi mieć biiilet – młodzieniec szturchnął kolegę, który niemal wpadł na
następnego imprezowicza
- Panie sznowny, szanowny panie…
Grzesia zabraliśmy tylko na wycieczke i go odstawimy do domu.. sowo harcerza! –
Widząc, że lód pod wpływem
zakrętów przemieszcza się do przodu, młodzieniec złapał za rożek i razem
zaliczyli kilka piruetów po autobusie, po czym udało im się wrócić na miejsce z
pomocą kolegów.
- Grzesiu, co ty wprawiasz
szalony… już nie tańczymy – pokiwał palcem mężczyzna, którego zawartość
alkoholu w organizmie zdawała się być większa niż zawartość krwi.
Kontroler przeszedł dalej,
zostawiając towarzystwo z lodem. Nie wiem czy Grześ ostatecznie trafił do domu
ale muszę przyznać że koledzy się nim opiekowali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz