Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 31 stycznia 2020

Do Rotunia proszę

Kiedy urodziła się moja siostra, moja mama wzięła mnie na stronę i powiedziała:
- Tylko pamiętaj, że jak kiedyś młoda spyta skąd się wzięła, to masz powiedzieć, że z brzuszka mamy. Żeby Ci nie przyszło do głowy powiedzenie, że ktoś znalazł ją na śmietniku.
Będąc wówczas ośmiolatką, która dzięki bogato ilustrowanym książkom babci była już bardzo uświadomiona w temacie kwiatków i pszczółek, obdarzyłam rodzicielkę spojrzeniem niedowierzania i odparłam, że nawet by mi to nigdy przez myśl nie przeszło, więc skąd w ogóle taki psychopatyczny pomysł.
- To dobrze - odparła rodzicielka i temat się urwał.

Kilka lat później dowiedziałam się od babci, że jej dwa wysrańce - moja mama, która była najstarszym dzieckiem i młodszy o rok syn, bardzo lubiły dokuczać najmłodszemu wysrańcowi, który był młodszy od mojej mamy o osiem lat. Była to więc dokładnie taka sama różnica wieku jak między mną, a moją siostrą.

Babcia opowiedziała mi, że kiedy jej najmłodsze dziecko spytało rodzeństwa skąd się wzięło, to zamiast odpowiedzieć bezpiecznie, że przyniósł go bocian, został znaleziony w kapuście, czy odesłać go do matki na głębsze wyjaśnienia, dwójka geniuszy odpowiedziała, że został znaleziony na śmietniku.
Jako, że nękanie brata było ulubionym zajęciem mojej mamy i wujka, młody żył w tej świadomości latami i nikt nie wyprowadził go z tego błędu. 

Kiedy pewnego dnia najmłodszy wysraniec ostro pokłócił się ze starszym rodzeństwem, które pilnowało go podczas nieobecności w domu pracujących rodziców, siedmioletni wówczas wujek spakował plecak i wyszedł z domu, nie mówiąc nic nikomu.
Nieobecność małego gremlina została zauważona po kilku godzinach, kiedy do domu wrócił ojciec gromadki. Wtedy właśnie zaczęły się intensywne poszukiwania, które przez następnych kilka godzin były zupełnie bezowocne.
Na trop wpadła moja mama, która przypomniała sobie, że jej brat zawsze groził, że pojedzie "papa" do rodziny i nigdy nie wróci. Wszyscy udali się więc biegiem na najbliższą stację kolejową, by znaleźć tam zapłakanego brata i bardzo zdenerwowanego maszynistę, który zdążył już wezwać Milicję.
Okazało się, że dziecko chciało samo jechać pociągiem do "Rotunia" - taka wersja Torunia dla siedmiolatka, ponieważ nie chciało, żeby go rodzice wyrzucili na śmietnik, gdzie go znaleźli, a w "Rotuniu" była rodzina, która mogła go przygarnąć.

Długo zajęło tłumaczenie Milicji, że dziecko nie pochodzi z patologicznej rodziny, a całe zajście było spowodowane głupim wybrykiem jego starszego rodzeństwa, które po powrocie do domu czekały poważne problemy i szlaban przynajmniej do osiągnięcia pełnoletności.

Finalnie cała rodzina wróciła do domu z trzema płaczącymi latoroślami.
Dwoje z nich beczało, ponieważ już czuli w kościach konsekwencje całej akcji, a jedno nie mogło pogodzić się z faktem, że nie dojechało do "Rotunia" i cały misterny plan szlag trafił.

Myślę, że można śmiało powiedzieć, że moja mama nie była najlepszą starszą siostrą na świecie.

czwartek, 30 stycznia 2020

Co Rude, to wredne

Dzisiaj porozmawiamy o pewnej natarczywej kobiecie, która tak się nieszczęśliwie złożyło jest moją sąsiadką, małych, kolorowych karteczkach i rudowłosej mistrzyni konspiracji.
Gotowi?
Ok.



Na drzwiach zewnętrznych wywieszono kartkę, która głosiła iż dnia dzisiejszego przeprowadzona zostanie kontrola czujników czadu, oraz w razie potrzeby ich ewentualna wymiana.
Narodził się problem.
Zarówno ja, jak i pozostali członkowie rodziny mieliśmy pewne ważne plany, co uniemożliwiało przyjęcie pracowników gazowni, ponieważ każde z nas musiało znaleźć się o wyznaczonych godzinach w innym mieście. Jako, że Morfina nie mogła sama przyjąć kontroli, do zadania została powołana Ruda, którą już wszyscy dobrze znają (albo powinni) i która zaoferowała swoją pomoc, ponieważ jak to ujęła "i tak musiała załatwić w tym pipidowie kilka spraw".
- Jesteś tego pewna? - spytałam, zapraszając Rudą do mieszkania - Nie będzie mnie kilka godzin.
- Ta, spoko. Tylko zamknij te potwory w pokoju - odparła dziewczyna i zerknęłam na śpiącą w legowisku Morfinę, oraz zwinięte w precelki szczury, dyndające w sputniku.
- To większe ma właśnie pośniadaniową drzemkę i nie wstanie przed dwunastą, a mniejsze prowadzą nocny tryb życia i ich klatka jest zamknięta.
- A jak wstanie, to co?
- To nic. Rozejrzy się i wróci do łóżka. Jak się będziesz bardzo obawiać jej krwiożerczych zapędów, to możesz ją zamknąć w pokoju. Chociaż pewnie nawet nie zauważy, że mnie nie ma.
- Mhm.
- Ludzie z gazowni mają przyjść za jakąś godzinę, może dwie. Wpuścisz ich do łazienki, sprawdzą czujniki i wyjdą, zostawiając papierek.
- Jasne.
- Jesteś pewna, że to nie problem?
- Idź już, nie wku*wiaj.
- Ok.
- Baw się dobrze, ja na pewno będę.
- Co?
- Co? Nic. Pa pa - rzekła Ruda, zamykając za mną drzwi.

Czy jej tajemniczy uśmieszek powinien rozbudzić moją czujność?
Tak, lecz z jakiegoś powodu postanowiłam nie zwracać uwagi na czerwony alarm w mojej podświadomości i ruszyć na przystanek autobusowy.

Dojeżdżałam właśnie do innego miasta, kiedy otrzymałam te oto wiadomości:




Wiedziałam już, że decyzję podjęłam zbyt pochopnie, ale było za późno, żeby się wycofać, więc miałam tylko nadzieję, że będę miała do czego wrócić.

Kilka godzin później zapukałam do drzwi własnego mieszkania i kiedy zostałam wpuszczona do środka, ze zdziwieniem odkryłam iż nie zmieniło ono swojej aranżacji.
- Dobra, co zrobiłaś? - spytałam.
- Absolutnie nic.
- Ruda...
- Sorki, mam coś do załatwienia - rzekła Ruda, zabierając ze stołu mnóstwo kolorowych karteczek i mijając mnie w drzwiach.
- Gdzie idziesz? - spytałam, obserwując jak dziewczyna podchodzi do skrzynki na listy i upycha karteczki pod numerem, pod którym mieszkała Anonimka.
- Oszalałaś? Co Ty robisz?
- Jeszcze kilkanaście się zmieści - odparła niewinnie Ruda.
- Ale co to jest i czemu to tam wpychasz?
- To są ciasteczka z dobrymi radami, tylko bez ciasteczek, bo dupsko i tak już ma wielkie.
- Zapchałaś jej tym skrzynkę?
- Nie tylko skrzynkę. To byłoby zbyt proste.
- Czekaj, skąd wiesz pod jakim numerem mieszka?
- To akurat było proste. Przespacerowałam się po sąsiadach, pytając czy byli już panowie z gazowni, bo "wyszłam na chwilę i nie wiem czy się z nimi nie minęłam" i przy okazji podpytałam gdzie mieszka.
- Sąsiedzi Ci powiedzieli?
- Tylko jeden. Taki chłopak z góry. Jak otworzył drzwi, to spytałam czy rodzice wiedzą, że nie ma go w szkole, a jak odpowiedział, że ma dzisiaj wolne, to zagroziłam, że powiem im jakie filmy ogląda, bo grzmocenie słychać aż na dole. Był bardzo pomocny.
- Szantażowałaś nastolatka?!
- Trochę. Jako, że sąsiaduje z tą wydrą, wpuścił mnie na jego balkon, żebym nie musiała używać procy z dołu.
- Co?!
- Co, "co"? Wpuścił mnie na balkon, bo go przekonałam poinformowaniem rodziców o po*nusie, którego oglądał, wdziękiem osobistym i faktem, że mógł obczajać mój tyłek, jak się gimnastykowałam, żeby te kartki tam doleciały.
- Proca?!
- Proca. Patyk, guma? Kojarzysz?
- Co Ty chciałaś robić procą?
- Chodź - odparła Ruda, wpychając do zaśmieconej po brzegi skrzynki ostatni papierek i prowadząc mnie do mieszkania.
- Ruda co zrobiłaś?
- Słuchaj. Normalnie, to bym to załatwiła po mojemu, ale jako, że Ty tu mieszkasz, a jesteś strasznie sztywna, musiałam się wstrzymać, żebyś przypadkiem nie dostała wylewu, czy czego tam dostają starzy nudziarze.
- Masz tyle samo lat co ja.
- A wyglądam dużo młodziej. Zamiast gówna, jajek i dużej ilości kisielu, udającego spermę, musiałam jej zbombardować balkon liścikami. W myśl zasady ogień zwalczaj ogniem. Skoro tak lubi karteczki, to dałam jej karteczki.
- Ile dokładnie?
- Nie wiem. Kilka tysięcy?
- Co?!
- Plus te w skrzynce i na wycieraczce.
- Powrzucałaś jej na balkon kilka tysięcy liścików, zapchałaś nimi skrzynkę na listy i jeszcze obsypałaś wycieraczkę?
- W formie kulek, bo nie chciały dolatywać na ten balkon. 
- ...
- Wiesz ile to było wycinania? Palce mnie bolą. Trochę szacunku dla pracy.
- I co, ona się nie zorientowała?
- Albo nie ma jej w domu, albo ma bardzo twardy sen, bo poprosiłam młodego z góry o ściszenie po*no i podkręcenie tego taniego, polskiego rapu, którego słuchał. Dobre ma głośniki. 
- Wiesz, że tu mieszkają też inni ludzie? Normalni ludzie? Dzieci też. Osoby starsze.
- Ku*wa Krycha, staruszki są głuche i gówno słyszą, gnojki powinny być o tej godzinie w szkole, żłobku, albo innych instytucjach poboru wyklutych płodów, a niecała godzina na słuchawkach jeszcze nikomu nie zaszkodziła i gliny w tym czasie nie zdążyłyby przyjechać. Od Ciebie ta muzyka wychodziła? Nie. To zluzuj gacie.
- Co jest właściwie na tych kartkach? - westchnęłam.
- Prawo boże, z ambony głoszone.
Wzięłam do ręki jedną z karteczek. Informacja na niej głosiła:
(można kliknąć w obrazek, by go powiększyć)



Jeśli ktoś nie widzi, to tekst jest następujący:

"Błogosławieni Ci, którzy nie wpier*alają się w życie innych, albowiem mają ku*wa własne i lubią swoje zęby."

Musicie wiedzieć, że ocenzurowałam przekleństwa na potrzeby postu. Na karteczkach nie było cenzury.

- Co to jest? - spytałam.
- Przekaz od boga bitch - odpowiedziała Ruda - W czterech językach.
- Co?
- Polski, hebrajski...



... chiński...



... i ku*wa wingding.



 - Któryś może dotrze do tej je*anej pustki we łbie - zakończyła Ruda, podając mi karteczki - Nie marszcz się tak. Powinnaś mi właściwie podziękować, że się powstrzymałam i zrobiłam coś tak słabego. To godzi w mój honor.
- Przecież ona dostanie szału jak się zorientuje.
- Chyba już się zorientowała. Przynajmniej, że ma nowy dywan z kartek na balkonie, bo jakieś ku*wy tam leciały.
- Ruda...
- Musisz sobie wymienić tusz w drukarce, bo Ci się kończy - rzuciła Ruda, przechodząc do korytarza i ubierając kurtkę.
- Ciekawe czemu. Wpuściłaś chociaż tych z gazowni?
- Tak, wszystko spoko. Jakieś stare cepy, nawet nie było co wyrwać.
- Oni tu przychodzą pracować, a nie na podryw.
- A to się wyklucza? Od kiedy?
- Jesteś niemożliwa.
- Kartkę od nich masz na stole. Aha. Jak opróżni skrzynkę, to nawrzucaj jej nową partię. Zostało sporo u Ciebie na biurku. 
- Ruda nie będę...
- Nie bądź ku*wa c*pa Krycha. Ja spadam, na razie.
- Pa... - rzekłam, zamykając za Rudą drzwi i spoglądając na plik kolorowych papierków.

Cóż, mogło być znacznie gorzej.

środa, 29 stycznia 2020

Guzik, płatki i jajecznica

Tak się złożyło, że ostatnio gościliśmy u siebie kuzyna, który postanowił się u nas zatrzymać w drodze powrotnej z wycieczkowych ferii i przespać się jedną noc.

Kiedy wstałam bladym świtem (w okolicach godziny dziesiątej), kuzyn popijał już drugą kawę, szukając najszybszego połączenia z punktu A, jakim było nasze mieszkanie, do punktu docelowego B jego podróży. Podeszłam do szafki z płatkami, zajrzałam do środka i ku mojemu zdziwieniu nie odnalazłam swojego opakowania. Mogłabym przysiąc, że jeszcze wczoraj tam było.
- Wrąbałeś może moje płatki? - spytałam przelotnie kuzyna, który przerwał proces wyszukiwania i spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Jak wyglądały? - spytał.
- Żółte opakowanie, z czerwonym paskiem?
- Czemu podejrzewasz mnie?
- Ponieważ nikt inny ich w tym domu nie jada?
- Aha... to opowiem Ci pewną historię.
- Darek, zjadłeś je, czy nie?
- Csii, nie przerywaj. Jak byłem jeszcze małym szkrabem, takim całkiem tyci malutkim, to przyniosłem do domu rannego ślimaka. Biedak miał pękniętą skorupkę i zrobiło mi się go szkoda.
- Jaki to ma związek z moimi płatkami?
- Czekaj, cierpliwości. Nakleiłem mu na skorupkę taki maluni plasterek i postanowiłem się nim zaopiekować dopóki nie wyzdrowieje. Wsadziłem go do terrarium, napakowałem tam trawy, sałaty, dużo warzyw. No tak, żeby się czuł jak w domu i szybko wrócił do siebie. Nazwałem go Guzik. Nie wychodził ze swojej pękniętej skorupki, ale pomyślałem, że jest wstydliwy, albo musi się źle czuć.
- Aha?
- Zajmowałem się nim codziennie. Znaczy, wymieniałem mu wodę i dokładałem jedzenie. Nigdy się przy mnie nie wychylił ze skorupki, ale sałata była nadgryziona, więc skoro jadł, to musiał być w niezłej formie. To trwało kilka tygodni. Przychodziłem ze szkoły, sprawdzałem co u ślimaczka Guzika i miałem nadzieję, że pewnego razu go zobaczę. Jego i jego małe różki.
- Ok?
- Wiesz, co się okazało?
- Nie?
- To była tylko pusta skorupka. Opiekowałem się przez kilka tygodni pustą, pękniętą skorupką, a moi rodzice, widząc moje zaangażowanie, nie chcieli mi robić przykrości, więc przesuwali tę skorupkę w różne miejsca terrarium jak nie widziałem i nadgryzali sałatę i warzywa, żebym myślał, że ślimaczek czuje się lepiej. Powiedzieli, że to było tak urocze z mojej strony, że nie chcieli łamać mi serca. Moje serce zostało jednak złamane i to właśnie oni je złamali.
- I jak to się ma do...
- Wtedy właśnie dotarło do mnie, że nawet najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa i życia w urojeniach.
- Czyli zeżarłeś moje płatki?
- ... tak.
- ...
- Ale pomyśl o tym tak. Nie będziesz żyła w złudnym przekonaniu, że gdzieś są, tylko schowały się przed Twoimi oczami.
- Gdzieś są. W Twoim brzuchu dokładniej.
- To piękna metafora przemijania.
- Zaraz Ty przeminiesz. Metaforycznie i dosłownie.
- Jak zrobię jajecznicę, to zachowam życie?
- Możliwe.
- No dobra.
- Co z nim dalej było?
- Co?
- Z tym ślimakiem. Dokładniej ze skorupką.
- Powiedziałem rodzicom, że wstyd mi za nich, że nie wierzą w Guzika i jego wolę walki, bo powinni go wspierać w drodze do wyzdrowienia, a nie spisywać go na straty. Nie dałem im dojść do słowa i uciekłem do pokoju. Tam dokładniej przyjrzałem się skorupce i faktycznie wyglądała na pustą, ale rodzicom wmówiłem, że widziałem jak coś tam się poruszało. Nie wiedzieli co robić, więc dalej podgryzali warzywa i udawali, że ślimak jest w środku, żebym się nie smucił.
- Wiesz, że to lekko dziwne?
- Zemsta jest smaczna, nie mogłem się powstrzymać. Guzik w końcu "uciekł" z terrarium i nigdy go więcej nie widziałem. Skorupka nie mogła sama wyjść, więc pewnie rodzice pomogli jej w ewakuacji. Należało im się. Nie można tak pogrywać z emocjami dziecka.
- Chcieli dobrze, tylko to za daleko zaszło.
- Czasem intencje mogą nas samych zgubić.
- Co jeśli Ci powiem, że to były płatki dla szczurów i zawierały duże ilości larw mącznika?
Kuzyn wstrzymał oddech, spojrzał na mnie badawczo i blednąc na twarzy, zapytał:
- A były?
- Może były, może nie były.
- To były, czy nie?
- To zależy jak na to spojrzysz. Czasem skorupka ślimaka jest pełna, chociaż jest pusta.
- Bez takich...
- Co? Żołądek buzuje? Czy zaraz ujrzymy piękną metaforę przemijania?
- Blefujesz.
- Nawet jeśli nie, to białko owadów jest bardzo dobrze przyswajalne. Na Twoim miejscu bym się tym nie martwiła.
- ...
- Spoko, to były zwykłe płatki.
- To czego straszysz?
- Zemsta jest smaczna, nie mogłem się powstrzymać. 
- Zostało jeszcze kawy? - spytała moja mama, wchodząc do kuchni i przeszukując szafki.
- No dalej - rzuciłam do kuzyna - Opowiedz jej o ślimaczku.
- O jakim ślimaczku? - spytała rodzicielka.
- Takim z pękniętą skorupką - odparłam.
- Czyli jajecznica również dla cioci - powiedział do siebie Darek, sięgając po patelnię.

Zapas kawy trzymamy w szufladzie, ale tego chłopak nie mógł niestety wiedzieć.
Ups.

wtorek, 28 stycznia 2020

Gatunkowe krzyżówki młodocianych

Kiedy byłam bardzo mała, wierzyłam że wróbelki to dzieci gołębi. Byłam jednym z tych niedoinformowanych i naiwnych dzieci, które zamiast zadawać dużo pytań, pewne rzeczy wyciągały z obserwacji i brały za pewnik. 
Mając zaledwie cztery lata, zostałam wyprowadzona z błędu, o którym nie wiedział właściwie nikt. Mój pradziadek, który w tamtym czasie hodował gołębie pocztowe, pokazał mi ich gniazda, jajka i małe, nieopierzone wersje tych ptaków, które ani trochę nie przypominały wróbli. Kiedy nauczyłam się płynnie czytać, poparłam nową tezę wiedzą z książek przyrodniczych i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że wróble i gołębie to dwa, zupełnie różne gatunki ptaków, które nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. 
Kto by pomyślał.

W swoim życiu spotkałam się już z potrzebą tłumaczenia najmłodszym pokoleniom podobnych schematów. Osobiście wyjaśniałam kuzynom, że chomiczek nie jest dzieckiem świnki morskiej, a myszka nie jest dzieckiem szczurków, chociaż w tym drugim przypadku pomyłka była dość zrozumiała i wynikała z dużego podobieństwa w wyglądzie tych zwierząt.

Dzisiaj jednak byłam świadkiem sytuacji, w której kobieta musiała uspakajać swoją płaczącą (na oko trzy-czteroletnią) córkę, ponieważ młoda bardzo ciężko przeżywała fakt iż kotki nie są dziećmi piesków, a tworzą odrębny gatunek. Po raz pierwszy widziałam takie zadeklarowanie i upartość jeśli chodzi o problem błędnych twierdzeń. Kobieta próbowała wszystkiego, ale była stosunkowo bezsilna wobec histerii córki, zdruzgotanej nową rzeczywistością.
- Ale zobacz - tłumaczyła matka dziecka, usiłując opanować jego szloch - przecież niektóre kotki są dużo większe od niektórych piesków. Na przykład kotek pani Kasi jest większy od tego małego pieska, co mieszka obok, tak? To jak taki duży dzidziuś kotek miałby zmaleć, żeby być pieskiem.
- Nie - odpowiedziało dziecko, nie przyjmując do siebie logicznych argumentów.
- No, a co ze szczeniaczkami? - kontynuowała kobieta - Przecież szczeniaczki to właśnie małe pieski. Widziałaś też małe kotki. Szczeniaczki są dziećmi piesków, a małe kotki są dziećmi kotków.
- Nie - łkała dziewczynka.
- To czym są szczeniaczki i małe kotki? - spytała matka dziecka.
- Szczeniaczki to szczeniaczki, a kotki są dziećmi piesków - odparła przez łzy dziewczynka.
- To dlaczego tak wiele piesków nie lubi kotków? Przecież czasem pieski gonią kotki, a kotki drapią pieski, bo się nie lubią. To co, mamusie nie lubią swoich dzieci?
- Nie.
- Ale co "nie"?
- Nie lubią. Tak jak Ty mnie nie lubisz i mnie kłamiesz.

Matka dziecka oczywiście zaprzeczyła i usiłowała przekonać córkę, że to wcale nie jest tak, ale cóż kiedy zaufanie zostało już naciągnięte, a dzieciństwo zrujnowane.

Za późno na żale.

Reset systemu i odmóżdżenie. Gość specjalny - pizza.

Jakiś czas temu poprosiłam Was o pomoc (na Facebookowej grupie) przy wybraniu kilku niestandardowych filmów, w celu odmóżdżenia i całkowitego formatu mózgów u części ekipy. Pożądanymi produkcjami były horrory, filmy psychodeliczne, albo połączenie obu. Miały być okropne, ohydne, przerażające i wyzwalające w człowieku emocje, których nie jest w stanie nawet opisać.
Nie rozczarowaliście mnie. Wasze opinie i propozycje okazały się bardzo pomocne.


Dla zwycięzców, którzy przebrnęli przez cały cykl odmóżdżającej nocy, przewidywana była nagroda. Przegrani mieli stawiać pizzę wygranym.

Skład grupy oglądającej prezentował się w następujący sposób:


Dla urozmaicenia postanowiliśmy wprowadzić żyłkę hazardu w te małe zawody i obstawiać kto może odpaść w kolejnych rundach.
Każdy dostał po żetonie i zostały postawione pierwsze zakłady.


- Nie no, czuję się niedoceniony - rzekł Oli, widząc jak przedstawia się tabela potencjalnych przegranych.
- Co Ty nie powiesz - odparłam - Poważnie myślicie, że odpadnę pierwsza?
- No wiesz - powiedziała Ruda, rozkładając się na kanapie - Taka jesteś dość cicha, niepozorna, delikatna.
- Delikatna?! - żachnęłam się - Ja?
- Oj, ja bym uważał z takim stwierdzeniem - odparł Damian, również siadając na kanapie - Krychę mało co rusza. To taki trochę Transformers. Niepozorne tylko jak się patrzy pobieżnie.
- Dziękuję - odpowiedziałam.
- Jeśli chodzi o dzikie filmy, to nikt poważny nie stawia na przegraną Oliego - rzekł Szyszek - Prędzej ja wymięknę. Jego oczy zniosą dużo.
- Dobra, dobra. Jeszcze się okaże - stwierdziła Mysz - Mamy jakąś listę, czy będziemy teraz czegoś szukać? Potrzebuję sprawić, by mój mózg wołał o pomoc morsem.
- Spokojnie, to już załatwiłam - odpowiedziałam - Spytałam ludzi na grupie o propozycje filmowe i dostałam całkiem pokaźną listę. Proponuję jechać po kolei, wedle liczby głosów.
- Sprytnie, sprawić by inni odwalili robotę za Ciebie - rzekła Ruda, przyglądając się ankiecie.
- Ja po prostu zasięgnęłam opinii. Wolałam, żeby to były filmy, których nie widziałam. Tak będzie bardziej sprawiedliwie.
- Dobra, odpalaj.
- Skrót zasad - dodała Baśka - Odwrócenie wzroku na dłużej niż dwadzieścia sekund, lub zamknięcie oczu na ten sam czas skutkuje automatyczną przegraną.
- Pewnie.
- No to film numer jeden. Ktoś widział tę produkcję?
- Nie.
- Nope.
- Nie, ale Sodoma brzmi bardzo interesująco - przyznała Ruda.

(dalsza część zawiera spoilery filmów i opisy obrzydliwych scen, których nie powinni czytać nieletni, przechodzicie dalej na własną odpowiedzialność)

~~ Film pierwszy - "Salo, czyli 120 dni Sodomy" ~~

- To było... - zaczęła Aga.
- Dziwne - dokończył Damian.
- Obrzydliwe - dodała Baśka - zwłaszcza końcówka.
- Mówisz o skalpowaniu, wycinaniu oka, podpalaniu, czy obcinaniu języka? - spytałam.
- Tak ogólnie. Mam niesmak.
- Ogólnie softpo*no z fabułą - stwierdziła Ruda - Taką dość toporną fabułą. No nie kupuję tego. Dużo golizny i dziwnych akcji.
- Trochę ciężko było na tym odpaść - przyznał Szyszek - To było dziwne, ale tak bez przesady.
- Runda druga, ktoś chce zmienić zakłady? - spytałam.
- Właściwie, to tak - przyznał Damian, przesuwając swój żeton.


- Że co?! - jęknęła Ruda.
- Mam wrażenie, że nie pociągniesz długo - wzruszył ramionami Damian.
- Ciekawy zwrot akcji - przyznał Szyszek.
- Bezczelny. Prosisz się o odegranie sceny z tego filmu - rzekła Ruda.
- Grozisz, czy obiecujesz? Zawsze możesz postawić na mnie. Nikt nie broni.
- Nie jestem głupia, ale swojej decyzji pożałujesz.
- Zobaczymy.

~~ Film drugi - "Groteska" z 2009 roku ~~

- Chyba wiem dokąd to zmierza - przyznała Baśka, widząc na ekranie dwoje ludzi, przywiązanych do ruchomych stołów w otoczeniu ostrych narzędzi.
- Ja chyba też - odparła Mysz.
- To po to są te dziurki w tej kulce - rzekł Oli - Ciekawe...
- Dogłębna akupunktura - odezwał się Damian, sięgając po paluszki.

- Ale niezręcznie - rzekła Mysz, obserwując parę na ekranie, siedzącą w milczeniu przy stole.
- To mnie zabija bardziej niż cokolwiek, co się będzie tam dalej działo - odparła Ruda.
Lubię Cię - padło w końcu z ust chłopaka w filmie, co wywołało prychnięcie Rudej i Damiana.
- Wow - powiedział Damian.
- Chyba bym go rzuciła z miejsca, jakby mi wyskoczył z takim tekstem - odparła Ruda.
- No mistrz podrywu, nie ma co - przyznała Mysz.
... chyba nawet kocham - dopowiedziała postać na ekranie.
- No lepiej - westchnęła Ruda - Weź ją pocałuj, rzuć na ziemię, cokolwiek.
To nasza pierwsza randka, to dzieje się za szybko - odpowiedziała dziewczyna przy stoliku.
- Come on! - westchnęła Baśka - On jej wypalił, że ją kocha na pierwszej randce?
- Szybko poszło - zaśmiał się Oli - ale też zależy jak długo ze sobą wcześniej chodzili.
- Dopiero co ją spytał czy ma chłopaka, raczej ze sobą wcześniej nie chodzili - odparł Szyszek.
- Też racja.
- To mu sprzedała eleganckiego kosza - odezwała się Ruda - Coś jak "zostańmy przyjaciółmi".
Czy umarłbyś za mnie? - spytała kobieta w filmie.
- Co? - spytała Ruda.
Co? - powtórzył mężczyzna na ekranie.
Spytałam czy oddałbyś za mnie życie - dokończyła kobieta.
- Czekaj, czekaj, czekaj - pokręciła głową Baśka - Ona mu właśnie powiedziała, że "muszą się lepiej poznać", a teraz go pyta czy by za nią oddał życie?
- Niezłe pytanie na pierwszej randce - odparła Ruda - Chyba zacznę stosować.
- Cześć, lubię Cię, oddasz za mnie życie? - podsumował Damian - Jest to ciekawe podejście.
Tylko żartowałam - zaśmiała się kobieta w filmie, widząc niepewność mężczyzny.
- Jaka dowcipna - przyznała Ruda - Pewnie i tak zaraz zginie.

Pyszne ciasto, bita śmietana jest doskonała - rzekł porywacz, patrząc na swoje związane ofiary.
- Aha, no smacznego. Oni tam tak jakby krwawią - odparła Mysz.
- Może mu to poprawia apetyt - powiedział Damian.
Mam pytanie, uprawialiście s*ks? - spytał porywacz.
- Następny bezpośredni - przyznała Ruda, zagłuszając parsknięcie Szyszka - Co za psychol.
Ani razu? - spytał porywacz - I tak tu umrzecie. Jest pewna luka. Musicie mnie nakręcić. 
- Aha - odparłam - Więc to jeden z TYCH filmów.
Jeśli to zrobicie, puszczę Was wolno - rzekł porywacz.
- Po pierwsze, nie ufam mu - powiedziała Ruda - Po drugie, już bym tam odstawiała pole dance.

- No dobra - powiedziała Baśka - Ten psychol się do niej dobiera, ale porwał też faceta. Mam rozumieć, że będzie zwrot akcji, czy jego sobie uprowadził tylko żeby patrzył?
- Wydaje mi się, że właśnie się rodzi odpowiedź na Twoje pytanie - odpowiedziałam, kiedy porywacz zaczął powoli zbliżać się do mężczyzny.
- Powinniśmy zaprosić Twoją sąsiadkę - rzuciła Ruda.
- Koniecznie...

- Wjeżdża piła łańcuchowa - rzekł Szyszek - Znaczy, że koniec zabawy.
- Oj, gość już nigdy nie zagra na skrzypcach - odpowiedział Damian.
- Ale kciuka mu oszczędził. Nawet dwa - powiedziałam.
- Czy on sobie z tych palców robi naszyjnik? - rzekła Mysz, mrużąc oczy - Interesująca biżuteria.
- I ona też już nie zagra na skrzypcach - dodał Oli - Trzymasz się Ruda? Jakaś bledsza jesteś.
- Wydaje Ci się - odpowiedziała Ruda - Po co mu te nożyczki?
- Się zaraz dowiemy - odparła Mysz.
- O nie, dzieci już też nie pokarmi...
Najpierw wbiję parę gwoździ w Twoje jądra - rzekł porywacz, biorąc do ręki młotek i bardzo długie gwoździe, co wywołało reakcję nie tylko wśród męskiej części ekipy.
- O nie... nawet nie będę próbował sobie tego wyobrazić - rzekł Szyszek, zatapiając się w kanapę.
- Nie będziesz musiał, zdaje się, że nam to zaraz pokażą - odparł Oli, patrząc niepewnie na ekran.
- Nie wierzę, że on nie zemdlał - rzekł Damian.
- On się tak poświęca dla laski, która mu dała kosza? - spytała Ruda - Chrzanić ją. Z tego i tak już nic nie będzie.
- On ją chyba kocha, więc... - odparł Oli.
- Ty byś się tak dla Szyszka poświęcił?
- No wiesz - odpowiedział Oli, patrząc jak w jądro trafia kolejny gwóźdź - Jakbym miał pewność, że go puści wolno... to raczej tak. Liczyłbym, że szybko stracę przytomność, wykrwawię się, czy coś.
- Nie patrz na mnie, to nawet nie jest pytanie - powiedział Szyszek, widząc spojrzenie Rudej - Chociaż pewnie próbowałbym sobie odgryźć język, żeby się nim udusić, czy cokolwiek. Taka opcja wydaje się dużo mniej bolesna niż... to.
- Jesteście poje*ani - skwitowała Ruda - Ja nawet nie mam jąder, a nie ma takiej siły, która by mnie do tego zmusiła.
- On mu będzie odcinał przyrodzenie - rzekła Mysz, spoglądając na ekran przez palce.
- Nie - poprawiłam ją - Najpierw się zajmie jego okiem.
- Jakim cudem on jest przytomny? - spytał Damian - To nie jest realne.
- Serio? To Ci najbardziej przeszkadza w tym wszystkim? - spytała Agnieszka.
- Czekaj, to on ich teraz będzie ratował? - spytałam.
- No tak, bo wygrali. Mieli go podjarać i widocznie odcinanie cudzych członków na niego tak działa - odparł Damian.
- Jak on to przeżyje i ona za niego nie wyjdzie, to to największa siksa na świecie - skwitowała Baśka.
- On już jej nie ma za dużo do zaoferowania - odparła Ruda.
Zostaniecie tu dopóki się całkiem nie wykurujecie - rzekł porywacz, stawiając na stoliku kwiaty - W ten sposób mogę Wam podziękować za ten dreszczyk emocji.
- What?! - zaśmiał się Oli - Jaki kulturalny porywacz. Wyciął mu oko i kilka innych rzeczy, ale szarmancja przede wszystkim.
- Zaraz się porzygam - dodała Mysz.
Jak wyzdrowiejecie, oddam się w ręce policji, a Wy otrzymacie cały mój majątek w ramach odszkodowania - powiedział porywacz.
- I to się nazywa ciekawy zwrot akcji - przyznała Baśka.
- Co tam się dzieje do ku*wy - rzekła Ruda, wpatrując się z niedowierzaniem w ekran.
- On ich serio wypuści? - spytała Agnieszka.
- Nie wydaje mi się - powiedział Damian - Coś mi się widzi, że w tym love story nie będzie happy endu.
Zrobię czyste nacięcie i wyciągnę Twoją odbytnicę - rzekł porywacz.
- Nie no, bez jaj - rzuciła Ruda - Ile ten film jeszcze ma?
- A co, już masz dość?
- Nie... tak pytam. Zaraz mu się skończą miejsca do wycinania.
- Jeszcze jakieś dwadzieścia minut - odpowiedziałam.

- Czyli on ma się przespacerować z flakami na wierzchu, odciąć sobie jelito i uwolnić ją z lin - podsumował Oli.
- Romantyczne, nie? Ruda masz zamknięte oczy - odpowiedział Damian.
- Nie zamknięte, tylko przymknięte. Nie lubię flaków - odpowiedziała Ruda.
- Mysz, dasz radę.
- Mhm - wybełkotała Mysz, zakrywając sobie usta.

- Czekaj, niech to ogarnę umysłem - powiedziałam, chichocząc na napisach końcowych - Ona nawrzucała psychopacie z piłą mechaniczną i pojechała mu po matce, a kiedy on odciął jej głowę siekierą...
- Toporkiem - poprawił mnie Damian.
- ... właśnie, to jej głowa przeleciała przez pół pokoju, zdążyła odgryźć oprawcy tętnicę, a martwy gościu bez jelita na ziemi, który okazał się być żywy jeszcze wbił mu nożyczki w nogę.
- Dokładnie.
- Co tam się wydarzyło na tej końcówce, to ja nie.
- Chyba już wiemy skąd taki tytuł - rzekł Oli - Mnie to też rozwaliło.
- Beret rozryty.
- Zmiana zakładów? - spytała Baśka.
- O tak, stanowczo - odpowiedział Oli - Wybacz Krysia, nie doceniłem Twoich możliwości.
- Zdarza się. Ja Twoich też nie.


~~ Film trzeci - "Nekromantik" z 1987 roku ~~

- Znowu będzie nagość i tortury, zgadłam? - spytała Ruda.
- Te filmy mają raczej stały schemat - odpowiedziałam.
- I mówisz, że Ci to polecili psychole z grupy? Niezłe party. Chyba ich polubię. Wydają się odpowiednio po*ebani.

- Dobra, tylko czemu ta krew jest tam taka jasna? - spytał Damian - I dlaczego ekipa sprzątająca zwłoki nie nosi rękawiczek?
- Gość trzyma w słoikach ludzkie szczątki, a Ciebie to najbardziej zastanawia? - spytała Baśka.
- Patrzę od technicznej strony.
- Nie mów mi, że on przywlókł do domu tego topielca w celach...
- Rozrywkowych - dokończyła Ruda - Zobacz, zrobili mu ku*asa z nogi od krzesła, czy co to tam jest.
- Jednak rzygnę - powiedziała Mysz - Oni z nim teraz będą...
- Yep - odparłam.
- Przecież na tych zwłokach właściwie już nie ma mięsa.
- Jest oko - zaznaczył Damian - Jedno. Które właśnie liżą...
- Biedny króliczek - rzekł Oli.
- Biedny kotek - odparłam.
- Kotkowi się nic nie stało przecież.
- Jeszcze. Jak go sprowadził do domu, to raczej długo nie pożyje.
- Nie no... zwierzęta to już by zostawili w spokoju.
- Macie po*ebany system wartości - stwierdziła Ruda - Oni właśnie rucha*ą zwłoki. Do tego mocno nadpsute.
- Pierdzielić zwłoki, sku*wysyn zatłukł kota - rzuciła Baśka.
- Biedna kicia - poparł Baśkę Damian - Mam nadzieję, że na planie nie poświęcili kota.
- Myślisz, że by mogli?
- To był osiemdziesiąty siódmy rok. Wtedy nikt się nie przejmował. Wolę myśleć, że nic mu się nie stało.
- To tylko kot - westchnęła Ruda.
- Osobiście wolałbym, żebyś mi odcięła dwie ręce jakimś tępym narzędziem, niż żebyś ruszyła moje koty. Krysia Ci powie to samo.
- Dodaję dwie nogi - powiedziałam.
- Z kim ja się zadaję...
- Gość się naciera kocimi flakami w wannie, ja się poddaję - odparła Mysz, odwracając się od ekranu - To nie jest na mój żołądek.
- No co Ty Mysz, dasz radę, niecałe dwadzieścia minut do końca - rzekł Oli.
- Nie, to koniec, albo zahaftuję Krysi podłogę.
- To mamy pierwszą ofiarę - powiedział Damian - Nie sądziłem, że Cię ruszą zwierzęce wnętrzności.
- Same wnętrzności nie, ale to co ten koleś z nimi robi już tak. Podziękuję, chciałabym jeszcze kiedyś móc coś przełknąć.

- Czyżby gość chciał się zabić? - spytała Mysz, zerkając przelotnie na ekran w momencie, kiedy główna postać popijała tabletki alkoholem.
- Jeśli tak, to bardzo nieumiejętnie - odparł Damian - Nie wiem co to za lek, ale trzy tabletki go nie zabiją, choćby to zapił litrem wódki.
- Amator - rzekła Ruda.
- Błąd nowicjusza.

- Czy oni mi chcą wmówić, że gość jednym machnięciem łopaty odrąbał temu człowiekowi połowę głowy, czystym cięciem? - spytałam samą siebie.
- To są efekty specjalne sprzed naszych narodzin Krysia - rzekł Damian - Weź na to poprawkę.
- A jednak ze sobą skończył - powiedziała Mysz.
- Seppuku popełnił - odpowiedziałam - dość bolesny sposób. Miał gość fantazję.
- Bolesne, długie i bardzo dużo bałaganu - podsumował Damian - No, ale co kto lubi.
- I co cwaniaczki? - spytała Ruda - wytrwałam.
- Spokojnie - odparł Damian - do końca daleko.


~~ Film czwarty - "I Spit on Your Grave" ~~

- Wyrwała się od tych gnojków, znalazła szeryfa, a szeryf się okazał jednym z nich? - spytała Agnieszka.
- Urwałabym jajca. Wszystkim - odparła Ruda - Co za ku*wy.
- Pomógłbym - dodał Damian.
- Ja też - rzekł Oli - Ale ona chyba przeżyła i będzie się mścić.
- Jakoś mi ich nie szkoda - przyznał Szyszek - Ani trochę.
- Komuś się twarz stopiła - powiedziałam - A temu panu ząbki wypadły.
- A drugiemu oczko się wydłubało - dodał Oli.
- A temu ptaszek odleciał - zakończył Damian.
- Nie sam - poprawił go Szyszek - sekatorki pomogły.
- Troszeczkę - przyznał Damian - Ale dzięki temu ptak drogę do ust właściciela znalazł. To się nazywa umiejętność.
- Ale ładnie urządziła szeryfa. Dubeltówka w tyłku? - pokiwała z uznaniem Agnieszka.
- Kolonoskopia wersja hard - uśmiechnął się Damian.
- Będzie piekło i szczypało - dodał Oli - Ale tylko przez chwilę. Raczej długo nie wytrzyma.
- Chciałabym poznać tę laskę. Ma fantazję - odparła Ruda - i spoko tyłek.
- No jego się już nie będzie do niczego nadawał za kilka sekund.
Boli szeryfie? - spytała kobieta na ekranie - Myślałam, że tak pan lubi.
- Kocham ją - przyznała Baśka.

- Ten film przynajmniej miał przesłanie - rzekł Damian.
- Karma wraca? - spytał Oli.
- Tak.
- Nie zadzieraj z kobietą, bo to wcale nie jest taka słaba płeć jak się wydaje? - dodała Ruda.
- Też.
- Gwałciciele nie mają lekko - dodała Baśka.
- Mają dokładnie to, na co zasłużyli. Ubytki w uzębieniu, gałkach ocznych, twarzy i jelicie.
- Podobał mi się ten film - przyznał Szyszek.
- Wszystko fajnie, ale skład pozostaje bez zmian. Trzeba podkręcić śrubki - rzekł Oli, patrząc na mnie wymownie.
- No więc - zaczęłam - Mam taką jedną, sprawdzoną produkcję. Tylko, że ja ją już raz widziałam.
- Da radę?
- Myślę, że da.
- To dawaj. Co to za produkcja?
- Film z 88 roku. Japonia, jeńcy wojenni, bardzo wybujałe tortury.
- Brzmi spoko.
- Ok.

~~ Film piąty - "Men Behind the Sun" ~~

- Nie ma to jak wmawiać komuś, że inny człowiek, to nie człowiek, bo nie jest dokładnie taki sam - rzekła Agnieszka.
- To jest niestety częsty problem - odparła Baśka - Daleko szukać nie musimy.

- Czy oni jej właśnie zamrozili palce? - spytał Szyszek.
- To jest nic, poczekaj dalej - odpowiedziałam, doskonale wiedząc czego oczekiwać.
- O, nie, nie, nie - rzekła Agnieszka, odwracając się od ekranu - Nope.
- Nie, że jej ugotowali żywcem ręce, czy nie, że jej zaraz będą je obierać z mięsa, również na żywca? - spytałam.
- Wszystko nie. Odpadam. Od samego dźwięku skwierczenia tych rąk mnie mdli.
- Jesteś pewna?
- Jak najbardziej.
- Ruda nie oszukuj - zaśmiał się Damian, widząc odruch wymiotny Rudej, podczas oddzielania mięsa od kości i jej uciekający wzrok.
- Chore po*eby - odparła Ruda, walcząc ze sobą.
- Poddajesz się?
- Nie. Jeszcze nie - rzekła Ruda, zmuszając się do zerknięcia.

- Daleko jeszcze? - spytała Baśka.
- Oj, daleko - odpowiedziałam.
- Urwało mu nogę. A drugiemu wyrwało jelito. Starczy.
- Dość naturalnie to wygląda, nie? - rzekł Damian.
- Biedny chłopak - powiedział Oli - Zaufał im. Mieli się z nim pobawić piłką, a zamiast tego go rozpruli całego.
- To tak wygląda ludzki tłuszcz od środka - powiedział Damian - No patrz jak edukacyjnie.
- Dobra, będzie tego. Niedobrze mi troszkę - przyznała Baśka - Za dużo tego.
- To zostało nas pięciu.
- Chyba zaraz będzie czterech, patrząc na Rudą - rzekł Oli.
- Biedny dzieciak, wyciągnęli z niego jeszcze bijące serce. Ruda omijają Cię najlepsze perełki - powiedział Damian.
- Jak Ci zaraz wysmaruję perłę, to będziesz miał co czyścić z paneli.
- Łukasz nie poddawaj się - motywował Szyszka Oli - Nie bądź miękki.
- Ludzie to zwyrole - odparł Szyszek - Ile tego zostało?
- Czterdzieści minut? - odparłam - Coś koło tego.
- Nie no, litości.
- Boże, biedny kot - powiedział Damian - Czemu w tych filmach muszą być zwierzęta.
- To skrzywdzę Ci psychikę jeszcze bardziej - rzekłam - Ponoć te szczury tego kota naprawdę rozerwały na potrzeby kręcenia filmu.
- Co? Nie no. Nie mów mi takich rzeczy.
- Niestety.
- Moje serce... To jest okropne.
- Tu Cię boli - odezwała się Ruda.
- Ruda, odchodzimy razem z godnością? - spytał Szyszek, obserwując mord na ekranie - Chyba mi starczy na dzisiaj.
- Nie no, nie poddawaj się. Dobrze Ci idzie - rzekł Oli.
- Ale nie dlatego, że już bym nie dała rady, tylko dlatego, że jest już dość późno i nam zamkną pizzerię - odparła Ruda.
- Tacy głodni jesteście? - spytał z uśmiechem Damian.
- Nie, ale zakład to zakład, nie? - odparł Szyszek - A Wy to możecie ciągnąć w nieskończoność. Przynajmniej Oli może.
- One tego kota zjadają - powiedziała niepewnie Baśka.
- Dobra, starczy. Ruda?
- Ale ja tylko, żeby dotrzymać towarzystwa Szyszkowi. To nie jest przegrana, tylko zachowanie resztek godności. Niezdrowo tyle godzin gapić się w ekran.
- Jasne - odparł Oli - To co? Walka o pierwsze miejsce, czy uznajemy trzystopniowe podium?
- Uznajemy podium - odpowiedział Szyszek, uprzedzając pobladłą resztę - Celem był reset mózgu i ja się czuję całkowicie zresetowany.
- Zwycięstwo mi pachnie hawajską - powiedział Damian.
- Popieram - odparłam.
- Ja również - rzekł Oli.
- Wy poważnie po tym wszystkim jesteście w stanie cokolwiek przełknąć? - spytała Mysz.
- Zanim to do nas dojedzie, to się zdążymy odciążyć czymś lekkim i durnym - odpowiedziałam - "Zabójcza opona", "Rekinado", czy "Atak krwiożerczych donatów"?
- Mnie obojętnie - rzekła Mysz - Tylko coś bez hektolitrów krwi i flaków na wierzchu.
- Dla nas z kurczakiem? - spytała Ruda.
- Obojętnie, byle nie z owocami - odparł Szyszek.
- No co Ty, nie jestem psychopatą. Obrzydliwości jadą do nich, my zjemy prawdziwe żarcie.
- Amatorzy - rzekł Damian.
- Nie każdy połyka żyletki na śniadanie - odparła Ruda.
- Nie wiesz co dobre. Nie dziwi Cię, że akurat zwycięzcami jest troje ludzi, którzy szanują ananasa na pizzy?
- Czy mnie dziwi, że psychopaci wygrali psychopatyczne zawody? Jakoś nie.
- Dawaj Rekinado - rzekła Mysz - mózg musi zapomnieć co ujrzały oczy.

~~ Film szósty - "Rekinado" ~~

- Efekty specjalne ktoś im robił w paincie? - spytał Szyszek - Te rekiny wyglądają jak gumowe.
- Obawiam się, że na fabułę też nie mamy co liczyć - powiedział Oli.
- Są surferzy, czyli pewnie rekiny będą miały wyżerkę - odparła Mysz.

- To jest bardzo ciekawe co tam się stało - przyznał Damian - Rekiny przy samej plaży, w wodzie po kostki, na płyciznach. 
- Ja się nie zdziwię jak one zaraz zaczną biegać po piasku - przyznałam.
- To by mnie zabiło - odparł Oli.
- Nagrywane na green screenie - dodał Damian - Na jednym ujęciu na motorówce ten ranny koleś wisi na tym co prowadzi, a jak jest ujęcie z odległości, to jest oparty do tyłu. Widzicie to?
- Masz rację - przyznał Oli - Ktoś w ogóle ten film nadzorował?
- Zrobili rekiny z modeliny. Czego się spodziewasz? - spytała Baśka.
- Epickość bije z tej produkcji. Gość leży bez nogi, a ratownik podbiega do tego, który jest lekko ranny.
- Widocznie ocenił który ma większe szanse na przetrwanie - zaśmiał się Damian.
- Gość sprzątnął rekina krzesłem. Lubię go - rzekł Szyszek.
- Myślicie, że producenci wiedzą jaki ten film ma odbiór? - spytałam.
- Myślę, że mają oczy - odpowiedziała Agnieszka - Opis pod tym filmem to "Jeden z najgorszych filmów jakie wyprodukowano".
- "Jakie kiedykolwiek wyprodukowano" - poprawił Agnieszkę Oli.
- Tym bardziej.
- Czekaj, czy on z pistoletu odstrzelił rekinowi całą głowę do krateru? - spytał z niedowierzaniem Damian - Nie tak działa pistolet. Shotgun by tak nie zrobił.
- Jeszcze diabelski młyn się toczy ulicami. Gdzieś to już widziałem - dodał Szyszek.
- Tornado, rzuca rekinami, giną ludzie, a gość od krzesełka sobie śpi - rzekł Oli - Mój człowiek.
- Drzemki są bardzo ważne. Zwłaszcza w jego wieku.
- To jest genialne. Rekin im naparza w auto, bo jest całe 30 cm wody na ulicach. No w sam raz dla rekina.
- A ja Wam mówię, że one tam jeszcze zaczną biegać na płetewkach - odparł Szyszek.
- Oni tak szybko przełączają między kamerami, że powinni dać ostrzeżenie dla epileptyków - dodałam - Nie wiem czy się od początku filmu ujęcie z jednej kamery pojawiło na dłużej niż dwie sekundy.
- Krysia. Woda im sięga do połowy opon, a tam pływają rekiny - zaśmiał się Oli - No przecież to jest coś pięknego.
- O nie... w tym aucie jest Golden - powiedziałam - Powiedzcie mi, że pies przeżyje.
- Myślisz, że zabiją go plastusiowe rekiny? - spytała Ruda.
- Cicho. Pies ma przeżyć. Nawet w takiej produkcji. 
- Nawet ten pies ma minę pod tytułem: "Co ja tu robię? Za jakie grzechy" - parsknęła Baśka.
- Czekaj, leci gość z krzesełkiem! - zaniósł się śmiechem Oli - Nie mów, że on tego psa ocali. 
- Ocalił - odparł Damian - Nie każdy bohater nosi pelerynę. Niektórzy noszą krzesełka. 
- No nie! Zeżarły go? Bez sensu. To była najlepsza postać.
- Bez człowieka z krzesełkiem to nie będzie to samo. 
- Ale jak go przyjaciele żałowali, nie? - wtrącił Szyszek - Zeżarły go rekiny na ich oczach, a oni "meh, jedziemy dalej". Tacy przyjaciele to skarb.
- Wywaliło fontannę rekinów z kanałów - powiedziała spokojnie Mysz - Norma.
- O i teraz laska ma shotguna, a robi mniejsze obrażenia niż tamten gość pistoletem. On go normalnie obrał ze skóry - rzekł Damian - Pistoletem!
- Bardzo zrelaksowani ludzie. Właśnie zginął chłopak tej pani i tak jakoś średnio jest przejęta tym faktem.
- Ej, po panelach pływają jej plastusiowe rekiny - odparła Ruda - Też byś był tym faktem zaskoczony.
- Ale nie można powiedzieć, że się tam mało dzieje - wtrąciła Mysz.
- Czy im się właśnie cały dom rozpadł jak domek z kart?
- Tak.
- Tam nawet nie było dużo wody!
- I to jest w tym piękne - odparł Oli.
- Czyli autobus pełen dzieci stoi w wodzie po kostki, a gość musi się spuścić na linie na moście, pod którym przypadkiem ten autobus stanął, bo dookoła pływają rekiny - podsumowałam - super.
Co to? - spytała kobieta na widok tworzącej się trąby powietrznej.
- Schabowy - odparła Ruda - smacznego.
- Samochód wybuchł, bo rekin się w niego wgryzł. Amazing.
- Oni nie mieli odebrać syna? Zapomnieli już o nim?
- Oni mają turbo w samochodzie.
- Lepiej. Oni mają turbo pod wielkim, czerwonym guzikiem.
- Oni chcą polecieć helikopterem i wrzucić bombę z gaśnicy w środek tornada, żeby je zniszczyć. Brzmi jak plan.
- Gość zmienił strzałem z pistoletu trajektorię lotu rekina - rzekł Damian - Nie sądziłem, że kiedyś wypowiem takie zdanie.
- I oczywiście, że helikopter podleciał bardzo blisko tornada i ono go nie wciągnęło.
- Bomba zadziałała, tornado ustało - dodała Baśka.
- Gość wylał benzynę do basenu z wodą i to wybuchło? Jak?
- Co tam się odwala? Dlaczego to się odwala?

Odwalało się dalej. Rekiny spadały, ludzie ginęli, prawa fizyki były łamane, a nas dopadła taka fala śmiechu, że niewiele pamiętam z końcówki. Dostawca pizzy przyjechał między wybuchem basenu, a rekinem wżerającym się w helikopter i spadającym na ziemię prosto na piłę łańcuchową, trzymaną przez głównego bohatera, który wyciągnął z wnętrza rekina połkniętą wcześniej bohaterkę, więc pizza-man powitał bardzo rozweselone towarzystwo.

Ostatnią produkcję polecam każdemu. Dawno się tak nie zanosiłam śmiechem.


Zostało nam do obejrzenia kilka filmów, więc szykujemy się na rundę drugą.
Format systemu powinno się przeprowadzać regularnie, racja?


niedziela, 26 stycznia 2020

Do źwirząt podejście dwóch starszych panów

Siedzimy z Morfiną na krawężniku w ten pochmurny poranek i czekamy na rutynowe badanie krwi. Weterynaryjna poczekalnia może pomieścić tylko wyznaczoną liczbę pacjentów i ich opiekunów, więc żeby nie ograniczać przepływu tlenu, część właścicieli stoi na zewnątrz, zajmując ławki, płoty i krawężniki. Puchata znajduje się na smyczy i wspierając głowę o moje udo, przygląda się ruchomym obiektom, takim jak przechodnie, czy samochody.
- Patrz ile źwirząt - mówi pewien starszy człowiek do swojego towarzysza, przechodząc zapełnionym chodnikiem.
- Rozdają tu co? - pyta drugi mężczyzna właściciela królika w transporterze.
- Nie, tu na badania wszyscy czekają, albo na konsultację - odpowiada opiekun uszastego stworzenia.
- Patrz jak ludzie dbają. Żeby moja żona tak o mnie dbała jak te ludzie o te źwirzęta - wzdycha pierwszy mężczyzna.
- Ludzie teraz dbają o wiele rzeczy. Ja bym też musiał na badania. Nie byłem dawno. Tu mi pewnie nie zrobią, co?
- Nie, tu tylko zwierzęta - odpowiada właściciel królika.
- Ale człowiek to też zwierzę, dobrze mówię? - pyta starszy pan.
- No wie pan, to tak nie działa.
- Ja wiem, ja wiem.
- Ja to źwirząt za bardzo nie lubię - rzuca kompan.
- Ale dlaczego? Zrobiły Ci co kiedy? Ugryzły Cię?
- Nie, ale durne są strasznie i szkody tylko robią.
- A powiedz mi Rysiu kto Ciebie ukradł ostatnio pieniądze ze skarbonki? - pyta jeden z panów - Zwierz, czy człowiek?
- A no człowiek - odpowiada drugi z panów.
- A no widzisz. A powiedz mnie kto Ci podatki płacić nakazuje. Zwierz, czy człowiek?
- A no człowiek. Ale na przykład czereśnie to mnie szpaki obżarły. Kury lisy wytłukły, a nie ludzie.
- Bo głodne były, a nie dlatego, żeby na złość Tobie zrobić Rysiu - mówi starszy pan, głaszcząc Wyżła, którego pysk znalazł się nagle blisko reki mężczyzny.
- Niech sobie źwirzęta żyją, ale niech mnie szkód nie robią i w drogę nie wchodzą.
- Człowiek to też zwierz - odpowiada mężczyzna, przechodząc dalej i zostawiając rozmerdanego Wyżła za sobą - Tylko część tej zwierzęcości stracił i stał się bardziej bezwzględny, a bardziej bezwzględny nie znaczy mądrzejszy Rysiu.
- Aj tam - macha ręką drugi z panów - Opowiadasz.
- A no tak. Spójrz na przykład na takie psy. Tego ktoś głaska, tego ktoś smyra, mówi pieszczotliwie, tego to nawet ja żem pogłaskał, bo mu z oczu dobrze patrzyło i pysk nadstawił. I to nieważne czy stare, czy młode. Każdy zwierz sobie wyprosi. A kiedy Ciebie ostatnio żona tak pogłaskała, czy pieszczotliwie powiedziała coś? Choćbyś się łasił i wdzięczył i pysk podkładał, to najwyżej Ci powie, że śmieci niewyniesione i zawiasy skrzypią i że masz naprawić.
- To nie jest źwirząt mądrość, tylko wycwanienie jak tu wykorzystać najlepiej najmniejszymi kosztami - przeciwstawia się tezie mężczyzna.
- Nazywaj jak chcesz, ale zazdrościć im tylko można - odpowiada drugi pan, szperając po kieszeniach w poszukiwaniu zapalniczki - Jak nic już nie będziesz miał, ani domu, ani emerytury, ani godności, bo Ci ją starość odbierze i w pieluchę zaczniesz robić, to się tylko można modlić o przyjaciela i śmierć. Przyjaciele się mogą odwrócić, rodzina się może odwrócić, bo ani pieniędzy, ani pożytku, ani porozmawiać, ale zwierzowi nigdy nie będziesz za bardzo nudny, ani śmierdzący. Zwierz zostanie do końca. Pieluchy Ci nie zmieni, ale towarzystwa dotrzyma.
- A potem Cię zeźre, jak ten lis kurę - odpowiada drugi mężczyzna.
- Może i zeźre, ale dopiero jak śmierć zabierze, a to już wszystko jedno jest. Człowiek Cię zeźre jeszcze za życia Twojego. Najpierw Ci pieniądze zeźre, potem dom, a potem bliskich wszystkich. Jak rak, albo pasożyt jaki - mówi starszy pan, sadowiąc się na ławce.
- Rak i pasożyty to też źwirzęta są.
- Rysie to też zwierzęta Rysiu. Do tego podłe, bo wypijają krew i zostawiają ofiarę. Jak pijawki. Do rysia i pijawki się nie przytulisz, ale do takiego psa, czy kota, albo króla to już można.
- Czyli widzisz, nie wszystkie źwirzęta nawet Ty lubisz. Niektóre złe są.
- Złe są, bo tak je natura stworzyła, a nie z wyboru. Jeść muszą. Człowiek większy wybór ma, a i tak źle wybrać potrafi, to co lepsze jest Rysiu?
- A idź z tymi Twoimi mądrościami - odpowiada mężczyzna, również siadając na ławce - Bóg Cię pokara kiedyś za takie bluźnierstwa, zobaczysz jeszcze.
- E tam. Bóg ludzi też nie lubi, bo by inaczej wojen nie było. Miałem kiedyś psa jak żem w wojsku był. Mówiłem Ci.
- Mówiłeś, mówiłeś. Milion razy mówiłeś.
- To był pies. Człowiekowi bym w życiu tak nie zaufał jak temu psu. Wszystko wiedział, mądry był, a ile razy mnie z tarapatów wyciągnął, to liczyć nie będę. Człowiek się mógł okazać zdrajcą i szpiegiem. Broń w plecy wycelować najlepszemu koledze, bratu nawet, a pies Cię nigdy nawet nie obszczekał. Jak był wierny, to do końca i nic tego zmienić nie mogło. Najlepszą kiełbasą byś go nie kupił.
- Sam powinieneś być pies.
- Żebym to ja jeszcze wybór miał jaki.
- I co, pchlarzem byś wolał być? Pchły mieć, na sznurku chodzić i innym tyłki wąchać?
- A spojrzyj no na te psy tutaj Rysiu. Brudny który? Pcheł to one nawet pewnie nie widziały na oczy, a jeść to lepiej niż my jedzą. Czułości na zawołanie mają, ludzie dbają, do lekarzy prowadzą. Ja sam muszę chodzić, nikt mnie nie prowadzi i się nie zastanawia czy zjadłem, co zjadłem, kiedy zjadłem. Za takie warunki, to ja mogę nawet tyłek czasami powąchać - kończy starszy pan, ignorując dezaprobatę kolegi i zaczepiając szczeniaka, który wyrywając się na smyczy, usiłuje zwrócić na siebie uwagę jak największej ilości otaczających go ludzi.

Chyba już wiem jak będzie wyglądać moja starość.
Właśnie to sobie uświadomiłam.

sobota, 25 stycznia 2020

Pieskowe przypadki

Do węszącej w parku Morfiny podchodzi chłopiec, w przedziale wiekowym 3-6 lat. Dziecko trzyma za rękę starszą osobą, prawdopodobnie babcię, lub nianię.
- Mogę pogłaskać tego piesek? - pyta chłopiec.
- Pieska - poprawia karzełka kobieta - Trzeba zapytać jego pani.
- Pani, czy ja mogę pogłaskać pieska? - pyta chłopiec, zerkając na mnie.
- Jasne, proszę - odpowiadam, kiedy puchata jest już właściwie przyklejona do ręki dziecka.
- Taki dobry pieska - mówi chłopiec, gładząc Morfinę po głowie.
- Piesek - poprawia dziecko kobieta.
- Dobry piesek. Czemu ja nie mogę mieć piesek?
- Pieska. Nie możesz mieć pieska, bo by z nim nie miał kto wychodzić, a z pieskiem trzeba wychodzić.
- Wychodzić z pieskiem.
- Tak.
- Jakbym miał pieskiem, to bym z nim wychodził.
- Jakbyś miał pieska - tłumaczy cierpliwie kobieta - to byś z nim sam nie mógł wyjść, zobacz jaki on jest duży. A jakby Cię pociągnął? Albo jakiś inny by Was zaatakował.
- Pieska by nie ciągnął - upiera się chłopiec.
- Piesek - kontynuuje opiekunka - mógłby Cię pociągnąć niechcący.
- Ile ich tu jest? - pyta zdenerwowany faktem istnienia deklinacji chłopiec.
- Piesków? Jeden przecież.
- To po co tyle nazw. Piesek jest piesek - odpowiada dziecko.
- Ale piesek się odmienia przez przypadki - tłumaczy kobieta.
- Piesek się nie zmienia i nie ma żadnych przypadków. Pieskiem się nie przydarza nic. Pieskiem sobie stoi i nic się nie dzieje!
- Nie o to chodzi. Słowo "piesek" się odmienia.
- Pieskiem się nie odmienia, to słowo też się nie może odmieniać. Przecież widać - oburza się chłopczyk i kobieta wzdycha ciężko, próbując swoich sił ponownie. Dziecko upiera się przy swoim, zniża się do poziomu psiego pyska, przystawia twarz do Morfiniego nosa i patrząc puchatej głęboko w oczy, mówi:
- Pieskiem się nie odmienia.
Beżowe futro obdarowuje dziecko lizem i chłopiec rzuca do kobiety:
- Widzisz? Pieskiem chyba wie najlepiej. W końcu pieskiem jest pieskiem i pieskiem najlepiej się zna.

Siła argumentu tego młodego człowieka jest nie do odparcia.

piątek, 24 stycznia 2020

Problematyczne pytania w sklepie zoologicznym

Sklep zoologiczny, godziny wieczorne.
Stoję w kolejce, dzierżąc w dłoni żwacze, jelita, płuca, oraz resztę zwierzęcych narządów wewnętrznych. Za godzinę sklep powinien zostać zamknięty, ale klientów ciągle przybywa. Ekspedienci podchodzą do nich żwawo i oferują swoją pomoc, licząc na opuszczenie pracy o planowanym czasie.
Przede mną stoi dwoje ludzi, w tym mężczyzna w średnim wieku, który rozgląda się niepewnie po półkach. Kiedy przychodzi jego kolej, kasjerka pyta uprzejmie:
- W czym mogę pomóc?
- Szukam szamponu dla psa - odpowiada zagubiony człowiek.
- Rozumiem, jakiego konkretnie?
- A to są jakieś rodzaje?
- No oczywiście. Tak jak do ludzkich włosów, tak do psiej sierści również jest bogaty wybór. Jest szampon przeciwpchelny, na lśniącą sierść, rozczesujący, rozjaśniający, hipoalergiczny, osiem w jednym. To jaki konkretnie by Pana interesował?
Mężczyzna wzdycha, patrzy na kasjerkę oczami głodnego szczeniaka i odpowiada:
- Droga Pani. Ja szampon chciałem dla psa. Najzwyklejszy szampon, dla najzwyklejszego psa.
- A jaką piesek ma sierść? To zaraz coś dobierzemy.
- Czy ja wiem, to kundel jest.
- Ma długie futro, czy krótkie?
- Krótkie.
- Szorstkie, gładkie?
- Gładkie raczej...
- Tendencje do wypadania? Przejaśniania? Czy piesek ma delikatną skórę?
- Trzy razy nie.
- Jaki zapach by Pana interesował?
- Zapach?
- Tak. Mamy szampony na bazie jajka, miodu, rumianku, awokado, lawendy, kokosu...
- Proszę Pani ja nie będę ciasta piekł. Psa chciałem wykąpać, bo śmierdzi, bo się w czymś wytarzał, a to czy on będzie potem pachniał lawendą, czy kokosem, to mnie to naprawdę mało obchodzi.
- Kolor sierści?
- Czarny.
- Jakieś znaczenia, podpalania, przejaśnienia?
Mężczyzna przerzuca spojrzenie na mnie, szukając pomocy wśród oczekujących w kolejce.
- Jest gorzej niż przy wyborze koloru farby do ściany - rzecze, składając razem ręce - Ja Panią proszę. Szampon zwykły, do czarnego psa, z krótkim futrem, co mi go wypierze.
Ekspedientka zastanawia się chwilę, po czym podaje mężczyźnie butelkę szamponu dla zwierząt o gładkiej, ciemnej sierści.
- Proponuję coś takiego - mówi do klienta, na co ten rozradowany wyciąga z kieszeni portfel.
- Super, ekstra. Zdobyłem szampon - odpowiada mężczyzna.
- Mogę pomóc w czymś jeszcze?
Kupujący zastanawia się chwilę i zerka niepewnie na kasjerkę, mówiąc:
- Chciałbym też obrożę kupić, ale obawiam się, że będę musiał podać kolory zasłon w kuchni, a nie pamiętam.
- Nie, aż tak źle to nie będzie - uśmiecha się kasjerka - Wystarczy mi pożądany kolor, rozmiar szyi psa i materiał z jakiego obróżka ma być wykonana.
- W szyi to on ma 32 cm obwodu. Jakaś jasna, żeby się od futra odróżniała.
- Rozumiem. Skórzana, parciana, plecionka, na gumce, z wyciąganym uchwytem?
- Za co? - wzdycha mężczyzna i wyciąga telefon, po czym po kilku sygnałach wręcza go sprzedającej - Proszę, córka będzie wiedzieć - mówi i po chwili pakuje już do torebki wybraną obrożę i szampon - Bardziej pewnie się czułem jak musiałem oceniać kreacje córki na studniówkę przez trzy godziny - rzuca klient i wychodzi, dziękując za pomoc.
Kobieta kasuje zakupy kolejnej osoby, która jest jednocześnie ostatnim klientem przede mną i kiedy klientka prosi o "coś do wyciągania kleszczy", sprzedająca pyta:
- Pęsetka, długopis, karta?
Kobieta mruga intensywnie i wpatruje się w przedmioty, które lądują na blacie.
- Niech mi Pani doradzi, bo ja pojęcia nie mam - odpowiada po chwili kupująca.
- Jaki rodzaj futra ma zwierzaczek? - pyta kasjerka i cały schemat zostaje powtórzony.
Chłopak, stojący w kolejce za mną, wyciąga telefon i po zaakceptowanym połączeniu, pyta:
- Mamo, jakie futro ma Twój kot, bo ja potrzebuję szczegółów. Tu o wszystko pytają... wiem, że żwirek mam tylko kupić, ale jak mnie spytają, to co mam powiedzieć? Nie wiem jaki smak nawet i czy ten Twój nie jest uczulony na kokosy. Wiem, że go nie będzie żreć, ale szamponu też by nie żarł! - rzuca chłopak i zaczynam żałować, że nie znajduję się w kolejce za nim.