Każde schronisko ma swojego
weterynarza wewnętrznego, który sprawdza zwierzęta, szczepi je i w razie
potrzeby leczy. Zdarzyła się jednak taka sytuacja, że w związku z pilnym
wezwaniem weterynarza schroniskowego w teren, zadzwoniono do naszego gabinetu
żebyśmy wykonali rutynowe szczepienia. Jako że w związku z nowymi podopiecznymi
na terenie schroniska panowało lekkie zamieszanie, byłam często wysyłana do
samochodu po sprzęt albo szczepionki. Stałam przy aucie i szukałam igieł
odpowiedniej wielkości, kiedy udało mi się podsłuchać rozmowę mężczyzny
odwiedzającego schronisko, z wolontariuszką:
- Proszę Pani, chciałem
zaadoptować psa –
- To świetnie, ma Pan jakieś oczekiwania
co do pieska, czy woli Pan się przejść między klatkami i sam wybrać –
- Właściwie wiem czego chcę. Mam
duży dom, pieniądze na ewentualne leczenie. Pracuję w domu, mam dużo czasu. Nie
mam dzieci. Proszę mi pokazać psa, który ma najmniejsze szanse na adopcję. –
Czułam jak rozpuszcza mi się
serce. Wolontariuszka chyba poczuła to samo, bo spytała tylko czy jest pewien
swojej decyzji, na co mężczyzna odpowiedział że myślał nad tym pół roku i jest
całkowicie pewny i świadomy odpowiedzialności jaką na siebie bierze. Zniknęli
gdzieś w głębi schroniska a ja wróciłam z igłami do lekarki. Miałam okazję
podziwiać przez okno jak mężczyzna wraca ze swoim nowym przyjacielem i pomaga
psu wsiąść do samochodu. Zaadoptował Ryśka – ślepego na jedno oko, ośmioletniego
mieszańca bernardyna z kaukazem. Rysiek wymagał stałego przyjmowania leków na
serce, miał astmę, cukrzycę i padaczkę. Do tego pies miał zaawansowaną
dysplazję oraz problemy z kręgosłupem po wypadku. W schronisku był już drugi
rok i jego szanse na adopcję drastycznie malały, wraz z wykrywaniem kolejnych
chorób. Nowy właściciel oczywiście musiał być poinformowany o kosztach
związanych z leczeniem psa oraz jego częściową niepełnosprawnością. Dostał
listę leków jakie przyjmował Rysiek, wraz z rozpiską godzin ich podawania.
Wolontariuszka powiedziała nam,
że trudno było jej powstrzymać łzy, kiedy mężczyzna zaczął głaskać psa i
szeptać mu to ucha, że teraz już będzie dobrze, że zabierze go teraz do domu i
że jest najlepszym psiakiem na świecie.
Nie wiem kim jest ten człowiek
ale mam nadzieję, że wiedzie mu się w życiu jak najlepiej.
Człowiek z wielkim sercem, dobrze że jeszcze tacy są na świecie
OdpowiedzUsuńGdybym takie coś usłyszała chyba bym się rozpłynęła i nie wiedziała który jest taki najbardziej potrzebujący. Wielki człowiek o wielkim sercu, oby więcej takich było!
OdpowiedzUsuń