Macie tak czasem, że budzi Was w
środku nocy silne napieranie na pęcherz i macie wewnętrzny dylemat, czy dacie
radę wytrzymać do rana czy raczej musicie iść teraz? Taka walka pomiędzy
lenistwem i chęcią zostania w łóżku, a obawą że puszczą zawory? Miałam ostatnio
takie rozterki o 3 w nocy. Po szybkiej kalkulacji okazało się, że jednak muszę
się zwlec z łóżka, więc z wielkim niezadowoleniem zaczęłam wygrzebywać się z
kokonu stworzonego z kołdry i prześcieradła. W domu byłam tylko ja i pies, bo
reszta towarzystwa wybrała się na parę dni do rodziny. Położyłam nogi na ziemi
i postanowiłam poczekać, aż uzyskają połączenie z głównym centrum dowodzenia w
mózgu i dotrze informacja, że wybieramy się w podróż do łazienki. Pies podniósł
leniwie łeb z legowiska ale widząc że nic się specjalnego nie dzieje wrócił do
spania i zaczął ordynarnie pochrapywać. Ustabilizowałam podwozie i podjęłam
próbę wzbicia ciała w powietrze. Misja zakończyła się powodzeniem, pozycja
dwunożna została osiągnięta. Zdecydowałam się na przemarsz po omacku. Porażenie
oczu światłem było mi teraz nie na rękę. Otworzyłam drzwi, przeszłam przez
pokój przechodni, ostatnia prosta przez korytarz i byłam już prawie u celu.
Moja noga zahaczyła o coś futrzanego. Pewnie pies jak zwykle rozwalił się na
przedpokoju i trzeba będzie go obejść, żeby się dostać do łazienki… chwila…
Pies spał w pokoju. Jego pochrapywanie słychać było wyraźnie nawet tam, gdzie
obecnie stałam. Czułam, że kawy już nie będę potrzebować. Zaczęłam się
rozmyślać w kwestii toalety ale racjonalna część mnie kazała mi się uspokoić i
poszukać jakiś argumentów, że nie oszalałam. Postawiłam na półsen i zmęczenie i
ignorując całą sytuację poszłam załatwić co miałam do załatwienia, w drodze
powrotnej skręcając do kuchni, żeby się zaopatrzyć w coś do picia. Udało mi się
wymacać dzbanek i nalać sobie wody. Zastygłam. Coś otarło się o moją nogę. Z
pokoju wciąż było słychać pochrapywanie. Szybka kalkulacja…to nie pies. Bardzo
nie chciałam spojrzeć w dół ale oczy same tam powędrowały. Ujrzałam parę
błyszczących ślepi wlepionych we mnie. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na
blacie stołu. Przed oczami przemknęły mi przypadkowe sceny mojego życia. Okno.
Mogłam uciec oknem ale co z psem. Nie mogłam go zostawić na pożarcie jakiegoś
demona. Ślepia na dole zbliżyły się. Cokolwiek to było zaczęło sapać i
powarkiwać. Rozejrzałam się za bronią. Chwyciłam za szklankę z wodą i
chlusnęłam na zjawę. (Nie wiem na co liczyłam. Może, że się rozpuści albo
zniknie? Była 3 rano, to nie jest najlepsza pora na logiczne myślenie.) Usłyszałam
fuknięcie i odgłos otrzepywania się. Dźwięki z kuchni zbudziły psa, który teraz
człapał zobaczyć o co całe zamieszanie. O nie! Potwór, czy cokolwiek to jest
zaraz pożre mojego futrzaka. Ześlizgnęłam się z blatu i w akcie desperacji
rzuciłam się na włącznik światła. Jak już zginąć to chociaż wiedzieć przez co.
Pstryk. Zostałam oślepiona. Postanowiłam nie otwierać już oczu i modlić się o
bezbolesną śmierć. Nic się jednak nie działo. Ostrożnie rozchyliłam powieki.
Moim oczom ukazały się dwa goldeny, z tym że jeden z nich był mokry. Procesy
myślowe spadły do zera. W mojej głowie nastąpiła seria errorów i raportów o
błędach. Trochę mi zeszło zanim przetrawiłam, to co widziały oczy i rozpoznałam
drugiego psa. To pies sąsiadów ale co on tu robił w środku nocy i czemu ja o
tym nic nie wiedziałam. Na stole dojrzałam karteczkę: „ Sąsiadka podrzuciła
Baffa, bo wyjeżdża na dwa dni w delegację. Karma jest w szafce, nie chciałam
Cię budzić. Mama”. Spojrzałam w dół. Dwie pary oczu, dwa merdające ogony, dwa
zaciesze na pyskach. Tętno zaczęło mi powoli wracać do normy, więc wzięłam się
za osuszanie psa, który nie spodziewał się nagłej kąpieli o 3 w nocy ale też
nie wyglądał na bardzo obrażonego z tego powodu. Ciastko rozwiązało ewentualne
niedopowiedzenia i wymazało zdarzenie z pamięci. Całą trójką wróciliśmy do
pokoju. Chcąc się zreflektować pozwoliłam futrzakom spać ze mną w łóżku, w
drodze wyjątku. Ponownie zawinęłam się w burrito z kołdry ale o zaśnięciu nie
było już mowy.
Jedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek przeczytalam - i jaka prawdziwa :)
OdpowiedzUsuń