Myślałam, że takie rzeczy
zdarzają się tylko w filmach ale jednak nie.
Nocowałam kiedyś kolegę, który
miał remont mieszkania i nie mógł znieść hałasu i pyłu. Przyszedł więc do mnie
z małą walizką i terrarium z dwoma żółwiami lądowymi. Zwierzątka niewielkie i
niekłopotliwe więc nie było z tym żadnego problemu. Kolega ten to moje czyste
przeciwieństwo ale że spaliśmy w osobnych pokojach nasze tryby dnia ze sobą nie
kolidowały. (On jest typem człowieka, który o 4 rano jest już wyspany i emanuje
energią, podczas gdy ja o tej godzinie kładę się do łóżka i aktywna zaczynam
być koło 10.) Właściwie cały czas się mijaliśmy i nasz kontakt sprowadzał się
do smsów i zostawianych na stole karteczek.
Wstałam tego dnia o 9 rano (mój
środek nocy), tylko dlatego że zmusił mnie do tego pęcherz. Zaspana
zawędrowałam najpierw do łazienki a potem do kuchni, celem uzupełnienia płynów.
W planach miałam jeszcze się położyć. Na stole leżała papierowa torebka, w
żaden sposób nie opisana a obok niej karteczka:
„Byłem z rana na targu i dostałem nową herbatkę.
Poczęstuj się jak masz ochotę”.
Nie jestem koneserem herbat, nie
odróżniam ich rodzaju i szczerze obojętne mi czy jest czarna, biała, zielona,
czy owocowa. Herbata jest dla mnie herbatą ale kolega był czystym fanatykiem, potrafił
odróżnić od siebie nawet najbardziej podobne gatunki, więc żeby go nie urazić
postanowiłam spróbować. Otworzyłam torbę i moim oczom ukazały się wysuszone
listki i coś co prawdopodobnie było ziołami. Więc to jedna z tych herbat.
Wsypałam dwie łyżeczki mieszanki do kubka, zalałam wrzątkiem i wróciłam do
łóżka jako że gorącej herbaty i tak nie pijam. Półtorej godziny później wstałam
i tym razem gotowa, żeby żyć poszłam do kuchni po chłodną już herbatę. Upiłam
łyk… świat zwolnił. Smak był okropny, krzyczały wszystkie moje kubki smakowe.
Wypiłam pół litra soku, żeby zneutralizować reakcję organizmu ale dalej czułam
w ustach ten ohydny posmak. Herbata wylądowała w zlewie ale żeby nie robić
koledze przykrości postanowiłam nie dzielić się z nim moimi wrażeniami
smakowymi. Kiedy wrócił a ja zbierałam się do wyjścia, mimowolnie spytał jak
tam herbatka. Odpowiedziałam, że może być (chociaż dostawałam dreszczy na samo
wspomnienie). Zauważyłam, że kolega wędruje do pokoju z papierową torebką, w
której spoczywały szatańskie zioła więc spytałam:
- A Ty gdzie z tym idziesz? –
- Nakarmić żółwie –
- Herbatą? –
- Jaką herbatą? To jest karma
ziołowa dla żółwi –
Nasze oczy się spotkały i chyba
ujrzał w nich moje procesy myślowe, które wskazywały że ma 3 sekundy na
ucieczkę.
- Nie żartuj, że to zjadłaś –
- Wypiłam! Zostawiłeś obok tego
kartkę, że mam się poczęstować herbatką –
- Herbatę zostawiłem w szafce
gdzie jest herbata, natomiast to – wskazał na torebkę – jest żarcie dla żółwi –
widziałam że próbuje zahamować śmiech. Stąpał po bardzo cienkim lodzie. Poszłam
do kuchni, otwarłam szafkę i faktycznie ujrzałam tam nowe opakowanie herbaty.
Wróciłam do pokoju próbując opanować chęć mordu. Kolega wszedł za mną i
próbując załagodzić sytuację z rozbawieniem powiedział:
- Wiesz, to same naturalne
składniki, nic Ci z tego nie zaszkodzi –
- Zdajesz sobie sprawę, jakie to
jest w smaku? –
- Powiedziałaś, że nie najgorsze
– zaczynał się podśmiewywać, co jeszcze bardziej działało mi na nerwy.
- Zamilcz albo osobiście zaparzę
Ci cały kubek i będziesz go musiał na moich oczach opróżnić –
To skutecznie go uciszyło ale za
każdym razem kiedy się mijaliśmy wiedziałam że wewnętrznie eksploduje śmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz