Pewnego dnia szłam z psem na
spacer. Suka na smyczy, przy nodze. Ciałem jestem z nią ale umysł błądzi gdzieś
między fizyką kwantową a tym, co zrobić dzisiaj na kolację. Wtem, sucz wydaje z
siebie najbardziej soczysty berk, jaki w życiu słyszałam. Tego odbicia nie
powstydziłby się dorosły mężczyzna po trzydaniowym obiedzie. Mijające nas
starsze małżeństwo powiedziało z uśmiechem „ ojej, na zdrowie”. Słowa
ewidentnie były skierowane do mnie. Byłam tak rozproszona, ze zamiast
wytłumaczyć, że to psu się wymsknęło, podziękowałam odruchowo i nieco zmieszana
poszłam dalej.
Poniżej Morfina w różowym tutu:
O tak. Idę sobie z moim Igorem, borzojem. Jest piękna, gwieździsta noc. Nastrojowo, wzruszająco wręcz. I nagle w tej magicznej ciszy głośny, soczysty bek mojego psa. Kontrast z urodą wieczoru był tak powalający, że ne mogłam opanować śmiechu.
OdpowiedzUsuń