Pewnego razu, kiedy byłam na
praktykach w gabinecie weterynaryjnym, przyszedł do nas mężczyzna z owczarkiem
na zwykłe, coroczne szczepienia. Widząc ONka bez kagańca i znając procedury
jakie mnie obowiązują, poszłam na zaplecze znaleźć coś w tym rozmiarze. Widząc
mnie z kagańcem w ręce właściciel uśmiechnął się i powiedział, że to nie będzie
konieczne. Odpowiedziałam, że rozumiem ale muszę dbać o bezpieczeństwo zarówno
swoje jak i psa i mimo łagodności zwierzęcia, musi mieć kaganiec na te 3
sekundy podawania zastrzyku. Standardowo przytrzymywałam łeb, lekarka podała
zastrzyk, wszystko poszło gładko, sprawnie i przyjemnie, a pies nawet nie
drgnął. Zdjęłam kaganiec, dałam ciasteczko dzielnemu pacjentowi i czekałam na wydruk
zaświadczenia. W międzyczasie pies podszedł wesoło i zaczął nosem szturchać
moją rękę. Wyżebrał głaskanie i kolejne ciastko.
- Ma Pan bardzo grzecznego psa –
powiedziałam do właściciela, miziając rozłożonego już na plecach owczarka po
wystawionym brzuchu.
- A widzi Pani. Chciałem
obronnego, żeby pilnował posesji a mi się taka ciapa trafiła że szkoda gadać –
mimo wszystko opowiadał o psie z uśmiechem, więc chyba nie miał mu tego aż tak
za złe
- Chodziłem z nim nawet na
szkolenie przez rok ale zamiast atakować pozoranta, zaczął się przed nim
rozkładać –
- Wie Pan, czasem dopiero w
sytuacji zagrożenia właściciela psu się włącza obrona – ONek przysypiał właśnie
pod moim krzesłem z wywalonym jęzorem, co chwila szturchając mnie łapą żebym
przypadkiem nie zapomniała o
pieszczotach.
- Oj wątpię. To jest jedyny pies,
który listonoszowi piłkę przynosi. Jedynie co, to interesuje się kurami od
sąsiadów. Wie Pani co on ostatnio zrobił? Cwaniak zrobił podkop pod całym
naszym ogrodzeniem i pod kurnikiem sąsiadów. Czwarta rano, a tu spanikowany
sąsiad wali do moich drzwi i drze się, że mój pies do jego kurnika wpadł. Ja
szlafrok, wybiegam, kury to słychać już u mnie na podwórku. Cały kurnik tak
dudni, jakby się zaraz miał przewrócić. W głowie już podliczam ile kur zagryzła
ta menda i ile będę musiał za nie zapłacić. Sąsiad otwiera kurnik, wypadło na
nas tornado pierza, wszystkie kury uciekły na zewnątrz, wszędzie pióra! Sąsiad
się odsunął, ja wchodzę spodziewając się ujrzeć tam dziesiątki kurzych zwłok, a
tam mój pies leży, między łapami kura a on ją sobie liże. Jak podszedłem, to
położył na niej łeb jak na poduszce i zaczął skomleć jakbym mu chciał najlepszą
zabawkę zabrać. W końcu udało mi się wyrwać kurę i Pani nie uwierzy. Nic jej
nie było! Miała oczy jak pięć złotych i była chyba w stanie przedzawałowym ale
ani jednej ranki, ani jednego wyskubanego piórka. Ciekło z niej tylko, bo była
cała zaśliniona i można było ją wyżymać. Nie niosła się jeszcze przez tydzień
ale teraz chodzi po podwórku jakby się nic nie stało a pies skomle za każdym
razem jak sąsiad kury wypuszcza. Będę musiał podmurówkę zrobić. -
Pies jakby na potwierdzenie
zaczął mnie lizać po rękach.
- Masz szczęście, że jesteś taki
uroczy darmozjadzie – rzucił z wyrzutem właściciel psa. Owczarek podszedł i zaczął
wymuszać na właścicielu skrobanie za uchem.
Cóż, nie zawsze dostajemy to, czego chcemy
świetne opowiadania , masz "lekkie pióro" warto nad tym popracować.... - gratuluję talentu ... i oczywiście cudownego psa .
OdpowiedzUsuń