Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Zielony niedźwiedź i nocne potrzeby Morfiny

Mam dziwny sen. Śni mi się, że zielony niedźwiedź wkłada mi twarz do miodu, żebym została królową pszczół. Nietypowa metoda, ale jako że słabo znam się na koronacji owadów, nie stawiam oporu.
Miód jest lepki, ciekły i... sapie. Otwieram oczy i leśna sceneria szybko zmienia się w mój pokój, a zielony niedźwiedź w Morfinę, która mizia mnie mokrym nosem po twarzy.
- Mufiiibszszszsz - przemawiam do psa w języku "nyny", który tłumaczy się na "Morfi, co robisz, przestań". Pies nie rozumie jednak mowy snu i smaruje mi językiem z zaskoczenia po gałce ocznej, tak że wywija się ona na lewą stronę i przez chwilę widzę od wewnątrz tył swojej czaszki. Ciemno tam i nieprzytulnie. Kiedy oko wraca już na swoją pozycję, wyciągam jeszcze śpiącą rękę o konsystencji żelowego misia i próbuję przejąć nad nią kontrolę. Ręka nie działa jak należy. Mayday, tracimy wysokość. Kończyna opada bezwładnie na ziemię, a pies przygląda mi się, jakby ponownie miał zamiar wysłać mój narząd wzroku w podróż do wnętrza mózgu.
- Neeee - udaje mi się z siebie wykrzesać, zasłaniając twarz poduszką. Niefortunnie ofiarą ataku zielonego niedźwiedzia pada odkryte ucho. Miś szuka w nim chyba tego miodu, co w nim byłam maczana, ale jedyne co uzyskuje to moje tymczasowe przebudzenie.
- Pies, co chcesz? - wydobywam z siebie w końcu jakąkolwiek składnię. Brawo ja.
Morfi patrzy na mnie beznamiętnie, jakby była zniesmaczona moim widokiem o 3:27, w moim własnym, prywatnym łóżku.
- Co? - powtarzam, licząc na odpowiedź - Siku? Masz dzwonek, dlaczego nie używasz dzwonka? Normalnie nie masz oporów i dzwonisz nawet jak Ci się nie chce - 
Morfina siedzi przy mnie, stateczna jak pomnik, przyglądając się z powagą mojej zdeformowanej twarzy.
- Nie tak się umawialiśmy... nie tak się... nie tak -
Czuję, że poduszka zmienia się w mech i ponownie ląduję w lesie. Zielony niedźwiedź już tam jest i ma ze sobą miód. Liczę, że znowu będę w nim kąpana, ale zamiast tego obrywam w facjatę całą miską. Kiedy otwieram oczy i dotykam twarzy, czuję na sobie łapę Morfiny.
- Ała - oświadczam, lecz mam świadomość, że mi się należało - No już wstaję, zobacz, wstaję - przemawiam, mimo, że nie jestem pewna czy będzie to takie proste. Podczas kiedy ja usiłuję zapanować nad moim wewnętrznym pilotem i przypomnieć sobie która noga jest lewa i czym w ogóle jest noga, mój pies siedzi dalej w tym samym miejscu, obserwując. Przysięgam, że gdyby potrafiła, zaczęłaby potrząsać z niedowierzaniem głową.
- Ja nie rozumiem. Morfi, masz dzwonek. Używaj dzwonka. Dlaczego nie używasz dzwonka? - właściwie nie wiem, dlaczego upieram się przy tym dzwonku, ale mózg podpowiada mi, że powinnam być na coś zła, a na psie potrzeby nie za bardzo mogę. Swoją frustrację przelewam więc na dzwonek, wkładając na lewą nogę skarpetkę, a na prawą kapeć. Obie są zakryte, więc wszystko się chyba zgadza.
Nic by się nie zmieniło, gdyby użyty został dzwonek i tak musiałabym opuścić łóżko, ale to wszystko wina dzwonka. 
- Założę się, że knuje przeciwko mnie. Na pewno ma coś wspólnego z tym zielonym niedźwiedziem, dlaczego on rzucił we mnie tym miodem? Nie można ufać zielonym niedźwiedziom, na pewno jest zielony bo kłamał, jak Pinokio. Czy Pinokio jak kłamał, robił się zielony? Chyba tak. Nie można ufać dzwonkom i zielonym niedźwiedziom, i jeszcze kapciom. Czemu mam jednego kapcia na nodze? Gdzie moja druga skarpetka? - zastanawiam się, walcząc przy płaszczu, kiedy zauważam, że pies nie stoi wcale przy drzwiach, lecz przy miskach.
- Jesteś głodna? Przecież Ty nigdy nie jesz w nocy. To przez niedźwiedzia? - plotę bez sensu, kiedy odkrywam, że miska z wodą jest pusta. To oznacza tylko jedno, nie ma w niej wody. Pies nie może pić, kiedy nie ma wody, woda jest potrzebna, żeby pies mógł się napić. Kiedy się kładłam, woda była, teraz wody nie ma, więc musiała zostać wypita. Przyklaskuję swojej zatrważającej dedukcji i zabieram miskę pod kran, gdzie uzupełniam zapas.
Pies robi kilka łyków, po czym wraca z westchnieniem na legowisko, zostawiając mnie w kuchni ze skarpetką na lewej nodze, kapciem na prawej, ubranym do połowy płaszczem i pilotem w ręku. Kiedy zabrałam ze sobą pilota? Nie mam pojęcia, to musiał być niedźwiedź. Wracam do łóżka, zadowolona, że mimo tak późnej, a jednocześnie wczesnej pory udało mi się rozwiązać tę zawiłą zagadkę.
- Dlatego nie dzwoniła - mówię do siebie, wracając do drzew i mchu - Dzwonek nie jest do uzupełniania wody, jest do wychodzenia na spacer -
Bardziej dumna z własnej logiki już być nie mogę, więc uśmiechając się wypatruję zielonego niedźwiedzia. Mam z nim do pogadania, za ten rzut w twarz, niech sobie nie myśli, że można tak we mnie rzucać miodem. Nie tak się traktuje królową pszczół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz