Alarm o 2 w nocy. Psia łapa bezlitośnie uderza w dzwonek. Morfina wita moje zaspane, krzywe oblicze uśmiechem i drepcze przy dzwonku, gotowa użyć go ponownie.
- Ani mi się waż. Wstałam - odpowiadam, powstrzymując perkusistkę przed dalszym koncertem.
Dresy, dwa swetry, szalik, czapka, kurtka, rękawiczki, buty, szybkie zerknięcie na termometr... -10 stopni.
- Morfina za zimno, akcja odwołana - mówię do psa, którego postawa przekazuje mi wyraźnie: "Nie da rady matka i radzę Ci wrzucić piąty bieg, bo będziesz miała zaraz gustowne wzorki na panelach".
Nie ma rady, czas nie zna litości, więc zapinam psa na smycz i wychodzimy na zewnątrz, gdzie nokautuje mnie wiatr i zacinający śnieg. Pies w tym czasie krąży w poszukiwaniu trawy skrytej pod białym puchem.
Gdzieś w oddali wiatr niesie czyjś głos. To chyba piosenka i brzmi jak szanty. Męski głos zbliża się i po chwili widać już człowieka w całej okazałości. Pirat trzyma butelkę tajemniczej substancji i walczy ze sztormem, który dla niego jest jeszcze mniej łaskawy przez pływającą w żyłach rzekę alkoholu.
- Hej ha kolejkę nalej, hej ha, kielichy wznieśmy! - podśpiewuje pirat, jednak przerywa mu atak choroby morskiej, który zrzuca go na bok łajby i zmusza do haftu przy ławce. Morfina w tym czasie strzela modelinę 6/10, więc podchodzę, zbieram i czekam, czy nastąpi kolejny zrzut, czy to już koniec ładunku.
Pirat w tym czasie odzyskuje siły i dostrzega w śniegu psa. Mnie nie zauważa, widocznie złote futro odbija się na śniegu bardziej niż czarna kurtka. Temu panu odbija się wszystko i nietypowe widzenie zapewne nastąpiło za sprawą tego soczku co to go dzierży w ręce.
- Przyjacielu! - zwraca się do Morfiny, której ogon zaczyna tańczyć lambadę.
- Przyjacielu - powtarza pirat, lądując na czterech, by mieć kontakt wzrokowy z psem - Nigdy nie popijaj śledzi wodą. Rybka nie lubi pływać, nie wierz w to, nie wierz! -
Morfina słucha uważnie, ale pomija uwagę, gdyż ona zawsze popija śledzie wodą i nie ma efektów wzburzonego morza. Pociesza jednak człowieka jak może i z piskiem przyjaźni podsuwa łeb pod jego rękę.
- Przyjacielu, ja wiem. Życie nie oszczędza, ale bądź silny. Musisz być silny -
- To jest ona - rzucam z góry i mężczyzna unosi głowę, by odnaleźć głos stwórcy, który go poprawił. Przez zacinający śnieg widzi część mojej twarzy, której nie zakrywa szalik i mówi:
- Dobry wieczór. To pani przyjaciel... ciółka? -
- Tak, to by tłumaczyło, dlaczego znajduję się na drugim końcu jej smyczy -
Pirat zauważa linkę i przygląda jej się badawczo. chyba wcześniej jej tu nie było.
- Pani ją dba o nią, bo to bardzo dobry przyjacielu jest. Bardzo dobry. Dobry i mięciutki, to są dobre cechy. Powiedzieć coś pani? Jak pani szuka przyjaciela, ale takiego który pani nie zostawi, to musi być dobry i mięciutki. I nie pić. Picie jest złe, nie pij przyjacielu. Picie upokarza - rzecze mężczyzna i próbuje wstać nie puszczając ani na chwilę butelki.
Kiedy mu się udaje, podejmuje dalszy marsz i walkę ze wzburzonym morzem i krzyczy z oddali jak bardzo mnie szanuje. Nas obie.
Zostaje mi wrócić do domu i przeanalizować wszystkich moich przyjaciół, gdyż nie każdy z nich jest mięciutki, a to wymaganie narzucone z góry przez człowieka morza... no i pamiętać, żeby nie zapijać śledzi wodą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz