Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 24 stycznia 2019

Jechał Grześ przez miasto za swoimi psami, trzeba by pogadać z jego rodzicami

Chłopiec o imieniu Grześ miał dwa, duże psy. Niesforne to były zwierzęta i choć przyjazne i kontaktowe, młodzieniec na spacerach oglądał świat z perspektywy ich ogonów. Psy miały nad chłopcem przewagę w kilogramach i sile, a mimo to rodzice Grzesia wystawiali go na ciężką próbę i ryzykowali wyrwaniem barków swojego potomka przez jego własne zwierzęta.
Dnia pewnego Grześ surfował za swoimi psami po chodniku i oglądał świat dookoła. W tym zaprzęgu brakowało tylko sań. Mały Lancelot wyglądałby dumniej, gdyby dojeżdżał swych wierzchowców, zamiast dawać im się ciągnąć, ale konikom mogłoby się to nie spodobać.
Grzegorz płynął więc i podziwiał oszronioną przyrodę i oblodzone chodniki. Było miło i sympatycznie. Wtedy to jego napęd na cztery koła zauważył siedzącego na ogrodzeniu kota. Drugi silnik po chwili również wyczuł ofiarę i oba psy zerwały się do galopu. Grześ nie był na to gotowy, Grześ się nawet nie zorientował dlaczego psy biegną. Na rozmyślania nie było jednak czasu, hamulce piętowe nie działały przez śliskie warunki nawierzchni i chłopiec chwilę później znalazł się na trawie. Na horyzoncie pojawiło się drzewo, które psy zgrabnie ominęły. Jeden z prawej strony, a drugi z lewej. Pościg się zatrzymał, a właściwie zatrzymał go Grześ, przytulający się do drzewa. Twarz chłopca wbiła się w korę i Grzegorz mógł odkryć jak smakuje poranny mech. Takiego kontaktu z naturą chyba się nie spodziewał. Chłopcu udało się oderwać od drzewa pokaleczoną twarz, jednak wyrywające się psy nie pozwalały ciału na podobny manewr. Dziecko nie chciało puścić smyczy, ponieważ psy mogłyby uciec, ale bardzo chciało już móc oddychać i sprawdzić ile kości zostało złamanych. Z pomocą przyszło kilku przechodniów i Grześ został uwolniony z uścisku drzewa. Szczęśliwy, obolały i cały. Może lekko poprzecierany i z odciśniętą korą na policzku, ale jednak w jednym kawałku.
Po tej sytuacji rodzice Grzesia podjęli stanowcze kroki.
Od tej pory chłopiec wyglądający przez kilka tygodni jak wiedźmin, wychodził najpierw z jednym psem, a potem z drugim.
Niektórzy uczą się twardymi metodami i ubogacają swoje dzieci w wiedzę na temat miejskiej przyrody i zasad jakimi się kieruje już od najmłodszych lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz