Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 15 stycznia 2019

Pan Stasiu i jego Basia

Mam dalekiego sąsiada, którego widuję właściwie tylko w sklepie, albo na spacerze, ponieważ kiedy jest ciepło lubi przesiadywać całymi dniami na ławeczce. Mężczyzna jest już starszym człowiekiem i cierpi na demencję, sklerozę, lub inną przyczynę osłabionej pamięci, tak naprawdę nikt nie wie. Co wiadome jednak, to to że jest to człowiek o złotym sercu i poza momentami w których nie za wiele pamięta, lub musi się skupić by przypomnieć sobie że ma żonę, czy dzieci, jest bardzo uroczy i pomocny.
Pan Stasiu - bo tak ma na imię mężczyzna to gawędziarz i stojąc w sklepowej kolejce, czy przechadzając się po parku lubi wychwytywać znajome twarze i opowiadać im historie, które oni słyszeli już wiele razy, ale staruszek opowiada je, jakby robił to po raz pierwszy. Zazwyczaj zwyczajnie nie pamięta, że już to kiedyś mówił. Pana Stasia znają wszyscy w okolicy i jako, że to bardzo porządny i miły człowiek, nie zwracają uwagi na powtarzane opowiadania i reagują na nie, jakby były dla nich one nowością.
Pan Stasiu wychodzi z domu samotnie stosunkowo od niedawna. Niecałe cztery lata temu zmarła jego suka - Basia, która była Wilczarzem irlandzkim i jak na psa tej rasy żyła nadzwyczaj długo. Basia i pan Stasio byli nierozłączni i wszędzie chodzili razem. Często można było usłyszeć, jak mężczyzna rozmawiał z psem, kiedy siedzieli na ławce i mówił mu, żeby "Nie wygadał się przed panią, że dostaje kawałek kiełbaski, bo będzie dym".
Morfina zdołała poznać Basię i była to suka o tak pokojowym i spokojnym usposobieniu, że mam wrażenie iż istotnie przyczyniła się do tego jakim psem jest dzisiaj Morświn. Nie miała wrogów, nigdy nie szczekała, zawsze grzecznie i spokojnie witała się z psem każdych rozmiarów i każdego nastawienia. Uwielbiała dzieci, a dzieci uwielbiały ją. Tak właściwie, to kochała wszystkich ludzi.
Pan Stasio bardzo rozpaczał po stracie psa, ale w kolejnych latach zaczął zapominać, że go stracił, co rozdrapywało rany od nowa. Nie wyobrażam sobie co musiał przechodzić, codziennie dowiadując się, że jego przyjaciółka nie żyje. Czasem zapominał się nawet do tego stopnia, że wołał ją na spacerze, dopóki nie uświadomił sobie, że nie ma jej już przy nim od kilku lat. 
Kiedy staruszek zapominał się przy znajomej osobie, ta próbowała delikatnie przypomnieć mu, że pies nie żyje. Mężczyzna smutniał wtedy, ale po chwili wracał do normy, uświadamiając sobie, że wie o tym od dawna. Wielokrotnie podczas dłuższej konwersacji zapominał jednak ponownie, więc ludzie przestali mu o tym nagminnie przypominać, uznając że i tak za chwilę dojdzie do tego sam.
Były rzeczy o których pan Stasiu nie zapominał nigdy, na przykład że w 73' miał wypadek samochodowy, lub jaki jest jego adres zamieszkania. Pamiętał też zawsze, że miał psa imieniem Basia i że był to duży pies.
Staruszka spotkałam ostatnio na spacerze z Morfiną, kiedy mężczyzna wychodził ze spożywczaka. Ominięcie głaskania przez pana Stasia psów było niemożliwe, jako że "Z pieskiem też trzeba się przywitać, skoro się wita z człowiekiem", więc od razu skierowałyśmy się w jego stronę.
- Dzień dobry panie Stanisławie - rzekłam do staruszka, maszerującego dziarsko ze słoikiem ogórków w dłoni. Mężczyzna nigdy nie potrzebował laski, był w bardzo dobrej kondycji fizycznej.
- Oo witam Zuziu, witam - odpowiedział, schylając się do uradowanej Morfiny - I Fela, jak się masz -
Przez wiele lat próbowałam poprawiać człowieka i uświadamiać mu za każdym razem na nowo jak mam na imię ja i mój pies, ale dotarło do mnie że nie ma to większego sensu. Przyjęłam więc do wiadomości, że dla pana Stasia zawsze będę Zuzią, a Morfina - Felicją. Ani mnie, ani jej nie przeszkadzało to w żaden sposób.
- Zimno dzisiaj nie? - spytał staruszek, prostując się i akceptując przyklejoną do jego ręki Świnkę - Tak jak kiedyś. Kiedyś były takie zimy, co jak zacinało to się własnego nosa nie widziało -
- Oj tak, zimno jest, był pan ostatnio na koncercie? -
- Nie, ale żona była. Mnie tak rozebrało, że nie mogłem wyjść z łóżka. Już nie ten wiek żeby wychodzić bez czapki, mam za swoje - uśmiechnął się mężczyzna - Żona mi zawsze mówiła jak byłem młodszy, że jak nie będę nosić czapki, to mi ją kiedyś przyklei w nocy na taśmę, jak będę spał. I wie pani, że tak zrobiła? Obudziłem się już z czapką. Kochana kobieta, ale jak coś powie, że zrobi to zrobi -
Znałam tę historię, słyszałam ją już wiele razy, mimo to z uśmiechem i zaskoczeniem odpowiedziałam - Naprawdę? No to musi pan nosić, bo już pan wie, że nie żartuje -
- Szalik i rękawiczki też, chociaż ja tak nie lubię się grubo ubierać, w nocy to pies mnie grzeje. Basia to jak się tym futrem przytuli, to lepiej niż farelka działa, mówię pani -
Znowu zapomniał, więc uśmiechnęłam się tylko i zdecydowałam nie psuć mu dobrego humoru czymś, co i tak może mu wylecieć z głowy nim dotrze z ogórkami do domu.
- Ta Fela to też ma czym grzać. Futro takie gęste -
- Tak, ale nie lubi się nim dzielić, chyba że posypywać nim panele. W łóżku jej za ciepło, woli spać u siebie -
- Basia też ma legowisko, ale woli z ludźmi spać. Nie lubi być sama - odparł mężczyzna i zamilkł na chwilę, po czym dodał - Znaczy lubiła, bo odeszła na raka jakiś czas temu -
Zaskoczyło mnie, że przypomniał sobie tak szybko, ale uznałam to za dobry znak.
- Słyszała pani o tym? - 
- Tak - przyznałam - To było kilka lat temu -
Staruszek uśmiechnął się, pokiwał głową i rzekł:
- No widzi pani, ja czasem zapominam pewne rzeczy. Na przykład, że Basi już nie ma. To był dobry pies, bardzo dobry. Nie lubiła być sama, wolała być z ludźmi. Teraz pewnie jej tam trochę smutno tak samej w tym niebie, ale może się niedługo spotkamy - 
- Ale panie Stanisławie, pan ma przecież końskie zdrowie. Pan się nigdzie nie wybiera, Basia na pewno poczeka -
Zaskakujące jak nigdy nie wie się, co powiedzieć w takiej sytuacji.
- A wie pani, że ja to w sumie zadowolony jestem, że tak się czasem zapominam? -
- Ale dlaczego? -
- A bo mogę sobie chociaż przez chwilę myśleć, że Basia na mnie czeka w domku i że mi przyniesie kapcie jak przyjdę, albo że jeszcze nie jadłem deseru i zjeść go drugi raz, a żona mnie nie upomni, bo nie ma serca. Fajnie się tak czasem zapomnieć, człowiek się od razu robi młodszy -
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę o pogodzie i o przewadze kiszonych ogórków nad konserwowymi i mężczyzna ruszył w stronę domu, by nakarmić psa. 
Ja natomiast ruszyłam w dalszą drogę z Felicją u boku. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz