Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 26 stycznia 2019

Powrót dębuszkowych pytań

Niektórzy z Was zapewne pamiętają jeszcze czteroletniego mistrza pytań, którego pilnowałam swego czasu.
Jeśli nie, zapraszam tutaj:


Trudne pytanie małego Dendrologa

Dla tych, którzy znają historię mam niespodziankę. Młody Zorro powrócił. Silniejszy niż kiedykolwiek...

Kiedy usłyszałam, że rodzice dzieci muszą pilnie wyjść z domu na kilka godzin, zgłosiłam się na ochotnika do pilnowania zbrodniarzy. Miałam zamiar się odkuć i ograć z cukierków młodego kanciarza. Tym razem bez taryfy ulgowej. Musiałam też jednak przygotować się na trudne pytania małego odkrywcy, więc po szybkim odświeżeniu pamięci co do wiedzy niezbędnej, ruszyłam w stronę domu przeznaczenia. 
Nie odkułam się. Okazało się, że kompletnie nie znam zasad rządzących światem warcab. Całe życie grałam w to bez kostki, która okazała się być niezbędnym atrybutem zabawy. Niemądra ja.
Po pozbyciu się wiaderka cukierków, starszy ze złoczyńców przyniósł lego i wspólnie z młodszym misiem podjęliśmy próbę przemiany dźwigu w ciężarówkę. Podczas kiedy ośmiolatek był konstruktorem i zarządcą budowy, ja z czterolatkiem ogarnialiśmy potrzebne części. Byliśmy specjalistami do połowu klocków. Przypomniały mi się czasy, kiedy dawało się młodszemu rodzeństwu odłączonego od konsoli pada, żeby myślało że gra, podczas kiedy grał tylko główny gracz. W zależności od wieku i inteligencji młodszej latorośli, można było jej dać nawet kalkulator i nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Ważne żeby miało guziczki.
Dźwig był już w połowie demontażu, kiedy młodszy rabuś przybrał typowy dla siebie wyraz twarzy, który oznaczał intensywne myślenie i próbę powalenia mnie kolejnym pytaniem zagadką. Obawiałam się. Miałam nadzieję, że jeśli już pytanie padnie, będzie z innego poziomu niż ostatnio i będę w stanie na nie chociaż częściowo odpowiedzieć. To była moja misja. Nie mogłam znowu liczyć na pomoc starszego pączka.
Młody myślał i machinalnie podawał bratu potrzebne części, a ja czekałam aż zada mi cios obuchem prosto w potylicę. To gorsze niż gra w ruletkę, bo tutaj pula naboi była pełna. To oczekiwanie mnie zabijało, więc spytałam:
- Nad czym myślisz? -
Młody wyrwany z letargu zamrugał i odparł:
- Chyba mam pytanie -
- Tego się obawiałam. Wal -
- Ale ono jest takie... dziwne -
- A które Twoje pytanie nie jest - wtrącił starszy z wilczków, montując koła.
- Nie wiem, wstydzę się trochę - odrzekł karzełek, kuląc się w sobie.
- No co Ty, najwyżej Ci nie odpowiem - odparłam. Mogłam tak po prostu się wymigać, ale z jakiegoś powodu postanowiłam walczyć. Kiedy ja się nauczę?
Miś spalił buraka i wyrzucił z siebie słowa najszybciej jak tylko mógł:
- No bo czemu są podpaski, jak nie są pod paszkami. Mama mi powiedziała że to coś jak pieluchy... tylko dla dziewczyn. To czemu się tak nazywają? -
W życiu nie słyszałam tak głośnej salwy śmiechu z ust starszego brata. Młodszy momentalnie pożałował pytania i czuć było jego zażenowanie.
- Ale czekaj, bo to jest bardzo mądre pytanie - odparłam, chcąc go podbudować na duchu. Jego brat w tym nie pomagał.
- Wcale nie - odparł, powstrzymując następny napad śmiechu - Jak chciałbyś żeby się nazywały? Poddupki? Przytyłki? -
- Nie, ale też nie podpaski, skoro nie są pod paszki. Chyba że są? - zwątpił młodzieniec i obdarzył mnie wzrokiem mówiącym "Ratuj, proszę".
- Nie, nie są. Wydaje mi się, że ta nazwa to bardziej od słowa "pasek" niż "paszka", albo podpaska od "podpasować", wiesz, jak komuś coś odpowiada. Dokładnie nie wiem, ale stawiałabym jednak na ten pasek, bo są w kształcie paska - rzekłam, sama zadziwiając się tak dziwnym tokiem myślenia, który prawdopodobnie ma niewiele wspólnego z prawdą. Chyba zdobywam wprawę.
Małego buraczka ta odpowiedź zadowoliła, albo nie chciał już drążyć tematu, w obawie o reakcję starszego brata. W każdym razie upiekło mi się i byłam zadowolona z faktu, że tym razem nie zdołał mnie powalić.
Staje się jednak silniejszy i odważniejszy i aż boję się pomyśleć na co jego mały, nadaktywny mózg może wpaść następnym razem.
Wkraczamy na niebezpieczne tereny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz