Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 1 stycznia 2019

Typowy Sylwester

Nie bawi mnie Sylwester. Zaraz powiem dlaczego i nie jest to spowodowane faktem, że mój pies panicznie boi się petard. W tym roku wykupiłam pół apteki i przygotowałam się na najgorsze, a Morfina wbrew pozorom wyjątkowo łagodnie to przeżyła. Jasne, dostała ziołowe tabletki, a od północy była karmiona ciastkami aż do ustania najgorszych huków, ale spodziewałam się, że będę musiała wyciągnąć cięższą artylerię w postaci leków narkotycznych. W poprzednim roku księżniczka mało nie zeszła na zawał, trzęsła się jak galareta i nie było z nią kontaktu, podczas kiedy w tym sobie trochę popiszczała i nażarta ciastkami poszła spać.
Jestem z niej dumna, dzielne psie dziecko.
W samym święcie nie ma nic złego. Ludzie się bawią, jeżdżą na koncerty, czy na imprezy i jeśli radość sprawiają im wybuchające, kolorowe światełka to wszystkiego najlepszego.
Problemem jest tu raczej kwestia dojrzałości. Kiedy pirotechnika trafia w ręce dzieci, albo pijanych nastolatków i Sylwester zaczyna się już od połowy grudnia, bo trzeba rzucić Achtungiem dla frajdy w środku parku. Kiedy petardy wrzuca się do nor zwierząt, odpala się je w śmietnikach, czy zostawia po sobie wysypisko. 
Kiedy wyszłam dzisiaj z psem na spacer oczom moim ukazał się typowy posylwestrowy obrazek. Trawniki usiane pustymi butelkami po szampanie, czy piwie, kartonami po bateriach fajerwerków, foliami, opakowaniami i patyczkami.
To w tym leży problem - w ludziach którym ciężko podnieść za sobą śmieci i wyrzucić je do kosza pół metra dalej, nie w samej zabawie.
Te śmieci będą tam leżeć całą zimę, dopóki ktoś się nie zlituje i nie pozbiera ich z całego miasta. Szczątki tych butelek i kartonów znajdowane będą jeszcze na Wielkanoc. Jeśli ktoś nie jest na tyle dorosły, żeby ogarnąć syf jaki po sobie zostawia nie powinien bawić się fajerwerkami.
A jednak ludzie się bawią i co więcej pozwalają na to najmłodszym. Kiedy ja byłam mała (nie sądziłam, że kiedyś będę musiała użyć tego zdania) do mojej ręki trafiały maksymalnie zimne ognie, teraz dzieci w tym wieku otrzymują wiadro petard w jedną rękę i zapałki w drugą.
Taka sytuacja miała miejsce wczoraj, kiedy któryś opity szampanem rodzic wysłał swoje pociechy, żeby przed dwunastą puściły sobie kilka żuczków. Podrostki, które pewnie nie znają jeszcze na pamięć tabliczki mnożenia ustawiały sporych rozmiarów fajerwerki i odpalały lont. Skutkiem tego była rakieta śmigająca po ziemi, między nogami obserwatorów i przechodniów, oraz wielki wybuch tuż obok kolejnych dzieci, które również postanowiły się pobawić. Po kilku nieudanych próbach wysłania ognia w kosmos, dzieciom udało się ustawić fajerwerk w butelce po winie i wysłać go prosto na balkon sąsiadów. Jako, że najmłodsi stali na balkonie i był on szeroko otwarty pocisk wleciał do środka mieszkania i tam wybuchł. Wiem to, bo panikę sąsiadów mieszkających klatkę dalej było słychać aż u mnie. Mam nadzieję, że nic nie spłonęło i nikomu nie stała się krzywda. Najbardziej drażni mnie fakt, że rodzice tych dzieci stali na balkonie, obserwowali poczynania swoich pociech, które w najgorszym wypadku mogły zrobić krzywdę im i innym ludziom i nie zrobili nic oprócz śmiania się.
Zero troski o własne potomstwo, nie wspominając o obcych ludziach. Dzieciom wkrótce skończyła się amunicja, a ani jedna rakieta nie wzniosła się w powietrze prawidłowo.
Właśnie dlatego mnie to nie bawi. Większość ludzi nie dojrzała wystarczająco żeby obchodzić Sylwestra, ale mimo wszystko to robią, czego skutki można oglądać w szpitalach, na chodnikach i trawnikach dnia następnego, w przewróconych śmietnikach, wysadzonych w powietrze i martwych zwierzętach znajdowanych blisko własnych nor, z których został tylko krater w ziemi.
Każdego roku mam cichą nadzieję, że ludzie chociaż odrobinę dojrzeli, że zostali uświadomieni i każdego roku czeka mnie większe rozczarowanie.
Gdyby nie zamknięte okno, po moim domu również fruwałyby kolorowe światełka, a mieszkam na parterze. Ludzie, którzy najbardziej narzekają na psy zanieczyszczające trawniki, zostawiają po sobie rozbite butelki i plastik. Przyznają otwarcie, że "nadszedł czas zemsty na tym Burku co to ujada całymi nocami, teraz on będzie ze strachu zwijał się w kłębek, jak sobie odpalę tego Achtunga".
Żal mi tych ludzi, jak i wszystkich którzy nie potrafią bawić się w cywilizowany sposób. Życie z IQ równym temperaturze ciała musi być bardzo przykrym doświadczeniem.
Życzyłabym wszystkim rozwagi w nadchodzącym roku, ale do tych najbardziej jej potrzebujących moje słowa nie dotrą, a Ci którzy już ją mają nie potrzebują jej więcej. Zamiast tego życzę więc wszystkim cierpliwości.
Coś czuję, że może nam się przydać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz