Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 11 stycznia 2019

Biały jeleń

Historia z babcinego dziennika.

Pewnym królestwem rządził despotyczny i okrutny król. Tron został przez niego przejęty siłą i morderstwem, dokonanym na członkach królewskiej rodziny. Król był młodszym z dwóch książąt, a prawo przyznawało panowanie starszemu potomkowi. Pozbywając się brata, matki, oraz ojca w okrutny sposób, władca zyskał tron, potęgę o której marzył i strach poddanych, którzy nie śmieli mu się przeciwstawić.

Król słynął na swych ziemiach z zamiłowań do brutalnego traktowania wszelkich stworzeń, w tym również ludzi. Większość zamkowych komnat stanowiły sale tortur dla jeńców wojennych, oraz poddanych którzy odważyli się podważyć słuszność rządów władcy, lub źle o nim wypowiadać.
Królestwem rządził strach, a w obawie o własne życie ludzie wielbili władcę, wbrew własnym przekonaniom.
Królowi wkrótce po objęciu rządów narodziło się dwóch synów. Bliźnięta były do siebie bardzo podobne i tylko ich matka potrafiła je odróżnić.
Jeden z nich dostał na imię Izbor, a drugi Zamir.
Wieść o narodzinach książąt ściągnęła na zamek zarówno pospólstwo, plebs i patrycjat, jak również przybyszy z sąsiednich królestw. Wszyscy chcieli ofiarować coś nowym członkom królewskiej rodziny i przypodobać się w ten sposób okrutnemu władcy. Ludność świętowała i obsypywała noworodki podarkami. Nie kierowało nimi jednak szczęście, lecz strach przed gniewem króla. Ci, którzy mimo największych chęci nie byli w stanie nic ofiarować, lub ich podarunki nie spodobały się panującemu, kończyli na chłoście i w podziemnych komnatach. Królowa nie miała prawa głosu. Odcięto jej język, kiedy młoda dziewczyna została ofiarowana królowi i pojęta za żonę. Według króla kobiety nie powinny przemawiać, postanowił więc upewnić się, że królowa nigdy nie zdradzi żadnego sekretu, ani nie rozpocznie buntu. Kobieta była szczęśliwa, że narodziło się dwóch chłopców, bała się, że dziewczynki mogłyby podzielić jej los.
Kiedy na zamku trwało świętowanie, przez królewską bramę przeszła starsza kobieta, wspierana o lasce i odziana w łachmany. Staruszka miała na ramieniu łasicę, która rozglądała się badawczo po okolicy i węszyła małym noskiem. Biedaczka wspięła się po schodach, przytrzymując ubranie i dwa zawiniątka, które niosła przy piersi. Kiedy weszła do komnat, obecni tam mieszkańcy rozstępowali się, by przepuścić kobietę przed królewskie oblicze. Mieszkańcy znali staruszkę. Była okoliczną zielarką i zajmowała się w głównej mierze lecznictwem zwierząt i osób potrzebujących. W bogatszych warstwach społecznych uchodziła za szarlatankę i wiedźmę, jednak nigdy nie zdołano udowodnić jej domniemanych czarów. Nikt nie wiedział gdzie dokładnie mieszka kobieta, ani skąd pochodzi, lecz pojawiała się zawsze kiedy była potrzebna. Wszelkie próby śledzenia jej kończyły się fiaskiem.
Staruszka zbliżyła się do tronu i skinęła głową.
- Proszę wybaczyć Wasza Wysokość, jednak ze względu na mój podeszły wiek nie mogę uklęknąć, by oddać należny hołd królewskiej rodzinie. Przyjmij jednak wyrazy mojego uznania i skromne podarki jakie przyniosłam dla Twych synów -
Król podejrzliwie spoglądał na zielarkę. Nigdy nie widział kobiety, choć wiele o niej słyszał. Mimo, że jej nie ufał pozwolił zbliżyć się staruszce do kołyski, gotowy wezwać straż, gdyby nie spodobały mu się działania kobiety.
- Nie będę żywił urazy o ten brak szacunku, jeśli Twoje podarki okażą się wartościowe - odpowiedział, przyglądając się bacznie staruszce wyciągającej spod ubrań zawinięte w szmaty szczenięta.
- Mój prezent nie ma wartości materialnej, lecz zapewniam że jest wartościowy. Nie mam bogactw, którymi mogłabym obsypać te dzieci, lecz tego w życiu im nie zabraknie. Chcę podarować im cenniejszy dar. Miłość, której mogą nie doświadczyć i opiekę, której nigdy nie mogą mieć zbyt wiele - rzekła zielarka, kładąc dwa, identyczne pieski w kołysce. Dzieci odruchowo wtuliły się w miękką sierść i przytuliły główki do szczeniąt.
- Dajesz moim synom psy? - uniósł się król, gotów zesłać staruszkę do podziemnych komnat.
- To nie są zwykłe psy Wasza Miłość. To szczenięta narodzone z najlepszej suki w królestwie. Spełnią każde oczekiwania, przejdą najcięższe próby. Przede wszystkim jednak będą strzegły Twych dzieci. Ich byt jest przecież najważniejszy -
Król zasiadł ponownie na tronie, przyjrzał się kołysce i śpiącym w niej stworzeniom i odrzekł:
- W porządku. Twój podarek, mimo że bardzo skromny zostaje przyjęty. Psy, kiedy podrosną nadadzą się do polowań z moimi synami, może nawet uda się je wyszkolić do zabijania wrogów -
- Bardzo się cieszę, Wasza Miłość. Gratuluję Ci synów - odparła staruszka, a jej łasica przeskoczyła na drugie ramię i patrząc królowej w oczy otwierała pyszczek, jakby szeptała "I Tobie również silna matko. Tobie przede wszystkim".
Po trzech dniach ludzie opuścili zamek, a uroczystości zakończyły się. Wszystko wróciło do normy. Książęta rosły w siłę, a razem z nimi rosły też i psy.
Chłopców dalej łączyło niezwykłe podobieństwo, któremu nie dawała się zwieść jedynie matka. Psy odróżniali jedynie ich właściciele. Zarówno ludzcy, jak i zwierzęcy bracia byli nierozłączni. Najlepsi rzemieślnicy wykonali dla królewskich zwierząt obroże ze skóry, z wypalonymi na niej imionami: Audax i Fortis. W ten sposób łatwiej było obcym ludziom rozróżnić który pies należy do którego księcia.
Audax był opiekunem Izbora, a Fortis Zamira.
Psy wielokrotnie ratowały dzieci z opresji. Wyciągały je, kiedy wpadały do zamarzniętej rzeki, czy zbliżały się niebezpiecznie do płomieni. Zwierzęta obserwowały pierwsze kroki właścicieli i słyszały ich pierwsze słowa.
Kiedy książęta dorosły, król wysłał swych synów na polowanie.
- Jako, że nie mam pojęcia, który z Was przyszedł na świat pierwszy, będziecie walczyć o władzę. Ten, który wróci z większą zdobyczą, będzie mógł ściąć brata i przejąć tron, kiedy ja będę już zbyt stary żeby panować -
Zarówno królowa, jak i jej synowie próbowali przeciwstawić się woli ojca. Przekonać, że drugi z książąt może żyć, kiedy pierwszy zasiądzie na tronie. Król jednak nie znosił sprzeciwu i zagroził mordem całej trójki, jeśli nie podporządkują się rozkazowi.
Bliźnięta nie miały wyboru, chcąc ratować siebie nawzajem, oraz matkę, wyruszyły konno do lasu, zabierając ze sobą psy. Królowa oczekiwała na zamku, zalewając się łzami i żywiła nadzieję, że synowie wymyślą jakiś sposób i nie ulegną tradycji okrutnego ojca.
Królewscy potomkowie długo nie wracali i kiedy król zamierzał już wysłać za nimi pościg, na dziedzińcu rozległo się ujadanie psów i rżenie koni.
Książęta zsiadły z koni i zrzuciły z ich grzbietu pokaźnego, białego jelenia.
Król obszedł zwierzę dookoła i przemówił zadowolony:
- Dobrze więc. Który z Was upolował to olbrzymie zwierzę, a który wrócił z niczym? -
Bracia spojrzeli po sobie i i odpowiedzieli jednocześnie:
- To był Izbor -
- To był Zamir -
Władca nie słynął z cierpliwości, toteż zabawy jego dzieci nie podobały mu się ani trochę.
- Jeśli nie powiecie prawdy, ukażę Was obu - rzekł.
- Nie możemy określić kto dokładnie zabił jelenia. Zarówno ja jak i Izbor wypuściliśmy strzałę w tym samym czasie - odparł Zamir.
- Oba groty przebiły serce - dodał Izbor, wskazując na dwie strzały, sterczące u lewego boku zwierzęcia - Co więcej, oba psy wytropiły jelenia i zapędziły go do doliny, odcinając mu drogę ucieczki -
Kierowany gniewem król nie przyjmował takiego rozwiązania. Czuł się oszukany i wiedział, że synowie celowo rozprawili się z zadaniem w ten sposób. Postanowił więc ich ukarać.
- Wasz brak szacunku do woli ojca nie będzie tolerowany - odparł - Weźmiecie swoje psy, wyprowadzicie je w las i zabijecie. Nie chcę mieć krwi na dziedzińcu, to przyciąga robactwo. Sami zdecydujecie jak to zrobicie i czy każdy z Was zabije własnego psa, czy psa swojego brata. Skoro jesteście tak nierozłączni, razem podejmiecie tę decyzję. Macie przywieść mi ich głowy, jako dowód że i tym razem nie uniknęliście zadania. Kiedy wrócicie, wymyślę jak rozwiązać problem przejęcia tronu -
Chłopcy byli zrozpaczeni, wiedzieli jednak, że jeśli spróbują dyskutować z ojcem, pozbawi on życia wszystkich. Otarli więc łzy i ruszyli konno do lasu, zabierając ze sobą nieświadome niczego zwierzęta. Kiedy dotarli do polany, zsiedli z koni, przytulili psy, żegnając je po raz ostatni i wyciągnęli miecze, powstrzymując łzy i przemożną chęć wbicia ostrzy we własne serca. Książęta żadnego innego stworzenia nie kochały w życiu tak mocno. Ufne psy patrzyły właścicielom prosto w oczy. Bez strachu, pokładając wiarę w dzieciach, które nigdy ich wcześniej nie skrzywdziły.
Zanim ostrza przecięły szyje zwierząt, na polanie pojawiła się łasica. Przyglądała się rzezi i węszyła zapach świeżej krwi, która barwiła trawę i spływała po rękach chłopców. 
Ktoś stracił tej nocy życie, by ocaleć mógł ktoś.
Królowa czekała na dziedzińcu, mimo że mroźny wiatr przeszywał ją do kości. Czekała na swoich synów, gotowa pocieszyć ich po stracie swoich najwierniejszych przyjaciół. Wiedziała jak trudna musiała być dla bliźniąt ta wyprawa i jak wiele ich kosztowała. Nie chciała krzywdy swoich dzieci i gdyby mogła, zrobiłaby wszystko by przejąć ich karę i okrutne zadania.
Żadna matka nie może spokojnie patrzeć na cierpienie jej dzieci.
Noc postępowała, a książęta nie wracały. Królowa z coraz większa trwogą wypatrywała chłopców w całkowitej ciemności. Nasłuchiwała rżenia koni i przyglądała się drzewom zanurzonym w mroku.
Z czerni nocy wysuwały się powoli znajome kształty. Grzywy, kopyta i masywne ciała. Konie bez jeźdźców zmierzały do zamku. Kiedy królowa ujrzała samotne zwierzęta wpadła w rozpacz i rozkazała skinieniem ręki otworzyć bramę, by mogła wybiec im naprzeciw. Kobieta potykała się o kamienie i nierówną drogę, lecz biegła co sił przed siebie, łudząc się, że zawodzi ją wzrok i dzieci nie było widać na grzbietach koni z daleka. Kiedy dotarła do zwierząt, książąt na nich nie ujrzała. Dwa psy, idące tuż za końmi przywitały ją merdaniem i wesołym poszczekiwaniem. Pyski zwierząt zbroczone były krwią. Królowa pragnęła krzyczeć, lecz nie mogła. Klątwa jej męża prześladowała ją nawet w takiej sytuacji. Brak języka mógł przyczynić się do zguby jej dzieci, jeśli jeszcze żyły gdzieś w tym lesie. Kobieta dosiadła jednego z koni i pognała na zamek, gdzie najlepiej jak potrafiła wyjaśniła gestami co się wydarzyło. Nie było czasu na spisywanie słów, należało zwołać straże i ruszyć w pościg. Na dziedzińcu, przyciągnięty zamieszaniem pojawił się król. Kiedy dowiedział się, że jego synowie nie wrócili i do zamku przybyły same zwierzęta wpadł w szał. Rozkazał zabić zarówno konie, jak i psy, a żonie wrócić do zamku. Ta jednak nie posłuchała. Zawróciła konia i ruszyła galopem do lasu, zostawiając za sobą rozjuszonego męża i strażników, którzy mogli słuchać tylko rozkazów króla. Jedyną pomocą, na którą mogła liczyć były dwa, poplamione krwią psy jej dzieci. Audax i Fortis biegły za koniem i nie opuszczały jeźdźca na krok.
Psy zaprowadziły królową na polanę. Mimo potoku krwi, na miejscu nie było ciał. Kobieta odnalazła jedynie ubrania bliźniąt i ich miecze. Opadła na kolana i załkała. Zaniepokojone psy skakały wokół niej i ocierały się o ubrania, jakby chciały jej coś powiedzieć. Matka była jednak zbyt zrozpaczona, by zrozumieć co pragnęły przekazać zwierzęta. Ich oczy były dla niej dziwne i nienaturalne, jakby jaśniejsze i pełne zrozumienia. Mogłaby przysiąc, że zna dobrze to spojrzenie, chociaż zbliżała się do psów rzadko. Audax i Fortis wpychali nosy w ręce kobiety i przynosili jej ubrania dzieci, popiskując przy tym. Psy nie ruszały się z miejsca, nie tropiły dalej. Ślady chłopców urywały się tutaj. Musiało dopaść ich jakieś zwierzę. To tłumaczyłoby krew, jednak nie ubranie, które nie było nawet poszarpane. Żadne zwierzę nie pożera swojej ofiary, pozbywając się wcześniej ubrań.
Działo się tu coś, czego kobieta nie potrafiła zrozumieć, mimo że bardzo chciała.
Królowa spojrzała na pyski zwierząt i pojęła. Świadomość tego, co się stało uderzyła ją, niemal powalając na ziemię.
W oddali słychać było rżące konie. Pościg, z królem na czele był już w lesie. Musiała to jakoś wytłumaczyć mężowi i nie pozwolić mu wpaść w gniew. Kiedy król pojawił się na miejscu i zsiadł z konia, królowa wiedziała już że jej nie wysłucha. Biła od niego złość, tak potężna, że kobieta cofnęła się przed mężem, zasłaniając twarz i usiłując ruchem ust wypowiedzieć słowa, które nie mogły opuścić jej gardła. Władca dobył miecza i zamierzył się na kobietę, lecz nim zdołał zadać cios, oba psy rzuciły się na rosłego mężczyznę, przygniatając go do poplamionej krwią trawy. Gwardia królewska pospieszyła królowi z pomocą i udało im się odciągnąć ujadające i gryzące zwierzęta.
- Przytrzymajcie je - rozkazał monarcha, podnosząc się z ziemi - I ją też - dodał, wskazując na królową.
Psy wiły się i rzucały, chcąc się oswobodzić, jednak ucieczka nie była możliwa. Król spojrzał w oczy zwierząt i kiedy nie ujrzał w nich niczego, pozbawił psy głów dwoma, szybkimi uderzeniami miecza. Krew ponownie popłynęła polaną, mieszając się ze łzami królowej, której usta składały wyrazy, niesłyszalne dla nikogo.
Mężczyzna uśmiechnął się, podniósł łeb jednego z martwych stworzeń i  przyjrzał się mętniejącym oczom. Z odciętej szyi zsunęła się skórzana obroża, lecz kiedy król odrzucił na bok psi łeb i schylił się po obrożę, po raz pierwszy w życiu poczuł strach. Nie znał tego uczucia, było mu ono obce jak miłość i ciężkie do zniesienia. Władca obrócił w rękach przedmiot i spojrzał na wypalone na nim imię. "Izbor". Król uznając to za żart, lub podłą sztuczkę wziął do ręki głowę drugiego psa i przyjrzał się zawieszonej na szyi obroży. "Zamir" głosił napis i kiedy mężczyzna spojrzał na swoją żonę zrozumiał. Głowa psa opadła na ziemię i potoczyła się, zbliżając do drugiej.
Królowa wiedziała. Zrozumiała to wcześniej, jednak nie mogła przekazać tego słowami. "To nasi synowie" mówiło jej zaszklone spojrzenie "Zamordowałeś nasze dzieci". Na polanie zapadła cisza tak przemożna, że raniła uszy zebranych ludzi. Słychać było tylko szybkie wciąganie powietrza małej łasicy, która zwabiona zapachem krwi siedziała przy starym, powalonym drzewie i węszyła. Kiedy oczy zwierzęcia spotkały się z oczami króla zerwał się wiatr tak silny, że strażnicy, by nie upaść musieli przylgnąć do ziemi. Królowa zasłoniła rękami twarz i wsłuchiwała się w rżenie uciekających koni, które przepłoszyła wichura.
Trwało to dłuższą chwilę, a kiedy przyroda uspokoiła się i wszystko wokół zamilkło kobieta podniosła głowę i ujrzała przed sobą pięknego, białego jelenia. Wyglądał tak samo, jak ten upolowany wcześniej przez jej synów, miał nawet na sobie ślady po strzałach, a stróżki krwi płynęły z jego rany. "To niemożliwe" tłumaczyła sobie, "Ten jeleń był martwy, widziałam go przecież na dziedzińcu". Zwierzę rozglądało się niepewnie dookoła i kiedy spojrzało na leżącą na ziemi kobietę, królowa wiedziała już wszystko. "To stało się ponownie". Leżące na ziemi szaty i korona utwierdziły ją w przekonaniu, że na środku polany stał król. Królowa nie wiedziała jak to możliwe i dlaczego poprzednim razem spotkało to jej synów, ale była tego pewna. Strażników nie było na miejscu, musieli uciec, lub pobiec za spłoszonymi końmi. Władczyni miała pełną świadomość, że musi ukryć męża. W takim stanie nie mógł pokazać się na zamku, zabito by go. Niewiele myśląc, królowa oderwała kawałek szaty ze swojego rękawa i owinęła nim ranę zwierzęcia.
"Cóżeś uczynił?" mówiły poruszające się usta "Cóżeś Ty uczynił".
Na zamku ogłoszono żałobę po królu i dwójce książąt. Poszukiwania królowej trwały dalej i lud wierzył, że ich władczyni się odnajdzie i powróci, by rządzić królestwem i odmienić los ludzi.
Królowa ukrywała się jednak w lesie, pilnując by biały jeleń nie znalazł się w zasięgu oczu myśliwych i poszukującej jej straży. Matka własnymi rękami pochowała synów zamienionych w psy na polanie, w miejscu ich śmierci. Kiedy kolejnej nocy zasypiała, marznąc z zimna, wtulona w korę drzewa, poczuła ruch tuż obok siebie. Kiedy się obejrzała, ujrzała jelenia, osłaniającego ją od wiatru i ogrzewającego ją własnym ciałem. Dla kobiety był to pierwszy w życiu przejaw troski jej męża i nie była pewna, czy król zrobił to dobrowolnie, czy pokierował nim jakiś instynkt, którego nigdy dotąd nie przejawiał. Między drzewami królowa dostrzegła łasicę, przekrzywiającą głowę i przyglądającą jej się. To było to samo stworzenie, jakie kilka dni temu widziała na polanie. Wiedziała do kogo należy zwierzę i liczyła że zaprowadzi ją ono do właścicielki. Tylko zielarka mogła naprawić to co się stało, może nawet miała z tym coś wspólnego. Posądzano ją przecież o czary, a to co wydarzyło się w ostatnich dniach nie było niczym naturalnym. Przemarznięta kobieta szła za łasicą i po pewnym czasie ujrzała we mgle zgarbioną postać. Zwierzątko wskoczyło na staruszkę i przytuliło się do jej karku.
"Błagam" wykrzyczała królowa, lecz z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk "Niech to się skończy. Wiem, że masz z tym coś wspólnego, ale nie dbam o to. Proszę, zrobię wszystko, żeby odzyskać synów".
- Wszystko? - ożywiła się staruszka - Uważaj Wasza Miłość na co się godzisz. Krew można spłacić tylko krwią. Żeby kogoś wskrzesić, ktoś inny musi umrzeć -
"To znaczy, że możesz to zrobić?" poruszała ustami królowa "Możesz wrócić im życie?"
- Tak, ale tylko dlatego, że tak naprawdę nie umarli. Ich życia są zawieszone, jednak by ich przywrócić potrzebna jest śmierć. Krwi z krwi. To może być tylko rodzina -
"Zgadzam się, weź mnie. Zabij mnie, jeśli tego potrzebujesz, tylko przywróć moich synów do życia. Proszę, oddaj moim dzieciom życie"
- To szlachetne z Twojej strony, ale żądasz ode mnie dwóch żyć, a ofiarujesz jedno -
"Mój mąż. Ten biały jeleń, w którego go zmieniłaś. Zabierz i jego"
- Mylisz mnie z kimś Wasza Miłość, ja niczego nie zrobiłam. Ja tylko chcę Ci pomóc naprawić to, co stało się przez okrucieństwo Twego męża. Nie mogę go zabrać wbrew jego woli. Musi ofiarować swoje życie dobrowolnie -
"Nie zrobi tego. On nigdy by się dla nikogo nie poświęcił. Jest okrutny i zły, nie oddałby swojego życia, nawet za własnych synów. On ich zabił, zamordował ich i zrobiłby to ponownie"
- Odwróć się - odrzekła staruszka.
Królowa zrobiła to i ujrzała za sobą białego jelenia, skłaniającego głowę z olbrzymim porożem.
- Czasem, żeby kogoś odmienić, trzeba to zrobić naprawdę. Okazałaś mężowi miłość i przywiązanie, nawet kiedy ten zabił Ci synów. Nie porzuciłaś go, ani nie oddałaś w ręce myśliwych, chociaż mogłaś to zrobić. Twoje dobro dotarło nawet do jego skamieniałego serca. Miłością zwalcza się okrucieństwo. Teraz przemawia przez niego pokora i skrucha -
Królowa spojrzała na klęczącego jelenia i dotknęła ręką jego głowy.
"Teraz jest szansa zapłacić za winy"
- Umrzeć ktoś musi, żeby żyć mógł ktoś - rzekła staruszka i porywisty wiatr przerwał dalsze słowa. Stało się to, co musiało się stać.
Następnego dnia ciało królowej odnaleziono w lesie. Wsparte było ono na martwym jeleniu, którego głowa spoczywała na kolanach kobiety. Tego samego dnia odnaleziono również królewskich synów, którzy nie potrafili wytłumaczyć nikomu gdzie byli, oraz co działo się w tym czasie.
Bracia panowali w zgodzie i miłości aż do późnej starości i razem rządzili królestwem. Lud uwielbiał swych królów, bo mądrością i łagodnością przewyższali wszystkich dotychczasowych. Nie pamiętali jak umarli ich rodzice, ani co stało się z psami, jednak z nieznanego sobie powodu postanowili nadać królestwu nowy herb, który również stworzyli wspólnie.
Widniał na nim jeleń, dwa psy i łasica.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz