Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 3 stycznia 2019

To nie Ollie

Mam kumpelę, która mieszka w sporym mieście. Dziewczyna bardzo wkręciła się w psy rasy West Highland White Terrier. Ma czteroletnią sukę tej rasy - Melę i postanowiła ostatnio powiększyć rodzinę o jeszcze jednego, białego psiaka. Znalazła hodowlę, kupiła suczkę, którą nazwała Ollie i uczyła ją powoli tego, czego wcześniej uczyła Meli. Jej kilkuletnia córeczka (ludzka córeczka) starała się jej w tym pomóc. Szczeniaka trzeba było nauczyć czystości, co wolno jeść, a czego nie, oraz żeby nie niszczyć mebli. W pierwszych miesiącach udało im się nawet nauczyć suczkę podstawowych komend, jak siad, leżeć, czy daj głos.
Koleżanka razem z córką i dwoma psami ochoczo brała udział w grupowych spacerach organizowanych w jej mieście dla wielbicieli tej rasy. Ludzie znaleźli się na jakimś forum, czy grupie dla Westów i stwierdzili, że razem będzie raźniej, a przy okazji załatwi się psom socjal. Okazało się, że wśród grupowiczów oprócz Ollie przybyło jeszcze kilka innych szczeniaków. Społeczność się powiększała. Miłość do tych psiaków rozprzestrzeniała się w zawrotnym tempie.
Tego dnia grupa udała się na wybieg i jako, że nie było na nim zbyt wiele psów Westy zostały oswobodzone i wypuszczone na wolność, by mogły się bawić. Wśród grupki merdających i goniących się białych owieczek, oraz innych psów na wybiegu ciężko zlokalizować swoje pociechy i mieć je cały czas na oku. Kiedy przyszedł jednak czas pożegnania i grupa zaczęła zbierać swoje białe futra, udało się ustalić położenie obu piesków. Zarówno Mela jak i Ollie bawiły się razem. Spacer się skończył, wszyscy wrócili do domu i rozpoczęły się przygotowania do kolacji.
Podczas kiedy młoda mama była zajęta w kuchni, małe pociechy w liczbie trzy bawiły się w salonie. Jedna z nich, ta czworonożna i najmniejsza uciekła, czując zapach dobiegający z innego pomieszczenia, ujrzała właścicielkę i stanęła prosząco w pozycji surykatki, licząc na jakiś kąsek.
"Nikt jej tego nie uczył, cóż za mądre zwierzę" stwierdziła właścicielka szczeniaka i przygotowywała dalej kolację. Po posiłku jej ludzka córka odwiedziła ją jednak w salonie.
- Coś jest nie tak z Ollie - zaczęła.
Zmartwiła się matka poważnie, lecz córka nie była w stanie wytłumaczyć co dokładnie jest ze szczeniakiem nie tak. Koleżanka obejrzała psa z każdej strony i twierdząc, że córka jest przewrażliwiona poszła spać. Rano suczce przytrafił się mały wypadek, mimo że już potrafiła załatwiać się na zewnątrz. Zdarza się najlepszym, to jeszcze psie dziecko.
Małe 500+ dalej jednak chodziło po domu i twierdziło, że Ollie jest dziwna i coś jej dolega. Szczeniak wyglądał normalnie i zachowywał się typowo. 
Wtedy to telefon zapiszczał i ukazał wiadomość od jednej z Westowych fanek, z którymi rodzinka była poprzedniego dnia na spacerze.
Treść brzmiała: "Chyba zamieniłyśmy się niechcący szczeniakami. Moja nie potrafiła "leżeć" i "daj głos", za to zapomniała jak się prosi."
Młodą mamę zmroziło. Czy to możliwe? Czyżby nie rozpoznała własnego szczeniaka? Młode pieski tej rasy są do siebie bardzo podobne i do tego wszystkie biegały poprzedniego dnia naguśkie, bez obroży. Zostawała jeszcze niewyjaśniona sprawa nowej sztuczki. 
Kobiety spotkały się więc w parku, udały razem do weterynarza, sprawdziły chipy obu psiaków i wymieniły się szczeniaczkami, które nie miały nic przeciwko chwilowej podmiance i zmianie właściciela.
Od tej pory obróżka stała się obowiązkowym wyposażeniem na wybiegowe wypady, a o całym zdarzeniu starano się zapomnieć, jako że niespecjalnie było się czym chwalić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz