Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 9 lutego 2020

Zębowe myszki

Kiedy ja i moi kuzyni byliśmy mali, wierzyliśmy w zębowe myszki.
Nie zębowe wróżki. Zębowe myszki.
Z tego, co pamiętam, różnica w wierzeniach między nami, a naszymi rówieśnikami wynikała z jakiegoś filmu animowanego, który puszczany był na wieczorynkę. Mafia gryzoni, kradnących dzieciom zęby wydawała nam się bardziej wiarygodna niż wróżki i działo się tak głównie z jednego powodu - myszy istniały i każdy kiedyś jakąś widział. 

Czy byłyby w stanie dostać się pod poduszkę i ukraść mleczny ząb?
Prawdopodobnie tak.

Wszystko przemawiało za faktem, iż to my mieliśmy racje. Walczyliśmy więc o nią z rosnącą sektą wyznawców zębowych wróżek, które były dla nas "zbyt dziewczyńskie".

Nie wiedzieliśmy po co myszom nasze zęby, ale skoro wymieniały je za cukierki (podczas kiedy zębowa wróżka dawała pieniądze, nasze myszy myślały przyszłościowo i starały się podtrzymać swój próchniczy biznes, 1:0 dla gryzoni), to nie mieliśmy z tym najmniejszego problemu.
Najwidoczniej myszy budowały z mleczaków krzesła, czy używały ich jako zbroi.

Pewnego dnia pojechaliśmy całą rodziną na wieś.
Ja - alergik w skali 100/100, który umierał z powodu kwiatów, pól kukurydzy, kur, koni i właściwie wszystkiego, co znajdowało się dookoła, oraz moi kuzyni - dwie małe szarańcze, które zawsze się gdzieś gubiły i często coś przypadkiem podpalały (włącznie ze sobą nawzajem), dowiedzieliśmy się wtedy pewnej okrutnej prawdy - zębowe myszki miały bardzo ciężkie życie.

Kiedy mój młodszy kuzyn po raz pierwszy znalazł w szopie pułapkę z zatrzaśniętą w środku myszką, to remiza strażacka zaczęła zastanawiać się czy nie wymienić swojej syreny na tego małego gnoma. Wkrótce do jednego wyjca dołączyły też dwa kolejne, które przez kult zębowych myszy nie dopuszczały do siebie wiadomości, że na wsi szkodniki (myszy o dziwo były tam uważane za szkodniki) są bardzo aktywnie tępione.
Próbowaliśmy oczywiście walczyć o przyjaciół, ponieważ każdy kto daje cukierki za bezużyteczne mleczaki był naszym przyjacielem, ale przepędzanie kotów i zatrzaskiwanie patykiem (palce zbyt bardzo po tym bolały) pułapek, nie przynosiło zbyt dużych rezultatów i sprowadzało na nas gniew gospodarzy.
Zaczęliśmy martwić się o zmniejszającą się populację małych handlarzy cukru, więc wpadliśmy na genialny w swej prostocie plan.

Postanowiliśmy pozbyć się mlecznych zębów, zanim samolubni dorośli wytłuką wszystkie myszy i gryzonie zwiną interes na dobre. Nie mogliśmy przecież odpuścić darmowych cukierków. Nie ma głupich.

Przez następnych kilka dni szwendaliśmy się po podwórku, próbując swoich sił w wybiciu wszystkich mleczaków jakie tylko znajdowały się w naszych jamach ustnych. Nie miało dla nas znaczenia czy zęby się ruszały, czy nie. To była konieczność. Sprawa życia i śmierci.
Niestety mleczaki pomimo naszych starań nie chciały współpracować.
Zrobiliśmy więc to, co zrobiłby każdy racjonalny człowiek dążący do celu.
Ukradliśmy z kuźni młotek, oraz dłuto i schowani w malinach, wyliczanką próbowaliśmy wyznaczyć pierwszą ofiarę, którą okazał się być najmłodszy z kuzynów. Ułożyliśmy młodego na kamieniu i podczas kiedy ja trzymałam jego głowę, drugi kuzyn ustawiał dłuto pod odpowiednim kątem, by precyzyjnie wybić bratu dwie jedynki za jednym zamachem.
Zapowiadało się na ból, krzyk i bardzo dużo krwi, ale w ostatniej chwili zatrzymała nas gospodyni, która zauważyła zniknięcie narzędzi i kiedy powiązała je ze zniknięciem z podwórka dzieci, w głowie ułożył jej się bardzo niepokojący scenariusz, który sprowokował ją do przeszukania całej okolicy.
Narzędzia zostały nam brutalnie odebrane i cała nasza trójka skończyła na karnym łuskaniu grochu. Niestety nasze logiczne wytłumaczenia nie spotkały się z uznaniem na jakie zasługiwały.

Kompromis został osiągnięty, kiedy powiedziano nam, że zębowe myszki są białe, a te myszy w szopie są zwykłymi gryzoniami. Musieliśmy obiecać, że nigdy nie będziemy już pomagać mleczakom w wypadaniu i zostawimy ten proces w spokoju, cierpliwie czekając na swój czas.

Dla dorosłych te wakacje były pełne napięcia i niepokoju, oraz sprawdzania czy w pułapkę nie złapała się żadna mysz o białym futerku, ponieważ to oznaczałoby ponowne zniknięcie narzędzi i konieczność wezwania pogotowia do krwawiących dzieci o bardzo przewiewnym uśmiechu, które przez kolejnych kilka miesięcy wszystkie posiłki spożywałyby przez słomkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz