Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 12 lutego 2020

Błędne BHP, to dalej BHP

Na każdych pierwszych zajęciach laboratoryjnych z danego przedmiotu na mojej uczelni obowiązywało zapoznanie się z BHP i zasadami, które dla wszystkich pomieszczeń laboratoryjnych były takie same: nie biegać, nie wąchać bezpośrednio z fiolki, nie kosztować, nie oblewać się, nie wciągać nosem, nosić fartuch ochronny, gogle i rękawiczki, względnie być ostrożnym.
Niezależnie od tego ile lat spędziliśmy już na pracy przy silnych kwasach, płomieniach palnika, ostrych narzędziach, oraz stężonym gazie, za każdym razem musieliśmy przeczytać dość obszerny dokument, który w skrócie mówił o tym, że ogień pali, kwas parzy, a skalpel jest ostry.

W plikach makulatury znajdowała się również instrukcja pierwszej pomocy oraz schemat działania zraszaczy, alarmu przeciwpożarowego, wyjść ewakuacyjnych i wszelkie informacje, potrzebne nam głównie do tego, żeby nie zginąć.

Podczas przeglądania instrukcji pierwszej pomocy na jakimś przedmiocie związanym z paliwami, zwróciłam uwagę na pewien fragment, który mówił o postępowaniu w przypadku wystąpienia u kogoś napadu padaczkowego.
Zaniepokoił mnie punkt siódmy, który mówił o tym, że należy wsadzić poszkodowanemu w zęby kawałek drewna lub linijkę, żeby uchronić go przed odgryzieniem sobie języka.

Jako osoba posiadająca w domu epileptyka, dostałam ciarek.

Zabrałam dokument ze sobą i podeszłam do prowadzącego zajęcia, pokazując mu punkt siódmy.
- I co z nim nie tak? - spytał profesor.
- To, że to bardzo stara praktyka, której się nie stosuje od kilkunastu dobrych lat, a przynajmniej nie powinno się jej stosować. Wprowadza w błąd, bo jak ktoś faktycznie dostanie ataku na zajęciach, to albo mu ludzie wybiją zęby, albo przez szczękościsk ktoś straci palce i jeszcze doprowadzi do zadławienia poszkodowanego.
- Jest pani pewna?
- Tak, jestem pewna.
- Skąd ta pewność? Ma pani doświadczenie medyczne?
- Częściowo, ale głównie praktyczne. Mam w domu epileptyka. Minimum dwa napady w tygodniu od czternastu lat.
- Rozumiem. To co się robi, żeby sobie nie odgryzł języka?
- Nic się nie robi. Między innymi dlatego, że następuje szczękościsk i próba rozwarcia szczęki na siłę może się skończyć jej złamaniem. Odgryzienie języka jest bardzo rzadkie, raczej następuje przygryzienie, które dość szybko się goi.
- Aha, no dobrze - odparł prowadzący, oddając mi kartkę.
- Czyli mogę liczyć, że ten punkt zostanie usunięty? - spytałam z nadzieją - Reszta jest prawidłowa. Odsunięcie przedmiotów, zakaz przenoszenia poszkodowanego podczas napadu, zapewnienie dostępu do powietrza, zabezpieczenie głowy, przeszukanie torebki lub plecaka w celu znalezienia przyjmowanych leków...
- Nie ja o tym decyduję - odparł profesor, najwyraźniej znudzony moim monologiem.
- A kto?
- Te instrukcje powstały lata temu. Ja mam je tylko rozdać i dopilnować, żeby każdy je przeczytał. Cieszę się, że jest pani tak wnikliwa, ale to nie są zajęcia medyczne. Będziecie się uczyć o efektywnym spalaniu paliw na moich zajęciach.
- Ale to wprowadza w błąd. To tak jak napisanie, że kogoś z podejrzeniem uszkodzenia kręgosłupa powinno się posadzić albo podanie nieprawidłowego opisu reanimacji.
- Jeśli ma pani zażalenia odnośnie instrukcji, można iść z tym do biura obsługi studenta. Teraz przechodzimy do zajęć.
Wróciłam więc na miejsce i podczas przerwy udałam się do biura obsługi studenta, odczekując najpierw swoje w kolejce.
Przedstawiłam sytuację ponownie i zostałam odesłana do kolejnej osoby, a później do jeszcze innej i finalnie znalazłam się w dziale zażaleń, gdzie zaproponowano mi wrzucenie swojej skargi do skrzynki na ankiety, stojącej w korytarzu. 
Wróciłam więc do profesora danego przedmiotu, który pod naciskiem zgodził się zaktualizować instrukcje (czyli jednak można). Czułam się jak natrętna wsza, ale miałam wrażenie, że działam w dobrej sprawie ogółu.
- Wie pani, że tego i tak nikt nie czyta i nikt się nie stosuje? - spytał profesor.
- Tak?
- Tak. Tutaj może raz ktokolwiek miał atak padaczkowy. To bardziej na zasadzie legendy. Nikt i tak nie będzie reagował i wezwą pogotowie.
- Podobnie jak z zapaścią albo zawałem serca, ale jednak jak ktoś chciałby pomóc, to chyba lepiej, żeby właściwie. Tak mi się wydaje.
- Lepiej, tylko jak ktoś jest taki bardzo do przodu, to też nie jest za dobrze - odparł profesor i poczułam jak aluzja trafia prosto we mnie.
Nie przejmowałam się i miałam nadzieję, że instrukcja zostanie szybko zmieniona. Wystarczyło przepisać i wydrukować jedną stronę, lub po prostu wykreślić na wszystkich kopiach jeden punkt. Jak wiele czasu mogło to zająć?

Mijały dni, tygodnie, miesiące.
Zdaliśmy przedmiot, laboratoria się skończyły i przeniesiono nas na inne piętro, na kolejne zajęcia. Z poprzednim prowadzącym straciliśmy kontakt. Czasem tylko mijaliśmy się na korytarzu, w drodze na zajęcia.

Z tego co mówiły nam młodsze roczniki, instrukcje dalej są takie same i nic się w przypadku BHP nie zmieniło.

Najwidoczniej to nie było takie istotne i profesor wie co robi. 
Jeśli nie, to na pewno jest gotowy wziąć na siebie ewentualne konsekwencje takiej decyzji. Dentyści nie są tani. Chirurdzy też nie.
Epilepsja istnieje i nie jest tylko legendą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz