Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 2 lutego 2020

Niedzielne porządki i ważna informacja Anonimki

Byłam dziś umówiona na niedzielne, niezapowiedziane sprzątanie u pani Eli, jako że kobieta zaniemogła, a w najbliższym czasie miała odwiedzić ją rodzina. 
Pani Ela co prawda powiedziała Damianowi, że będzie odpoczywać, ale chłopak zna sąsiadkę już na tyle długo, żeby wyczuć fałsz w jej obietnicach. Postanowił przypilnować kobietę i wziąć sprawy sprzątania, gotowania i przygotowań do wizyty na siebie, ignorując potępieńcze jęki pani Eli, która wolałaby skoczyć do lawy niż przyznać, że potrzebna jest jej pomoc.
Damian nie wzywał posiłków, ale posiłki pojawiły się same, więc miał w zasadzie niewiele do powiedzenia.

Kiedy opuściłam mieszkanie, na tablicy ogłoszeń zobaczyłam coś, co przykuło moją uwagę.
(obraz powiększa się po kliknięciu)


Zrobiłam zdjęcie i postanowiłam podzielić się z nim z grupą. Ludzie z niepokojem zerkali na mnie w autobusie, ale nie mogłam przestać się szczerzyć.

Kiedy dojechałam na miejsce, po mieszkaniu pani Eli krzątali się już Damian z Sonią.
- Dzień dobry - powiedziałam wchodząc do środka.
- Dzień dobry - odparła zachrypiała pani Ela, leżąca pod kocami - Ale dzieci, to nie wypada tak. Zaraz Wam zrobię herbatki.
- Jak Pani spróbuje wstać raz jeszcze, to będę zmuszony związać Panią kocami - odparł Damian - My się obsłużymy, termometr poproszę - dodał, wyciągając rękę.
- Przecież nic mi nie jest. Nie trzeba koło mnie chodzić, bo ja się wtedy czuję zniedołężniała - odpowiedziała sąsiadka.
- Trzydzieści osiem i pół to żadne "nic mi nie jest" - odpowiedział Damian - I nie jest Pani zniedołężniała, tylko chora. Jak ja mam grypę, to wszczyna Pani alarm czwartego stopnia, więc teraz moja kolej.
- Ale po co od razu cały sztab ludzi zwoływać.
- Ale ja ich nie zwoływałem. Sami przyszli, to ich przecież nie wygonię.
- Spróbowałby - odparłam - Ruda jeszcze jedzie.
- Oli z Szyszkiem pojechali zobaczyć czy znajdą otwartą aptekę w niedzielę - odparła Sonia.
- Miodzio, to co mam robić?
- Ale nie możecie... - zaczęła Pani Ela.
- Pani Elu, przykro mi to mówić, ale to jest porwanie - przerwał kobiecie Damian - Przejmujemy to mieszkanie z zawartością na kilka godzin i może się z tym Pani pogodzić, albo walczyć, ale ostrzegam, że mamy przewagę liczebną, a Krysia kładzie na łopatki nawet osobniki większe i cięższe od niej, tak że ja bym nie zadzierał.
- Opór jest zbędny Pani Elu - powiedziałam i kobieta westchnęła ciężko.
- Proszę bardzo. To połykamy, tym popijamy i zbijamy gorączkę, a resztą zajmą się inni - powiedział Damian, wręczając kobiecie tabletki i kubek z herbatą.
- Kto się nie chce słuchać? - rzekła Ruda, wchodząc do mieszkania - Pani Elu, proszę współpracować, bo przerobimy mieszkanko na więzienie i się skończy.
- We własnym domu takie rzeczy - odpowiedziała sąsiadka i ostatecznie poddała się, opierając głowę na poduszkach.
- Dobra - zaczął Damian - Zanim wrócą posłańcy z lekami, rozdzielimy obowiązki. Ja zajmę się gotowaniem, chyba że ktoś chce przejąć pałeczkę.
- Nie, nie. Idź tam gotuj - machnęła ręką Ruda - mogę sprzątać.
- Ok. Trzeba umyć okna, zmienić firany, poodkurzać, pomyć podłogi, wiecie o co chodzi. Plus trzeba kotom wyczyścić kuwety, wyczesać je, ogólnie upiększyć.
- Ja! - rzuciłam, podnosząc rękę - Ja chcę do kotków.
- Ale one drapią - odparła pani Ela - Nie trzeba, naprawdę.
- Shush. To jest technik weterynarii. Szkolili ją do tego - odpowiedział Damian.
- Ja ogarnę kotki - potwierdziłam.
- To ja z Rudą posprzątamy, a jak chłopaki przyjadą, to nam pomogą - odparła Sonia.
- I ładnie. Raz, dwa się uwiniemy i zejdziemy z lokalu. Jakie menu? - spytał Damian i zanim kobieta zaczęła zaprzeczać, Damian skierował się do kuchni - Pani Elu, bo sam coś wymyślę. Ja wiem, że to nie to samo co Pani kuchnia, ale Pani mnie uczyła, więc dam radę.
- Ale ja nie wątpię, że Ty sobie poradzisz, tylko to straszny kłopot - odpowiedziała pani Ela, podczas kiedy ja kierowałam się już do kocich kuwet, a Ruda z Sonią wlewały wodę do miski.
- Jak kłopot, to pójdę gotować do siebie - odpowiedział Damian.
- Nie, nie to! Tylko nie możecie tak wszystkiego za mnie zrobić.
- Możemy - odparł krótko Damian - To jakie miało być menu?
- Czemu Ty taki uparty jesteś?
- Różne są teorie. Wydaje mi się jednak, że po Pani. Więc?
- Chciałam rosół zrobić. Kluski śląskie i roladę z kapustą, ale to duży problem jest.
- Czyli typowy śląski obiad. Ciasto na deser, czy coś innego?
- Miałam robić jabłecznik...
- No i cacy. Gdzie są fartuszki?
- Ale Damianek, dziecko drogie ja sobie poradzę.
- Wykluczone. Nie z taką gorączką. Przecież im szybciej Pani wypocznie, tym szybciej wróci do zdrowia, tak? Fartuszki Pani Elu.
- W szafce obok blachy, pod zlewem są, ale...
- Ale nie dyskutujemy już, tylko popijamy herbatkę i czekamy aż przyjadą leki.
- Jak Pani będzie współpracować, to mam bardzo ciekawą historię na dobranoc - rzuciłam, otwierając nowy żwirek i mierząc wzrokiem prychającego na mnie kota.
- Będzie bajka? - spytała Pani Ela.
- Lepiej. Będzie historia na faktach z ilustracjami. W roli głównej Ruda i moja sąsiadka.
- Nie ma się czym chwalić, ja bym to załatwiła lepiej - rzekła Ruda, tylko to to mi nie pozwalało.
- Dostaliśmy odpowiedź. Wisiała dzisiaj na tablicy korkowej.
- Nie!
- Tak.
- Dawaj.
- Po robocie.
- To jednak potrafisz być pi*dą jak chcesz - rzuciła Ruda - Ja powinnam wiedzieć pierwsza, bo to dzięki mnie.
- Ona chce z tym iść na policję - odpowiedziałam.
- Z czym? - zaśmiała się Ruda - Z kartką, która mówi, że zajmowanie się swoim dupskiem jest tańsze niż dentysta? Ja z nią pójdę, tylko powiedz mi kiedy. Chcę zobaczyć co na to władza.
- Ale co Wy zrobiłyście? - spytała Pani Ela.
- Ja nic - odparłam - To Rude zrobiło.
- Krycha bo Ci jeb*ę jednak - rzekła Ruda - Ja Ci pomoc niosę i tak się ograniczam, a Ty nie wiem, zamiast z kwiatami tu stać przede mną, albo z czekoladkami, to pretensje. Baryłki lubię jakbyś pytała.
- Jasne i co jeszcze?
- Zero wdzięczności. Damian, ale jak będziesz robił ciasto, to dwa, bo jedno trzeba zjeść od razu, żeby zobaczyć czy dobre.
- Doprawdy? - spytał Damian, obierając marchewki.
- Nie patrz tak na mnie. Zakalca nie dasz przecież, bo wstyd.
- Obrażasz mnie. Ja zakalca nigdy. Oknami się zajmij.

Kilka godzin później Pani Ela została nafaszerowana lekami, które przyjechały aż z sąsiedniego miasta, zaakceptowany przez gospodynię obiad studził się na kuchence i czekał na gości dnia następnego, jedno z ciast uległo degustacji, mieszkanie było względnie posprzątane i wymyte, a ja miałam na przedramionach kilka nowych zadrapań. Wyczesane i obrażone koty zerkały na mnie jak na wroga, który skrócił im pazury, ale były piękne i gładkie, więc misja została wykonana. 
Nikt się nie podpalił, Ruda nie wypadła z okna, nie nastąpiła potrzeba wezwania pogotowia, ani straży pożarnej, a mieszkanie przeżyło, więc duży sukces.

Przyglądaliśmy się wspólnie ważnej informacji, zostawionej przez Anonimkę, lecz analiza tego dzieła zbyt wiele nas kosztowała.
- Jej miłość do wykrzykników zasługuje na uznanie - rzekł Oli.
- Jej miłość do błędów jest jeszcze potężniejsza - dodał Szyszek.
- Krysia, kiedy musisz znowu coś załatwić i potrzebujesz, żeby ktoś był w domu? - spytała Ruda.
- Nie - odparłam.
- No weź. Nie możesz tak tego zostawić bez odpowiedzi.
- Mogę.
- Jak dobrze, że ona tutaj nie mieszka - powiedziała pani Ela - No przecież ja bym nie mogła. Miotłą by to trzeba gonić.
- Widzisz? - spytała Ruda - Pani Ela mówi, że masz jej wsadzić miotłę w dupsko, a nie się obijać.
- Tego nie powiedziałam.
- A ja to właśnie usłyszałam.
- Nie masz pojęcia o wartościach i zastraszasz złem - rzekł Damian - No to jest już coś, co sobie można wpisać do CV.
- Jakby włączyć narkotykowy deal i całą resztę, to moje CV będzie grubsze niż Biblia - odparłam.
- Ale żeby tak klątwy na balkonie i wycieraczce - powiedziała Sonia.
- Ja chciałam gówno, kisiel i jajka, ale Krycha, że nie - wzruszyła ramionami Ruda - Pewnie by się okazało, że to groźba, bo w końcu jajka to niewyklute płody. A było gołe foty powrzucać i cześć.
- Twoje? - spytał Damian.
- A co? Zainteresowany? Niekoniecznie moje, chociaż ja tam się nie mam czego wstydzić. Screeny z jakiegoś bardzo obleśnego por*usa. Takiego, że aż ryj wykręca w stronę księżyca.
- Chyba by się poczuła zgorszona i jej dzieci też - odpowiedziałam.
- Jak ona zostawia dzieci same na balkonie, na wycieraczce, albo wciska je do skrzynki na listy, to źle się zabiera za aborcję.
- Ja bym ją chętnie zabrał na spotkanie z Marceliną i zobaczył jak się dogadają - rzekł Damian.
- Nie - powiedział z przerażeniem Oli - Takich fuzji to się nie robi. To by zniszczyło świat i żadne dodatkowe osoby by nam nie pomogły.
- Albo by się zagryzły, albo zaprzyjaźniły - rzekła Sonia.
- No to runda druga. Trzeba jej odpowiedzieć na jej lęki - rzuciła Ruda.
- Absolutnie nie - odpowiedziałam.
- Ale nie pier*ol Krycha, bo ja się Ciebie nie pytałam o zdanie. Korytarz jest wspólny, a nie Twój osobisty. Napoleon mi pomoże, bo wysoki jest, sięgnie wszędzie.
- Damian nie - powiedziałam, patrząc na chłopaka, który wymieniał już spojrzenia z resztą ekipy.
- Ale ja przecież nic nie robię - odparł.
- Nie podoba mi się ten uśmieszek. Gdzieś go już wcześniej widziałam, a potem się okazało, że nie mam tuszu w drukarce.
- Zaufaj mi Krycha - rzuciła Ruda.

To zdanie z ust tego konkretnego człowieka utwierdza mnie jednak w przekonaniu, że absolutnie nie powinnam nikomu ufać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz