Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 13 lutego 2020

Misiek na cmentarzu

Wybrałam się ostatnio w odwiedziny do babci. 
Jako, że cmentarz jest słabo oświetlony, zdecydowana większość odwiedzających opuszcza go na krótko przed zachodem słońca. W przeciwnym razie jest się zmuszonym do spaceru między nagrobkami tylko przy świetle rzucanym przez zapalone znicze, ewentualnie latarkę własnego telefonu.
Osobiście wolę przychodzić do babci, kiedy miejsce jest opustoszałe. Odwiedziny odbywają się więc zazwyczaj późnym wieczorem lub nocą.

Tego dnia pogoda nie potrafiła się zdecydować czy ma zamiar płakać, czy nie, więc chociaż krople deszczu były niewidoczne dla oczu, to osiadały one na kurtkach, okularach i samochodach. Mżawka nie brała jeńców.

Przeszłam przez bramę i skierowałam się w stronę nagrobka, gdzie oceniłam straty na jeden ukradziony wieniec i kilka wypalonych zniczy. Zajęłam się wymianą świeczek, zerkając na skuloną pod płotem postać. Ktoś siedział na ławeczce przy grobie z narzuconym na głowę kapturem, ściskając jakiś pakunek pod kurtką. Najwidoczniej nie tylko ja wolałam przychodzić w to miejsce po zmroku.

Mżawka zmieniała się w deszcz, a ja chowałam ostatnie wypalone znicze do reklamówki, kiedy usłyszałam dziwny dźwięk, dobiegający z boku. Wydawało mi się, że pochodzi ze skulonej postaci. Może ta osoba płakała? Może odmawiała modlitwę? Może po prostu burczało jej w brzuchu?
- Nie wierć się Misiek, zaraz pójdziemy - odezwał się kobiecy głos, należący do starszej osoby. Pod kurtką staruszki stanowczo działo się coś niepokojącego. Zanim zdążyłam spytać czy wszystko w porządku, spod ubrania coś się wychyliło i spojrzało na mnie dwoma, małymi reflektorkami.
Na kolanach tej kobiety siedział mały pies, którego staruszka nakryła ponownie kurtką, przyglądając mi się niepewnie.
- Niech mnie pani nie wyda, ja proszę. Ja wiem, że nie wolno - powiedziała kobiecina i zdezorientowana całą sytuacją odparłam:
- Ale z czym? Komu?
- On cały czas na kolanach siedzi, ja go nie puszczam na ziemię. Na rękach go noszę tutaj. Ja wiem, że nie wolno.
Zorientowałam się, że kobiecie chodziło o psa, którego ukrywała pod kurtką przed kamerami i czujnym okiem dozorcy. Na cmentarzu obowiązywał surowy zakaz wprowadzania zwierząt.
- Nie, ja nic nie widziałam - odpowiedziałam - Mi tam pies nie przeszkadza. Nic przecież nie robi.
Staruszka odrobinę się rozluźniła i poprawiła swojego podopiecznego, którego głowa wędrowała na wszystkie strony.
- On jest ślepy, dlatego tak się rozgląda. Jak coś usłyszy albo poczuje, to się tam zaraz odwraca - rzekła kobieta, widząc że przyglądam się poczynaniom zwierzaka.
Nie wiedziałam jak odpowiedzieć, więc uśmiechnęłam się i pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- Był bardzo przywiązany do męża - kontynuowała kobieta - Ja wiem, że to się mówi, że tylko pies, ale ja myślę, że on go dalej widzi czasami. To znaczy, nie widzi, bo on ślepy, ale wyczuwa może jakoś. Mąż miał taki fotel, wie pani, gdzie siedział i Misiek mu zawsze na kolana wskakiwał i tam sobie spał. Teraz ten fotel pusty stoi, bo jakoś go nie potrafię wyrzucić, chociaż sprężyny już z niego wychodzą i wszystko. Misiek tam czasem podchodzi do tego fotela, patrzy na niego, jakby co widział i zaczyna ogonem machać. Zapach już chyba wywietrzał, to mi się wydaje, że on tam co innego czuje, że tak macha. Dlatego tego fotela nie chcę wyrzucić jeszcze. Ja nie wiem, bo ja się na psach nie znam, ale jak potrafią z daleka coś wywęszyć, co nikt inny nie czuje, to może jak oślepł, to mu się to jeszcze wyostrzyło? Może tak być chyba?
- Całkiem możliwe - odparłam, patrząc na ziewającego psa.
- To albo ogłupiał całkiem ze starości i ja razem z nim, że się w tym czegoś doszukuję - zaśmiała się kobiecina - Człowiek na starość to się dziwny robi.
- Nie widzę w tym niczego dziwnego - odpowiedziałam, zabierając resztę rzeczy przeznaczonych do wyrzucenia i zbierając się do wyjścia.
- To nas pani nie wyda? - spytała kobieta, widząc że odchodzę.
- Ale z czym? - odparłam pytaniem i ruszyłam w kierunku śmietnika, omijając większe kałuże i życząc staruszce miłego dnia.

Kobieta natomiast została, mimo że deszcz padał coraz mocniej.

1 komentarz: