Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 10 lutego 2020

Tłusta pani, tłusty piesek - tak w skrócie

Moja polonistka, która szczerze nienawidziła tworów literackich jakie jej przynosiłam, prosząc o opinię (serdecznie pozdrawiam), zawsze powtarzała mi, że nie smaruje się chleba dżemem z obu stron i nie zaczyna się zdania od "więc".

Dzisiaj zrobimy oba, ponieważ obudziłam się w nastroju na anarchię i rebelię.

Więc, istnieje pewien człowiek, który pomimo faktu, iż jest bardzo miłym starszym panem, z bardzo miłym starszym psem, przyprawia mnie o powstawanie w mojej głowie serii pytań. 
Są to głównie pytania podstawowe, takie jak: "dlaczego?", "po co?", oraz "może już wystarczy?".

Mężczyzna za każdym razem kiedy widzi Morfinę na spacerze, musi zapytać czy pies przypadkiem nie przybrał na wadze, lub po prostu stwierdzić, że pies przybrał na wadze. Zależnie od nastroju. Gość robi to z uśmiechem na ustach, miziając beżową za uchem i mówiąc jej, że jest dobrym, tłustym pieskiem.

Dla nieświadomych, dwie sprawy:

1. Waga Morfiny przez większą część jej życia zawsze była w normie - w przeciwieństwie do mojej. Odkąd puchata jest na lekach tarczycowych, schudła ponad 5 kg, co dalej jest jej prawidłową wagą i pomaga jej w utrzymaniu bardzo zepsutych stawów w nienagannej kondycji. Kokosowa princessa nigdy nie była otyła, ponieważ pomimo jej miłości do ciastek, udaje mi się hamować jej zapędy.

2. Mówienie złych rzeczy o moim psie działa na mnie jak płachta na byka (to właściwie dotyczy również reszty mojej rodziny). Zwłaszcza jeśli są to wątpliwości odnośnie stanu zdrowia włosianej, które wynikałyby z mojego zaniedbania. Nie mówię tutaj o "Ona kuleje, co jej się stało? Byliście u lekarza?", czy "Od zawsze ma tutaj taką kulkę? Sprawdzaliście to?" - to jest w porządku, ponieważ wynika z troski. Mówię tutaj o "Jaki grubiutki pies.", ponieważ to jest cios poniżej pasa dla kogoś, kto prowadzi walkę o miłość do ciastek każdego dnia jej psiego, puchowego życia.

Wracając do tematu, sytuacja powtarza się co kilka dni od dobrych dwóch lat.
Schemat wygląda następująco.
Mężczyzna podchodzi z psem do Morfiny, głaszczemy nawzajem swoje zwierzaki i wtedy z ust starszego pana wychodzą rzeczy, o które nikt nie prosił i które słyszę od niego tak często, że zaczynają śnić mi się po nocach.
- Komuś się pofolgowało po świętach - mówi z uśmiechem mężczyzna, smyrając po brzuchu rozwalonego na chodniku śledzia.
- Tak się wydaje, bo ma dużo futra - odpowiadam po raz czwarty w tym tygodniu.
- Oj chyba nie, chyba pańcia daje za dużo jedzonka. Przekarmia pańcia, tak? Przekarmia. Nie przytyła ona ostatnio?
- Nie. Tak właściwie, to nawet sporo schudła.
- No nie wiem, widać że się zaokrągliła.
- Była ostatnio ważona - odpowiadam, zastanawiając się czy gość ma wagę w oczach i czy był z tym u lekarza.
- To my już idziemy, proszę jej czasem odmawiać. Ja wiem, że trudno, ale ona by była taka ładna, jakby schudła - rzuca mężczyzna i odchodzi, zostawiając córę sztormów z zacieszem na ziemi.

Uderza mnie pewna myśl i dociera do mnie, że niepotrzebnie się sama nakręcam.
Czy przejmuję się docinkami odnośnie swojej własnej wagi i wyglądu? Nie.
Czy ten mężczyzna ma rację? Nie.
Czy Morfina przejmuje się jego zdaniem na jej temat? Jasne, że nie. Prawdopodobnie nie wie nawet, że jest obiektem oceny, a jak wie, to i tak ma to tam, gdzie po południu wychodzą jej poranne chrupki.
Nikogo to nie rani, nikt się tym nie przejmuje. Po co się więc stresować i napinać?

Z tym nastawieniem słuchałam standardowych przytyków do wagi mojej naziemnej foki, kiedy spotkałam mężczyznę na kolejnym spacerze.
Nagle, zupełnie niespodziewanie starszy pan wypalił:
- Ale masz tłuszczyku, z tego by można smalec zrobić, ale jaki pan, taki pies.
W tym momencie mężczyzna już wiedział, że przekroczył linię, a że nie wiedział o tym, iż ta linia przestała dla mnie istnieć tak z piętnaście lat temu, człowiek docinka bardzo się speszył. Wyglądał na zaskoczonego swoimi własnymi słowami, a moja bliska wybuchu śmiechem twarz wcale mu nie pomagała wybrnąć z sytuacji.
- Znaczy... - zaczął - bo nie... ja... bo pies się upodabnia do właściciela, ale nie... nie o to mi chodzi - plątał się starszy pan, próbując uchwycić się koła ratunkowego, ale schodząc coraz bardziej na dno - Nie to mam na myśli, co innego, nie?
Nie wiem czy miałam jakoś odpowiedzieć, ale stałam tam dalej w milczeniu, więc mężczyzna zmienił kolor policzków na poziomkowe tango i rzucając szybkie "przepraszam", oddalił się w stronę zachodzącego słońca.

Zrobiło mi się go nawet trochę szkoda.
Gdyby tylko wiedział, że przyjmuję komentarze na mój temat dużo lepiej niż przyjmuję komentarze na temat członków mojej rodziny.
Tego jednak wiedzieć nie mógł.
Żył więc w poczuciu winy.

Podczas następnej wizyty, kiedy zbliżył się z psem, powiedział coś z w stylu:
- Głupio ostatnio wyszło, ja przepraszam, bo to nie tak miało zabrzmieć. Nie wiem skąd mi się to wzięło.
- Nic się nie stało - odpowiedziałam, ale widać było, że człowiek dalej czuł się niezręcznie.

Od tego momentu starszy pan już nigdy nie skomentował Morfinich fałdek i poprzestaje tylko na "dobrym, puchatym piesku", oraz głaskaniu.
Problem rozwiązał się więc sam, o ile można było nazwać to problemem.

Pomogła w tym moja miłość do pączków i nie przekonacie mnie, że jest inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz