Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 16 lutego 2020

Ruda gotuje

Pozwólcie, że coś Wam pokażę.


Zastanawiacie się pewnie co to jest. 
Już odpowiadam.
Jest to zupa (autorka tej abstrakcji uważa, że serowa). Mało tego, jest to zupa ugotowana przez Rudą. Brzmi groźnie? Nie bez powodu.

Jak zapewne pamiętacie z poprzedniego posta, w zamian za wyjście na spotkanie z Anonimką, wynegocjowałam przyrządzanie przez Rudą dwóch posiłków dziennie - śniadań i obiadów.
W swojej słodkiej naiwności nie zdawałam sobie jeszcze wtedy sprawy, że piłowałam gałąź na której siedziałam. Okazało się bowiem, że Ruda nie przesadzała mówiąc, że nie potrafi gotować.

Kiedy wysłanniczka piekieł spytała co ma przygotować, odpowiedziałam że cokolwiek. Chciałam zostawić jej wolną rękę i pole do uruchomienia fantazji i kreatywności. Teraz wiem już, że powinnam bardziej sprecyzować moją odpowiedź i dodać do niej słowo "jadalne", odmienione przez przypadki.
Jeśli Szatan pyta jaką chcesz karę, nie odpowiadasz "jakąkolwiek".
Nigdy.

Rude zakasało rękawy i oświadczyło, że będzie zupa.
Bardzo fajnie. Zupę stosunkowo ciężko zepsuć i jest dość prosta w przygotowaniu, niezależnie od rodzaju.
Tak przynajmniej myślałam na początku. 
Przestałam, kiedy zauważyłam szarą mgłę, wydobywającą się z kuchni i wędrującą do pokoju stołowego. Zapach spalenizny uświadomił mi, że w bezpośrednim zagrożeniu znajdowała się nie tylko moja kuchnia, ale i moje życie.
- Ruda, coś się kopci - zauważyłam błyskotliwie, przecierając szczypiące od dymu oczy.
- Nic się nie kopci! - zaprzeczyła Ruda, uchylając okno i wachlując ścierką zmęczony piekarnik.
Coś się jednak kopciło i były to grzanki.


Dotarło do mnie, że mogę nie przeżyć posiłku przyrządzanego przez kogoś, kto jest w stanie przypalić pokrojony w kostkę chleb. Było jednak za późno, żeby się wycofać.
W garnkach wcale nie działo się lepiej.


Nie wiem co Wam to przypomina, ale mnie przypomniały się laboratoria z paliw i testy na benzynie. Ktoś na grupie wspomniał, że wygląda to jak "smutek i zniszczone marzenia". Wiedziałam już wtedy o czyj smutek i marzenia chodziło.
- Zdradzisz mi co to? - spytałam, przyglądając się wywarowi o konsystencji i kolorze bagna.
- Zupa - odparła rzeczowo Ruda.
- Ok, jaka?
- Serowa.
- A dałaś ser?
- Jeszcze nie.
- A co tu dałaś, że otrzymałaś taki żywy kolor pawia o poranku?
- Tajemnica szefa kuchni, a teraz wypie*dalaj, bo muszę się skupić.

Byłam niemal pewna, że to bardziej lekcja eliksirów niż gastronomii i że znajdę w tym nieszczęściu ogon jaszczurki, kocie pazury, czy jad żmii.
Napisałam do kogoś, kto zna się nieco na kuchni i nie ma problemu z przyrządzeniem czegoś, co chociaż trochę przypomina życie.



Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie zastanawiałam się nad tą opcją. Biorąc jednak pod uwagę mój metalowy żołądek, oraz fakt, że Ruda również musiała zjeść swoje własne dzieło, oceniłam moje szanse na przeżycie dość wysoko.
Wtedy z kuchni padło pytanie:
- Czosnek to obiera się z tych skórek, nie?
... i nie byłam już taka pewna.

To, co finalnie trafiło na mój talerz trochę mnie zaskoczyło. Wyglądało to dużo lepiej, nie krzyczało i nie próbowało uciec z naczynia, więc prawdopodobnie było też jadalne.

Nie jestem kucharzem. Potrafię przyrządzić głównie jajecznicę i zupki instant, ale patrząc na to jak wyglądają czasem dania mojego psa...


... czy nawet moich szczurów...


... zaczęłam mieć wątpliwości.

Żeby być sprawiedliwą, danie Rudej może nie było najbardziej estetyczne, ale smakowało nawet nieźle. Było czuć ser i czosnek... i ser. Nowe grzanki nie przypominały kolorem węgla aktywnego i (co najważniejsze) nikt nie umarł od tego eksperymentu - minęło dobre dziewięć godzin, więc jeśli nasze układy pokarmowe do tej pory nie ogłosiły ewakuacji, to chyba śmiało można się radować.

Jutro naleśniki.
Jezusie, przejmij stery...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz