Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 20 lutego 2020

Jak zostałam stalkerem

Podczas kiedy Ruda gotowała swoje... wywary, ja wybrałam się z psem na dłuższy spacer. Zawędrowałam poza obrzeża miasta i znalazłam się na okolicznych polach. Jest tam jedna ścieżka rowerowa, która kończy się lasem i właściwie prowadzi donikąd. Ludzie jeżdżą tam na rolkach, rowerach, deskorolkach, chodzą z kijkami. Jest to trasa, którą zwykle wybierają spacerowicze.

Czasem bywa jednak bardzo pusta.


Tak było tym razem.
Korzystając ze zmniejszonego na ścieżce ruchu, uwolniłam Morfinę ze smyczy i pozwoliłam jej pochodzić po polach, przywołując ją tylko, kiedy widziałam zbliżający się rower lub innych spacerujących. Doszłam z psem do granicy lasu i zawróciłam tą samą ścieżką. W drodze powrotnej natknęłam się na mężczyznę po 40-tce, który widząc nas stanął w miejscu, spojrzał na telefon i zawrócił. Szliśmy więc teraz w tym samym kierunku, ale w odległości dobrych 20 m od siebie. Morfina rozkopywała góry piachu, wkładała nos w mysie nory i zajmowała się swoimi sprawami, trzymając się jednak blisko i sprawdzając co jakiś czas moje położenie na ścieżce (śledź jest psem, który panikuje, jeśli opiekun zniknie mu z oczu na więcej niż dwadzieścia sekund). Ja byłam zajęta odpisywaniem na wiadomości i zerkaniem na puchatą fokę, tarmoszącą ze sobą jakąś gałąź.
- Przestań za mną leźć! - uderzył mnie głos mężczyzny, który szedł przede mną. Odruchowo uniosłam głowę. Dystans między nami się zmniejszył (najwidoczniej moje tempo chodzenia było odrobinę szybsze niż mężczyzny), ale człowiek wciąż znajdował się stosunkowo daleko. Obejrzałam się za siebie i nie widząc nikogo innego, uznałam że mężczyzna mówił do mnie. Zanim zdążyłam jednak odpowiedzieć, spacerowicz zarzucił na głowę kaptur, odwrócił się i przyspieszył kroku.
Stałam w miejscu z telefonem dłoni, na ekranie którego widniała niedokończona wiadomość i zerkałam za siebie, usiłując odnaleźć jakąkolwiek żywą istotę, którą mogłam przeoczyć wcześniej. 
Droga była jednak pusta. 
Mężczyzna szedł dalej, nokautując mnie spojrzeniem.
- Morfi, chodź do mnie! - zawołałam śledzia, myśląc że może człowiek po prostu bał się puszczonego luzem psa i nie czuł się pewnie, ale wstydził się o tym powiedzieć.
Postanowiłam iść wolniej i dać mężczyźnie spokojnie odejść.
- No nie idź za mną! - rzucił ponownie spacerowicz, kiedy dystans między nami zwiększył się do abstrakcyjnych rozmiarów.
- Idę po prostu w tę samą stronę! - odkrzyknęłam. Droga była jedna i wspólna dla wszystkich. Ten człowiek nie mógł oczekiwać, że będę maszerować polami w błocie po kolana, tylko po to, żeby on poczuł się bardziej komfortowo. To było absurdalne. Zwiększyłam dystans i zapięłam psa, żeby nikt nie wchodził w osobistą przestrzeń mężczyzny, ale to było wszystko, co mogłam dla niego zrobić.
Gość zatrzymał się na końcu ścieżki, zerkając przeciągle w moją stronę, jakby na mnie czekał.
I dlaczego nie idzie dalej? - pytałam siebie, zastanawiając się jednocześnie czy człowiek, który zachowuje się w ten sposób nie stanowi zagrożenia. Mógł cierpieć na manię prześladowczą, być pod wpływem alkoholu, czy środków odurzających.
Nie miałam zamiaru ryzykować.
- Hej - powiedziałam do telefonu po wykręceniu numeru do Rudej - Gadaj ze mną chwilę, a jak się nagle rozłączę, to jestem na tej drodze do lasu za miastem. Tam szukaj zwłok i psa. Głównie psa, możesz olać zwłoki.
- Co Ty odpie*dalasz Krycha? Co za mafię odstawiasz?
- Jest taki dziwny koleś, który najpierw krzyczał, że mam za nim nie iść, a teraz czeka na końcu drogi.
- Walnij mu z tarana i cześć.
- Może na czymś być. Siądę sobie na krawężniku i poczekam aż odejdzie.
- Przyjść tam?
- Żebym Cię musiała bronić albo znowu odciągać? Mowy nie ma.
- Ty się w coś zawsze ku*wa wpakujesz.
- Tylko z psem wyszłam. Jest środek dnia, ktoś tędy będzie szedł może.
- To trochę możesz tam poczekać.
- On tu idzie - powiedziałam, obserwując jak zirytowany czekaniem mężczyzna zaczął przemieszczać się w moim kierunku.
- Krycha?
- Chicho chwilę, nie rozłączam się - odparłam, odsuwając telefon od ucha i wstając. 
Mężczyzna był dużo niższy niż wydawało mi się z odległości.
- Skończ za mną leźć! - powiedział. Nie wiem czy wyglądał na bardziej zdenerwowanego, czy zestresowanego.
- Przecież czekałam specjalnie aż pan pójdzie, idę w tę samą stronę, bo to jest jedyna droga, nie idę za panem.
- Nie łaź za mną! Nic nie wiesz!
- Jak się pan nie uspokoi, to wezwę policję.
- Spie*dalaj ku*wa, idź jak idziesz - wydobyło się ze słuchawki i człowiek patrząc na mnie jak na złodzieja, ruszył przed siebie - Krycha? Jesteś tam do ku*wy?
- Tak, jestem - odparłam do telefonu.
Byłam przekonana, że mężczyzna zaraz się odwróci i zacznie biec w moją stronę z uśmiechem maniaka na ustach jak w typowych horrorach. Na wszelki wypadek trzymałam psa za sobą i byłam gotowa do biegu. Gość na pewno dogoniłby mnie po kilku metrach, ale wtedy pozostawało mi jeszcze użycie siły i polnych kamieni.
- Poszedł? - spytała Ruda.
- Odchodzi, ale dalej się ogląda.
- Co za psychol.
- Pierwszy raz go widzę. Teraz zaczepia jakiegoś kolesia na desce - odpowiedziałam, widząc że mężczyzna znalazł sobie nowy obiekt do krzyczenia "nie łaź za mną!" - przemknę bokiem.
Kiedy przechodziłam obok, problematyczny człowiek ponownie przerzucił się na mnie. Postanowiłam dalej rozmawiać z Rudą i udawać, że nie słyszę jego nawoływań. Udało mi się dotrzeć do przejścia dla pieszych, kiedy mężczyzna ponownie znalazł się tuż obok mnie i zapytał:
- Czy Ty musisz za mną chodzić?
- Nie - odparłam i ruszyłam przed siebie, kiedy tylko pojawiło się zielone światło (najdłuższe czerwone w moim życiu). Mężczyzna zaczynał mnie odrobinę przerażać, ale ostatecznie zdecydował się nie przechodzić na drugą stronę ulicy, a zamiast tego wrócić na ścieżkę prowadzącą do lasu.
Nie wiem czy zaczepiał kogoś jeszcze (prawdopodobnie tak), oraz czy zwinęły go jakieś służby, ale szczerze mówiąc nie miałam ochoty wracać, żeby to sprawdzić.

W ten oto sposób zostałam prześladowcą i to zupełnie niecelowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz