Przejście dla pieszych. Ja, koleżanka i rozmowa o psach podczas oczekiwania na zielone.
- Mam przerąbane, jak się spieszę to on musi obsikać każdy krzak, nie przepuści żadnemu kawałkowi patyka, jeśli tylko ten stoi pionowo -
- Szczęście, że mam sukę. Omija mnie ten problem - odpowiedziałam i tuż obok swojego ramienia usłyszałam głos obcej kobiety, która również czekała aż zielony ludzik zaświeci się na słupie.
- Jak Pani tak może -
- Ale że co? - spytałam.
- Takich słów używać, że się pani nie wstydzi -
Wymieniłam spojrzenie z koleżanką i nie potrafiąc sobie przypomnieć żadnego niecenzuralnego słowa które miałoby paść z moich ust spytałam:
- A dokładniej? -
- No... suka -
- Proszę Pani ale ja o psie mówię -
- No dobrze, ale są jakieś ładniejsze określenia. Choćby suczka, sunia... dziewczynka -
To jest niesamowite. Obca kobieta nie dość, że podsłuchuje moją rozmowę, wtrąca się do niej, to jeszcze serwuje mi takie uwagi. Touché.
- Proszę Pani. Żeńska forma psa to suka, świni - locha, a wilka - wadera. Nie ma w tych nazwach niczego wstydliwego, mimo że słowo "suka" używane jest czasem obraźliwie. -
- Pani tego psa uprzedmiotawia. Ja bym o swojej nie była w stanie tak powiedzieć, bo ją kocham, rozumie Pani?! -
Zielone światło nas rozdzieliło, chociaż właściwie wcześniej rozdzieliło nas coś innego.
Wychodzi, że się znęcam nad psem... sugerując jego płeć... i jej nie kocham, bo nazywam ją suką.
Co się właściwie stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz