Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 28 września 2018

Nocne party z Morfiną

Nie spałam tej nocy najlepiej (nie żebym ostatnio w ogóle spała dobrze). Chcecie wiedzieć czemu? Nawet jak nie, to i tak Wam zaraz powiem, także nie za bardzo macie wybór.
Morfina jest bardzo aktywna w swoich snach. Mało tego, bywa też wokalna.
To nie jest pies, który po prostu się położy, zaśnie i będzie sobie spał, ewentualnie trochę pochrapie i puści jakiegoś cichego bączka, o nie, nie. Blondyna lubi sobie pośpiewać, pogadać, pochrumkać, pociumkać, poburczeć, posapać, poślinić się trochę, pobiegać, pomerdać, poskakać i wiele innych czynności na "p". Ja już przywykłam, że to dziecko ma ciekawsze życie we śnie niż ja w rzeczywistości, ale to co ona czasem wyprawia to przechodzi ludzkie pojęcie.
Do sedna.
Środek nocy, księżyc na niebie, matka w łóżku, sierść w legowisku, z żyrandolem na głowie, bo bezpieczeństwo szwów przede wszystkim.
Cisza, spokój, nawet komar się zamknął jak raz i przestał odstawiać helikopter trzy milimetry od mojego ucha. 
Nagle włącza się drukarka, bo to urządzenie stwierdziło kiedyś, że trzecia w nocy to idealna pora, żeby się wyczyścić i trochę postukać i tak już zostało. Morfi zaczyna coś mamlosić przez sen i albo ona kogoś goni, albo coś goni ją, bo łapy przebierają jakby zasuwała w wyścigu chartów. Dyskoteka na całego, jest dubstep, jest wokal, brakuje światełek. Po pięciu minutach drukarka przestaje udowadniać, że ona też ma nocą jakieś życie, natomiast Morfina się rozkręca. Zaczyna jodłować i stepować, kręcąc się po całym legowisku. Próbuję jej przerwać, macając ją po fałdach tłuszczu i na chwilę nawet wybudza się z transu i rozgląda niepewnie, ale po sekundzie znowu słyszę jak śpiewa pieśń swego ludu i jestem już zbyt wygodnie ułożona, żeby jej przerywać. 
Z odmętów snu brutalnie wyrywa mnie dźwięk walenia się budynku. Tak przynajmniej zinterpretowałam to w pierwszych kilku sekundach. Jezu, trzęsienie ziemi, trzeba się ewakuować, gdzie mój pies?
Otóż okazuje się, że psie dziecko wystraszyło się czegoś we śnie, więc postanowiło uciekać, lecz szafa przy której spało, skutecznie zablokowała kołnierz, którym się zahaczyło i teraz pies w panice próbuje odczepić się od tego potwora, co to go trzyma i mama ratuj. Zanim jednak zdążę zareagować, złota princessa odczepia się ze skowytem od szafy i wpada na drzwi, przez które o zgrozo nie da się przejść kiedy są zamknięte. Taka czarna magia. Od drzwi do jej legowiska jest jakieś 1,5 metra (mam mały pokój), więc baletnica robi półobrót i postanawia pobiec w stronę okna (jakieś maks. 3 metry). Jednak nie biegnie tam sama. Zabiera ze sobą koc, którym była przykryta i powiewa nim jak peleryną. Koc postanawia zabrać ze sobą legowisko i teraz cała trójeczka jedzie wesoło pod okno, mijając po drodze pudło z zabawkami, które też się wybiera na tą wesołą wyprawę robiąc jeszcze większy hałas, niż był do tej pory. Moje białe zorro szybko się jednak orientuje, że metraż mały i trzebaby już hamować, bo na drodze jeszcze krzesło obrotowe. Złe obliczenia, kołnierz zaczepia o krzesło, suka próbuje uciekać, lecz skutek jest tylko taki, że biegnie w kółko, ciągnąc za sobą koc i legowisko, bo pudło z zabawkami wymiękło przy tej karuzeli i wylądowało przy kaloryferze. Krzesło się kręci, kręci się suka w pelerynie z koca, jest histeria, jest hałas. Przez drzwi wchodzi obudzona imprezą mama, lecz zanim zdąży zapytać co tu się dzieje, otwarte wrota wykorzystuje pies w kocu, ciągnąc obrotowe krzesło, które stawia opór i legowisko, sunące za nimi jak latający dywan. Udaje mi się w końcu ogarnąć mózg na tyle żeby sprowokować go do działania i również wybiegam z pokoju. Mama stoi w miejscu, zapewne myśląc o tym, że ten sok, co go wypiła kilka godzin temu musiał być sfermentowany jednak. Tym sposobem na długą prostą w korytarzu wybiega pies, krzesło, legowisko i na samym końcu tego łańcuszka ja. Udaje mi się zatrzymać Morfinę i unieruchomić tym samym resztę nawiedzonych przedmiotów. Pies sapiąc głośno stoi i rozgląda się po pomieszczeniu nie za bardzo chyba wiedząc co się stało i czy ten potwór to już przestał ją gonić, czy zaraz znowu się uczepi i będzie musiała uciekać. Sprawdzam szwy, sprawdzam abażur i kiedy wszystko wydaje się być nieuszkodzone odprowadzam całe towarzystwo do swojego pokoju. Dobrze, że zasłaniam na noc rolety, bo sąsiedzi zachodziliby pewnie w głowę czemu ta wariatka wyprowadza krzesło na spacer o czwartej nad ranem i jeszcze bierze ze sobą jakąś dziwną lampę w kocu i wielką poduszkę.
Wszystko wraca na swoje miejsce, do księżniczki zaczyna docierać, że to był tylko sen i trochę ją poniosło i wszyscy grzecznie wracają do śnienia.
Kolejna typowa noc, w wykonaniu Morfiny. 
Dlatego, kiedy ktoś mówi mi "oh, ona jest taka słodka kiedy śpi", odpowiadam "Nie wiesz o czym mówisz. Nie masz zielonego pojęcia".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz