Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 30 września 2018

Psi Oscar w tym roku wędruje do...

Jako, że pies poszkodowany i wymaga obserwacji przynajmniej do momentu ściągnięcia szwów, postanowiłam mieć go cały czas na oku. Jeśli siedziałam w pokoju, pies siedział w pokoju, jeśli pracowałam w salonie, przenosiłam legowisko do salonu. Futro szło ze mną nawet do łazienki, żeby tylko nie wpadło na pomysł podrapania się po karku, kiedy akurat nie patrzyłam.
Po całym dniu spędzonym w salonie, przyszedł czas żeby się przenieść do mojego pokoju i w końcu położyć spać. Księżniczka jednak wymiękła wcześniej i zasnęła sobie w legowisku, jako że i tak nie miała nic lepszego do roboty.
- Misiek wstawaj, trzeba się przenieść - powiedziałam do psa, lecz cesarzowa poduchy obdarowała mnie tylko pogardliwym spojrzeniem i ani drgnęła.
- Hej, wstawaj, idziemy do pokoju -
"Co to jest do pokoju, można to zjeść?" mówiły mi jej czarne oczy, a ciało dalej leżało w bezruchu.
- Bąbelku ty mój, chyba nie myślisz, że Cię tam przeniosę -
O tak, po pysku można było poznać, że jak najbardziej, taki właśnie był plan. Księżniczka myślała, że zostanie razem w łożem przeniesiona do pokoju. W ruch poszło maślane spojrzenie, ciche poburkiwanie nieszczęśliwej ofiary i udawane próby wstania na ociężałych łapach, które kończyły się porażką. Ktoś tu zasługiwał na psiego Oscara za rolę rannej i umierającej. To ewidentnie była próba wzbudzenia litości i wyłudzenia przenosin i jeśli myślicie, że uległam temu amatorskiemu przedstawieniu improwizowanego aktorstwa... to macie rację. Doskonale wiedziałam, że nic jej nie jest, a mimo to postanowiłam chwycić za legowisko i przeciągnąć je całą drogę do mojego pokoju. To wymagało usunięcia z trasy stołu, krzesła, kilkukrotnej zmiany pozycji z ciągnącej na pchającą, kilku obrotów i manewrów wymijających. Tuż przed samym miejscem docelowym, pojawił się problem. Próg. Niewielki, ale jak przez to przeciągnąć to masywne łoże. Psia aktorka widząc, że lektyka stanęła ponieważ napotkała przeszkodę, nie omieszkała mi przypomnieć, że ona dalej jest ranna i nie może wstać głośnym i przeciągłym westchnięciem, zwieńczonym podsunięciem mi łapy pod samą twarz. "Patrz, patrz tu, widzisz? Ała jest na nodze, nie mogę chodzić." 
Podważania, obracania, ciągnięcie, wpychanie, zmiana miejsca z przodu legowiska na tył. Cała gimnastyka akrobatyczna przeprowadzona tylko po to, żeby księżniczka przypadkiem nie musiała wstawać, bo by jeszcze zmarła na miejscu z tego wszystkiego. W końcu udało mi się wtaszczyć legowisko z zawartością do pokoju i zmachana klapnęłam na fotelu tylko po to, żeby obserwować jak Morfina wstaje, maszeruje do kuchni, bierze w pysk swojego pluszaka, którego tam zostawiła i wraca z nim do legowiska, jak gdyby nigdy nic. Kiedy się znowu położyła, napotkała moje spojrzenie i chyba przypomniała sobie, że nie powinna wychodzić z roli. Postanowiła znowu podsunąć mi swoją nogę, żebym na pewno widziała, że te szwy tu dalej są i nie zniknęły, oraz że boli i jest jej w życiu naprawdę ciężko. A po tego miśka to się musiała przejść, bo ja o nim zapomniałam, więc wszystko moja wina.
Wychowałam szantażystkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz