Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 9 września 2018

Jak dostać zawału nocą

Jeśli ktoś z Was ma kota, pewnie zna ten moment mikro zawału i niepewności, kiedy wpatruje się on w ścianę czy drzwi. Jest przy tym naprężony i niepewnie majta ogonem. Zupełnie jakby widział coś czego człowiek nie może zobaczyć. W większości przypadków pada wtedy jedno podejrzenie: "duch. Mój kot widzi ducha". Zazwyczaj jest to po prostu robak, albo cień ale wrażenie pozostaje.
Wyobraźcie sobie moje zdumienie, kiedy idąc w nocy do kuchni natknęłam się na Morfinę, całą naprężoną, stojącą na sztywnych łapach, z podniesionym futrem i wzrokiem wbitym w czerń pomieszczenia. Jej mowa ciała wołała: zagrożenie!
- Morfisiek, co ty? - zagaiłam, żeby wybić ją z tego hipnotycznego stanu, lecz ona ani drgnęła.
Zaczęłam już obstawiać jakiś dziwny atak, kiedy coś zaszeleściło w ciemnej kuchni, a pies wydał z siebie niski pomruk, nie zmieniając swojego położenia nawet o krok. Stała tak, oddychając płytko i zupełnie nie mrugając, a każdy mięsień jej ciała był napięty jak struna. Powinnam być w tym momencie racjonalna. Ten pies ma swoje odchyły i to na pewno nic takiego... ale o mój boże tam się coś właśnie poruszyło. Co więcej, to nie był ruch który czasem rejestruje się kątem oka i obiekt zaraz znika. W kuchni coś się kołysało i robiło to bardzo spokojnie i powoli, a minimalne światło jakie padało na pomieszczenie pozwalało określić kiedy to coś wychyla się zza ściany, a kiedy się za nią chowa. Zjawisko sięgało do kolana i bujało się statycznie jak meduza pod wodą. Sparaliżowało mnie i teraz obie stałyśmy na końcu korytarza, nie za bardzo wiedząc co robić. Na włamanie było za cicho, poza tym to musiałby być najniższy człowiek świata. Pomińmy także fakt, że rabusia Morfina przywitałaby wesołym merdaniem i oprowadzeniem po wartościowszych rzeczach znajdujących się w mieszkaniu. Tymczasem ona stroszyła futro i warczała. Ten pies nigdy nie warczy. Większość życia nawet nie wiedziałam, że potrafi. To nie mógł być więc człowiek. Zwierzę albo by się schowało albo uciekło. Tymczasem to wychylało się i chowało z płynnością ruchów baletnicy. Włącznik światła był za daleko, latarka zapewne rozwiązałaby problem, ale znajdowała się w moim pokoju, a nie miałam zamiaru obracać się tyłem do obiektu, którego nawet nie potrafiłam zidentyfikować. Wyciągnęłam telefon, lecz nie chcąc ryzykować fleszem, próbowałam ogarnąć czystą czerń trybem nocnym, co niewiele dało.



Poza faktem, że z kuchni dobiegało teraz regularne syczenie. Wąż? Ruchy pasowałyby do kobry, co szybko wykluczyłam, podobnie jak ucieczkę węża sąsiada, ponieważ ten nie zmieściłby się przez lufcik w oknie. Z gardzieli suki wydobywała się symfonia burknięć, a w kuchni dalej coś tańczyło walca. W końcu zwyzywałam samą siebie w głowie za nadmiar wyobraźni i podbiegłam do włącznika światła.
Wiecie co to było? Jednorazówka. Cholerna torebka odczepiła się od stada innych torebek i zahaczyła o klamkę szafki, a wiatr dostający się przez uchylone okno kołysał nią jak latawcem.
Pies zbadał reklamówkę, uznał ją za mało interesującą i wrócił do pokoju.
Co się z człowiekiem dzieje, jak się za dużo horrorów w życiu naogląda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz