Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 20 grudnia 2019

Wartości Lisy

Kilka lat temu znałam pewną dziewczynę, która wtedy wydawała się być bardzo w porządku. Nazwijmy ją roboczo Lisa.
Lisa uwielbiała zwracać na siebie uwagę, miała tendencję do chwalenia się zarówno swoimi umiejętnościami, jak i posiadanymi dobrami materialnymi.
Było to jednak do wytrzymania i nie zwracałam na to w tamtym momencie większej uwagi.
You do You, racja?

Lisa miała chłopaka. Nazwijmy go roboczo Vincent.
Vincent był starszy od Lisy o dwanaście lat i bardzo lubił rozpieszczać swoją dziewczynę prezentami. Wykazywał cechy typowego dominanta. Mówił dziewczynie w czym ma chodzić, kiedy może wyjść ze znajomymi, oraz co powinna jeść. Oboje byli już wtedy pełnoletni, więc skoro taki system im odpowiadał, nikt nie miał prawa im tego zabraniać.
W dalszym ciągu, You do You.

Podczas jednych z pierwszych świąt Bożego Narodzenia, jakie para spędzała razem, Vincent zaskoczył Lisę prezentem w postaci szczeniaczka. Szczeniaczek był drogi i ponoć pochodził z renomowanej hodowli. Lisa zasypała swoje media społecznościowe zdjęciami Agnes - imię pieska i był to dla niej idealny napęd dla polubień. Z właściwą opieką nad szczeniakiem bywało już gorzej. Vincenta denerwował fakt, że psiak brudził w domu i Lisa, będąc człowiekiem wstającym koło południa kiedy tylko mogła, nie zajmowała się prawidłowo prezentem.
Agnes została wymieniona na młodą perską kotkę o imieniu Yoyo. Nie wiem w jaki sposób doszło do wymiany, ale kotek też ładnie wychodził na zdjęciach, więc kto by się tym przejmował.

Yoyo miała pewną przypadłość, związaną z jej słabym układem oddechowym i wymagała stałej opieki weterynaryjnej, oraz podawania leków, czego żadne z opiekunów nie miało zamiaru się podjąć. Yoyo rosła, a jej problemy rosły razem z nią, więc została wymieniona na kota bengalskiego, o imieniu Subatu.
W dalszym ciągu wymiana zwierząt owiana była tajemnicą i ponoć odbywała się ona w "rodzinie".

Subatu był kotem bardzo aktywnym. Pozbawiony wszelkich bodźców i czasu ze strony właścicieli, urządzał w mieszkaniu demolkę, atakował opiekunów, oraz gości i szybko stał się bardzo niechcianym domownikiem.
Jako, że Lisa bardzo ceniła sobie drogie, oryginalne i niespotykane "rzeczy", para pozbyła się kota i zaczęła znosić do domu zwierzęta egzotyczne, o których opiece żadne z nich nie miało pojęcia.
Papugi, żółwie, jaszczurki, fretki, z tygodnia na tydzień mieszkanie zapełniało się terrariami i klatkami. Niestety większość pupili swoje pięć minut internetowej sławy miało tylko raz, ponieważ bardzo szybko umierały. Właściciele upierali się, że następowało to z przyczyn naturalnych, ale komentarze z radami odnośnie żywienia, czy warunków bytowych zwierząt były skrupulatnie usuwane.
Jeśli jakieś zwierzę było rzadkie i "modne" istniało duże prawdopodobieństwo, że pojawi się ono w przyszłości w domu Lisy i Vincenta.

Pewnego dnia, wchodząc na profil Lisy, ujrzałam zdjęcie wilczaka czechosłowackiego (para upierała się, że to półkrwi wilk, ponieważ tak było bardziej egzotycznie). Dowiedziałam się, że Remus - szczenię wilczaka, był prezentem (tym razem dla Vincenta) na ich pierwszą rocznicę związku. Lisa uważała, że "każdy mężczyzna zasługuje na swojego wilka", więc sprawiła chłopakowi psa właśnie tej rasy. Ktokolwiek zna specyfikę tych psów i poświęcił minimum trzy minuty, żeby dowiedzieć się czegokolwiek o tych zwierzętach ten wie, że tresura wilczaka nie jest prosta i są to psy niezwykle charakterne, które niespecjalnie nadają się do trzymania w małym mieszkaniu, z masą innych zwierząt.
Remus był uroczym szczeniakiem, ale rósł szybko i w ekstremalnym tempie podporządkował sobie cały dom. Mimo, że w tamtym czasie widywałam się jeszcze z Lisą, musiałam zrezygnować z przychodzenia do niej, ponieważ pies gryzł do krwi gości, zwłaszcza jeśli poczuł od nich obce zwierzę. Remus znał Morfinę od szczeniaka, ale w pewnym momencie po prostu przestał ją akceptować i zaczął być w stosunku do niej agresywny.
Sytuacja wymknęła się spod kontroli, kiedy broniący zasobów pies wczepił się w rękę Vincenta, który schylił się by podnieść miskę. Chłopak musiał siłą rozdzielić psie zęby od swojej kończyny i niemiła sytuacja miała swój finał na pogotowiu. 
Niestety nie wiem co stało się z Remusem, ponieważ para nie chciała się chwalić faktem, że nie była sobie w stanie poradzić z własnym psem.

Bardzo częstym wytłumaczeniem dla porzucania, czy wymiany zwierząt była w tym przypadku alergia.
Alergia alergii nierówna, więc starałam się nie oceniać.
Uczulenie może się poddać i ustąpić, lub znacząco się zmniejszyć (jak to miało miejsce w moim przypadku), lub może przerodzić się w astmę, czego konsekwencje zdrowotne mogą być ekstremalnie niebezpieczne (jak to prawie miało miejsce w moim przypadku).
Mimo wszystko postępowanie tych ludzi wydawało mi się bardzo radykalne i okrutne.
Podczas kiedy ja miałam emocjonalną blokadę nawet przed wymianą Pokemonami, ponieważ odczuwałam sentyment do tych pikselowych stworków i było mi ich po prostu szkoda, oni pozbywali się żywych stworzeń i wymieniali je na nowe egzemplarze bez żadnych skrupułów.

Próbowałam osobiście przejąć kilka zwierząt, które były w bardzo złym stanie i wytłumaczyć dziewczynie, że nie wszystkich da się uszczęśliwić sałatą, a niektóre stworzenia potrzebują mat grzewczych, odpowiedniego oświetlenia, czy towarzystwa. Zostałam jednak oskarżona o zawiść, zazdrość i próbę kradzieży, więc zaczęłam odcinać się od pary.
Przestałam ich odwiedzać, rozmawiać z nimi, czy obserwować ich media społecznościowe, ponieważ za każdym razem kiedy widziałam nowego "członka rodziny", moje serce pomijało kilka uderzeń.
Widocznie istnieje bardzo wiele różnych definicji "rodziny".

Ostatnio spotkałam Lisę na spacerze. Okazało się, że dorobiła się dwójki dzieci i rozstała się z Vincentem. Z krótkiej rozmowy jaką przeprowadziłyśmy wynikało, że obecnie Lisa nie była w posiadaniu żadnych zwierząt, ale planowała sprawić dzieciom prezent na święta w postaci króliczka, czy świnki morskiej.
Moje delikatne sugestie, że zwierzęta nie powinny być sprowadzane do roli uroczego przedmiotu, ani wręczane tak małym dzieciom, spotkały się z krótką odpowiedzią o treści "przesadzasz".
Została mi też zasugerowana wymiana "tego psa" na coś mniejszego, żywszego, młodszego i bardziej uroczego.
- Nikt nie zniesie tylu lat monotonii, jak chcesz to Ci coś polecę - usłyszałam, lecz kiedy spytałam kiedy dziewczyna ma zamiar wymienić swoje dzieci na inne, żeby uchronić się przed monotonią, ta stwierdziła, że to zupełnie inna kwestia i ktoś kto nie jest matką nigdy tego nie zrozumie.

Po mojej sugestii, z której wynikało, że matka powinna uczyć własne dzieci odpowiedzialności i odpowiedniego traktowania innych ludzi i zwierząt, rozmowa przerodziła się w słowny konflikt, w którym nie mogło być wygranych. 
Ostatecznie każda z nas poszła w swoją stronę, mając za słuszne własne racje, oraz odrzucając racje drugiej strony.

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że czasem wyższe wartości nie przychodzą z wiekiem, w momencie urodzenia dziecka, wyjścia za mąż, zdobycia szczytu górskiego, czy wyprawy w kosmos. 
U niektórych ludzi nie pojawiają się one nigdy, chociaż teoretycznie powinny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz