Rozmowa między dwoma nastolatkami płci męskiej:
- Co masz tam na tej liście jeszcze? - pyta jeden z chłopców.
- No matka mi tu napisała bakalie.
- A co to właściwie jest?
- Nie wiesz?!
- No wiem, ale co to jest?
- No to są te... rodzynki takie, nie? Taki rodzaj rodzynek tylko większe.
- To nie mogła Ci napisać rodzynki?
- No mogła, ale ona też ostatnio mi napisała lubczyk i się czepiała, że przyniosłem suszony, to wróciłem po zielone i były cztery zielone. To co się posypuje ziemniaki tym, to z pietruszki, z selera i to z marchewki, nie?
- No. To co ziemniaki to koperek.
- No właśnie, więc drogą dedukcji odrzuciłem koperek i to z pietruszki. Wziąłem marchewkę z tym zielonym i selera z tym zielonym.
- I które to było?
- No właśnie żadne.
- To ten lubczyk cały to z czego wyrasta, z buraka?
- Nie to jest jeszcze coś innego. Ponoć sam sobie rośnie tak w ziemi.
- Tak bez niczego? Bez żadnej bulwy?
- No bez.
- To bez sensu, to jak pokrzywa.
- No.
- To masz te bakalie, idziemy?
- Nie, czekaj, tu nie ma nic co pisze bakalie na tym.
- To weź rodzynki i cześć.
- Czekaj - mówi chłopak z listą, wyciągając telefon - Upewnimy się, żebym znowu opierdzielu nie dostał. Hej Google. Co to jest bakalie?
Chłopcy wsłuchują się w wykład Google na temat bakalii i kiwają zgodnie głowami.
- Czyli coś jak mieszanka studencka - mówi jeden z nich.
- No coś tak jakby.
- To co, bierzemy mieszankę?
- No jak nie ma bakalii.
- No nie ma.
- No to tak chyba.
Młodzież bierze do ręki paczkę mieszanki studenckiej i wędruje do kasy.
Nie jestem pewna czy dokładnie o to chodziło matce chłopaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz