Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 8 grudnia 2019

Spotkanie z Marceliną i nieoczekiwany zwrot akcji

Na miejsce spotkania z Marceliną wybraliśmy pizzerię, oddaloną od mojego miejsca zamieszkania o dwa miasta. Ze względu na brak bezpośrednich dojazdów komunikacją miejską, zabrałam się z Sonią i Sarą, które i tak musiały przejechać przez moje miasto.

Do pizzerii trafiliśmy nieco przed czasem i oprócz Mateusza, byliśmy jednymi z pierwszych osób, które dotarły na miejsce. Marcelina jeszcze nie zaszczyciła nas swoją obecnością, a reszta ekipy miała przed sobą przynajmniej piętnaście minut drogi. Lokal był zapełniony, ale Mateusz zajął miejsca na uboczu, które oddzielone były od sąsiednich parawanem z roślin i ozdobnych kamyczków. Stół szczęśliwie był też na tyle długi, by pomieścić ponad dziesięć osób.
Przy ustalaniu liczby chętnych na spotkanie, spytaliśmy organizatorki czy planuje kogoś ze sobą zabrać.
- Nie - odparła - to sprawa między nami. Będę tylko ja i maluszek.
"Maluszek" znajdował się jednak jeszcze wewnątrz Marceliny, więc został pominięty w obliczeniach potrzebnych miejsc.
- Nadia w końcu będzie? - spytała Sonia Mateusza, kiedy zajęliśmy już miejsca wokół niego.
- Z tego co wiem, to ma się na chwilę pokazać, ale bez Zuzki. Trudno jej się dziwić - odparł Mateusz, pociągając łyk piwa, które zamówił w oczekiwaniu na dotarcie reszty grupy.
- No tak.
- Całe szczęście, że pojawiłyście się przed Marcelką - powiedział po chwili - Nie wyobrażam sobie siedzieć z nią jeden na jednego i czekać na resztę.
- Zbyt romantycznie? - drażniła się z chłopakiem Sara.
- Zdecydowanie - odpowiedział Mateusz i po chwili do pizzerii weszła Baśka.
- O, księżniczki jeszcze nie ma? - spytała, zdejmując kurtkę.
- Jak widać - odpowiedział Mateusz.
- Karolina i Łukasz mogą się trochę spóźnić, Damian chyba jest w drodze.
- Tak, słyszeliśmy - odparłam, przyglądając się karcie z napojami.
Kiedy na stół trafiło więcej szklanek, do lokalu wszedł Damian i Nadia.
- Jechaliście razem? - spytała Sonia.
- Nie, spotkaliśmy się na parkingu - odparła Nadia. 
Po dwudziestu minutach do pizzerii wpadła też Karolina z Łukaszem i byliśmy w sumie w komplecie.
- A ona gdzie? - spytała Karolina.
- Jeszcze się nie pojawiła.
- No ładnie, ładnie. Spóźnienie i to takie spore.
- Może nas wystawiła - powiedział Damian z nadzieją w głosie.
- To by było w jej stylu, ale mało widowiskowe jak na to co może planować - powiedział Łukasz, zajmując miejsce obok Damiana.
Rozejrzałam się dyskretnie po obiekcie. Z jakiegoś powodu czułam się obserwowana. Kilka razy złapałam kontakt wzrokowy ze stolikiem siedzącym przy akwarium i odniosłam wrażenie, że wzbudzaliśmy zainteresowanie tych ludzi.
- Krysia? Jesteś tu? - spytał Damian.
- Mhm - odparłam. Ponownie zerkając na stolik. Teraz byłam już niemal pewna, że siedzący przy nim ludzie nas obserwowali.
- Wszystko gra?
- Nie rozglądajcie się teraz na boki - powiedziałam przyciszonym głosem, nachylając się nieznacznie do przodu - ale mam wrażenie, że stolik przy akwarium nas obserwuje. Potwierdźcie, albo powiedzcie, że oszalałam.
- Ok, idę do łazienki - odparła Baśka, wstając z miejsca.
- Też pójdę - powiedziała Sonia, podążając za Baśką - Za dużo soku.
Przez kilka minut zabijaliśmy czas rozmową o niczym, która sprowadzała się do wyboru pizzy i nabijania się z nazw tworów własnych tego lokalu. Staraliśmy się nie rozglądać na boki do powrotu dziewczyn.
- Masz rację - powiedziała Basia, siadając na swoim miejscu - Gapią się i coś podszeptują.
- Znasz ich? - spytałam, nie odrywając oczu od karty.
- Nie.
- Ktoś z nas może ich znać?
- Nie wydaje mi się.
- Znaki szczególne?
- Jeden ma tatuaż na nadgarstku, ale jest zbyt mały i nie wiem co to jest.
- Dla kogoś to brzmi znajomo? - spytałam i wszyscy pokręcili głowami.
- Zabawę czas zacząć - rzekł Damian.
- Myślisz, że to od Marcelki? - spytał Mateusz.
- Bez powodu chyba by się nam nie przyglądali. Nie odstajemy od reszty ludzi, którzy tu są. Widzę przynajmniej dwie inne liczne grupy.
- To co robimy? - spytała Nadia - Ignorujemy ich, podchodzimy do nich?
- A jak mają złe zamiary? - spytała Sonia - Może zostali wysłani, żeby coś nam zrobić.
- W środku dnia, w lokalu pełnym ludzi? - spytałam - Nie wydaje mi się. Może to bardziej jej monitoring. Tylko po co?
- Może na wszelki wypadek warto przesiąść się tak, żeby dziewczyny były w środku? - zaproponował Łukasz.
- Za dużo zamieszania - odparłam - Zorientują się od razu.
- Dokładnie - powiedział Mateusz - Poza tym, zdaje się, że w tym zestawieniu to dziewczyny wiedzą więcej o samoobronie, przynajmniej teoretycznie. Baśka boks, Krysia judo.
- Krysia to miała judo tylko rok - odparłam - Ale waży tyle co przeciętny mężczyzna i wie jak zrobić tulipana z butelki po piwie, więc sobie poradzi. Nie wyglądają na niebezpiecznych. Jest tylko dwóch facetów, reszta to drobne dziewczyny.
- To co, będziemy tak siedzieć i pozwalać im nas obserwować? - spytała Baśka.
- Jeśli za dziesięć minut Marcelina się nie pojawi, wychodzimy - powiedział Damian - Nie ma co dążyć do konfrontacji.
W momencie wypowiedzenia słowa "Marcelina", cała grupka znajdująca się pod akwarium wstała i zaczęła kierować się w naszą stronę.
- Ej, oni tu idą - powiedziała z przestrachem Sonia, kurcząc się w sobie.
Część naszych chwyciła za szklanki i przysunęła je bliżej siebie. Nie chcieliśmy wszczynać bójki, ale mieliśmy zamiar się bronić w przypadku ataku.
Póki co odwróciliśmy się jednak do przybyszy, co trochę ich chyba speszyło, bo zwolnili, a na przód wysunęło się tylko dwóch panów i jedna dziewczyna o pięknych, rudych włosach.
- Możemy w czymś pomóc? - spytał Damian nim obcy zdążyli wydusić z siebie słowo.
- Właściwie tak - odparł wysoki chłopak z tatuażem. Gość wyglądał na kogoś przed trzydziestką - Usłyszeliśmy przypadkiem jak rozmawialiście o Marcelinie? Nie chcieliśmy podsłuchiwać, po prostu wpadło nam to w ucho.
- Możliwe - odparł z dystansem Damian - A o co chodzi?
- Jest jakaś szansa, że chodzi o Marcelinę ********?
Spojrzeliśmy po sobie, kiedy chłopak wypowiedział nazwisko księżniczki. Musieliśmy szybko określić czy obcy byli wrogami, czy sprzymierzeńcami. Nie było mowy o niczym pomiędzy.
- Czyli tak - odpowiedział sobie człowiek z tatuażem, spoglądając na resztę grupy, która do tej pory nie odezwała się ani słowem - Tak myśleliśmy.
- W dalszym ciągu nie wiem jak moglibyśmy pomóc - odparł powoli Damian, wstając, by wyrównać poziom z przybyszem i nie patrzeć na niego z dołu.
- Spokojnie - odparł obcy chłopak, uśmiechając się. Chyba wziął zmianę pozycji Damiana za groźbę. Jego kompan za to wysunął się nieznacznie do przodu - Nie szukamy kłopotów, po prostu jesteśmy tu z nią dzisiaj umówieni, ale spóźnia się i zastanawialiśmy się, czy macie może jakieś informacje dlaczego? Jesteście z nią? Przyjdzie jeszcze dzisiaj?
Damian spojrzał na nas i na jego twarzy malowała się totalna dezorientacja. Musiał na naszych ujrzeć podobny widok.
- Chwila - przemówiła Baśka - umówiła się tu z Wami?
- No... tak - odparł chłopak.
- Z nami też.
- Nie informowała nas, że ktoś jeszcze ma być - powiedział niepewnie przybysz.
- Nas też nie.
- Cwaniara - rzekła rudowłosa dziewczyna - załatwiła sobie obstawę. Boi się nam spojrzeć w oczy melepeta?
- Ruda ogarnij się - skarcił dziewczynę drugi z chłopaków, na co ta wywróciła tylko oczami i skrzyżowała ramiona.
- Nie jesteśmy z nią - wyjaśnił Damian - Tylko przeciw niej. Obiecała nam dzisiaj wyjaśnienia pewnych "spięć".
- O, to zupełnie tak jak nam - odpowiedział chłopak z tatuażem, wyciągając do Damiana rękę - Znaczy, że jesteśmy po tej samej stronie. Oliwier jestem. Można mi mówić Oli, średnio lubię te imię, ale to jedyne jakie mam.
- Damian - uścisnął rękę chłopakowi Damian - Miło mi.
- Mnie również.
- Łukasz - podszedł niepewnie do Damiana kompan uśmiechniętego chłopaka - Partner Oliwiera - przedstawił się, ściskając Damianowi rękę.
- Miło mi - powiedział Damian.
- Partner? - wypaliła Baśka.
- Tak, to jakiś problem? - spoważniał przybysz.
- Uwierz mi, żaden - odpowiedziała Baśka - Mamy w stadzie solo wilka z Waszej watahy, słońce. I kilka wilczyc.
- A jaśniej?
- Jaśniej to się zrobi jak już zdążymy się poznać - odparł Damian, rzucając Baśce nokautujące spojrzenie - Ale nie musicie się obawiać jakiś przytyków. Nie z nami.
- Mam nadzieję.
Zaczęliśmy powoli podnosić się z miejsca i ściskać ręce nowym ludziom.
Wszystkim, poza jedną dziewczyną.
- Ja przepraszam - odpowiedziała cicho niska blondynka - Ale nie podaję nikomu ręki. Tak już mam. Wybaczcie.
- Nerwica natręctw - rzuciła ruda dziewczyna, w swojej bezpośredniości przypominająca mi Baśkę - Dopiero się przyzwyczaja chodzić bez rękawiczek.
- Nie ma problemu - odparła Sonia - Skoro już jesteśmy tu w jednej sprawie jak się okazuje, to może się przysiądziecie?
Przybysze wymienili się spojrzeniami i niepewni co robić, dalej stali w miejscu.
- Nie gryziemy - odparła Baśka, przysuwając się bliżej Łukasza i robiąc miejsce nowym.
Trzeba było przystawić kilka krzeseł, ale wszystkim udało się pomieścić przy naszym stole i w oczekiwaniu na Marcelinę, która raczyła nas już ponad czterdziestominutowym spóźnieniem, zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
Okazało się, że Marcelina zgromadziła tych ludzi, ponieważ im również obiecała pojednanie.
- Wierzycie w to? - spytał Łukasz - Nie wiem ile ją znacie, ale nam w to jakoś ciężko uwierzyć.
- A gdzie tam - odparł Łukasz drużyny przeciwnej, który posługiwał się pseudonimem "Szyszek", którego geneza nie była nam jeszcze znana - Ani trochę. Przyszliśmy zobaczyć co kombinuje.
- Dokładnie tak jak my - odezwałam się - Tylko zdaje się, że nas wystawiła.
- Cóż, przynajmniej poznaliśmy ciekawych ludzi. Zawsze to na plus - odparł Oli. Chłopak był energiczny, komunikatywny, ufny i bardzo optymistyczny. Przypominał mi Damiana sprzed wypadku.
- Kto by pomyślał, że sobie dziewczyna narobiła aż tylu wrogów - powiedziała Sonia.
- To jeszcze nic - odparła ruda dziewczyna, zwana po prostu "Rudą" - Część nie przyszła, bo ma w głębokim poważaniu ją, jej dziecko, jej fagasa i całą jej otoczkę.
- Zanim ta pinda przylezie - przemówiła Agnieszka (jedna z nowych dziewczyn) - Żadne z plotek, które mogliście słyszeć na nasz temat nie są prawdziwe. Musicie nam z tym uwierzyć na słowo.
- Nie musisz nas zapewniać - odparłam - To samo jest po tej stronie. O nas też powstały bardzo ciekawe historie, które urosły latami do niewyobrażalnych rozmiarów.
- Ja Cię skądś kojarzę - powiedziała Agnieszka, przyglądając się Damianowi - Tylko nie potrafię sobie nakreślić skąd.
- Wybacz, ale ja Cię nie kojarzę - odparł Damian.
- Czekaj, czekaj. Byłeś na weselu Marcelki? - pstryknęła palcami dziewczyna.
- Owszem byłem.
- Już wiem! To Ty złapałeś krawat na oczepinach.
- Bingo.
- A potem go oddałeś.
- Tak.
- Dlaczego? Nie chciałeś żeby Cię spiknęli z miss w różu?
- Można tak to ująć.
- Słyszałem, że była świetna impreza - westchnął Oli - Tylko nie wszyscy byli mile widziani.
- Cóż, ja też nie byłem mile widziany.
- Ale Cię zaprosiła?
- Wydaje mi się, że przez zupełny przypadek, ponieważ twierdziła, że się nie pojawię.
- Żeby tam wejść trzeba było spełniać całą listę zasad i oczekiwań.
- Zasady da się ominąć. Nie Krysia?
- No ba - odparłam.
- Dobra, to co? Nie przyszła. Zwijamy się? - spytała Nadia, zerkając na zegarek.
- Hej, hej, chwila. Skoro już tu jesteśmy i się dopiero poznaliśmy, to może już coś zjemy. W końcu po to przyszliśmy między innymi, racja? - zaproponował Oliwier.
- Jestem za - powiedziałam, podnosząc rękę - To, że główna atrakcja się nie pojawiła nie znaczy, że musimy już iść.
- No w sumie - powiedziała Sonia.
- Dobra, mam dzisiaj smaka na coś ostrego. Kto ze mną łyknie placka z tabasco na pół? - spytała Ruda, przyglądając się karcie.
- Mam to samo pytanie w kwestii hawajskiej - rzekł Oli - Ten mój to tylko klasycznie.
- Bo jak kładziesz na coś sos - zaczął Szyszek - potem kurczaka i ser, to nie dodajesz do tego owoców. Nie je się owoców z serem.
- Oczywiście, że się je - zaprzeczył Oliwier - Tylko, że trzeba być otwartym na smaki.
- Ja chętnie na hawajską - powiedziałam, zyskując tym przychylność Oliwiera.
- Ja w sumie też - dołączył się Damian.
- Widzisz? Nie jestem dziwny - uśmiechnął się Oli.
- Jesteś - odparł jego partner - tylko dziwnych ludzi jest po prostu więcej na tym świecie.
Złożyliśmy zamówienia i przeszliśmy do luźnej rozmowy. Dokonaliśmy też szybkiej reorganizacji miejsc i siedząc teraz bliżej Oliwiera, widziałam wyraźniej jego drobny tatuaż na nadgarstku. Była to data, której nie zdołałam zapamiętać, ale która na pewno przedstawiała rok powyżej dwutysięcznego, oraz niewielki napis "freedom", otoczony ozdobnikami.
Tyle zdążyłam zauważyć, a nie chciałam się bezczelnie gapić.
- Trochę to dziwne, że nam nie powiedziała o drugiej grupie - powiedziała Karolina, smarując pizzę sosem - Myślicie, że jeszcze ktoś tu jest w lokalu, kto może dojść?
Rozejrzeliśmy się dookoła, ale ludzie byli zbici w grupki, nie zawracające sobie nami głowy.
- Chyba nie - odparłam - Chociaż ręki sobie nie dam uciąć po tym co się stało.
- Jakbyśmy wszyscy przyszli, to byśmy się nie zmieścili - rzekł Łukasz, co było prawdą. Było wiele brakujących osób zarówno w naszej grupie, jak i w tej drugiej.
- Ale teraz już wiem czemu zapytała, czy może być nie ten lokal, który wybraliśmy, tylko jakiś w mieście obok - powiedział Szyszek.
- U nas to samo zrobiła, tylko myślałam, że po prostu jej jest bliżej - powiedziała Sara.
- To się wyjaśniło. Chciała nas wszystkich w jednym miejscu, tylko dziwne, że się nie pojawiła.
- Ani nie dała znać - dodał Oli.
- Tak mnie w sumie ciekawi - powiedziała Ruda, lustrując każdego z nas - I nie spodziewam się, że mi tu zaraz wyskoczycie z historią swojego życia, ale Marcysia ma bardzo specyficzny gust jeśli chodzi o wybór ofiar do stalkowania i poniżania. Musicie więc należeć w jakiś sposób do tej elity.
- Ruda, może bez inwigilacji? - spytał Szyszek - Dopiero się poznaliśmy.
- Mamy wspólnego wroga, to bardzo zbliża - odrzekła Ruda - Zastanawiam się tylko czy znalazła kilka różnych grupek do męczenia, czy ma raczej stały typ osób, których się przyczepia jak kleszcz psa.
- Zdaje się, że księżniczka lubi urozmaicenia - odparła Baśka - Tu jest różnorodność przypadków. Dziewczyna ma tę przypadłość, że problemy z samą sobą przerzuca na innych i stara się sobie udowodnić, że to z nią jest wszystko w porządku, podczas gdzie tylko ona jest tu problemem.
- Lepiej bym tego nie ujęła - odparła Ruda.
- A ja tam wierzę, że skoro zgromadziła nas wszystkich w jednym miejscu, to może faktycznie ruszyło ją sumienie. Nie wiadomo co się stało, może miała jakiś przebłysk dobroci i postanowiła naprawić błędy z przeszłości. Zdarza się nie? - powiedział z uśmiechem Oli, opierając się o swojego chłopaka.
- Wybacz, że to powiem - zaczęła Sonia - Ale zbyt długo żyję na tym świecie, żeby w coś takiego uwierzyć. Nie w przypadku tej osoby.
- Wolę wierzyć, że ludzie są jednak z natury dobrzy - odpowiedział chłopak - Tylko czasem robią głupie rzeczy.
- Sara - powiedziała Karolina - zdaje się, że masz męskiego klona.
- O, to nie jestem sam - ucieszył się Oliwier - Żółwik, siostro. Ci ponuracy jeszcze się przekonają.
- Kocham Cię, ale czasem jesteś niemożliwie naiwny - westchnął Szyszek - To Cię zgubi. To zawsze wszystkich gubi.
- Od bycia pesymistą mam Ciebie - odparł chłopak.
- Realistą - poprawił go partner - Drobna różnica.
- Te, kochasie - powiedziała Ruda, patrząc na drzwi - Nadeszła godzina prawdy. Przyszła królowa czasu.
Przez drzwi przeszła opatulona w szalik Marcelina i zaczęła rozglądać się po  lokalu. Ruda pomachała do niej i księżniczka z lekko zdziwioną miną, zaczęła podążać w naszą stronę.
- Proponuję zachować spokój, cokolwiek by się nie działo - powiedziała Sonia.
- Zapomnij - odparła Ruda - Powie coś nie tak i wydrapię jej oczy.

- Cześć wszystkim - powiedziała Marcelina, łapiąc się za niewidoczny brzuszek - Troszkę się spóźniłam, ale wiecie jak to jest.
- No właśnie nie wiemy jak to jest - odparła Ruda - "Troszkę" to dla Ciebie prawie półtorej godziny? Zdążyliśmy pojeść, pogadać, POZNAĆ SIĘ - dodała z naciskiem dziewczyna.
- Ojej, ja taka roztargniona ostatnio. Zapomniałam Wam powiedzieć o Was, bo Wy się nie znacie. Myślałam, że dotrę przed Wami i Was sobie przedstawię, ale widzę, że sami sobie świetnie poradziliście. Tu sobie siądę - powiedziała Marcelina, zajmując miejsce - Tylko zamówię wodę i już przechodzimy do sprawy.
- Czekamy - odparł Mateusz - Czekaliśmy tyle, to nas kilka minut nie zbawi.
- No więc tak... dziękuję za przybycie, to po pierwsze. Pewnie się zastanawiacie po co Was tu wszystkich ściągnęłam, ale już wszystko tłumaczę. Nie chciałam każdemu mówić tego samego osobno, więc postanowiłam zebrać wszystkich.
Rozejrzałam się po zgromadzonych. Na twarzach większości malowała się nieufność, lub nawet wrogość i podejrzliwość. Nie ukrywam, że również należałam do tej grupy. Stanowczo przeprosiny należały się każdemu z osobna, ale na to najwidoczniej nie było co liczyć.
- W przeszłości były między nami pewne spięcia - zaczęła powoli Marcelina.
- Pewne spięcia? - wypaliła Ruda - To co zrobiłaś nazywasz "pewnymi spięciami"? Cały ten prąd wychodził od Ciebie!
- Czekaj, daj jej powiedzieć - uspokajał Rudą Oli - Posłuchajmy najpierw.
- Dziękuję... Oliwier - powiedziała po chwili zastanowienia Marcelina - No więc... były między nami spięcia i to nie było dobre dla nikogo, ja wiem. Każdy popełnia jednak błędy i czasem coś wydaje się inne niż jest w rzeczywistości. Stąd nieporozumienia. W każdym razie jako, że jestem teraz matką nie mogę pozwolić, by moje dziecko dorastało w takim niepotrzebnym napięciu. Jako też, że święta to czas pojednania, chciałabym się pogodzić. Ze wszystkimi. Z tymi co tutaj dzisiaj są i z tymi, którzy się nie pojawili.
- Piękna przemowa, długo ją pisałaś? - spytała Nadia. Zapowiadało się na wybuch.
- Ci, których tu dzisiaj nie ma nie mają ochoty nawet na Ciebie patrzeć. Ty do tego doprowadziłaś - powiedziała Ruda - Jak chcesz więc pojednania?
- Słuchajcie, ja wiem, że nie jest łatwo, ale jesteśmy od siebie tak różni, że czasem dochodzi do jakiś... niejasności i konfliktów. Różnice charakterów. To trudno tak pogodzić w jedno.
- Trudno pogodzić? - obruszył się Szyszek - Trudno pogodzić? Różnice charakterów? Poznaliśmy tych ludzi przypadkiem, jakieś niecałe dwie godziny temu - powiedział chłopak, wskazując na nas - I mam wrażenie, że potrafiliśmy dogadać się lepiej niż z Tobą przez tyle lat znajomości. Nie pojawił się ani jeden problem przez ten czas, podczas gdy przy Tobie pojawiają się one w kilka minut. Wytłumacz mi jak to działa, że odczuwam większą sympatię do właściwie obcych ludzi niż do kogoś, kogo znam od tak dawna? To trzeba mieć talent przecież. Druga sprawa, że jak ktoś Ci nie pasuje, to nie masz obowiązku przebywać w jego towarzystwie. To nie jest przymus. Lepiej odejść, niż się kręcić jak hiena koło padliny i robić zamęt.
- Łukasz, proszę Cię - powiedział Oliwier, uspokajając chłopaka - Wystarczy, niech powie co chce powiedzieć. Proszę.
Szyszek oparł się, skrzyżował ręce i przytaknął, pozwalając Marcelinie dojść do słowa.
- Ja wiem, że nie byłam bez winy - zaczęła ważyć słowa królowa dramy - Ja wiem. Nie chciałabym już tego wszystkiego roztrząsać. Co było, to było, racja? Przeszłość należy zostawić za sobą.
- A smród, który się za Twoimi plotkami ciągnie to sam zniknie? - spytała Baśka.
- Wiecie jak to jest z plotkami. One rodzą się same i same umierają.
- Rodzą się same? - spytała Ruda - Same się rodzą?
- No właściwie tak. Po prostu ktoś coś źle usłyszy, źle przekaże i potem są niejasności. Wiecie sami.
Szyszek już chciał coś powiedzieć, ale zerknął na Oliwiera i postanowił przemilczeć, wydobywając z siebie tylko ciężkie westchnięcie.
- Więc, biorąc to wszystko pod uwagę, chcę przeszłość zostawić za sobą, zacząć od nowa i no wiecie. Wyciągam do Was rękę, jako pierwsza.
- To mają być te Twoje przeprosiny? - zaczęła Nadia - Zapomnijmy o wszystkim i zacznijmy od nowa? Poważna jesteś?
- Jestem słaba w takie rozmowy, ale tak. Chcę się pogodzić.
Nastała cisza, w której każdy patrzył na Marcelinę i próbował wyczytać coś z jej twarzy. Wyrażała fałsz, nie miałam co do tego wątpliwości, ale reszta była bardzo niejasna.
- A za co konkretnie Ty przepraszasz? - spytała Agnieszka - Za to co mówiłaś? Do nas? O nas? O innych? Za to co robiłaś? Co z Twoimi wiernymi przyjaciółkami? One też przeproszą?
- Ja mogę tylko mówić za siebie - odparła z uśmiechem Marcelina, gładząc się po brzuchu - Jest mi naprawdę bardzo przykro.
- Mamy rozumieć, że odcinasz się od nich, czy nas tu przepraszasz, o ile to można nazwać przeprosinami, a potem wrócisz do nich i w sumie wyjdzie na to samo?
- Ja je próbuję przekonać do nawrócenia - powiedziała Marcelina, co wywołało śmiech wśród kilku osób - Ale to czas pokaże czy też postanowią się zmienić.
- No nie urzekło mnie to  - powiedział bez ogródek Szyszek - To jakbyś kogoś trzymała w piwnicy latami, potem go wypuściła i chciała być z nim przyjacielem. To tak nie działa.
- Nie przesadzasz troszkę? - spytała Marcelina - To nie jest trafne porównanie.
- Ja Ci dam szansę - powiedział Oli, patrząc na resztę - To musiało być trudne tak przyjść do tylu osób, które są wrogo nastawione i powiedzieć to wszystko. Ja to doceniam. Nie każdy by miał odwagę. Wierzę, że każdy zasługuję na drugą szansę.
Zrobiło mi się chłopaka szkoda. Był zbyt ufny i niewinny dla tego świata. Na szczęście jego partner miał do sprawy zdrowsze podejście.
- Ja nie daję drugich szans - powiedział Szyszek - Nie wszystkim. Mnie to nie przekonuje. Przykro mi, ale kompletnie Ci nie ufam. Za dużo zrobiłaś, żebym tak miał o tym zapomnieć. I to nie mnie, walić mnie, kompletnie mnie to nie rusza, ale przeginałaś w stosunku do innych.
- Dziękuję Oliwierze - powiedziała Marcelina, kompletnie ignorując wypowiedź Szyszka - Czy reszta też się przełamie? - dodała po chwili.
Poczułam jak Damian, do tej pory milczący, przesunął się na swoim miejscu i opierając się na łokciach, nachylił się do Marceliny z najpoważniejszą miną, jaką kiedykolwiek u niego widziałam.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że to jest szczere i nic się za tym nie kryje. Powiedz, że nic nie kombinujesz, nie próbujesz niczego zyskać, ani sprawić żebyśmy to my stracili. Powiedz mi, że szczerze żałujesz i chcesz się poprawić - przemówił i zapadła cisza.
Marcelina przybrała swój udawany uśmiech i również, nachylając się w stronę Damiana, odparła:
- Oczywiście, że to jest szczere. Inaczej po co bym tu przychodziła? Nie chcę niczyjej szkody.
Patrzyłam jak na twarzy Damiana pojawia się uśmiech i zaczyna on powoli kręcić głową.
- Nie. Nie jesteś szczera - powiedział i uśmiech zniknął na chwilę z twarzy Marceliny, by za sekundę znów tam powrócić - Zostałem nauczony, że przeprosiny należy przyjąć i ich nie kwestionować. Nawet jeśli są w tak oczywisty sposób nieszczere. Są jednak rzeczy, których nie da się cofnąć. Przyjaciółmi nigdy nie będziemy. Kolegami również. Możemy być tylko neutralni. Powiedzmy, że masz u mnie czystą kartę. To jest jednorazowe, więc radzę zachować ostrożność. Kolejnej szansy nie będzie.
Zatkało mnie. Byłam tak zszokowana, że przez chwilę tylko przerzucałam wzrok z Marceliny na Damiana, niezdolna do zebrania myśli. Na obliczach reszty grupy również widziałam niedowierzanie.
- Dziękuję... Damian - powiedziała w końcu Marcelina - Widzicie? Da się przełamać. Ja naprawdę nie jestem taka zła.
- Bullshit - powiedziała Ruda - Nie. Sorry, ale nie.
- Absolutnie nie - poparła nową znajomą Nadia. Zdenerwowanie kumulowało się w jej drżących rękach - Nie myśl sobie, że przyjdziesz tutaj, odstawisz jakąś bardzo tanią szopkę, w której słowo "przepraszam" nie padło ani jeden raz i wszyscy nagle stwierdzą "nie no spoko, w sumie nic się nie stało". Lata Twojego prześladowania, plotek, pomówień, jakiś dziwnych historii i wyśmiewania się, obrażania, wyciągania czegoś, co w ogóle Cię w żaden sposób nie dotyczy. Zupełnie prywatnych spraw, które są bardzo delikatne. Ty to miałaś w d*pie tyle lat. Żywiłaś się tym i teraz liczysz, że wszystko będzie cacy? Nie możesz być poważna w tym momencie.
- Ja wiem, że wszystkiego się nie da naprawić, ale chcę spróbować naprawić chociaż część - odparła Marcelina.
- Żeby coś naprawić, najpierw trzeba przestać to demolować - powiedziałam. Zdenerwowanie Nadii zaczynało mi się udzielać - A Ty nigdy nie przestałaś. Jak więc chcesz cokolwiek naprawiać? W jaki sposób? Ja mam naprawdę gdzieś co tam masz do powiedzenia o mnie, bo od urodzenia każdy miał o mnie do powiedzenia tyle rzeczy, że uodporniłam się już w podstawówce, ale Ty nie masz żadnych hamulców i uderzasz w osoby, które uznasz za najbardziej wrażliwe. Nie zalazły Ci za skórę, nie zrobiły nic, żeby sobie na to zasłużyć, części z nich nawet na oczy nie widziałaś, ale potrafiłaś wymyślić takie rzeczy, że to mi się w głowie nie mieści. Nie. Damian ma rację, nie jesteś teraz szczera i nie myśl, że to ukryjesz za uśmiechem. U mnie nie masz czystej karty i nigdy jej nie będziesz mieć, bo nie mogę Cię rozgrzeszać za inne osoby, a to mnie najbardziej boli. Nie pierdoły o mnie, czy dzikie teorie o moich związkach z księżmi, bo to jest nawet zabawne. Tylko to co robisz z otoczeniem.
Uśmiech Marceliny zastąpił udawaną skruchę. Aktorka stulecia jeszcze nie skończyła i postanowiła trwać w roli do końca.
- Teraz widzę. Nie wiedziałam, że tak to odbieracie. Naprawdę mi przykro.
Jej słowa nie pokrywały się z tym co widziały moje oczy. Nie potrafiłam na nią patrzeć, więc zaczęłam rozglądać się po towarzyszach. Zauważyłam, że Oliwier spoglądał z niepokojem na wpatrzonego w róg stołu Łukasza, jakby bał się, że chłopak może w każdej chwili wybuchnąć. Nadia, próbując się uspokoić poruszała energicznie nogą, a Baśka, Ruda i Agnieszka patrzyły na Marcelinę jak na lisa, który dostał się do ich kurnika. Damian ze spokojem obserwował całe otoczenie. Postanowił przyłączyć się do rozgrywki Marceliny nie dlatego, że wierzył w jej przemianę, ale dlatego, że miał ochotę ją rozgryźć. Żeby to zrobić musiał działać zgodnie z zasadą "trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej".
Reszta była bardzo milcząca i chyba nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Ciszę przełamała Karolina:
- Jesteś teraz matką - powiedziała, ku zaskoczeniu swojego męża - Powinnaś być odpowiedzialna i nauczyć to dziecko pewnych wartości. Między innymi szacunku do drugiego człowieka. Bardzo bym chciała wierzyć, że to właśnie planujesz, ale naprawdę nie jestem w stanie. Nie przekonasz mnie w dziesięć minut, że zmieniłaś swoje ponad dwadzieścia lat bycia... tym kim byłaś.
- Ja wiem, że nie przekonam Was od razu. Proszę tylko o szansę - powiedziała Marcelina, zerkając na nas. Nie podobało mi się to spojrzenie. Widziałam w nim przebłysk czegoś, czego nie byłam w stanie zidentyfikować.
- Ja jestem w stanie dać komuś szansę jak już widzę poprawę - powiedziała Karolina - Muszę to najpierw zobaczyć.
- I zobaczysz - zapewniła Marcelina.
- Naprawdę chciałabym w to wierzyć.
- No ja twierdzę tak jak Karolina - przyznał Łukasz - Zobaczę jak uwierzę... znaczy uwierzę jak zobaczę. Poza tym, zostały Ci osoby, które się dzisiaj nie pojawiły. Co masz zamiar z tym zrobić?
- Będę starała się do nich dotrzeć.
- Nie waż się - powiedziała Nadia - Zuzka nie chce Cię widzieć. Jak zobaczę, że jesteś natarczywa, to przysięgam, że ciążą się nie zasłonisz.
- Spokojnie. Nie mam zamiaru być natarczywa. Ja się też nie mogę denerwować w moim stanie. Ja tylko bym chciała, żebyście przekazali reszcie, że chcę wszystko zacząć od nowa. Z każdym jednym z Was.
Z jakiegoś powodu to ostatnie zdanie wywołało u mnie ciarki.
- Zapomnijmy też o całym weselu - powiedziała - Tam się działo wiele rzeczy... niewłaściwych i nie chciałabym do tego wracać. Chcę to pamiętać jako dobre wspomnienie.
- Nie chcesz tego wyjaśnić? - spytał Damian - Żeby sprawa była czysta?
- Nie. Chcę jak to powiedziałeś "czystej karty", więc sama też ją Wam daję i Wam wybaczam.
W tym momencie część osób parsknęła mieszanką śmiechu i niedowierzania. Widać było, że wkładają wiele wysiłku w próbę pozostania na swoich miejscach.
- No. To nie poszło źle, nie? - spytała Marcelina, wypuszczając z ulgą powietrze. Odpowiedziała jej cisza.
- Ja już się chyba będę zbierać - dodała, dopijając swoją wodę - Trzymajcie się i życzę Wam wszystkim jak najlepiej.
- Niewątpliwie - wycedziła Ruda i Marcelina, machając do nas, opuściła lokal.
- Ona kombinuje coś grubszego - powiedział Damian - Chce uśpić naszą czujność.
Poparła go zdecydowana większość zgromadzonych. Nie byliśmy już dwiema, osobnymi grupami. Zlaliśmy się w całość. Nie wiedzieliśmy tylko czy Marcelina nie przewidziała takiej sytuacji i nie zdawała sobie sprawy, że im więcej sojuszników w przeciwnym obozie, tym niebezpieczniej dla niej, czy doskonale wiedziała co robi, mieszając nas ze sobą i pozwalając nam na współpracę.
Osobiście obstawałam przy pierwszej opcji. Z jakiegoś powodu Marcelka nie wyglądała mi na mistrza strategii.
- Jak ona mnie sobą drażni - powiedział Szyszek, sięgając po szklankę - Nikt mnie tak sobą nie drażni, jak ona.
- A znasz Violę? - spytałam.
- Niby znam. Znaczy się, wiem kto to, ale bezpośredniego kontaktu to nie miałem.
- To jej klon - odparłam - Zdaje się, że ma ich więcej.
- Cudownie...
- Ale z drugiej strony - zaczął Łukasz - Myślałem, że będzie gorzej. Znaczy, nie wiem czego się spodziewałem. Może, że wpadnie tutaj z tymi swoimi i zacznie drzeć ryja, albo że będzie wszystkich prowokować i w końcu się poleje krew. A to przebiegło dość... spokojnie. Jak na nią.
- To jest nienaturalne przecież dla niej - powiedziała Baśka - Myślałam, że zdejmie maskę już w połowie, ale powstrzymała się do końca. Rośnie w siłę, czy jak?
- Może jej dziecko daje opanowanie - wtrąciła Karolina - A Ty nie zabrałaś magicznych kamyczków.
- Szlag - powiedziała Baśka - Wiedziałam, że czegoś zapomniałam. Krysia, a z Ciebie co za wiedźma jak mi nie przypominasz o zasysających kamieniach?
- Przepraszam - odparłam - Damian mnie rozproszył tą "czystą kartą".
- No chyba tego nie kupiłaś - powiedział Damian, obdarowując mnie kombinatorskim uśmieszkiem.
- Brzmiałeś bardzo przekonująco - powiedziałam - Przez chwilę dałam się porwać.
- Jak się wejdzie między wrony, trzeba krakać tak jak one. Grała fałszem, więc ja też. 
- Taktycznie, touché - odparłam.
Damian ukłonił się teatralnie i zerknął na uspokajającą się Nadię.
- W porządku? - spytał.
- Tak. Jak już opuściła budynek, to moje ciśnienie wróci do normy.
- Jakie to dziwne, że do tej pory nie mieliśmy o sobie pojęcia - rzekła Agnieszka - Nie? Tylko ja?
- Nie, nie. Ja też się dziwię - odparła Ruda - To jest strasznie dziwne, że nas umówiła w tym samym czasie, w tym samym miejscu i nie była zła, że no wiecie... siedzimy razem i się dogadaliśmy. Chyba powinna unikać takich sytuacji.
- Nie mam siły o tym myśleć - powiedziała Sara - Najważniejsze, że już po wszystkim.
- Mam wrażenie, że to dopiero początek - odparł Damian - To się na tym nie skończy. To jest jakiś grubszy plan.
- Tej, mister teoria spiskowa, a co ona może więcej chcieć? - zaczęła Ruda - Jak zawali, to już więcej na taką akcję nikogo nie namówi, a jak myślisz jak długo będzie potrafiła nie zawalić?
- Z tym masz rację. W końcu pęknie. Może grać milutką tylko do pewnego momentu.
- Przepraszam, że przerwę dywagacje o naszej stokrotce - zaczęła Sonia - Ale Oli, bardzo mi się podoba Twój tatuaż. Zwłaszcza te zdobniki. Podzielisz się u kogo robiłeś?
- Ach, dzięki - odparł nieco speszony Oli - podeślę Ci linka do studia, bo kompletnie nie pamiętam nazwy. On już ma kilka lat, ale jest bardzo ważny dla mnie. Macie jakiś komunikator na którym Was można znaleźć?
- Większość z nas tak, do reszty może telefon? - zaproponowała Baśka.
- Jasne - odparł Damian - powinniśmy mieć kontakt, tak na wszelki wypadek. Zawsze się będzie można spotkać i obgadać parę rzeczy. W końcu siedzimy w tym teraz razem.
- Mega - odparł szczęśliwy Oli - Przyszliśmy tu na Armagedon, a spotkaliśmy spoko ludzi. Rzadko się spotyka kogoś, kto... no wiecie. Reaguje normalnie na pewne sprawy.
- Nie różnimy się tak bardzo od siebie, stary - odparł Łukasz - Możesz mi wierzyć.
- No, jesteście w porządku. Chyba - potwierdziła Ruda - A rzadko to mówię, także nie spier*olcie tego.
- I wzajemnie - powiedziała Baśka.
- Trzeba Was poznać z resztą - powiedział Szyszek, co spotkało się z aprobatą Oliwiera.
- O tak! Koniecznie. Was też jest jeszcze więcej, nie?
- Tak. Nie wszyscy dzisiaj przyszli - odparłam.
- Awesome - powiedział chłopak, grzebiąc w telefonie - Dobra, dodaję Was, podawać nazwiska.

Dziwne jak za sprawą kogoś takiego jak Marcelina, przypadkiem (czy też nie) można poznać bardzo wiele ciekawych osób.
Nie wiem co ta dziewczyna kombinuje, ale tym zagraniem mogła doszczętnie zniweczyć swoje plany. Im więcej ze sobą rozmawiamy, tym bardziej się o tym przekonujemy.
Łukasz miał rację. Mamy ze sobą bardzo wiele wspólnego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz