Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 18 grudnia 2019

Anonimka się nie spodziewała

Kiedy się dzisiaj obudziłam, ból głowy, mięśni, zapchane zatoki i gardło, oraz niewyobrażalne zimno jakie czułam, uświadomiły mnie bardzo szybko o moim nowym położeniu, które po objawach mogłam określić jako GRYPA (skrót od gluty równo y prędko atakują).
Mój organizm toleruje taki stan tylko przez jedną dobę i na szczęście bardzo szybko robi z tym porządek, ale podczas trwania choroby posiadam tylko dwa skrajne tryby: prokrastynacja, w której odmawiam wychodzenia z łóżka nawet pod groźbą śmierci i nadmierna produktywność, spowodowana przypływem paniki w związku z goniącymi mnie terminami, które swoją drogą gonią mnie zawsze. Nie wiem czy kiedyś próbowaliście pisać sprawozdanie naukowe z wysoką gorączką, ale to jest coś co wymaga dodatkowej legendy w celu rozszyfrowania co autor miał na myśli. Jestem pewna, że nieraz byłam blisko odkrycia zupełnie nowej teorii.

Podczas kiedy ja torturowałam mój gotujący się i krzyczący o pomoc mózg, mój telefon dawał mi znać o nieprzeczytanych wiadomościach od powstałej niedawno amatorskiej teatralnej trupy aktorskiej.




Odpowiedź uzyskałam kilka godzin później, kiedy rozległo się pukanie do moich drzwi. Myśląc, że to kurier z karmą dla puchatej, zabrałam pieniądze, zawinęłam swoje niedysponowane ciało w burrito z koca i podeszłam do drzwi, wyglądając jak zbuntowana poczwarka w kokonie.
Po otwarciu drzwi ujrzałam znajome twarze, więc uznałam to za halucynacje wywołane gorączką.
- Nie kłamałaś - powiedział Damian, przyglądając się stworzeniu, które składało się z twarzy, jednej ręki i koca - Wpuścisz nas?
- Ale... co Wy tutaj robicie? - spytałam, obciążając tylko bardziej mózg takimi zagadkami.
- Przenosimy spotkanie do Ciebie - rzekła Ruda - O nie... - dodała, widząc że za moimi nogami biały potwór czai się już z rogalem na pysku i rozmerdanym ogonem.
- Zarazicie się - powiedziałam, bo brzmiało to dla mnie racjonalnie - Mam nieposprzątane, wyglądam jak ofiara plagi... - zaczęłam wyliczać, ale Damian przerwał mi gestem ręki i powiedział:
- Nie przyszliśmy tu na inspekcję mieszkania, tylko do Ciebie. Możesz mieć tam trzech striptizerów, błotny basen i zawartość szafy na żyrandolu. Więc jeśli to Twoje jedyne zmartwienia, to wybacz, ale wchodzimy.
- A chorzy i tak kiedyś wszyscy będziemy, więc jak się mamy zarazić, to się zarazimy. Jeżdżę autobusami, z zarazkami mam do czynienia na co dzień. Sezon jest - dodała Baśka. Westchnęłam i otwarłam szerzej drzwi, wpuszczając tłumek do środka.
Festiwal radości Morfiny trwał, podczas gdy do mojego malutkiego mieszkania ładowało się dziewięć osób z siatkami o tajemniczej zawartości.
Kątem oka ujrzałam wchodzącą po schodach Anonimkę, która przystanęła na chwilę między piętrami, patrząc na mnie wielkimi jak spodki oczami. Zamknęłam drzwi zanim zdążyła wpaść na pomysł zabawienia się w paparazzi i spojrzałam na mój zakorkowany korytarz. Zrobiłam szybkie kalkulacje i biorąc pod uwagę metraż mieszkania, rozstawienie mebli, oraz obecną gęstość zaludnienia, każdy miał dla siebie jakieś trzydzieści centymetrów przestrzeni. Rozrzutnie.
- Jakbym wiedziała, że przyjdziecie, to bym trochę ogarnęła - zaczęłam się tłumaczyć - Damian, czemu nie powiedziałeś, że jedziecie? Naczynia w zlewie, wszędzie jest dywan z futra...
- Szyszyszyszy - przerwał mi Damian, prowadząc mój kokon do pokoju - Ty sobie tu siądziesz ładnie teraz - kontynuował, sadzając mnie na kanapie - I nie będziesz nic mówić, bo mówienie podrażnia gardło, a gardło Cię zdaje się boli, tak?
- Gardło mnie właśnie...
- A jak Cię nie boli, to może zacząć, prawda? - dokończył, podczas gdy reszta buszowała między moim korytarzem, a kuchnią, znosząc na blat torby.
- Co jest w tych siatkach? - spytałam.
- Lekarstwa - odparł Oli - Nie jesteś na antybiotyku, nie?
- Ostatni raz na antybiotyku byłam jak miałam dziesięć lat - odparłam.
- Brałaś coś dzisiaj? - spytał Damian.
- Poza metą? - spytałam i dodałam po chwili - Nie, ale co Wy kombinujecie?
- Zobaczysz. Teraz tak. Wyjazd z kuchni, bo kucharz potrzebuje przestrzeni - odparł Damian, wchodząc do kuchni - Potrzebuję pomocnika.
- To ja mogę - zgłosił się Szyszek - Co robić panie generale?
- Też chcę - dodała Sonia - Jestem mała, nie będę Wam przeszkadzać.
- Ok. Szyszek i Sonia zostają, reszta wypad do pokoju, odebrać jej laptop, pilnować żeby się nie ruszała, odkręcić kaloryfery i otworzyć okno w drugim pokoju - dyrygował Damian, odsyłając wszystkich do nowych zadań - Raz, raz.
- Dobra - odparła Ruda, przejmując mój sprzęt - co tam za dzikie po*no oglądasz, pochwal się.
- Musze Cię rozczarować - rzekłam i poczułam jak drugi koc ląduje mi na plecach. Nie miałam nic przeciwko.
- Ultrafiltracyjne oczyszczanie i zatężanie enzymów z grupy hydrolaz? - przeczytała Ruda, zerkając na tytuł Worda otwartego na moim laptopie - Jezu... przyszliśmy w ostatnim momencie - dodała, zapisując pracę i zamykając komputer.
- Krysia gdzie masz fartuszki jakieś? - dobiegł mnie z kuchni głos Damiana.
- W łazience wiszą dwa. Jeden jest w szafce, zaraz Ci podam - powiedziałam, jednak Mateusz złapał za mój kokon z koca, uniemożliwiając mi wstanie.
- Ty siedzisz - powiedział - Ja im podam, tylko mnie nakieruj gdzie to jest.
- Ok - westchnęłam. Nie miałam siły z nimi walczyć - Górna szafka po lewej. Obok prześcieradeł.
- Ja zaklepuję ten epicki - doszedł mnie głos Damiana i chwilę później chłopak wyszedł z łazienki odziany w mój ekstrawagancki fartuch zgrabnej pielęgniarki. 

Nie oceniajcie. To był prezent mojej mamy...
Fartuszek wygląda tak:



- U la la - zagwizdała Ruda - Powiem Ci tak, do twarzy Ci z cyckami.
- Prawda? - odparł Damian, pozując przy futrynie - Zrobić komuś zastrzyk?
- Ja podziękuję - odparłam, dławiąc się ze śmiechu i wywołując tym samym napad kaszlu.
- Idź już, bo Krysię udusisz - rzekła Agnieszka.
- Panie pielęgniarko, bo ja to się czuję tak troszkę chora - odpowiedziała Ruda, zbliżając się do Damiana - Czy znajdzie się dla mnie jakieś lekarstwo?
- No nie wiem nie wiem, może najpierw diagnoza - odparł Damian.
- Mam się rozebrać? Będzie bolało?
- Nie bardziej niż fakt, że teraz mam większy biust niż Ty - zaśmiał się chłopak.
- Ale narysowany. Ja mam w 3D - odparła Ruda.
- To się dopracuje.
- To co, działamy? - spytał Szyszek, wiążąc sobie fartuch ze znaną marką piwa.
- Mam! - odpowiedział z triumfem Mateusz - Tu coś pisze po niemiecku. Damian?
- Oj, w tym języku to ja słabo - odparł Damian, przejmując do rąk czarny fartuch i przyglądając się napisowi. "Mężczyzna jest grillem, a kobieta... jego węglem? - powiedział niepewnie, zerkając na mnie.
- Ta... - odparłam - Na mnie nie patrz, dobrze wiesz czyje to.
- Sonia, masz fartuch - odparł Damian, kiwając z niedowierzaniem głową - Bądź węglem naszego grilla.
- Widziałam taki film dla dorosłych - powiedziała Ruda - Jak tak na Was patrzę, możecie nakręcić własny.
- Wiem o czym myślisz - powiedział Oli, sadowiąc się obok mnie - Też się zastanawiam gdzie popełniłem błąd przy wyborze przyjaciół.
- Co tam mruczysz? - spytał Szyszek, wychylając się z kuchni.
- Nic, gotuj tam sobie i nie podsłuchuj!
- Tak właściwie po co Wam fartuchy? - spytałam, chociaż nie liczyłam na sensowną odpowiedź. Mój mózg nie przetwarzał prawidłowo tego, co działo się wokół mnie.
- Będziemy gotować lekarstwo - odparł Szyszek.
- Gotować... lekarstwo - odparłam - Aha.
Zobaczyłam jak Sonia wyciąga z szuflady korkociąg i po chwili usłyszałam charakterystyczne pyknięcie.
Miałam pewne wątpliwości.
- Lista rzeczy, które dzisiaj jadłaś Krysia - powiedział Damian, grzebiąc w torbach i gołocąc moje szafki z garnków.
- Zapewniam Cię, że z głodu nie umrę, mam zapas.
- Lista - powtórzył chłopak.
- Damian ja mam grypę, do tego jednodniową, nie umieram na dżumę.
- Masz szczury, niczego bym nie wykluczał. Lista.
- O Jezu - powiedziała Ruda, przenosząc nogi na kanapę - Zapomniałam zupełnie, że jesteście porąbani z tymi zwierzętami. One nie biegają tutaj luzem teraz, nie?
- Nie, śpią w klatce - odparłam.
- Uff. Gorzej by było tylko jakbyś miała pająki.
- Właściwie - odparł Damian, wchodząc do pokoju z tasakiem w dłoni. W połączeniu z fartuszkiem pielęgniarki było to paliwo dla koszmarów, lub niekończącego się śmiechu.
- Jak powiesz, że masz pająki, wychodzę - powiedziała z powagą Ruda.
- Nie, tylko planuję, wyluzuj - odparłam.
- Co z tą listą? - spytał Damian.
- Grozisz mi tasakiem we własnym domu? - spytałam.
- Wyglądam strasznie?
- Nie.
- Ranisz mnie. No więc?
- Nie wiem, wrzuciłam coś w siebie rano. Jakiś omlet czy coś - odparłam.
Damian pokręcił z dezaprobatą głową i odparł:
- Shame. Oli, wiesz co robić.
Oli poderwał się z miejsca i ruszył w kierunku kuchni.
Czułam się jak ofiara porwania we własnym domu. 
- Nie spalcie mi kuchni proszę - krzyknęłam w kierunku kucharzy.
- Przypomnieć Ci indyka? - spytała Mysz.
- Milcz - odparłam - Ten indyk zasługiwał na to co go spotkało.
- Firany też?
- Cicho...
Po chwili z kuchni wrócił Oli, niosąc ze sobą siatkę mandarynek, kiwi, banany, czekoladę i sernik.
- Witamina C Ci się przyda - odparł, stawiając produkty na stole.
- Sernik ma witaminę C? - spytałam.
- Nie, ale jest miękki i łatwy w przełykaniu. Czekolada ma magnez, owoce witaminy.
- Jak chcecie mnie tak rozpieszczać, możecie tu zamieszkać - odparłam - Jakoś się pomieścimy.
- Mogę spać w wannie - odparł Oli.
- Tu nie ma wanny. Jest tylko prysznic.
- Hmm. A mogę z psem? Zmieszczę się jak się skulę.
- Proszę Cię bardzo.
- Damian, to kipi! - usłyszałam krzyk paniki z kuchni i zerknęłam z niepokojem w tamtą stronę.
- Przykręć gaz i pomieszaj. Wiesz Sonia co to jest na WOLNYM ogniu? - spytał Damian, krojąc coś na desce i zaglądając dziewczynie przez ramię.
- Daliście mi najtrudniejsze zadanie - odpowiedziała Sonia.
- Masz tylko pilnować, żeby nie robiło bul bul bul...
- Bez bul bul bul - kiwnęła głową Sonia - Ok. A małe bul bul?
- Żadne bul bul. Małe bul bul też nie.
- Ok.
- Krysia gdzie masz kapsułki do zmywarki? - spytał Szyszek.
- Nie! - odparłam - Nie przeginajcie, nie będziecie mi zmywać!
- No ja nie będę zmywał - odparł Szyszek z miną niewinnego - Ja to tylko wstawiłem do tej kwadratowej maszyny, która to pozmywa za mnie. Tylko muszę ją nakarmić. To gdzie te kapsułki?
- Pod zlewem - odparłam z rezygnacją.
- O widzisz.

Z kuchni zaczął dochodzić zapach cynamonu i goździków, co w połączeniu z pochłanianymi przez nas mandarynkami dawało bardzo ciekawą kompozycję.
- Ej, a my? - spytała Sonia, patrząc na nasze obżarstwo.
- Dobra, trzeba nakarmić niewolników - odparła Ruda, dźwigając się z miejsca i podchodząc z obraną mandarynką do kuchni - Otworzyć kopary - powiedziała, wpychając ludziom o zajętych rękach po kawałku do ust.
- Bym zapomniała - wstała nagle Marysia, wyciągając z kieszeni znany mi już przezroczysty woreczek z kryształkową zawartością - Damian, Marcelina kazała mi to dyskretnie podrzucić z powrotem tak, żebyś nie zauważył, więc Ci dyskretnie podrzucam do kurtki.
- Ok, ja nic nie widzę - odparł Damian.
- Niczym ninja - powiedziała Mysz, wkładając woreczek do kieszeni kurtki.
- I jaka była reakcja? - spytałam.
- Była jednocześnie tak zszokowana i zachwycona, jakby podniosła z ulicy zdrapkę i okazało się, że wygrała samochód - odparła Mysz.
- Nie chciała się upewnić, że to na pewno meta? - spytałam - W laboratorium na przykład?
- Chciała, ale ją odwiodłam. Powiedziałam jej, że przecież są na tym nasze odciski i wezmą nas zamkną za posiadanie, że nam nie uwierzą i nie powinniśmy się narażać. Ona w końcu niedługo będzie matką, więc nie może ryzykować.
- Kupiła to?
- Jeszcze jak. Powiedziała, że "ona zawsze wiedziała" i że mam to podrzucić, żeby się ćpun nie zorientował.
- Zostałem ćpunem - zaśmiał się Damian - Wszystko Twoja wina Krysia.
- No tak bardzo mi nie przykro.
Rozległo się pukanie do drzwi i Morfina wystartowała do korytarza, by powitać nowego gościa śliną i futrem.
- Ktoś ma jeszcze przyjść? - spytał Oli, ale reszta pokręciła tylko głowami.
- Pewnie kurier z karmą - odparłam, wstając i zabierając ze sobą swoje igloo deluxe - Mogę Panie Napoleon? - spytałam, zerkając na Damiana.
- No jak musisz - odpowiedział.
Kazałam Morfinie usiąść i otwarłam drzwi.
- Dzień dobry - powiedziałam.
- Dzień... dobry - zawiesił się na chwilę mężczyzna, widząc człowieka roladę i stukając w swoje przenośne, dotykowe urządzenie - Tu było za pobraniem, tak?
- Tak - odparłam i poczułam, jak za moimi plecami zbierają się ludzie.
Dałam mężczyźnie pieniądze i nie sprzeciwiłam się, kiedy Oli wniósł piętnastokilogramowy worek do środka.
- Zobacz Morfina, Twoje papu przyjechało - powiedział chłopak, miętosząc wijącego się na ziemi psa.
- Będę potrzebował potwierdzenia, tylko coś mi się tu zawiesiło - odparł kurier, obserwując rosnący za moimi plecami tłumek.
Różnorodność była dość duża, więc biedny człowiek nie wiedział za bardzo na kim powinien zawiesić spojrzenie.
Na gościu z fartuszku pielęgniarki z tasakiem w dłoni? Na drugim, odzianym w fartuch z piwem? Na Rudej kobiecie z mandarynkami? Na małej istotce w za dużym fartuchu, poplamionym czerwoną substancją? Może na tej dwójce koło tej przerośniętej fretki, która czyści grzbietem podłogę? Na tym kokonie?
Wybór był trudny.
- O, odwiesiło się - odparł niepewnie mężczyzna, który w swoim życiu widział już pewnie wiele dziwnych rodzin, ale ta mogła walczyć o podium - Tu palcem podpisać - dodał, podstawiając mi pod rękę panel.

Jeśli mogę wyrazić swoją skromną opinię, uważam że pomysł podpisywania się palcem po tym zacinającym się i przerywającym w połowie urządzeniu zakrawa na absurd. Mój podpis za każdym razem jest absolutnie nieczytelny, niezależnie od tego jak bardzo się staram i wygląda jak bazgroły pierwszoklasisty. Czasem wygląda jak alfabet Braille’a, a czasem jak nuty na pięciolinii. Rozszyfrowanie tego jest niemożliwe, powtórzenie podpisu również, więc jaką firma ma gwarancję, że przesyłkę odebrała właściwa osoba, skoro według tego co odczytuje to urządzenie nazywam się księżniczka Mononoke?

Postawiłam jednak dzielnie zawijasy na panelu i kiedy skończyło mi się miejsce, przeniosłam swoje siedmioliterowe nazwisko na drugą linijkę.
- Pocahontas? - spytał Szyszek, zaglądając mi przez ramię i przyglądając się panelowi.
- Nie kipi Wam tam coś? - zapytałam, oddając panel właścicielowi.
- Nie - odpowiedział uśmiechnięty chłopak.
- Strasznie przepraszam, ale nie wczytało - powiedział kurier - Musimy powtórzyć.
- Jasne - odparłam.
- Po prostu strzel tam krzyżyk i już - powiedziała Ruda.
- I znowu się zaciął - westchnął mężczyzna - Nie cierpię tych urządzeń. Co jest złego w kartce i długopisie?
- O to, to - odpowiedziałam.
- A ta co się tak gapi? - spytała Ruda, wrzucając w siebie kolejną mandarynkę i przy schodach ujrzałam Anonimkę, która obserwowała towarzystwo jak spłoszona wiewiórka, nie wiedząc czy czmychnąć na górę, czy poprzyglądać się jeszcze sensacji.
- Przepraszam, szuka Pani czegoś? - spytała Baśka, której nie było widać w tłumie, ale której głos przebijał się przez niego bardzo wyraźnie - Mandarynkę?
- Teraz jeszcze będą imprezy z jakimiś o*giami, tak? - spytała sąsiadka i kurier obdarował ją jeszcze bardziej zdziwionym spojrzeniem niż nas - Jakieś przebieranki widzę. Tak, bawcie się, ja już poinformuję kogo trzeba. Nie dość, że zoo, to jeszcze Sodoma i Gomora.
- Ej Krycha, co to za nawiedzone babsko jest? - spytała Ruda, przebijając się do przodu.
- Jak się do mnie odzywasz smarkulo! - wybuchła kobieta.
- Mówię do Ciebie? - spytała Ruda - Nie.
- Ja mam tego dość! Wiecznie coś, wiecznie hałasy, wiecznie jakieś imprezy, szczekające psy, nie wiadomo co jeszcze! Przecież ja też muszę kiedyś spać, moje dzieci muszą kiedyś spać.
- Krysia Ty urządzasz o*gie bez nas? - spytała Ruda - Byś się wstydziła. Rozumiem, że nie chcesz zapraszać tamtych, ale mnie?
- Ruda, proszę Cię - odparłam, patrząc wyczekująco na panel, który wciąż się konfigurował.
- Ale kim ona jest dla Ciebie? - spytał Szyszek.
- Pamiętacie jak Wam mówiłam o tym uroczym anonimie? - spytałam.
- A to już wiem - odparła Ruda - To ten zje*any babsztyl.
- Ja się nie pozwolę obrażać, pożałujecie - odparła kobieta i wbiegła na górę. Kiedy myślałam, że to już koniec, sekundę później sąsiadka pojawiła się przy schodach ponownie, tym razem wlokąc za sobą męża, który wyglądał jak wyrwany ze snu.
- Widzisz to? - pytała - Czy Ty to widzisz co tam się dzieje?
- Ale czego Ty znowu krzyczysz - pytał mężczyzna.
- Patrz co się dzieje, zrób coś!
- A proszę bardzo - odparła Ruda, wychodząc na klatkę schodową i mijając zdziwionego kuriera - Podejść bliżej żebyś się mogła przyjrzeć, czy złapałaś ostrość?
- Ty mi grozisz dziewczynko? - spytała sąsiadka.
- O ku*wa - powiedziała Agnieszka, zasłaniając rękami usta.
- Dziewczynko? - spytała Ruda i widziałam, że została przekroczona cienka czerwona - Dziewczynko, tak?
- Ruda wracaj, daj spokój - powiedziałam, ale mój głos wcale nie brzmiał pewnie. Morfina postanowiła skorzystać z okazji i wydostać się z mieszkania przez wolną przestrzeń, gdzie jeszcze przed chwilą stała Ruda.
- Morfina wracaj - rzuciłam do psa, który był już obok Rudej i merdał ochoczo do Anonimki, która wycofywała się za swojego półprzytomnego faceta.
- Za kogo Ty się masz, co? - kontynuowała Ruda - Wypierdzielaj na górę do tych swoich obsmarkańców, bo Ci pomogę i Cię ten Twój przekozak nie obroni.
- Jezus Maria, Ruda wracaj, Morfi Ty też - produkowałam się, ale bez skutku.
- A Ty to myślisz, że co? - spytała sąsiadka, jeżąc się i odsuwając od merdającej Morfiny - I weź tego kundla, bo jak mnie ugryzie, to się postaram żeby oglądał ziemię od spodu!
- O Ty ku*wo. Psa będziesz straszyć?!
- Oj poleje się krew - odparła Agnieszka, przeciskając się przez nas i podchodząc do Rudej - Słońce odpuść, widzisz że to nie rozumie podstawowych komend.
- A Ty będziesz tak stał jak sierota, czy pomożesz? - zapytała męża otoczona Anonimka.
- Ale o co Ci chodzi? Co mam niby zrobić? - zapytał mężczyzna.
- Zareagować! Rozgonić to gówniarstwo, zobacz co się dzieje w tym mieszkaniu. Ta pewnie pod spodem nie ma żadnych ubrań i goło stoi - dodała kobieta, wskazując na mnie palcem.
Excuse me? - pytało moje zdziwione oblicze, podczas gdy Oli dusił się za mną ze śmiechu, wspierany w tym przez Mysz i Szyszka.
- Ty jednak jesteś poje*ana - powiedziała Ruda - Od urodzenia tak miałaś, czy kocyk był śliski?
- Ty sobie nie pozwalaj, bo w końcu do Ciebie zejdę! - warknęła kobieta, co wywołało sapnięcie zadowolenia u ucieszonego psa.
- To schodź, bo mi już zimno w nogi. Ściągnąć Cię tu?
- Ale spokojnie - odparł Damian, wychodząc na korytarz w pełnym umundurowaniu i z bronią w dłoni. Mysz podbiegła do niego i przypomniała o fakcie posiadania tasaka, na co zaskoczony Damian zareagował śmiechem i zwrócił narzędzie Marysi.
- Przepraszam, to z rozpędu - powiedział, wchodząc przed dziewczyny i podając obcemu mężczyźnie rękę - Damian, miło mi. Jakieś wielkie nieporozumienie tu wynikło.
- No - odparł mężczyzna, podając chłopakowi odruchowo rękę, ale zapominając się przedstawić - Może to wyjaśnicie wszystko, co?
- Ależ jasne, ale co tak będziemy w korytarzu stać? Grzańca robimy. Napijesz się? - zagadywał sąsiada Damian, odciągając go zręcznie od coraz bardziej odsłoniętej żony.
- Absolutnie nie! Nie będziemy nic od Was brali, ani wchodzili do tej jaskini rozpusty! - krzyknęła kobieta, ale mężczyzna stał już na uboczu, przyglądając się Damianowi.
- Ale dla wszystkich wystarczy - produkował się Damian - Wyjaśnimy sobie nieporozumienia, bo po co takie konflikty, mam rację? Facet z facetem się nie dogada?
- No niby... - zaczął mężczyzna, podczas kiedy Szyszek wyciągnął coś z kieszeni kurtki Damiana i podszedł do towarzystwa przy schodach.
- Sytuacja jest bardzo prosta - powiedział Szyszek, stając obok Damiana i podając mu za plecami woreczek.
- Co oni odprawiają... - powiedziałam, opierając się o framugę i przyglądając się wciągniętemu w przedstawienie kurierowi, którego urządzenie definitywnie już zdążyło się uruchomić.
- My tutaj wszyscy mieszkamy, ale jesteśmy bardzo spokojnymi ludźmi - ciągnął dalej Szyszek.
- Wszyscy?! - zapłonęła sąsiadka - To nie jest legalne, jeszcze dzisiaj stąd wylecicie.
- Otóż jest legalne - odparł Damian - My właścicielom płacimy za nasz pobyt tutaj. Śpimy wszyscy razem, bo jest tylko jedno łóżko, ale to bardzo zbliża.
- Właściwie nie mamy za dużo pieniędzy - wtrąciła Mysz, zasilając korytarzową armię - A jakoś musimy zapłacić, więc sami Państwo rozumieją.
- Robimy porządki, gotujemy - kontynuował Szyszek - A w nocy spłacamy dług w naturze.
- Wy tak wszyscy razem? - spytał sąsiad, odsuwając się od grupy - Jesteście nienormalni, skończcie grać głupa.
- No nie, że wszyscy w jednym czasie, ale się zmieniamy - powiedział Damian.
- Chociaż jak nas najdzie ochota to lecimy grupowo, nawet pies się czasem przyłączy - dopowiedziała Mysz - Nie chcieliby Państwo spróbować? Tyle lat związku, to jednak może czasami wiać nudą, a jeszcze ktoś się zmieści.
- Obrzydliwość! Jak można nawet o czymś takim myśleć. To jest Chrześcijański blok. Katolicki! I tu żadnych takich... nie będzie! Ja zaraz pójdę do wszystkich sąsiadów i powiem co tu się dzieje, a potem pójdę do administracji i na policję! Na to przecież są paragrafy. Ja nawet nie miałam pojęcia, że tutaj się odbywają takie rzeczy. Nie zbliżajcie się do mnie, ani do moich dzieci! Szatan, pfu!
- Ale nie, Syn Szatana to wyjechał już. Przyjedzie pod koniec grudnia - dodałam, bo nie miałam siły walczyć z prądem, który zaczynał formować już rzekę.
- Gówno! - krzyknęła kobieta - Nie będzie tak, nie będzie!
- Zostawcie już Panią, bo zaraz zawału dostanie - powiedziałam, licząc na zakończenie akcji.
- Już chwilkę skarbie - odparł Szyszek - Tylko chyba musimy dać coś w ramach przeprosin za to wszystko - dodał, patrząc na Damiana.
- Ach tak - powiedział Damian - Bo ja mam taki poboczny interesik. Nic wielkiego, takie tam i pomyślałem, że żeby tych hałasów nie było tak słychać, to może się Państwo poczęstują? Dla relaksu...
- On tego nie zrobi - powiedział cicho Oli, stojąc za mną i przyglądając się scenie.
- On to właśnie robi - odparłam, widząc jak Damian podaje mężczyźnie woreczek z kryształkami na otwartej dłoni.
- Tylko nie wszystko na raz, bo mocno kopnie, a macie Państwo dzieci - dodał.

To co działo się potem trwało sekundy, ale było jak senna gorączka. Dźwięk jaki wydobył się z Anonimki określiłabym jako połączenie przejechania paznokciami po tablicy i śpiew godowy orki. Zszokowany mężczyzna został wciągnięty za ramię na schody tak, że niemal wylądował na plecach i kobieta, trzymając męża jak zakładnika, zaczęła wycofywać się tyłem po schodach.
- Jesteście nienormalni! Nie zbliżajcie się! - krzyczała sąsiadka - Niech Pan dzwoni na policję, szybko! - rzuciła do kuriera, który zdawał się przebywać w innej czasoprzestrzeni.
- Spokojnie, my to dodajemy do zupki - powiedziała Agnieszka.
- To tylko sól. Nie ma Pani w domu soli? - spytał Szyszek.
- Do budy! - uruchomiła się Ruda - A jak dalej się będziesz wpierdzielać w nie swoje sprawy, to Ci zgwałcimy drzwi!
- Ruda, do cholery ja tu mieszkam! - upomniałam dziewczynę, ale ta wbrew protestom sąsiadki, wspinała się już za nią po schodach, wołając:
- Jak ja Ci facet współczuję, na dzieciaka Cię naciągnęła? Nie wierzę, że Cię ta głupota urzekła.
Anonimka zatrzymała się, wyprzedziła swojego męża i wystartowała do Rudej, obok której ulokowali się już jednak pozostali.
- No co? - spytała Ruda, podwijając rękawy - Jednak chcesz makijaż permanentny?
- Wszyscy pójdziecie siedzieć - wysyczała sąsiadka - Każdy jeden z Was.
- Stul dziób flądro i słuchaj - odparła Ruda - Jeszcze raz usłyszę, że cokolwiek Ci przeszkadza, to przysięgam, że będziesz się modliła, żeby mnie nie spotkać pod drzwiami ze świątecznym prezentem.
- Nie będziesz mi grozić Ty...
- Chodź już od nich - przemówił w końcu sąsiad - Sami sobie narobili problemów, inaczej to załatwimy.

Drzwi się zatrzasnęły, a walczący zeszli do czekającej u podnóża schodów Morfiny.
- Można już podpisać? - spytałam kuriera, który otrząsnął się z tego co właśnie ujrzał i odparł speszony:
- Tak, tak, jasne.
- Przepraszam za to, niech mi Pan wierzy, że to tylko wygłupy. Nic z tego nie jest prawdą - powiedziałam, stawiając na panelu szlaczki.
- Ja nie wnikam, naprawdę, to jest Pani prywatne życie. Dziękuję, do widzenia - odparł kurier, wychodząc z klatki.
- Chyba Ci nie uwierzył - podpowiedział Oli.
- A Ty byś uwierzył? - spytałam - Jemu nawet rodzina w to nie uwierzy, nie mówiąc o współpracownikach.
- No tak...
- No gratuluję - odparłam - Wy sobie zdajecie sprawę co właśnie zrobiliście?
- Zapewniliśmy Ci spokój - powiedziała Ruda, wchodząc do mieszkania - Ale mi ciśnienie podniosła.
- Przecież teraz dopiero będę z nią miała problemy. A jak mi naśle policję do domu?
- I co zrobią? Przeszukają Cię? Znajdą sól i pójdziesz do cukrowego więzienia?
- Nie, ale Krysia ma rację - poparł mnie Oli - Nie wiem czy jej właśnie nie narobiliście problemów z tą wariatką.
- Oj przestań. Jak często groziła policją? A ani razu nie przyjechali. Nie mają do czego, a założę się, że nie raz już miała jakieś fałszywe zgłoszenia i mają jej tam dość.
- Ale jak powie, że chodzi o dragi, to zareagować muszą, nie? - spytałam.
- To jest sól!
Do drzwi rozległo się pukanie i zanim zdążyłam się ruszyć, Damian sięgnął do klamki.
- O, sąsiad - odparł i tym razem to ja ustawiłam się z tyłu, by wszystko widzieć.
- Co to jest co mi chciałeś dać? - spytał z powagą mężczyzna. Był sam.
- Sól - odparł Damian - Tak się tylko zgrywaliśmy, ćwiczymy role.
- Na pewno sól?
- No przecież, proszę - podał mężczyźnie woreczek Damian - Można skosztować, słone, bo to sól.
- To czemu to masz w takich woreczkach?
- Mówiłem już, mamy pewną rolę w takim jednym... przedstawieniu. To była improwizacja, ale sam rozumiesz, Twoja żona jest strasznie... upierdliwa.
- Ona się tylko troszczy o dzieci - warknął sąsiad - żeby spokój miały. Mówi, że tu wiecznie hałasy, libacje, psy szczekają.
- A na własne uszy kiedyś to słyszałeś? - spytała Ruda.
- Coś tam raz szczekało, ale ja późno do domu z pracy wracam.
- A co jak powiem, że dzieci walą zabawkami po kaloryferach przynajmniej kilka godzin dziennie? - spytałam.
- To tylko dzieci, bawią się. Sama dzieckiem nie byłaś?
- Byłam, ale nie uprzykrzałam życia innym. Mnie to nawet nie przeszkadza, ale nachodzenie mnie, stanie pod moimi drzwiami i mówienie mi, że mój pies szczeka, kiedy nie szczeka to trochę przesada.
- Ona tylko dba o dzieci - powtarzał na zapętleniu mężczyzna - Troszczy się o nie, więc musicie być cicho i nie będzie problemów. I nie za dużo Was tutaj? Jest jakiś limit na takie mieszkanie chyba.
- No nie ma, ale my tu w odwiedziny - odparła Agnieszka.
- To Wy nie ten? No ten...
- Nie, no przestań pan.
- Mnie to nie obchodzi, ale ma być cisza - odparł mężczyzna - I jak jeszcze raz mi ktoś obrazi żonę, to dostanie w pysk.
- Sama zaczęła, to niech się... - zaczęła Ruda.
- Jak będzie normalna, to nikt jej nie będzie obrażał - weszła Rudej w zdanie Marysia. Każdy chce spokoju.
- No, to ma być spokój. A to - dodał sąsiad, wskazując na woreczek - To sprawdzę, możesz być pewny.
- Jasne - odparł Damian - Na zdrowie.
- Idziesz?! - rozległ się krzyk z góry i mężczyzna powtarzając, że "ma być spokój", powlókł się na górę.
- Trochę mi go szkoda - odparł Damian - Wpakował się strasznie.
- Taki trochę pantofel, nie? - odpowiedział Oli, mieszając bulgoczące wino.
- A idź - rzekła Ruda - Normalnie to bym tak w pysk dostała, że bym się na ścianie zatrzymała, a on jej nawet nie bronił. Pindzia taka.
- Chciałabyś dostać? - spytałam.
- Widać po nim, że się nie odważy. Ona jakaś nawiedzona jest. Masakra.
- Może z nią pogada - wtrąciła Mysz - Żeby tak się swoim życiem i dziećmi zajęła.
- A gdzie tam, za chwilę będzie znowu to samo, albo nawet gorzej - rzekłam - Przecież on jej się nie postawi, a po tym co odstawiliście ona mi żyć nie da.
- Ale jak Ci wzbogaciliśmy życie nocne - powiedział Szyszek.
- Och, no dziękuję Ci bardzo. Ona i bez tego sama je sobie wzbogacała w swojej głowie.
- Ja myślę, że gość trochę w to dalej wierzy - uśmiechnęła się Ruda - Damian w tym stroju był bardzo przekonujący.
- Prawda? - spytał z uśmiechem Damian - Może go kręci takie gosposiowanie i chciał się dowiedzieć więcej.
- Z nią to pewnie sam taki fartuch na niego działa - dodał Szyszek.
- Jesteście okropni - odparła Sonia.
- Kiedy ten grzaniec będzie? - spytała Ruda.
- To się musi wszystko połączyć, cierpliwości. Wyjazd z kuchni, tu się kucharzy - odparł Damian - Poza tym, to dla chorej.
- Ale ja czuję, że mnie rozbiera - odparła Ruda, lecz została wypchnięta do pokoju, razem z całą resztą.
- Nie przeszkadzać - odparł Damian.
- A jak już mówimy o rozbieraniu - powiedziała Ruda - Krysia ma hot kocyk i leci pod nim na nudystę, ale może my się z Sonią wbijemy w jakiś lateksik i pójdziemy tam z przeprosinami i grzańcem, co?
- Rozszarpie Cię - odparła Sonia.
- Ja ją rozszarpię pierwsza.
- Dziadkowi by się to spodobało! - krzyknął Damian z kuchni.
- Oj tak - odparła Baśka - Ale dziadek jest mój, więc spadać z tymi lateksami.
- Csii - szepnął Oli - Słyszycie?
Wszyscy na chwilę zamilkli i wsłuchiwali się w odgłosy awantury, dochodzące z góry.
- Ojoj, afera - pokręciła głową Ruda - Może chłop tu zejdzie na pocieszenie. Krysia go weźmie pod koc, Damian mu zatańczy w fartuszku i będzie cacy.
- Oli - szepnęłam do Oliwiera - Zwijajmy się, póki zostały nam jeszcze jakieś zdrowe komórki mózgowe.
- Myślisz, że to zaraźliwe? - spytał również szeptem Oli.
- Myślę, że tak. Uciekniemy za granicę.
- Myślę, że nas znajdą. Tam w kuchni jest jeden, co się tak konkretnie do mnie przyczepił.
- Kurczę... Ostatecznie można go spakować w walizkę i próbować wyleczyć.
- Tylko szybko, póki jest nadzieja.
- Co tam knujecie? - spytała Ruda.
- Jak się Was pozbyć - odparłam.
- Normalnie zdrada.
- Kurde, a to z Damianem miało być. Pomyliłem role - odparł Oli.
- ... ku*wa... - doszło nas soczyste i dość głośne hasło z góry. To mogła być tylko jedna osoba.
- Amen - odparła Ruda.
- Ruda szkło, bo leki wjeżdżają - rozdysponował Damian i Ruda ochoczo pobiegła pomagać w kuchni.

Pracy nie dokończyłam.
Czuję się zdrowsza.
Ruda bardzo słabo znosi alkohol na ciepło.
Mam wrażenie, że rozpęta się tornado.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz