Przy klatce schodowej dojrzała mnie "Anonimka", która akurat była na spacerze z latoroślami. Jeszcze nigdy nie widziałam żeby ktoś tak szybko zmieniał kolory. Nie wiem co działo się w jej głowie, ale to co malowało się na jej twarzy było lepsze niż pokaz fajerwerków. Sąsiadka musiała rozpoznać Piksela, który był u mnie już wcześniej i o którym myślała, że "się go pozbyłam". Ostatnie czego mogła się spodziewać to jego powrót.
Minęłam kobietę w pewnej odległości, kiwnęłam głową na dzień dobry i usiłowałam nie udusić się, hamując w sobie wybuch śmiechu spowodowany jej zapowietrzeniem. Niewiasta zdążyła jeszcze wyciągnąć telefon i strzelić mi sesję przed drzwiami nim zniknęłam jej z pola widzenia, prowadząc ze sobą jasne i puchate, oraz gładkie i mroczne.
Wiedziałam już wtedy, że na samej hiperwentylacji się nie skończy.
Kilka godzin później zapukała do mnie wyżej wspomniana kobieta. Widząc ją przez wizjer, postanowiłam nie otwierać i nie wdawać się z nią w dyskusję, a w przypadku jej nachalności - wezwać policję.
Sąsiadka postała sobie pod moimi drzwiami ponad czterdzieści minut, z małymi przerwami, podczas których wchodziła na wyższe piętro (może żeby napić się wody, regularne nawadnianie jest bardzo ważne) i po chwili wracała.
Z jej oburzenia, które usilnie próbowało wywabić mnie z mieszkania, przebijało się głównie to, że "była ze zdjęciami u administracji i oni jej nie pomogą, ale ona ma kontakty, więc to zoo zaraz stąd zniknie". Nie wiem w jaki sposób administracja budynku miałaby zareagować na osobę z dwoma psami na spacerze, ale gniewna chyba wyobrażała sobie już wjazd do mojego mieszkania w stylu Gestapo, wyważenie drzwi i odebranie mi zwierząt siłą. Fakty były jednak inne, co bardzo kobietę smuciło i zmuszało do wylewania swoich gorzkich żali do mojej klamki.
Było wiele "otwieraj, wiem że tam jesteś", na co za każdym razem odpowiadałam zgodnie z prawdą, iż nie mam obecnie czasu, ponieważ bawię się z moim zoo, były groźby wezwania policji i było słynne "ja tego tak nie zostawię". Niestety tym razem nie zostałam uświadomiona o możliwości widzenia z mężem kobiety, więc czegoś mi w tej wizycie brakowało.
Padło za to coś o "zarabianiu na świętach", więc chyba plotka jakoby dwaj kastraci mieli dochować się potomstwa, dalej istniała w wyobraźni Anonimki.
Biologia chyba nie jest jej mocną stroną.
Ostatecznie wzburzoną jak morze podczas sztormu kobietę zwinął sąsiad z góry, przekonując ją, że ma "nie robić z siebie większej wariatki niż już jest" i reporterka, targana emocjami, udała się do siebie.
Kto by pomyślał, że dorobię się swojego osobistego paparazzi.
![]() |
Bardzo rozszczekane i niebezpieczne psy. Samo patrzenie na to zdjęcie otwiera wrota piekieł. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz