Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Ludzie idealni

Post z cyklu "O ludziach, których zachowania nie jestem w stanie zrozumieć, choćbym nie wiem jak próbowała być elastyczna."

Umówiliśmy się ze znajomymi na pizzę w jednej z lokalnych restauracji. Głównym celem było omówienie spraw organizacyjnych pewnego wydarzenia kulturalnego, na które się wszyscy wybieraliśmy. Misją poboczną była integracja i wepchanie w siebie przerażającej ilości jedzenia. Wśród znajomych znalazło się kilka par (tych standardowych i tych mniej), oraz Damian, którego możecie kojarzyć już z postu Dwie i pół historii (<---kliknięcie przeniesie Was do postu).

Łącznie na miejscu zjawiło się dziewięć osób. Po wejściu na salę spytaliśmy obsługę czy jest możliwość złączenia dwóch stolików z miejscami na sześć osób i po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi przystąpiliśmy do działania. Kiedy zjawili się już wszyscy, złożyliśmy potężne zamówienie i przeszliśmy do luźnej rozmowy jaką przeprowadzają ze sobą ludzie nie widujący się na co dzień. Niektórzy w oczekiwaniu na posiłek raczyli się alkoholem, innym wystarczały napoje gazowane. Atmosfera była miła i przyjemna, a ustalenia w związku z wydarzeniem przebiegały płynnie.
- Oho, problemy na dwunastej - rzekła znajoma, przestając się uśmiechać i wszyscy dyskretnie odwrócili się w stronę drzwi.
Stała w nich Violetta... Violeta... Wioleta? Jakkolwiek piszę się jej imię. Odmian jest zdecydowanie zbyt wiele.
Viola jest jedną z tych osób, które po urodzeniu dzieci nie potrafią już mówić o niczym innych, a ich świat krąży wesoło wokół drobiazgów po mamusinej drodze mlecznej. Kiedyś w porządku babka, obecnie bardzo fałszywa osoba, która w jednej minucie udaje przyjaciela, a w kolejnej obgaduje człowieka z jego wrogiem numer jeden. Udaje miłą i sympatyczną, ale w głębi serca jest nieobliczalna i nieszczera. Wszyscy znamy takie osoby.
- Może nas nie zauważy - dodała druga znajoma.
- Pewnie. Nie zauważy dziewięciu znajomych osób - odparł Damian, który z Violettą miał wyjątkowo na pieńku (i to nie bez powodu).
- Stawiam dychę, że podejdzie.
- Jasne, że podejdzie. Do tego będzie nas raczyć opowieściami ze swojego życia.
- Bądźcie mili, to może obejdzie się bez ofiar.
Ściszyliśmy głosy, mając nadzieję, że jednak połączone stoły nie zostaną zauważone, lecz nie mogliśmy mylić się bardziej.
- No kogo moje oczy widzą! - zapiała Viola - Kopę lat żeśmy się nie widzieli, nie?
- Tak z miesiąc ledwie... - odparł Szymon i został szturchnięty przez swoją dziewczynę.
- No co tam u Was? Bo u mnie świetnie. Mateusz dostał awans i myślimy o trzecim dziecku. Widzieliście jak mi maluchy wyrosły? Arkadiusz to ma już trzy latka, a Emil pięć miesięcy. Spójrzcie jaki słodki - zapętliła się Violetta, ukazując nam swoje pociechy. Jedna z nich leżała w wózku, druga krążyła między ojcem przy barze, a naszym stołem.
- Jakoś leci - padły nieliczne głosy i to dało przyzwolenie królowej plotki na kontynuowanie wypowiedzi.
- No myślimy o trzecim dziecku.
- Szykujesz drużynę piłkarską?
- Nie, no coś Ty, ale skoro nas stać, to dlaczego nie. No spójrzcie jaki z Emilka jest przystojniak. Po braciszku i tatusiu.
- Tak, widzimy. Tak w sumie to widzimy ich codziennie na Twojej tablicy na fejsie. Ciężko przegapić.
- Prawda? Oni tak bosko wychodzą na zdjęciach. Takie małe farfocle słodkie. A Wy kiedy planujecie z Szymonem? - padło pytanie w stronę jednej z par, która speszona zaczęła rozglądać się dookoła.
- No, wiesz... my to jeszcze mamy czas...
- To się tak tylko wydaje kochana, a latka lecą. Jak być mamą to teraz, im wcześniej, tym zdrowiej dla dzidziusia.
- Tak, no. Nie planujemy na razie.
- Nic tak nie pieczętuje związku jak dziecko, zapamiętaj. To bardzo zbliża.
- Fajnie...
- A Ty Paulina?
- Co ja? - spytałam, chociaż dobrze wiedziałam o co chodzi.
- No kiedy sobie kogoś przygruchasz?
- Obecnie nikogo nie szukam, dzięki za troskę kochana.
- Ciągle z tym psem wszędzie?
- Jak widać nie wszędzie.
- Ja swojego musiałam oddać teściowej. Szczekał i budził mi dzieci.
- Aha...
- Samotność jest bardzo zła. Nie przejmuj się, kiedyś kogoś znajdziesz. Jak mawiała moja mamusia: "każda potwora znajdzie swojego amatora".
Nie udało mi się powstrzymać parsknięcia, chociaż usilnie próbowałam. Krąg się zacieśniał i spoglądałam z niepokojem na Damiana. Jeśli ktoś mógł oberwać najmocniej, to właśnie on. Należało zatrzymać tę karuzelę, zanim zdążyłaby do niego dotrzeć.
- Zdrowe są? Nie chorują? - spytałam, wskazując na dzieci. Ulubiony temat powinien odwrócić na chwilę uwagę gaduły.
- A pewnie. Tylko dlatego, że nie szczepimy. Matki które szczepiły cały czas coś z nimi mają, a moje zdrowiutkie.
- Pójdzie do przedszkola to się zdziwisz.
- Nie sądzę. Stosujemy suplementacje.
- Opowiedz nam o suplementacji na Odrę - odparł Szymon i znowu otrzymał karcący łokieć w żebra.
- Widzę, że Was przekonują te koncerny. Kiedyś ludzie się przekonają. Jak zaczną myśleć samodzielnie.
-  Niektórzy nie powinni myśleć samo...
- ... To fajnie, że Ci się wszystko układa - przerwała chłopakowi Sara - To my już nie zawracamy Ci głowy, pewnie dzieci głodne, mąż czeka przy stoliku.
Ta bardzo niedelikatna sugestia nie dotarła jednak należycie do odpowiednich partii mózgu Violi i dziewczyna odparła z uśmiechem:
- O nie, nie. Nie przeszkadzacie. Właściwie widzę, że macie akurat trzy miejsca wolne, to się dosiądziemy. Tylko pójdę po Matiego.
- Brawo - odparł Szymon do dziewczyny, kiedy Viola zniknęła przy barze.
- Ej, starałam się ją delikatnie spławić.
- Jej nie ma co delikatnie spławiać, ona nie rozumie aluzji.
- Zwijajmy się.
- Jak? Zamówienie złożone, zaraz nam podadzą jedzenie.
- Weźmiemy na wynos.
- Taką górę żarcia? Poza tym to będzie podłe.
- A chcesz połowę wieczoru słuchać jej wywodów? Poza tym przy niej nie pogadamy.
- Cicho, wraca.
- Już jesteśmy. Arkadiusz, siadaj tutaj.
- Czemu nie Arek? - odezwał się milczący dotąd Damian.
- Słucham?
- Dzieciak ma trzy latka. Czemu tak wyniośle?
- Żadne wyniośle. Arkadiusz to imię jak każde.
- To zdrabniasz imię męża, ale dziecka już nie?
- Ty masz dzisiaj dzień czepialstwa Damian?
- Skąd. Ciekaw jestem.
- Cóż, żadne z Was nie ma dzieci i większość raczej mieć nie będzie, to chyba nie zrozumiecie.
Auć. Zabolałoby, gdybym planowała dzieci, ale grupie nie zaimponowała taka szpila.
Na stół powędrowały drewniane tacki z okrągłymi plackami i przystąpiliśmy do jedzenia, podczas kiedy rodzinka 2+ czekała jeszcze na swoje zamówienie. Starsze z pociech śliniło się na sam widok, więc poczęstowaliśmy brzdąca naszą pizzą. Stwierdziliśmy, że nam nie ubędzie. Poczęstowali się również rodzice, ale to należy pominąć.
- Tylko bierz Arkadiusz te bez mięska, my nie jemy mięska. Tu widzę tylko jedni to weganie. Brawo, bardzo popieram.
- Serwujesz dzieciom wegańską dietę? - zapytała Sara.
- Tak. Nie wyobrażam sobie żeby jadły czyjeś zwłoki. To okropne.
- Zdajesz sobie sprawę, że te pizze są wegetariańskie?
- Znaczy, że co?
- Znaczy, że nie są wegańskie.
- Ale to co w nich jest. Z rybą są?
- Nie, ale do zrobienia spodu zostały użyte jajka. Jajka nie są wegańskie.
- To może poczekamy na naszą.
- Żadna z tych pizz nie jest wegańska. Do wszystkich spodów używane są jajka.
- Pójdę pogadać z obsługą - powiedziała Viola, wstając i oddalając się od stolika. Jej intensywna gestykulacja wskazywała na to, że miała zażalenie co do swojego posiłku. Współczuliśmy obsłudze.
Młodsza pociecha widząc odchodzącą rodzicielkę zaczęła drzeć się wniebogłosy i uspokajanie ojca na niewiele się zdało.
- Już jestem. Powinniśmy dostać zniżkę, ale tu się nie da nic załatwić.
- Z jakiej racji?
- Wprowadzenia w błąd.
- W menu nie ma słowa o pizzy wegańskiej. Obok są posiłki wegańskie, ale pizza się do nich nie zalicza.
- Już nie dyskutujmy, wprowadzono nas w błąd i tyle.
Dalsza dyskusja nie doprowadziłaby do niczego, więc została porzucona. Po chwili na stół dotarły placki rodzinne i Viola, przeżuwając powoli swój kawałek złapała kontakt wzrokowy z Damianem. Burza wisiała nad naszym stolikiem.
- A Ty, Damian?
- Co ja?
- Masz kogoś na oku?
- Nie i nie zamierzam mieć.
- Viola zmień temat, lepiej powiedz nam co u Ciebie - przerwał Szymon, ale został uciszony znakiem ręki, wydanym przez miłościwą cesarzową matkę.
- Będzie jeszcze czas, najpierw chcę się dowiedzieć co u Was. To przytłaczające widzieć jak odtrącacie ludzi.
- Nikogo nie odtrącam. Po prostu nie szukam stałego związku.
- Ja już sama nie wiem czy w Twojej sytuacji to lepiej, czy nie. Z jednej strony sam przyznasz, że nie potrzeba w tym kraju więcej dewiacji. Z drugiej strony całe życie tylko z kotem? Co Ty, w polityka się zmieniasz?
Zatkało nas. Sama nie wiem czy dziewczyna była tak ograniczona intelektualnie, że nie wiedziała co robi, czy robiła to specjalnie, a tylko udawała głupią.
- Dewiacje - przemówił powoli Damian i widziałam, że napięcie udziela się nie tylko mnie - Ty to potrafisz tak wszystko osłodzić słownie.
- Oj no nie obrażaj się zaraz. Ja po prostu bronię wartości rodzinnych. Sam byś tak zrobił w mojej sytuacji.
- Nie mam nic do wartości rodzinnych, sam bardzo lubię dzieci.
- Byle nie za bardzo, Damian. Byle nie za bardzo.
Nastała cisza. Nikt nawet nie przeżuwał. Wszyscy czekali na wybuch wulkanu i starali się skupić procesy myślowe na tyle, żeby zmienić temat.
- Ty se jaja robisz Violetta - wypalił Szymon i nikt nie śmiał go powstrzymywać. Powiedział to, co wszyscy chcieli powiedzieć.
- Ej, z szacunkiem do niej - rzucił obronny mąż dziewczyny.
- Z Tobą jeszcze nie rozmawiam. Ty naprawdę myślisz, że przejdzie Ci płazem taki tekst? Jesteś niepoważna.
- Ale przecież ja nic złego nie miałam na myśli - odparła Viola, próbując uciszyć płaczące dziecko.
- To co to miało znaczyć?
- No. Wiesz co mówią...
- Jej chodzi o to, że każdy gej jest z miejsca pedofilem - odparł Damian z takim spokojem w głosie, że dreszcz przeszedł mi po plecach. Najbliższe stoliki spojrzały na nas przelotnie, ale zaraz wróciły do własnych spraw, najwidoczniej mając więcej ogłady niż dziewczyna.
- Ja nie mówię, że każdy - zaczęła się bronić Violetta - To był tylko taki żarcik, nie spinaj się.
- Nie no co Ty, jestem bardzo rozluźniony. Kogoś rozbawił ten prześmieszny dowcip? Nie? Chyba jesteśmy za sztywni na Twój wyrafinowany humor, przykro mi.
- Nie kłóćmy się przy dzieciach.
- Ja się nie kłócę tylko i wyłącznie dlatego, że obok siedzą dzieci. Jest jakaś nikła szansa, że nie podzielą Twoich wartości.
- Przeginasz - upomniał chłopaka Mateusz. Gdyby wzrok mógł zabijać, Damian leżałby trupem.
- Z czym dokładnie?
- Z opinią na temat mojej żony i dzieci. Myślisz, że kim Ty jesteś?
- Według Twojej żony pedofilem, nie wiem jakie Ty masz stanowisko w tej sprawie, ale chętnie go wysłucham.
- Powiedziała przecież, że to był żart.
- A ja jej przyznałem, że bardzo zabawny. Przepona boli mnie ze śmiechu do tej pory. Pomyśleć, że kiedyś należeliście do grupy. Co się z Wami porobiło?
- Wiesz, każdy kiedyś musi dorosnąć i założyć rodzinę - odparła Viola.
- Tym miłym akcentem chyba skończymy dyskusję.
Ponownie zrobiło się cicho i przez dłuższy czas nic nie przerywało dźwięku naczyń i urządzeń kuchennych, dobiegających z kuchni.
- No i jak jesz? - odezwał się w końcu ojciec do starszego dziecka - Jak ostatnia świnia.
- To jest małe dziecko. Logiczne, że się ubrudzi jedzeniem, którym łatwo się ubrudzić - odparła Sara i był to właściwie początek końca.
- Jest już na tyle duży, że wie jak jeść.
- Przecież tylko trochę keczupu mu kapnęło.
- Wycieraj się - rzucił Mateusz z taką agresją, że potomek rozpłakał się na miejscu.
- Skończ beczeć, nie bądź cipka - dodał po chwili.
- Wiesz kogo mi przypominasz Mati? - spytał Szymon, obserwując w milczeniu całą sytuację.
- Co?
- Mojego ojca mi przypominasz. Nawet masz taką samą koszulę.
- To dobrze?
- Nie cierpiałem gnoja. Do dziś świętuję dzień w którym zniknął z naszego życia i przestał się nad wszystkimi pastwić emocjonalnie.
- Chcesz w pysk? - wstał z miejsca Mateusz, odsuwając z agresją krzesło - Wiem jak wychować swoje dzieci. Nie będzie mi jeden pedałek z drugim mówić jak utrzymywać rodzinę. Swojej nie macie i nigdy mieć nie będziecie, ale najmądrzejsi, tak?
- Straszysz swoje własne dzieci. Nie widzisz tego bo ci tak łeb napuchł od sterydów, czy nie chcesz tego widzieć? Masz problemy z agresją człowieku.
To, co działo się potem było kompletnym chaosem.
Płaczące dzieci, Viola, usiłująca utrzymać swojego napakowanego męża i jego gotowe do walki pięści z daleka od nas, obsługa, która upraszała o zachowanie spokoju i Mateusz, którego tylko ten fakt bardziej rozjuszył.
Postanowiliśmy poprosić o spakowanie całej reszty jedzenia i wynieśliśmy się z lokalu zanim doszło do rękoczynów.
Resztę pochłonęliśmy na murku, w okolicznym parku. Obsługa nie wyrzuciła awanturników, ale widzieliśmy jak wychodzą z lokalu i jak widząc nas, Mateusz usiłował przekonać swoją żonę, że powinien nam jednak wtłuc.
Od pomysłu odciągnęły go zapewne miejskie kamery, ale widać było, że zepsuło mu to dzień.

Cóż, to było pewne doświadczenie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz