Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

środa, 14 sierpnia 2019

Agnieszka sama tu raczej nie mieszka

Jak większość z Was wie, dorabiam sobie jako niania, a czasem jako korepetytorka wczesnych klas gimnazjalnych, lub podstawówki. Studia dzienne nie dają mi zbyt wielu możliwości i moje godziny pracy muszą mieścić się w przedziale godzin w których nie jestem na uczelni.

Czasem nie znam osób u których pracuję, ponieważ namiary na mnie przemieszczają się pocztą pantoflową. Stawki też nie są stałe i bywają różne w zależności od rodziny u której mam pracować. Staram się dopasowywać kwotę do możliwości finansowych indywidualnych przypadków, usposobienia dzieci, ilości brzdąców, oraz obowiązków dodatkowych jak gotowanie, czy sprzątanie. Zajmowanie się zwierzętami jest u mnie gratis.

Kilka dni temu zadzwoniła do mnie znajoma kuzynki bratanicy mojej mamy (nie żartowałam z tą pocztą pantoflową), która miała dla mnie ofertę "nie do odrzucenia". Jedno dziecko - pięcioletnia dziewczynka, do pilnowania przez jedną noc, bardzo grzeczna, chodzi spać po dwudziestej, brak obowiązków dodatkowych poza przygotowaniem kanapek na kolację i ciepłego kakao, stawka do uzgodnienia, domek w odosobnieniu, do najbliższych sąsiadów piętnaście minut drogi pieszo, cisza, spokój, komfort w otoczeniu natury.
Brzmiało to bardzo kusząco, więc wykonałam telefon do rodziców dziewczynki. Dorośli za kilka dni planowali uczczenie rocznicy ślubu i chcieli ten wieczór (a właściwie całą noc) spędzić tylko we własnym towarzystwie. Elegancki lokal, kwiaty, świece, romantyczna muzyczka, te sprawy. Rodzice wydawali się bardzo sympatyczni, do tego rozczulił mnie sposób w jaki mówili o sobie nawzajem, więc zgodziłam się pilnować dziewczynki.
Ojciec dziecka miał po mnie przyjechać o 16:30, ponieważ lokal był umówiony na 19:00, a musieli jeszcze zapoznać mnie z dziewczynką i uszykować się do wyjścia. Dowiedziałam się, że młoda była już pilnowana przez obcych, więc nie stanowiło to dla niej najmniejszego problemu.

O 17:15 byliśmy już na miejscu. Domek (o ile można tak nazwać ten pałacyk) był przepiękny. Duży taras, parter z piętrem i poddaszem, pięknie urządzony ogród z huśtawką i rozstawianym basenem, garaż na dwa samochody i olbrzymi podjazd. Wszystko otoczone owocowymi drzewkami i ozdobnymi krzewami. Z daleka od cywilizacji, za to w bezpośrednim kontakcie pól kukurydzy i zagajnika z drzewami iglastymi. Coś niezwykłego.
Wysiadłam z samochodu i zostałam powitana przez wysoką, szczupłą kobietę po trzydziestce. 
- Cześć! Jestem Róża, mojego męża już poznałaś. Możesz do nas mówić po imieniu, nie jesteśmy aż tak starzy.
- Paulina, miło mi - przedstawiłam się mimo, że moje imię było już ludziom znane i podałam kobiecie rękę.
- To co, zaraz Cię zaprowadzę do Agnieszki i powiem co trzeba. Właściwie nie będziesz miała za dużo do roboty. Aguś pójdzie spać po dwudziestej i raczej nie obudzi się aż do rana. No chyba, że będzie lunatykować.
- Lunatykować? Państwa córka lunatykuje?
- Och, nie wspomnieliśmy? Zdarza jej się, ale teraz to już są sporadyczne przypadki, bardzo rzadkie, naprawdę. Mam nadzieję, że to nie problem?
- Nie, nie. Miałam już do czynienia w lunatykującymi dziećmi. Sama lunatykowałam kiedy byłam mała. Tylko wstaje, czy również chodzi po mieszkaniu, coś mówi, odkręca gaz?
- Nie, nie. Zazwyczaj tylko wstawała i chodziła po pokoju. Bardzo prosto można ją było odprowadzić do łóżka i namówić do zaśnięcia. Nigdy nic nie przestawiała, ani nie mówiła przez sen. Tylko proszę jej nie budzić, jest potem strasznie zdezorientowana.
- Jasne, nie ma problemu. Czy dziecko jest na coś uczulone? Mam na coś zwrócić szczególną uwagę?
- Właściwie to nie. Proszę jej tylko nie pozwalać siedzieć do późna. Potem nie potrafi zasnąć. Musi być w łóżku przed dwudziestą pierwszą.
- Rozumiem.
- Cały dom jest do pani dyspozycji. Gabinet męża i mój, oraz sypialnia są zamknięte na klucz, ale nasza kanapa w salonie jest duża i bardzo wygodna. Przyniosę Ci koc i poduszkę, to będziesz mogła się przespać jak Aga zaśnie. W razie potrzeby będziesz ją słyszeć przez elektroniczną nianię. Lodówka jest tam, częstuj się jeśli zgłodniejesz, herbatę i kawę trzymamy w szafkach nad zlewem.
- Elektroniczna niania?
- No tak. Żebyśmy słyszeli, czy Aguś nie lunatykuje, albo czy nas nie woła. 
- Ok - odparłam, chociaż wydało mi się to dziwne. Pięciolatka podsłuchiwana przez elektroniczną nianię nie jest dla mnie typową sytuacją, ale z drugiej strony można usprawiedliwić lekką nadopiekuńczość rodziców wobec jedynaczki faktem, że młodej zdarzało się spacerować po nocach wbrew jej woli.
- Na lodówce masz przypięte dwa telefony. Do mnie i do męża. W razie jakiś pytań, albo gdyby coś się działo możesz zawsze do nas dzwonić. Nie wyciszamy komórek.
- Jasne.
- Ach. Zapomniałabym. Czasem kiedy na zewnątrz wieje silny wiatr, albo jest ulewa, odcina nam prąd. Gałęzie tych wielkich drzew są za blisko kabli i dotykają ich kiedy się chwieją. Zazwyczaj to trwa tylko chwilkę i światło zaraz wraca, więc nie ma się czym martwić. Gdyby nie, to na dole w piwnicy jest taki główny włącznik, można go zresetować przełączając taki haczyk w górę a potem w dół. Jakby co na meblach masz świece, ale nie powinno się nic dziać. Już pisaliśmy w tej sprawie do władz i mają przyciąć te drzewa, bo nie tylko nam wtedy mruga światło. 
- Ok, rozumiem. Czy dziewczynka jest do tego przyzwyczajona, czy trzeba ją uspokoić gdyby coś takiego miało miejsce?
- Och nie, nie. Agnieszka w ogóle nie boi się ciemności. Czasami sama z wyboru siedzi w pokoju przy świeczkach zamiast przy lampce.
- Ok... - odparłam, mając nadzieję, że do takiej sytuacji jednak nie dojdzie mimo, że zaczynało się błyskać jeszcze kiedy wyjeżdżałam z domu.
- Tam jest biblioteczka. Jakbyś się nudziła możesz sobie coś poczytać, albo włączyć telewizor - rzekła Róża, wskazując regał pełen książek i plazmę wielkości mojego pokoju. Kiedy zobaczyłam na półkach Stephena Kinga i Thomasa Harrisa wiedziałam już, że to będzie dla mnie bardzo przyjemna noc.
- Czy mam coś posprzątać, ugotować, poczytać Agnieszce coś przed snem?
- Nie ma takiej potrzeby, naprawdę. Uczymy naszą córkę zasypiać samej. Możesz się z nią pobawić przed kolacją, ale potem tylko włącz jej Nickelodeon, daj kanapki z szynką, serkiem i pomidorem, zrób kakao i powiedz żeby szła się umyć i przebrać.
- Jakaś pomoc przy myciu i przebieraniu?
- Och nie, nie. Aga jest bardzo wstydliwa. Wykąpałam ją już rano, więc przed snem tylko umyje buzię i rączki, ząbki, ubierze piżamkę i do łóżeczka.
- To wszystko sama?
- Samiuteńka. To już duża dziewczyna, musi sama dbać o pewne sprawy.
- No tak - odparłam, zastanawiając się po co właściwie jestem tu potrzebna. Aż głupio brać pieniądze za taką opiekę. Moja praca miała składać się głównie z obserwacji jak dziecko je, ogląda bajkę i kładzie się spać.
- My wrócimy pewnie nad ranem. Tak koło piątej, może szóstej. Zobaczymy jak dobrze będziemy się bawić - powiedziała Róża, wtulając się w swojego męża, usiłującego zawiązać przed lustrem krawat.
- Jasne, nie musicie się spieszyć. My sobie tutaj doskonale poradzimy - odparłam, nie wiedząc jeszcze, że mogłam wstrzymać się z tak łatwo wydaną opinią.
- Aguś! Agnieszka zejdź do nas na chwilkę - zawołała matka dziecka w stronę schodów i kilka chwil później swoją obecnością zaszczyciło nas najbledsze dziecko jakie kiedykolwiek widziałam. Gdyby nie jej brązowe oczy i czarne włosy, zastanawiałabym się czy nie patrzę właśnie na albinoskę. Skóra dziewczynki sprawiała wrażenie całkowicie pozbawionej pigmentu.
- Przywitaj się ładnie z panią - odrzekła Róża.
- Dzień dobry - powiedziała nieśmiało Agnieszka i ruszyła w moją stronę podając mi wolną rękę. W drugiej dłoni ściskała lalkę odzianą w żółtą sukienkę i zielone buciki - Jestem Agnieszka.
- Paulina, bardzo mi miło - odpowiedziałam nieco zdezorientowana tak oficjalnym powitaniem pięciolatki.
- Paulina będzie Cię dzisiaj pilnować - wyjaśniła dziewczynce mama - Masz być grzeczna, słuchać się jej, żadnych słodyczy po kolacji i przed dwudziestą pierwszą w łóżku, tak?
- Tak mamo. Ja zawsze jestem grzeczna - odparło dziecko i rodzice wrócili do przerwanych moim przyjazdem przygotowań.

Podczas kiedy dorośli stroili się na imprezę, ja zostałam zaciągnięta do pokoju Agnieszki. Kiedy tylko przekroczyłam próg pokoju, zetknęłam się z moim największym koszmarem.
Lalki.
Cały pokój usiany był tymi małymi pomiotami szatana. Spoglądały na mnie z szafy, z półek, z łóżka i z podłogi. Były wszędzie i w połączeniu z wszechobecnym pudrowym różem, sprawiały bardzo niepokojące (dla mnie) wrażenie.
- Siadaj tutaj Matylda - rzekła Agnieszka, sadzając trzymaną przez siebie lalkę w żółtej kiecuni na krześle, przy stoliczku ze sztuczną zastawą - Mamy gościa, macie się zachowywać - dodała do wszystkich plastikowych oczu, świdrujących moją duszę.
- Bardzo ładna... kolekcja - odparłam, rozglądając się po pokoju. Gdzie pluszaki i inne zabawki? W tym pokoju były same lalki i przyrządy do nich.
- Dziękuję.
- Masz też inne zabawki? Jakieś misie, klocki?
- Nie. Anastazja nie lubi innych zabawek. Tylko lalki.
- Ok, kim jest Anastazja?
- Poznasz ją, przychodzi zawsze wieczorem.
- Ok, świetnie. To dziewczynka w Twoim wieku? Jakaś sąsiadka? Koleżanka z przedszkola?
- Hehe. Nie. Ona jest bardzo stara, ale ma młode ciało. Wygląda trochę jak ja, tylko nie ma włosów - powiedziała dziewczynka, nachylając się konspiracyjnie w moją stronę i przechodząc w szept - Nie lubi jak ktoś jej się przygląda. Straciła włosy w pożarze.
- Oł. To bardzo przykre. Nie martw się, nie będę jej się przyglądać. Co lubi jeść? Może zrobimy jej coś dobrego?
- Ona nie lubi jeść. Ona się tylko lubi bawić. W chowanego i w dom.
- Rozumiem. W takim razie będziemy się bawić.
Rodzice co prawda nie wspominali nic o drugiej dziewczynce, ale to nawet lepiej. Agnieszka na pewno będzie się bardziej dogadywać z rówieśniczką. Jedno dziecko więcej na kilka godzin nie robiło mi większej różnicy.

O 18:30 dorośli wkładali na siebie ostatnie dodatki i zbierali po mieszkaniu portfele i klucze. Udało mi się uchwycić wolną chwilę Róży, więc podeszłam do niej z pytaniem.
- Hej, Agnieszka wspomniała coś o jakiejś koleżance która ma przyjść. Mam coś przygotować? Dziewczynka będzie tu nocować, czy mamy ją odprowadzić gdzieś? Ktoś po nią przyjedzie?
- Co? Nie. Jaka koleżanka? - zdziwiła się kobieta.
- Anastazja, czy jakoś tak?
- Ach. Nie, nie. To jest tylko taka wymyślona przyjaciółka Agnieszki. Ma tak od jakiegoś czasu, z pięć miesięcy może? Rozmawialiśmy o tym z psychologiem, ale stwierdził, że to normalne u dzieci w jej wieku i że pewnie przejdzie jej samo. Udaje, że jest prawdziwa. Pewnie dlatego, że nie ma w przedszkolu dobrych znajomych i mieszkamy tak na uboczu. Pewnie jak już się zaaklimatyzuje, to skupi się na prawdziwych znajomościach.
- Ach. Ok. Tak, wiele dzieci tak ma - odparłam z uśmiechem i pozwoliłam rodzicom dziewczynki dokończyć przygotowania.

- Bądź grzeczna, Aga. Jak rano wstaniesz, to mamusia już będzie - odparła Róża na pożegnanie, wsiadając do samochodu. Auto opuściło podjazd i zostałyśmy same.
- Pobawimy się? - spytała dziewczynka i nie czekając na moją odpowiedź złapała mnie za rękę, prowadząc do swojego różowego pokoju.
Tego się właśnie obawiałam.

Podczas wlewania "herbatki na niby" do filiżanki Matyldy i kilku innych plastikowych osobistości, zaproszonych na domowe przyjęcie, Agnieszka wstała nagle i patrząc w okno rzekła wesoło:
- O jesteś już! To jest Paulina, moja opiekunka i będzie się z nami dzisiaj bawić. Jest spoko, zobaczysz.
Wstałam, bo obcując z wieloma dziećmi nauczyłam się już, że ich wymyślonych przyjaciół należy traktować z szacunkiem. Wszelkie próby wytłumaczenia dziewczynce, że niczego tu nie ma i to tylko jej fantazja, mogłyby się skończyć pogorszeniem naszych kontaktów i ewentualną histerią.
Stanowczo lepiej było grać z zespołem, niż przeciw niemu.
- Miło mi, Paulina - powiedziałam w przestrzeń.
- Tu masz miejsce Anastazja, obok Pauliny.
- Siadaj Anastazja, fajnie, że przyszłaś - powiedziałam bez trudu, robiąc to już wielokrotnie w przeszłości - Mamy właśnie przyjęcie.
- Czułam, że się polubicie - odparła rozradowana Agnieszka i wróciłyśmy do zabawy.

Kiedy nadeszła pora kolacji, przeprosiłam dziewczyny i zeszłam na dół żeby przygotować kanapki.
- Aga! - krzyknęłam z dołu, coś sobie przypominając.
- Tak?
- Anastazja coś zje, czy szykować tylko Tobie?
- Tylko mnie i Matyldzie - odparła dziewczynka po chwili zastanowienia.
No tak, Matylda też będzie jeść. Swoimi małymi, plastikowymi ustami. Żeby sobie tylko kiecki nie pobrudziła. Wyszukałam w lodówce składniki i wyciągnęłam z szafki kakao błyskawiczne. Włączyłam telewizor i zawołałam całą trójkę na dół, kładąc wszystko na stole i zmieniając kanał na Nickelodeon.

Agnieszka (z Matyldą na kolanach) grzecznie zjadła kolację, podziękowała i odnosząc talerzyk do zlewu, spytała czy może obejrzeć swój program do końca. Bajka już się kończyła, więc jej na to pozwoliłam.
- Gdzie idziesz Anastazja? - spytała dziewczynka, znowu wpatrując się w przestrzeń - Dobrze, tylko zaraz wróć i nie wchodź do pokoju rodziców. Wiesz, że nam tam nie wolno.
Przyglądałam się temu, popijając herbatę i nie mogłam odepchnąć od siebie myśli, że coś tu jednak nie grało.
- Paulina? - odezwała się Agnieszka, tym razem patrząc w moją stronę.
- Tak?
- Możemy raz się pobawić w chowanego przed spaniem? Tylko raz. Anastazja bardzo lubi, a dzisiaj jest jakaś smutna.
- No dobrze, ale tylko raz. Twoja mama będzie zła jak nie położę Cię do łóżka na czas.
- Super! Ale Ty szukasz.
- Spodziewałam się tego.

Zabawę zaczęłyśmy, kiedy na zewnątrz zaczynało się już ściemniać.
- 10... 9... 8... - odliczałam powoli, stojąc twarzą do ściany i zastanawiając się jak mam znaleźć kogoś, kogo nie widać? Czy Agnieszka mi w tym pomoże? Miałam tylko taką nadzieję.
- Gotowe czy nie, szukam! - krzyknęłam, słysząc konspiracyjny śmiech dziewczynki na górze. Pokręciłam się chwilę na dole, mówiąc głośno do siebie "gdzie one mogą być?" żeby zbyt szybko nie znaleźć dziecka. Niech ma trochę radości i satysfakcji ze znalezienia dobrej kryjówki.
Agnieszkę znalazłam w jej pokoju, schowaną w szafie.
- Mam Cię - odparłam, otwierając drzwiczki. Łatwo kogoś znaleźć, kiedy nie może powstrzymać chichotu.
- No nie. Masz już Matyldę i Anastazję?
- Nie. Ty jesteś pierwsza, ale bardzo dobra kryjówka.
- To czemu mnie tak szybko znalazłaś?
- Bo jestem mistrzem zabawy w chowanego - odparłam, pomagając dziewczynce wyjść z napchanej szafy. W rogu mebla dojrzałam naprawdę małą klatkę z kolorowymi półeczkami.
- Hej, co to? - spytałam.
- A, tu mieszkał mój chomiczek kiedyś, ale umarł - rzekła Agnieszka i ucieszyłam się, że żadne następne zwierzę nie zamieszkało już w klatce. Była naprawdę bardzo mała i nieodpowiednia nawet dla myszy.
- Szkoda. Był stary? - spytałam.
- Nie. Tak po prostu umarł. Jak inne nasze zwierzątka. Anastazja nie lubi zwierząt. Nie wiem czemu.
Ujemny punkt dla Anastazji w takim razie.
- Mojej babci też nie lubiła. Dlatego babcia już mnie nie pilnuje. Kiedyś mnie pilnowała.
- Aha, ok. Wiesz gdzie mogła się schować? - spytałam, licząc na pomoc.
- Nie mogę Ci podpowiadać. 
Świetnie...
- A możesz mi chociaż mówić "ciepło, zimno"? Żebym wiedziała czy jestem blisko. To bardzo duży dom.
- Ok, tak chyba mogę.
Chwilę później znalazłam Matyldę. Cwaniara chowała się pod łóżkiem i podążając za wskazówkami Agnieszki udało mi się odnaleźć również wyimaginowaną, łysą dziewczynkę.
- Anastazja, jesteś! - krzyknęła Agnieszka, kiedy zajrzałam do szafki w korytarzu - Już myślałam, że znowu się schowałaś w sypialni rodziców. Tam nie wolno. Ja wiem, że to kiedyś był Twój pokój, ale teraz jest rodziców i oni nie lubią jak ktoś im tam wchodzi.
W drodze na dół postanowiłam zapalać światła. Tak na wszelki wypadek.
Agnieszka skierowała się do łazienki, więc upewniłam się, że nie potrzebuje mojej pomocy.
- Nie, dziękuję. Anastazja mi pomoże jak coś - odparła dziewczynka i drzwi do łazienki zamknęły się. Szalejąca na zewnątrz burza coraz bardziej zbliżała się do domu w którym przebywałam i miałam nadzieję, że może w ostatniej chwili postanowi przejść bokiem.

Dziecko wyszło z łazienki i pomaszerowało do pokoju, żeby przebrać się w piżamę, wciąż odmawiając mojej asysty. Najbardziej samodzielna pięciolatka świata. Zapragnęłam nagle żeby wszystkie dzieci takie były...
Zaraz potem przypomniałam sobie o pokoju z lalkami i wymyślonej przyjaciółce i zmieniłam zdanie.
Przysłuchując się "rozmowie" Agnieszki z Matyldą i Anastazją, i słysząc jedynie głos tej pierwszej, zapukałam do pokoju.
- Mogę wejść dziewczyny?
- Jasne - usłyszałam i wkroczyłam do ciemnego jak piwnica pokoju, w którym pod kołdrą z Barbie leżała mała dziewczynka, otoczona lalkami.
- Co tu tak ciemno? Nie palisz nocnej lampki?
- Nie. Nie jestem już malutka, poza tym Anastazja lubi jak jest ciemno.
- Śpi z Tobą w łóżku?
- Nie. Ona woli siedzieć przy oknie. Chyba lubi patrzeć jak jest burza. Ach. Czasem jak jest burza, to nie ma światła.
- Tak, Twoja mama już mi o tym mówiła.
- To dobrze.
- Potrzebujesz czegoś? Jakaś bajka na dobranoc? Jakaś historyjka? Mam z Tobą zostać aż nie zaśniesz?
- Nie. Mam Anastazję, ona mi coś opowie. Ona zna tyle historii, że szok. Możesz iść na dół.
- Jesteś pewna?
- Tak, dobranoc.
- To dobranoc. W razie czego zawołaj, to przyjdę, dobrze?
- Dobrze.
- Śpij dobrze - odparłam i zamknęłam drzwi małej sypialni. Na plecach miałam ciarki i nie wiedziałam czy to przez obecność tylu małych, plastikowych koszmarów, otaczających dziewczynkę z każdej strony, czy to jednak wina niepokojącej Anastazji.
Zeszłam na dół i owijając się przygotowanym dla mnie kocem, włączyłam telewizor. Klimat był co prawda idealny na przeczytanie "Milczenia owiec", ale nie byłam pewna czy historia psychopaty mordercy jest mi w danej chwili potrzebna. Chyba wolałam popatrzeć na kolorowe, kreskówkowe postacie, wsłuchując się w głos Agnieszki, dobiegający z elektronicznej niani.
- No co Ty. I co zrobiłaś? - odzywało się urządzenie, zniekształconym głosem, mrugając zieloną lampką, oznaczającą poziom głośności dźwięku.
Na zewnątrz do błyskawic dołączyły także grzmoty. 
Chyba jednak nie przejdzie bokiem.

Po pół godzinie rozmowy z Anastazją i Matyldą, głos dziewczynki w elektronicznej niani przeszedł w ciszę i urządzenie włączyło żółtą lampkę, oznaczającą tryb spoczynku. Oczy zaczynały mi się już kleić, kiedy światła lamp postanowiły zamrugać, a obraz telewizora stwierdził, że teraz się trochę pozacina. Burza i towarzysząca jej wichura były już naprawdę blisko.
Przeszłam do kuchni po zapałki i przysunęłam świeczki bliżej siebie. Może i dziecko lubiło ciemność, ale ja nie miałam zamiaru siedzieć bez światła. W ostateczności miałam jeszcze latarkę w swoim telefonie.
Światła raz się uspokajały, a raz robiły dyskotekę, ale ostatecznie postanowiły jeszcze trochę poświecić. Wróciła też płynność telewizji.
Elektroniczna niania z trybu spoczynku przeszła w czuwanie, informując mnie o tym pojawieniem się zielonej lampki. Patrzyłam chwilę na urządzenie, ale nie dobiegał z niego żaden dźwięk, a poziom głośności pozostawał na minimum, więc odpuściłam.
Kiedy znowu zaczynałam się odprężać, dostałam kilka wiadomości od matki dziewczynki.




Uspokoiłam kobietę i wróciłam do gapienia się w wielki ekran, starając się ignorować burzę za oknem.

Z godziny na godzinę elektroniczna niania zachowywała się coraz dziwniej. Dochodziły z niej dźwięki, które ciężko było zidentyfikować. Przypominały nieco uruchomiony czujnik Geigera. Nie były to słowa, a raczej dźwięk zakłóceń. Możliwe, że były spowodowane warunkami atmosferycznymi i Armagedonem trwającym na zewnątrz. Tykanie z różną intensywnością zmusiło mnie do wstania z kanapy i sprawdzenia co działo się w pokoju dziewczynki. Zabrałam komórkę, by w razie czego mieć ze sobą źródło światła i ruszyłam w stronę schodów. 
Otworzyłam delikatnie drzwi i rozejrzałam się po pokoju, przyzwyczajając wzrok do ciemności. Upewniłam się, że dziewczynce unosi się klatka piersiowa (odruch po pilnowaniu niemowlaków i własnej siostry) i po cichu wycofałam się z pokoju.
Nie działo się nic niepokojącego. Dziecko spało snem niewinnych.
Wracając na dół, usłyszałam tąpnięcie. Jakby dźwięk upadającego na dywan przedmiotu. Po chwili zastanowienia wróciłam na górę i ponownie otwarłam drzwi. 
Matylda leżała na ziemi. Musiała zostać zrzucona przez przekręcającą się przez sen dziewczynkę. Przemagając własne irracjonalne opory i niechęć do tych potworków, weszłam do pokoju, podniosłam lalkę i ułożyłam ją obok dziecka, po czym szybko opuściłam pokój i zeszłam na dół.
Tym razem niczego już nie usłyszałam, ale z urządzenia wciąż dobiegało tykanie i szmery. Pomyślałam, że pewnie ma słabe baterie, a lampka mająca zaświecić się w razie słabej mocy najwyraźniej się przepaliła.
Postanowiłam napisać do Róży.



Niestety wymiana baterii niewiele dała. Urządzenie wciąż trzeszczało i tykało, ale nie chcąc go wyłączać w razie obudzenia się dziewczynki, byłam zmuszona to ignorować.
Byłoby mi zdecydowanie łatwiej, gdyby nie nagła przerwa w dostawie prądu w całym domu.



Nie wiem czy wolałam mrugające światło, czy całkowitą ciemność, ale zebrałam się na odwagę i podeszłam do drzwi piwnicy, trzymając w dłoni zapaloną świeczkę i chowając telefon do kieszeni.
Otwarłam drzwi i spojrzałam w ciemną czeluść.
Nope - stwierdziłam, spoglądając na wąskie schodki prowadzące w dół. Nie jestem lękliwa, ale schodzenie tam o samej świeczce byłoby głupotą. Mogłam się potknąć na wąskich schodach, albo wpaść na coś w samej piwnicy.
Zdecydowanie wolałam poczekać aż światło wróci samo.

Światło jednak nie wracało, a elektroniczna niania stawała się coraz głośniejsza. Zaglądałam do dziewczynki trzy razy i za każdym razem zastawałam ją śpiącą. Postanowiłam więc usiąść na kanapie i przeglądać telefon, w oczekiwaniu na powrót prądu. Zapaliłam około piętnastu świeczek i pokój wydawał się teraz jasny.

Godzinę później burza się uspokoiła i prąd wrócił, sprawiając mi tym wielką radość.
Elektroniczna niania zatrzeszczała i poziom zielonych kropek wzrósł do trzeciego słupka.
- Lusia - usłyszałam głos dobiegający z urządzenia.
Przesłyszało mi się. Musiało mi się przesłyszeć. To na pewno trzaski i moja wyobraźnia.
- Lusia - zawtórował głos i usłyszałam dźwięk kroków w sypialni na górze.
Czemu to zawsze spotyka mnie? - zastanawiałam się, wchodząc po oświetlonych już schodach na górę. Miałam nadzieję, że dziewczynka pomyliła moje imię i potrzebowała szklanki wody, albo po prostu mówiła przez sen.
Spotkałam ją na górze. Stała w swojej piżamce z lalką w dłoni i patrzyła w korytarz.
- Agnieszka? Co Ty tu robisz? Potrzebujesz czegoś? Jest jeszcze późno.
Dziecko spojrzało na mnie nieprzytomnym wzrokiem i odparło:
- Szukam Lusi, ale już ją znalazłam.
- Jakiej Lusi? Kim jest Lusia? Gdzie ją znalazłaś.
- No tam przecież stoi - powiedziała dziewczynka, wskazując paluszkiem na ścianę z obrazem Matki Boskiej. Nie cierpiałam starych religijnych obrazów. Były wypłowiałe od słońca i pozbawione kolorów. Silnie zarysowane kontury sprawiały niemiłe wrażenie. Bardziej jednak nie cierpiałam lalek.
- Gdzie? - spytałam, wpatrując się w pustą przestrzeń.
- No tam siedzi. Lusia chodź. Wracamy spać. Jest jeszcze ciemno - powiedziało dziecko i podążając za czymś wzrokiem, odmaszerowało do pokoju.
Stałam tam, wpatrując się w zamykające się drzwi i zastanawiałam się co właściwie powinnam ze sobą zrobić. Nie wiem czy dziecko właśnie lunatykowało, czy coś mu się przywidziało, ale takie akcje były mocno niepokojące.
Postanowiłam postać chwilę przy drzwiach, nasłuchując.
- Połóż się Lusia - mówiła Agnieszka - Trzeba spać. Nawet Anastazja jest grzeczna, nie możesz tak sobie wychodzić. Znowu zrzucisz jakiś wazonik i mama będzie zła. Wszystko będzie na mnie.
Zeszłam na dół i usiadłam przy elektronicznej niani.
- Grzeczna Lusia - słyszałam głos dziewczynki - Jeszcze śpimy.
Postanowiłam napisać do Róży ponownie.




Czyli w pokoju dziecka znajdowała się obecnie pięcioletnia dziewczynka, z lalką do której mówiła, wymyśloną przyjaciółką i wspomnieniem martwego kota.
Ekstra.
Elektroniczna niania przeszła w tryb spoczynku i nie uruchomiła się już ponownie.
Słyszałam jakieś dźwięki dobiegające z pokoju dziecka, ale mogły to być gałęzie uderzające o okno sypialki, lub przekręcająca się w łóżku dziewczynka. Oglądając jakiś kulinarny program dla nocnych kucharzy, słuchałam jak przyrządzić żeberka w miodzie i obserwowałam uważnie schody, mając nadzieję, że nie zobaczę na nich dziecka... ani niczego innego.

O 6:30 na podjeździe pojawiła się taksówka z lekko wciętymi rodzicami.
Opowiedziałam im pokrótce co działo się w nocy, pomijając własne spostrzeżenia i sami uznali nocny przemarsz dziecka za "nietypowy". Dostałam do ręki umówioną kwotę i dodatek na taksówkę. Już zbierałam się do wyjścia, kiedy zobaczyłam Agnieszkę, stojącą na schodach. Dziewczynka przybiegła przytulić rodziców, podeszła do mnie i rzuciła czymś w stylu:
- Przyjdziesz nas jeszcze pilnować kiedyś? Anastazja Cię polubiła.
- Em. Pewnie, jeśli Twoi rodzice będą szukać niani, to mają mój numer.
- Super. Anastazja chciała Ci pokazać kilka rzeczy. Zazwyczaj nikomu ich nie pokazuje, więc musiała Cię polubić.
- To świetnie - odparłam, przytulając małą na pożegnanie i wychodząc na zewnątrz.

Miałam już do czynienia z różnymi dziećmi i wiem, że ich zachowanie czasem może być niepokojące. Słyszałam już z ust małych gnomów pytania czy umrę, albo czy widzę w lustrze to co oni widzą. Znałam też dzieci z wymyślonymi przyjaciółmi, jednak mam pewne obawy jeśli chodzi o tę dziewczynkę.
Nie wiem czy chcę dowiedzieć się co ciekawego ma mi zamiar pokazać Anastazja.
Raczej nie będę z niecierpliwością oczekiwać kolejnego telefonu od tej rodziny. Mimo, że była ona bardzo sympatyczna, miała stanowczo zbyt wielu niewidzialnych członków...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz