Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 20 kwietnia 2021

Sięgnęliście kiedyś światła?

Próbowaliście kiedyś dosięgnąć światła?

Takiego milutkiego, ciepłego, oświetlającego drogę światła?

Ja miałam to szczęście, że moje pojawiło się samo, w odpowiednim momencie, miejscu i czasie. Znało się na naukach ścisłych, z którymi ja miałam problemy, więc nauczyciele przydzielili je do mnie w ramach "wyrównywania możliwości wśród uczniów klas niższych". To światło było bardzo cierpliwe, otwarte i miało w sobie niesamowite pokłady energii. Okazywało łagodność, wrażliwość i troskę, choć miało w sobie dość mocy, by oślepić każdego, kto próbował ogrzać się w jego blasku.


Ponieważ nikt nie lubi żyć w ciemności, wokół tej wielkiej kuli światła zawsze znajdowało się pełno mniejszych, przytłumionych światełek, które nie potrafiły wykrzesać z siebie zbyt wiele i pożyczały część energii od żywej gwiazdy, o niezliczonych pokładach entuzjazmu i życzliwości.


To światło pomagało mi nawet wtedy, kiedy nie musiało i nigdy nie zostałam przez nie odepchnięta.


Kula światła zniknęła mi z oczu na jakiś czas, a kiedy ponownie się pojawiła, nie była już tak jasna i ciepła. Właściwie w niczym nie przypominała już dawnej gwiazdy. Była popękana i stłumiona, jakby ktoś upuścił ją zbyt wiele razy.


Przywrócenie jej dawnego blasku okazało się niemożliwe. Tak jak picie z filiżanki, sklejanej raz po raz przez wieki. Od tej pory to ona wymagała wsparcia i opieki. Drobne światła, które kiedyś ją otaczały, przepadły. Zostało tylko kilka małych świetlików, słabych i nikłych. Małe światełka trzymały się blisko, wspierając dawną gwiazdę i licząc, że kiedyś zobaczą jeszcze ten dawny, oślepiający blask. Jedyne co jednak zobaczyły, to słaby płomień, który czasem migotał i gasł. Kula światła choć popękana, krucha i niknąca, wciąż była jednak ważna, a jej światło tak samo ciepłe dla tych, którzy postanowili przy niej zostać i dać jej szansę. To wciąż było to samo światło, tylko ukryte i zapomniane. Potrzebowało jedynie ciepła i zrozumienia, jakie samo kiedyś dawało.


Z czasem blask się ustabilizował. Nie nikł już i nie migotał i chociaż był zaledwie cieniem swojej dawnej formy, dawał oparcie innym, jeśli tego potrzebowali. Nie był już wielką, płonącą gwiazdą, ale małą, uszkodzoną lampką, której otoczka coraz mniej przypominała szkło, a coraz bardziej metal. To sprawiało, że mała, dzielna lampka wydzielała z siebie mniej światła, ale jednocześnie stawała się również mniej krucha i podatna na uszkodzenia.


To co wydawało się metalem, okazało się jednak bardzo matowym szkłem. Pewnego dnia znaleziono kulę kompletnie rozbitą. Nie było potrzeby szukania winnych, kula rozbiła się sama i odmówiła sklejenia. Światło, które do niedawna tliło się w jej wnętrzu, zgasło.



Czasem jeszcze zapominam.


Zapominam, że ta gwiazda nie zabłyśnie ponownie...


... że to tylko iluzja...


... że raz zgaszony ogień już nigdy nie zapłonie.



Czasem jeszcze zapominam, że to światło już nigdy mi nie odpowie, że teraz jest jedynie wspomnieniem.


To światło było mi rodziną, przyjacielem i przewodnikiem przez wiele lat. 

Teraz przyszło mi się z nim pożegnać.

Chciałabym krzyczeć, ale jestem zbyt zmęczona.

Chciałabym się wściekać, ale to wywołuje zbyt duży ból.

Chciałabym płakać, ale nie mam już czym.

Czegokolwiek bym nie robiła, niczego to nie zmieni. Muszę pogodzić się z brakiem tego światła. Bez niego świat jest dużo cichszy i ciemniejszy, ale wciąż mam przy sobie cząstkę tej gwiazdy, która kiedyś została mi podarowana, zupełnie bezinteresownie, tylko dlatego, że moje światło nigdy nie było dość jasne.

Tej jednej rzeczy nikt mi nie odbierze.

Czas nie leczy ran. Pozwala nam je jednak zakrywać niewidzialnym plastrem, żebyśmy nie musieli na nie stale patrzeć.

Potrzebuję czasu.

poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Potrzebuję jeszcze trochę czasu

Myślę, że ukrywanie dłużej tego faktu niczego nie wniesie, a zrodzi tylko więcej pytań i wątpliwości, więc postanowiliśmy podzielić się z Wami pewnymi informacjami. Mogą one być dla Was trudne, ale takie były również dla nas. 2020 uznany został wyklętym rokiem, ale to jego następca zebrał w naszym przypadku największe żniwa.

Jeśli chodzi o straty w ludziach i zwierzętach, to pragnę rozwiać wszelkie domysły dotyczące Morfiny i gryzoni. Na tym froncie wszystko jest w porządku. Tylko w tym roku straciliśmy jednak cztery grupowe koty, w tym znaną Wam Mercy, kozę Krysię i jednego leśnego psa - Agrafkę. Styczeń odebrał nam też dwóch, ważnych dla nas ludzi - dziadka (z weselnych historii) i Damiana.

Zaczynając od zwierząt, nowotwory i niewydolność nerek w długiej i nierównej walce pokonały cztery z naszych kotów. Koza Krysia została zatruta przez życzliwe sąsiedztwo, które w ten sam sposób wykończyło również dwie owce należące do tych samych właścicieli - sprawa została zgłoszona na policję, ale ze względu na brak świadków, prawdopodobnie nie zostanie rozwiązana. Agrafce udało się podkopać pod ogrodzonym podwórkiem i jej zwiedzanie okolicy miało swój finał pod kołami samochodu.

Na początku lutego dziadek przegrał walkę z koroną i jej powikłaniami. Organizm nie wytrzymał tak długiego i uciążliwego obciążenia.

Czwartego stycznia dostaliśmy informację o śmierci Damiana. Ciężko opisać słowami jak czuliśmy się po tamtej wiadomości. Osobiście nie jestem w stanie przypomnieć sobie jak wyglądały pierwsze tygodnie po otrzymanym telefonie. Wiem jednak, że były one bardzo trudne. Zamroczenie po takim ciosie będzie nam towarzyszyło jeszcze przez długi czas i na pewno nigdy nie zniknie do końca. Nie był to wypadek, a świadoma decyzja podjęta przez Damiana, o której my nie wiedzieliśmy do samego końca, a której realizacja, jak się później okazało, planowana była z dużym wyprzedzeniem.

Są to jedne z głównych powodów mojej niskiej aktywności. Nie mogę powiedzieć, żeby izolacja oraz przyspieszony tryb egzaminów magisterskich w obecnej sytuacji były bardzo pomocne, ale tak wyglądają realia.