Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 22 sierpnia 2019

Ares - pies ze wsi

Pewien młody mężczyzna przejął dom na wsi. Dookoła mieszkali wszyscy jego bliscy, a tradycja nieopuszczania tego miejsca była wpisana w całe pokolenia. Na wsi mieszkał jego ojciec, dziad i pradziad, więc mężczyzna nie widział powodu żeby przenosić się do miasta. To miejsce znał i wiedział jakie panują tu zasady.
Mężczyzna (nazwijmy go Adam) miał psa. Był to zwykły kundel, sporej wielkości. Pies jakich na wsi wiele i spełniał on taka samą funkcję jaką spełniało każde zwierzę tego samego gatunku w obrębie wsi. Był żywym alarmem. Ostrzegał przed zbliżającymi się ludźmi i szczekał na przejeżdżające samochody.
Pies umieszczony był na metrowym łańcuchu, w starej beczce po ropie. Jadł to co zostało z posiłku człowieka. Nigdy nie opuszczał swojego miejsca. Tak żyły inne psy i nigdy nie narzekały. W rodzinie Adama trzymano tak zwierzęta od pokoleń. Przecież starsi i mądrzejsi ludzie nie mogli się mylić.
Pies egzystował w ten sposób dwa lata. Nigdy nie był u weterynarza - bo i po co? Przecież nie był chory i nic mu nie dolegało. To był normalny pies stróżujący.

Pewnego dnia, kiedy mężczyzna odśnieżał podjazd, jego pies wszczął alarm. Adam spojrzał przed siebie i ujrzał kobietę, przyglądającą mu się zza płotu. Była grubo ubrana i nie mógł dostrzec jej twarzy, poowijanej szalikiem.
- Biedny pies - powiedziała - Całe życie na łańcuchu.
Mężczyzna spojrzał na nią z pobłażliwością. Jaki biedny? Przecież tak ma każdy pies. Nad czym się tu rozczulać. Kiedy kobieta odeszła, a pies przestał ujadać, Adam podszedł do zwierzęcia, które natychmiast przewróciło się na plecy i zaczęło domagać się pieszczot, wpychając głowę pod rękawicę właściciela.
Mężczyzna wiedział, że postępuje słusznie (tak przecież robił każdy), jednak coś nie dawało mu spokoju.
Włączył komputer, tym razem w celu innym niż zakup części do traktora, czy przejrzenie ofert sprzedaży pól i zaczął przeglądać internet w poszukiwaniu odpowiedzi na swoje pytania.
Po kilku godzinach czytania, Adam zgasił monitor. Od tego wszystkiego bolała go już głowa. To o czym czytał w ogóle nie pokrywało się z tym co wiedział. Wiedza przekazywana mu przez jego przodków zupełnie różniła się od tej, którą znalazł w internecie. Nie do końca wierzył temu ustrojstwu na prąd, następnego dnia poszedł więc do biblioteki i poprosił o wszystkie książki o psach jakie znajdowały się na obiekcie. 
Przez następnych kilka tygodni mężczyzna poszerzał swoją wiedzę i czuł się coraz bardziej zdezorientowany.
Jak to się mogło stać?
Czyżby jego ojciec nigdy nie miał takiej książki w ręce?
Przecież wszystko robili inaczej i psy dalej były szczęśliwe.
Czy jednak naprawdę były?
Jak to ocenić?
Problem nie pozwalał Adamowi spać, więc postanowił zająć się jakąś pracą by zmęczenie pomogło mu zwalczyć wewnętrzne poczucie winy.

Mężczyzna zaczął od budy. Z internetu i książek dowiedział się, że beczka po ropie nie jest dobrym pomysłem. Nie trzymała ciepła w zimie - przez co musiał dawać psu więcej jedzenia by był on w stanie się ogrzać, a w lato smażyło mu mózg - co skutkowało zmniejszeniem aktywności psa. Zdarzało mu się przegapiać ludzi.
Postanowił zrobić psu budę z drewna, odpowiedniej wielkości i z solidnym dachem. Tylko żeby oszczędzić na jedzeniu i zwiększyć swoją własną ochronę. Tak przynajmniej sobie powtarzał.
Nim się obejrzał, miał przed sobą śliczny, drewniany domek z okrągłym wejściem. Adam nakładł do środka starych szmat i oddał psu swój zużyty koc, po czym przytwierdził budę i zabrał się za przymocowywanie łańcucha. Z łańcuchem również było coś nie tak. Nie potrafił sobie przypomnieć co dokładnie było problemem, ale pamiętał gdzie znalazł taką informację, więc ponowił poszukiwania. Łańcuch był stanowczo za krótki, a metalowa obroża wrzynała się boleśnie w szyję psa.
- Jeśli dam mu dłuższy łańcuch i skórzaną obrożę, to będzie mu wygodniej i zamiast na bólu, skupi się na pilnowaniu. To może mieć dla mnie korzyści - mówił do siebie, przeszukując sklep budowlany w poszukiwaniu potrzebnych sprzętów - Poza tym łatwiej będzie po nim sprzątać i nie będę musiał go przesuwać, żeby zgarnąć łopatą nieczystości. Trzy metry. Tyle napisali, że powinien mieć łańcuch. To inwestycja - dodał.

W kolejnych tygodniach Adam czytał coraz więcej i zmieniał, oraz udoskonalał wiele rzeczy związanych z Aresem.
Zaprowadził psa do weterynarza i zapłacił za szczepienie, oraz odrobaczanie - bo a nóż jakieś choróbsko przeszłoby na niego.
Całkowicie zmienił psu żywienie. Ze stołowych resztek Ares przeszedł na surowe mięso - nazywano tę dietę BARFem i ponoć mogła przyczynić się do wydłużenia życia. Zapobiegała też problemom układu pokarmowego jakie miał pies, pochłaniając resztki ze stołu. Twardą kupę zbiera się łatwiej i śmierdzi mniej.
Pies został zaczipowany - gdyby się zgubił, albo postanowił uciec. Bez sensu organizować nowego psa, którego się nie zna, skoro można odzyskać poprzedniego.
Adam zabierał też Aresa na spacery - w książkach napisali, że to ogranicza gryzienie łańcucha i wyłamywanie zębów.
Mężczyzna zrezygnował z łańcucha na noc - logicznym było, że pies może lepiej pilnować, kiedy jego ruchy nie są ograniczone. Solidny płot powstrzymałby go przed ucieczką, a w internecie właściciel znalazł informację o tym, że ustawowo zwierzę powinno być swobodne 12 godzin na dobę. Przepisów należało przestrzegać, ponieważ za ich nieprzestrzeganie groziły kary pieniężne. To samo dotyczyło szczepień przeciwko wściekliźnie.
Adam ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu dowiedział się także, że psy to tak naprawdę inteligentne stworzenia i można nauczyć ich wielu przydatnych rzeczy. Mężczyzna wypracował więc ze swoim podopiecznym kilka komend, odkrywając, że łańcuch tak naprawdę nie jest psu do niczego potrzebny. Zwierzę przychodziło na gwizdanie, nie oddalało się i nie uciekało. Buda służyła więc Aresowi kiedy chciał z niej skorzystać, nie kiedy był do tego zmuszony.
Mężczyzna znalazł nawet przyjemność w głaskaniu futrzaka, kiedy ten wylegiwał się na schodach, a on akurat miał przerwę w pracy.
Wcześniej nigdy by o tym nie pomyślał.
Twierdził, że jego pies był szczęśliwy, ale dopiero widząc jego prawdziwe szczęście i mogąc to z czymś porównać, zauważył, że pies wcale nie był zadowolony, będąc na krótkim łańcuchu w beczce i żywiąc się czym popadnie. 
Dlaczego nikt nie powiedział mu wcześniej jak postępować? 
Czemu ludzie robili tyle bezsensownych błędów, które tylko utrudniały im życie?
Dlaczego jego ojciec powielał te błędy?
Przecież był takim mądrym człowiekiem i nauczył go tylu przydatnych rzeczy.
Adam doszedł do wniosku, że żaden człowiek nie wie wszystkiego i nie zawsze tradycja pokrywa się z wiedzą. Informacje zmieniały się na przestrzeni lat i należało za nimi nadążać, inaczej zostawało się w tyle.
Nikt nie chciał zostawać w tyle, to było dla mężczyzny pewne.
Kiedy jednak przedstawił w skrócie wszystko, czego dowiedział się o psach i zaproponował swojemu ojcu zmiany na jego podwórku, spotkał się z wyśmianiem.
- Głupiś Ty - odparł rodziciel - To tylko pies. W książki wierzysz, które napisał obcy, a nie w to co Ci rodzina mówi. Oj Adaś ja myślałem, że Ty mądrzejszy.
- Mądrzejszy dopiero się stałem - odparł zdenerwowany syn - Kiedy się dowiedziałem, że nie muszę tkwić w poprzednim stuleciu. Wymieniłeś konia na traktor, ale innego postępu już nie akceptujesz. To nie ja jestem tu głupi. Nie jest głupim ten, kto przyznaje się do błędu, tylko ten, kto widząc ten błąd dalej go powtarza, udając że go tam nie ma.
Nieporozumienie doprowadziło do podziału, które zostało zażegnane starym, Polskim zwyczajem - przy wódce. Dobre chęci Adama zderzały się jednak ze ścianą, więc przestał próbować.

Pies zestarzał się i zachrypł. Nie był już tak głośny, ani tak czujny, ale mimo to właściciel nie chciał się zwierzęcia pozbywać. Miał do niego jakiś dziwny sentyment, którego nie potrafił wytłumaczyć. Pozwolił nawet Aresowi w chłodniejsze wieczory wchodzić do domu, żeby zagrzał zmarznięte stawy. Pies służył mu dobrze przez wiele lat, Adam był mu winien kawałek miejsca na podłodze w pokoju. Chociaż tak mógł się odwdzięczyć.

Ta historia jest dowodem na to, że nasi przodkowie nie we wszystkim byli mądrzejsi od nas. Człowiek nie zawsze ma rację, a jego podejście da się zmienić. Czasem wymaga to dużego nakładu pracy i cierpliwości, a czasem wystarczy tylko jedno zdanie wypowiedziane przez obcą kobietę, stojącą pod płotem.
Może wystarczyć jeden impuls, który popchnie człowieka dalej.
Kiedy dotknie się jeden klocek domina, posypie się cała linia. Ten pierwszy klocek musimy jednak ruszyć sami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz