Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Światła... no tu są

Historia zasłyszana.
Pewien chłopak zdawał prawo jazdy. Nie było niczym dziwnym, że bardzo się stresował, tym bardziej że egzaminator nie należał do najmilszych osób. Test dopiero się zaczął. Trzeba było dostosować odległość fotela od kierownicy, poprawić lusterka i sprawdzić ich widoczność. Podstawy podstaw. Potem padły szybkie pytania początkowe o kierunkowskazy, pedały czy skrzynię biegów. Kiedy chłopak myślał już, że teraz to z górki, egzaminator spytał go o światła, licząc że chłopak nimi mignie i będą mogli przejść do poważniejszych rzeczy. Zamiast tego zdający wysiadł, przeszedł na przód pojazdu i wskazał palcem światło wołając radośnie :"Tu jest". 
Obawiam się, że nie zdał.

środa, 21 lutego 2018

Sucze problemy techniczne

Kojarzycie te zabawki z gumy w kształcie piłki do futbolu amerykańskiego, z dziurką w środku na jedzenie? Wkłada się tam jakieś dobre rzeczy i kiedy zabawka się przetacza wylatuje z niej żarełko.
Stwierdziłam, że mojego psa może zainteresować coś takiego, jako że jej główną pasją jest właśnie jedzenie.
Tak więc kupiłam, napełniłam i położyłam na ziemi. Psi nos skierował Morfinę bezpośrednio do źródła pożywienia, które było jednak w środku jakiegoś dziwnego stworzenia z gumy. Dla suki zabawka okazała się prawdziwą enigmą i po dłuższej obserwacji jej poczynań, które sprowadzały się do tańca szamana wokół zabawki i kiwania jak Lewandowski wokół piłki, postanowiłam jej pomóc i popchnęłam lekko kulkę, żeby zobaczyła że jeśli to zrobi to posypie się z niej dobro. Suka posprzątała to co wypadło, usiadła i obdarowała mnie spojrzeniem pod tytułem "urządzenie posiada defekt". Pomyślałam, że jeśli zostawię ją z tym problemem technicznym samą, to w końcu zaskoczy o co chodzi w tej zabawie. Osiągnęłam tylko tyle że biegała od zabawki do mnie, kładła mi głowę na kolanach i starała się mnie zaciągnąć do kulki, żebym to ja ją ruszała. Zniżyłam się do pozycji czworonożnej i zaczęłam szturchać zabawkę starając się zmusić sukę do naśladowania mnie. W końcu przełamała strach przed nieznaną gumą i teraz to najlepsza zabawka na świecie ale podejrzewam że jeśli zostawiłabym ją samą sobie, kulka skończyłaby jako element dekoracyjny a Morfinie tańcem wokół niej udałoby się jedynie wywołać deszcz.

niedziela, 18 lutego 2018

Nie ten pies?

Moja suka ma taką przypadłość, że zmienia jej się kolor nosa. Nie mam pojęcia czy jest to uwarunkowane zmianami pór roku, czy zmianami pogodowymi ale zgrabnie potrafi przejść od czystej czerni, przez brąz do ciemnego różu. Nie ma to dla nas większego znaczenia i każdy już przywykł że trufla Morfiny to kameleon, więc nikt nie drąży tematu.
Znalazła się jednak ta jedna osoba, której spostrzegawczość potrafi uprzykrzać życie.
Blok obok mieszka kobieta, która aktywnie dokarmia koty, a przy tym jest psiarą, która nie potrafi przepuścić żadnemu psu buziaczków i głaskania. Zdanie "proszę nie głaskać" jest dla niej sprzecznością i nie potrafi pojąć jego znaczenia.
Tak się złożyło, że przechodziliśmy z Morfiną obok niej, kiedy wykładała zawartość puszki na talerzyk pod oknami więc oczywiście musiała nas zatrzymać. Intensywnie głaskana sucz rozwaliła się brzuchem do góry, a wniebowzięta sąsiadka zachwycała się jakie to ładne i jakie potulne. Po jakimś czasie jednak uśmiech zniknął z jej twarzy i z wyrazem podejrzliwości zwróciła się do mnie:
- A co się stało z poprzednim pieskiem? Uciekł, umarł? -
Trochę zbłądziłam, bo to mój pierwszy pies więc odpowiedziałam, że nie za bardzo rozumiem pytanie.
- No miała Pani takiego samego, tylko z czarnym noskiem. Podobny bardzo był -
Odpowiedziałam, że owszem podobny, bo to ten sam pies tylko nos się wybarwił na jasny brąz i pewnie za kilka miesięcy wróci do ciemniejszego koloru.
Nie uwierzyła mi.
Potrząsnęła tylko głową i powiedziała, żebym jej nie oszukiwała bo ona widzi że to nie ten sam pies i po co kłamać jak sobie sprawiłam nowego.
Zwinęłam psa i pośpiesznie się oddaliliśmy nie kontynuując dyskusji.
Zgodnie z oczekiwaniami po kilku miesiącach nos suki pociemniał tak, że jasny był już tylko na czubku.
Napotkana ponownie sąsiadka zaczęła mi obłapiać zwierzę, przyjrzała się pyskowi i powiedziała:
- No, widzę że Pani wróciła do poprzedniego pieska. A to co z tym drugim? -
Wychodzi na to, że zmieniam psa co pół roku, żeby kolor jego nosa pasował mi do mebli w salonie.
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam sąsiadkę.

czwartek, 15 lutego 2018

Każdy kto ma psa zrozumie

Lista rzeczy które pojmie tylko właściciel futrzaka:

  1. Możesz mieć psa albo przestrzeń osobistą ale nie jedno i drugie
  2. Pierwsze otworzenie oczu rano oznacza pobudkę absolutną i próby ponownego zaśnięcia są niemożliwe przez siłę wiatru wytwarzaną przez merdający ogon
  3. Odkurzacz służy tylko do wciągania sierści, wszelkie okruchy żywności magicznie znikają tuż po trafieniu na podłogę
  4. Kiedy trzymasz w ręku jedzenie, psia głowa znajduje się na Twoich kolanach
  5. Twój świat przesłania kurtyna sierści. Jest dywanem, obrusem i firanami. Jest wszystkim.
  6. Po przyniesieniu zakupów do domu, następuje automatyczny przegląd reklamówek za pomocą psiego nosa
  7. Jeśli psu nie wolno wchodzić na łóżko to zrobi to kiedy właściciel jest poza domem, po czym będzie udawał że wcale go tam nie było a pościel pomięła się sama
  8. Musisz wyciągnąć spod kanapy dokładnie tą zabawkę która tam wpadła, nieistotne jest że pies posiada jeszcze 10 innych zabawek lub tą samą w wielu kopiach. To musi być TA zabawka.
  9. Niezbyt świeże jedzenie w lodówce: właściciel: Obleci, jeszcze nie śmierdzi więc można zjeść, pies: Nie! Nie ruszaj tego, strujesz się!
  10. Nie ważne jak głęboko śpi pies, dźwięk otwieranych drzwi lodówki teleportuje go dokładnie obok Ciebie
  11. Kiedy właściciel skaleczy się i obficie krwawi: Meh, plaster będzie idealny. Kiedy skaleczy się pies: O mój Boże! Krew! Weterynarz, w tym momencie albo nawet szybciej
  12. Żywienie psa: Co najmniej 70% mięsa w karmie, żadnych konserwantów i barwników. Żywienie właściciela: To dopiero moja szósta zupka chińska w tym tygodniu
  13. Ludzie mijani na spacerach znają imię Twojego psa ale Twoje już nie
  14. Każde wyjście = tona dziecięcych rączek oklejonych wokół psa
  15. Zapomnij o dywanach
  16. Jedzenie wyciągnięte z psiej miski i trzymane w rękach staje się 10 razy atrakcyjniejsze, niż kiedy leżało w misce
  17. Tabletka zawinięta w szynkę przestaje być tabletką
  18. Jeśli masz łakomego psa, na spacerze jesteś czujny jak zebra na sawannie
  19. Skarpetki to najlepsza zabawka, zwłaszcza jeśli są na nogach
  20. Rolka do ubrań staje się Twoim najlepszym przyjacielem

wtorek, 13 lutego 2018

Co? Gdzie?... Ja?

Idę z przyjaciółką prostą drogą, pomiędzy nami pies na krótkiej smyczy, grzecznie idzie przy nodze. Zza zakrętu wyrasta kobieta z telefonem przy uchu i maltańczykiem na flexi. Piesek podbiega do Morfiny i oba już przyjaźnie merdają ogonkami, kiedy słychać krzyk kobiety do słuchawki telefonu:
- O Boże, jakie wielkie bydlę! Poczekaj chwilę zaraz oddzwonię, jaki wielki pies! -
Rozglądam się dookoła, żeby wyhaczyć tego kolosa co to narobił tyle zamieszania ale nie widzę wokół żadnego psa o ponadprzeciętnych rozmiarach.
Kobieta zwija maltańczyka pod pachę i pośpiesznie się oddalają.
Dotarło do mnie że to o wielkim bydlęciu to chyba było o Morfinie, więc kontynuowaliśmy spacer.
Widocznie dla właścicielki maltańczyka wszystko powyżej rozmiaru królika było kolosem, który tylko czaił się by pożreć jej białą kuleczkę.

A taka dobra kapucha była

Z okna mam widok na tył sklepu spożywczego, więc kiedy wstaję wcześniej, często widzę jak przebiega dostawa produktów i jak towary są przenoszone z ciężarówki do sklepu. Mają tam naprawdę pyszną kapustę kiszoną oraz nie najgorsze ogórki.
Wygramoliłam się z łóżka w okolicach 5:30 i rozsuwając żaluzje przyglądałam się dostawie. Kierowca wysiadł z ciężarówki, poprzerzucał parę worków ziemniaków, po czym stwierdził że musi opróżnić pęcherz i postanowił zrobić to za drzewem, które stoi zaraz przed moim oknem. Mężczyzna niespecjalnie przejmował się widownią i po "odcedzeniu kartofelków" wrócił na tył ciężarówki, by tam gołymi rękami (bo rękawiczki to przeżytek) przekładać kiszoną kapustę z beczki do mniejszych wiadereczek, które następnie zostały przeniesione przez kasjerki do sklepu.
Chyba już podziękuję za kiszone z tego obiektu...

Jak utraciłam wiarę w ludzkość

Zakupy w sklepie z odzieżą w centrum handlowym. Przeglądam kolejne koszulki, kiedy zauważam po przeciwnej stronie wieszaków kobietę z psem na smyczy, niemal przyklejonym pyskiem do jej nogi. Zdziwiłam się, ponieważ na terenie centrum handlowego nie można przebywać ze zwierzętami, nie mówiąc o wejściu do jakiegokolwiek sklepu. Moje oczy zatrzymały się na czerwonych szelkach psa i napisie "service dog". Oh. OK. Miałam zapytać, czy mogę pogłaskać to łaciate cudo ale teraz byłam zmuszona trzymać rączki przy sobie i nie zawracać głowy psu, który pracuje. Przeglądałam więc dalej ubrania... jednak nie każdy zdawał się być tak trzeźwo myślący. Podczas przejścia przez tylko jedną szynę z wieszakami, psa zdążyło zaczepić więcej ludzi niż sądziłam, że znajduje się na tym obiekcie. Kobieta za każdym razem spokojnie prosiła, żeby nie rozpraszać psa i odejść, ponieważ on nie jest tu bez powodu i wiecie co? Ludzie są bezczelni. Prawdopodobnie gdybym była w skórze tej kobiety ten sklep byłby już oklejony żółtą taśmą, jako miejsce zbrodni.
Parę przykładów, zapnijcie pasy:
Mała dziewczynka podbiegła i zaczęła głaskać psa (można jej wybaczyć niewiedzę, miała może z 5 lat). Tuż za nią stała jednak jej babcia, która najwyraźniej miała za słaby wzrok żeby przeczytać napisy na szelkach, które głosiły "nie dotykać" oraz "nie rozpraszaj, jestem w pracy". Kobieta poprosiła kulturalnie o zabranie dziecka, ponieważ pies nie może być rozpraszany. Babcia oburzona stwierdziła, że to dziecko i nic psu nie zrobi, więc chyba może chwilę go pogłaskać. Kobieta chwyciła dziecko za rączkę i powiedziała patrząc dziewczynce w oczy "Przepraszam ale nie możesz głaskać tego pieska. Rozpraszasz go, a on musi mi pomagać żeby nie stała mi się krzywda". Dziewczynka zrozumiała przekaz i odsunęła się od zwierzęcia, chociaż jej babcia wychodziła z siebie, nie kryjąc oburzenia na "bezczelne" zachowanie kobiety.
Następny był mężczyzna, który stwierdził że ekspedienci powinni natychmiast usunąć stąd to zwierzę, ponieważ (uwaga hit) on ma alergię i nie może z nim przebywać w jednym pomieszczeniu, poza tym prawdopodobnie pies zanieczyści podłogę i pogryzie wystawę. Obsługa poinformowała mężczyznę, że takie działanie byłoby nielegalne, ta kobieta ma takie samo prawo do przebywania tutaj jak on i jeśli przeszkadza mu obecność psa może wrócić, kiedy właścicielka czworonoga skończy zakupy. Oburzenie mężczyzny było podobne do oburzenia babci.
Niestety, to nie koniec.
Kolejny mężczyzna złapany na głaskaniu psa, co prawda zaprzestał działania ale oświadczył kobiecie, że:
A. Kundle nie mogą być psami pomocnikami, ponieważ tylko rasowe psy się szkoli
B. Kobieta nie wygląda na chorą i potrzebującą pomocy zwierzęcia, więc ma skończyć udawać i wyprowadzić tego fałszywego psa pracującego poza budynek.
Mężczyzna na szczęście wyszedł, razem z resztką mojej wiary w ludzkość.
Kiedy już myślałam, że życie tej kobiety będzie proste chociaż przez 10 minut do akcji przystąpiła kobieta z dwojgiem dzieci, które co prawda psa nie dotykały ale ciamkały, cmokały i gwizdały w jego kierunku. Po zwróceniu uwagi przez właścicielkę psa, matka dzieci stwierdziła, że przecież go nie dotykają więc o co jej w ogóle chodzi. Ta sytuacja trwała jednak na tyle długo, że pies zaczął sygnalizować coś właścicielce, kładąc na niej obie łapy i cicho skomląc. Kobieta usiadła na pufie do przymierzania obuwia i wyciągnęła telefon oraz batonik, który odwinęła i zaczęła jeść.
Było mi jej autentycznie żal.
Na szczęście obsługa sklepowa okazała się być w porządku i podeszła do niej młoda dziewczyna, spytać czy wszystko w porządku. Kobieta poprosiła o wodę i odpowiedziała, że pies przeczuwa nagłe wahania glukozy ale napisała już do chłopaka, więc zaraz po nią przyjdzie.
Teraz wisienka na torcie.
Nad kobietą stanął mężczyzna i powiedział coś w stylu:
"Te miejsca są dla tych co mierzą, a nie żeby się rozsiadać i nażerać (gość miał z 200 kg wagi), więc jak Pani nie mierzy to niech Pani zejdzie".
Zcięło mnie. Kobieta głaszcząc psa, który był już coraz bardziej zaniepokojony starała się wyjaśnić mężczyźnie, że źle się czuje i musi siedzieć. Ten jednak nie reagował, do czasu aż w mniej kulturalny sposób wyprosił go mężczyzna z obsługi, sugerując, że w ich sklepie raczej nie znajdzie nic w swoim rozmiarze.
Wkrótce potem pojawił się chłopak kobiety i usiadł przy niej, pytając o coś obsługę.
W całym tym zamieszaniu pamiętam tylko jedno dziecko zatrzymane w drodze do psa przez swojego ojca, który spytał go co piesek ma na sobie. Kiedy chłopczyk odpowiedział że szeleczki, ojciec dodał że są to specjalne szeleczki i takich piesków nie wolno zaczepiać bo one ratują życie. Że takie pieski muszą być dla innych ludzi niewidoczne i traktowane jak część ciała tej osoby z którą są, a przecież nie wolno głaskać czyjejś nogi albo ręki.
Mówi się o uświadamianiu dzieci od najmłodszych lat... ale najpierw chyba trzeba zająć się edukacją dorosłych.
Fotografowanie psa w takiej sytuacji byłoby szczytem hipokryzji z mojej strony, więc nie mam zdjęcia tej cudnej istoty.



niedziela, 11 lutego 2018

Prowizorka lvl Poland

Ja rozumiem wszystko, naprawdę...
Może ktoś mi jednak wytłumaczy...
Dlaczego inżynierzy tego zacnego projektu...
Nie wzięli pod uwagę, że mieszkają tu osoby z dziećmi i ludzie niepełnosprawni.




sobota, 10 lutego 2018

Dwa oblicza Morfiny (oczami przyjaciółki) + komentarz własny fioletową kursywą

Golden Retriever - rasa łagodna, rodzinna, a radość sprawia im spełnianie oczekiwań człowieka (Hahahahahaha, idźmy dalej). Tak głosi internet, a ja zdążyłam się przekonać, że oprócz wyżej wymienionych cech są to najbardziej przebiegłe i sprytne stworzenia jakie znam. (Znaczy... masz tu na myśli wpatrywanie się w powiewającą na środku chodnika reklamówkę, która "uniemożliwia" przejście 30 kg psa. Mówimy o tego rodzaju przebiegłości i sprycie? OK). 
Morfi znam od szczeniaczka, który bezlitośnie znęcał się nad biednym krzaczkiem (Morfina vs krzak 1:0). Na ogół jest to ułożony pies, jedyne z czym ma problem to z nadmierną miłością, okazywaną każdemu napotkanemu człowiekowi. (Nie nazwałabym tego problemem, dopóki godzisz się, żeby Twój pies miał na sobie więcej zarazków niż toi-toie na Woodstocku). Przy swojej właścicielce, a zarazem mojej przyjaciółce Morfina jest psem idealnym, grzecznie chodzi przy nodze, słucha się oraz robi wszystko by jej Pani była zadowolona. Wewnętrzny, psi diabełek odzywa się natomiast kiedy to ja przejmuję obowiązek jakim jest spacer z nią. Z grzecznego psa wychodzi uparciuch i szantażysta jakich mało. (Przepraszam Cię bardzo, jeśli ktoś wychodzi z psem raz na kilka miesięcy, nie może się spodziewać że będzie przywódcą z automatu.)
Nadszedł ten czas, kiedy zjawiam się po Morfi. Zapinam ją w jej spacerowy osprzęt i ruszamy przed siebie. Przez pierwsze 5 minut jest świetnie, suczka załatwia swoje potrzeby, a ja się cieszę że wszystko idzie gładko aż do momentu, kiedy to futrzak stwierdza że wystarczy spaceru i teraz będziemy siedzieć na ławce. Niczym prawdziwy alfa próbuję zapanować nad buntowniczą naturą Morfiny, pokazując kto tu rządzi (hahahaha razy 2). Tym oto sposobem dochodzimy w okolice skate parku, czyli ulubionego miejsca czworonożnej damy (to w końcu pies nie chciał się ruszyć z miejsca, czy zaciągnął Cię pół kilometra dalej do skate parku?). I tu zaczynają się schody, po wejściu na małą rampę suka odmawia zejścia. (Gdyby kochana przyjaciółka trochę lepiej znała psa, którego jak wspomina odwiedzała od szczeniaka, to wiedziałaby że istnieje u tej suki obsesja na punkcie trzech rzeczy: patyki, jedzenie... i skate park.) Po wielu negocjacjach, pisku i pełnych dezaprobaty spojrzeniach ludzi, którzy nie rozumieją jak mogę tak podle znęcać się nad smutnym pieskiem, który chce posiedzieć na rampie... robimy to na co Morfi ma ochotę (Morfina vs opiekun 1:0).
Podsumowując, po powrocie jej właścicielki suczka zachowywała się znowu jak wzorowy pies, a ja już wiem że przez słabość do tych błagalnych czarnych kamyczków (jej oczek) zrobię wszystko na co Morfi ma ochotę. (Jak na prawdziwego alfę i przewodnika przystało).
Wnioski własne: Morfina mimo, że kocha wszystkich ludzi dookoła i chętnie korzysta z ich usług masażu, jest psem jednego właściciela i tylko jego poleceń będzie słuchać w stu procentach. Reszta zależy od jej nastroju i starań osoby wychodzącej. Pomijając fakt, że nie wierzę w jej nikczemną naturę, wybacz ;)



piątek, 9 lutego 2018

Audiobook

Codzienna jazda autobusem nie jest ani niczym przyjemnym, ani zachwycającym. Zgiełk, ścisk, kustosze piwa, wydalający swe opary w miejscu gdzie i tak panuje deficyt tlenu, rozwrzeszczane dzieci i wiecznie niezadowolone z życia staruszki.
Wtem z kabiny kierowcy zamiast biesiad śląskich czy najnowszych hitów disco polo dobiega spokojny, głęboki głos. Audiobook. Kierowca słucha audiobooka. Wbrew wszelkim stereotypom. Teraz nieważne jest czego słucha ale że w ogóle postanawia wybrać literaturę ponad muzyką. Rozwiewa się aura kultury i zainteresowania.
Z podziwu i zadumy wybija nagle hamujący autobus, który przetacza wszystkie stojące z tyłu osoby do przodu. Na szybie kabiny kierowcy znajduje się teraz kilka osób robiąc na niej glonojadka. Ludzie wykazują swoją dezaprobatę, niektórym puszczają nerwy. Nieważne, ważne że kierowca okazał się kulturalnym, chcącym się samodoskonalić i edukować człowiekiem.
Z kabiny oprócz głosu audiobooka da się słyszeć głos kierowcy:
- Ku*wa jak jedziesz baranie, uważaj gdzie tej palec pokazujesz bo jak Ci przy#*bię to ci się ten samochodzik skróci ku*#@ -
... Czar prysł.

Flexi nie dla każdego

Myślę, że automatyczne smycze typu "Flexi" powinny być sprzedawane po sprawdzeniu IQ osoby kupującej.
Idę chodnikiem, wieczornym spacerem, względny spokój dookoła. W ręku parciana smycz, a na jej końcu moja sucz. Po drugiej stronie długiego chodnika pewna kobieta walczy z młodym Bernardynem na Flexi. Idzie jego śladami i odplątuje wszystkie drzewa, jakie podczas swojego przemarszu opieczętował pies. Znajdowali się jakieś 30 metrów od nas, więc podjęłam decyzję że skręcimy wcześniej żeby nie robić zamieszania. 
Nie zdążyłam. Bernardyn nas zauważył. 
Usłyszałam trzask Flexi, którą desperacko próbowała zablokować właścicielka ale mechanizm zawiódł i słychać było tylko wesołe terkotanie, a pies zaczynał się już rozpędzać, biegnąc w naszą stronę. Wiedząc, że teraz nie ma co się już wycofywać stanęłam w miejscu i czekałam aż 50 kg futra przeciągnie swoją właścicielkę przez chodnik jak szmacianą lalkę, żeby w końcu zatrzymać się przy nas. Kobieta nie miała najmniejszej kontroli nad psem. Zaparła się na sztywnych nogach ale w efekcie zdzierała tylko podeszwy butów, sunąć po chodniku jak narciarz wodny za motorówką. Na słowa " Arat. Nie. Siad. Wracaj.", pies nie raczył się nawet odwrócić, czemu się nie dziwię równie dobrze mogłaby wykrzykiwać "Buty. Ziemniaki. Wiadro. Buraki.". Bernardyn z impetem zatrzymał się kilka centymetrów od nas, prawie taranując mi przerażoną gabarytami kolegi sukę, która położyła się już na plecach odsłaniając brzuch. 5 metrów później dotarła zmachana właścicielka. Pies w międzyczasie, kręcąc wokół mnie kółeczka, skutecznie oplątywał zarówno mnie, jak i Morfinę pajęczyną smyczy. Niestety proces odplątywania był dużo wolniejszy niż zaplątywania, czego efektem było złączenie mnie i dwóch psów jak osznurowaną szyneczkę. Zdolność poruszania rękami straciłam już z 2 minuty temu i teraz tylko modliłam się, żeby nie przewrócić się na żadnego psa. Właścicielka Bernardyna starała się mi pomóc, wykrzykując nieokreślone hasła do psa, który najwidoczniej zapomniał, że istnieje coś na drugim końcu smyczy.
- Ja Panią bardzo przepraszam, młody jest jeszcze wariat - usłyszałam, odzyskując kontrolę nad prawą ręką.
- To może wartałoby z nim poćwiczyć chodzenie na krótkiej smyczy? -
- Ale on strasznie ciągnie na krótkiej, ja nie mam siły go utrzymać -
- Nie sądzę, żeby Flexi Pani w tym pomogła. Ma Pani jeszcze mniejszą kontrolę nad psem i wcale nie ciągnie mniej - 
- On z tego wyrośnie -
- Sam nie wyrośnie, z psem trzeba ćwiczyć - 
- Pani łatwo mówić, bo Pani ma mniejszego psa! -
- Żaden pies sam się nie wychowa. Przykro mi to mówić ale nie została Pani zmuszona do wyboru psa rasy olbrzymiej, to był Pani wybór -
Właścicielka Arata zamilkła, co chyba miało mi dać do zrozumienia że czuje się urażona moimi słowami. Udało mi się wyplątać zarówno siebie jak i sukę, więc czym prędzej oddaliliśmy się, unikając kolejnego nieszczęścia. Arat stracił nami zainteresowanie i wywołując swoim biegiem drgania ziemi, sunął właśnie ku kolejnej ofierze, którą tym razem okazała się dziewczynka z Westem na smyczy. Jej twarz była bielsza niż futro jej pieska ale również nie miała najmniejszych szans na ucieczkę. Właścicielka Bernardyna wesoło frunęła za psem jak latawiec i nie była w stanie zatrzymać go z powietrza.
Jestem tylko ciekawa co się stanie, kiedy pewnego dnia Arat podbiegnie do psa swoich gabarytów, któremu nie spodoba się jego towarzystwo i nie będzie chciał się bawić w muchę i pająka.