Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 6 sierpnia 2019

Hipcia - prawdziwy pies

Pewna rodzina składająca się z matki, ojca i dwójki dzieci wybrała się do schroniska celem adopcji psa.
Rodzinka podążała za wolontariuszką, która oprowadzając ich między boksami, opowiadała o poszczególnych zwierzętach, które mogłyby zwrócić uwagę przyszłych właścicieli. Dziewczyna była im dobrze znana i sprawiała wrażenie zorientowanej. Chcąc jak najlepiej dopasować psa do rodziny, wolontariuszka starała się zebrać szybki wywiad.
- Jaki to powinien być piesek? Wiem, że musi lubić dzieci, ale powinien być mały, duży, spokojny, czy raczej żywiołowy? - dopytywała krążąc po obiekcie i przedstawiając rodzinie mieszkańców schroniska.
- Ma być prawdziwym psem. Ma wyglądać jak pies, zachowywać się jak pies i brzmieć jak pies - odpowiedział mężczyzna, patrząc z dezaprobatą na rozradowane ogony małych psiaków.
- Może pan sprecyzować?
- Ja to chciałem Wilczaka. To wygląda jak pies, jest odpowiedniej wielkości, potrafi zaszczekać jak trzeba, a nie jak jakaś piszcząca piłka, biega, skacze, goni za kotami. Jak prawdziwy pies.
- Rozmawialiśmy o tym. Podjęliśmy decyzję, że bierzemy psa ze schroniska - wtrąciła żona głowy rodziny, próbując załagodzić sytuację i uciszyć męża.
- Ty podjęłaś i dzieci. Ja nie miałem z tą decyzją nic wspólnego.
- Niech się Państwo nie martwią - odparła dziewczyna - Na pewno znajdziemy odpowiedniego psiaka.
- Raczej w to wątpię, ale niech sobie wybierają - rzucił mężczyzna i skarcony srogim spojrzeniem żony, dalej przyglądał się zawartości schroniskowych klatek. Nie wydawał się jednak zaangażowany w tak ważną dla rodziny chwilę.
Podczas kiedy matka z dziećmi mijali kolejne boksy, ojciec zostawał coraz bardziej z tyłu. Przyglądał się każdemu psu, jednak żaden nie mógł sprostać jego wymaganiom.
 - Pies powinien wyglądać jak pies. Stojące uszy, długi pysk, mocne łapy, wiszący ogon - powtarzał sobie - Najlepszy byłby Owczarek, ale nie nada się do dzieci. A takie frędzle jak Wy to psa nie przypominają. Ty masz ogon jak wiewiórka, Ty jesteś wielkości mojego buta, a Ty wyglądasz bardziej jak kot niż pies. Co to się porobiło z tymi zwierzętami - kontynuował wywód mężczyzna, kiedy w jednym z kojców ujrzał małą, szarą kulkę bez ogona, zerkającą na niego z ukosa. Kiedy mężczyzna podszedł bliżej, pies zaszczekał cicho i odszedł na bok, siadając tyłem do człowieka i ukrywając swoją małą, płaską główkę z klapniętymi uszami.
- Ty to jesteś najbardziej pokraczny - odparł człowiek, lecz z niewiadomego sobie powodu podszedł jeszcze bliżej krat. Mężczyzna usiłował zwabić do siebie psa, lecz ten nie miał odwagi się odwrócić. Dopiero po dłuższej chwili zwierzę spojrzało na obcego i zaczęło węszyć w powietrzu.
- No nie bój się, podejdź - zachęcała dalej głowa rodziny i psiak na krótkich, trzęsących się nóżkach zbliżył się nieznacznie do krat - A bo Ty jesteś dziewczynką. A kto Ci coś zrobił z oczkiem? - pytał sam siebie mężczyzna, widząc na lewej powiece psa wyraźne ślady walki. Nikt mu jednak nie odpowiedział. Dookoła nie było nikogo. Jego rodzina cały czas przemieszczała się między klatkami.
Mężczyzna siedział przy boksie z wyciągniętą ręką i wpatrywał się w małego psiaka, który niepewnie podchodził coraz bliżej, aż w końcu pozwolił się dotknąć.
Wtedy to nastąpiła gruntowna zmiana planów i pan domu, wołając swoją rodzinę wiedział już, że znalazł psa którego zabiorą ze sobą.

- Jesteś pewny? - pytała żona człowieka o jasno określonych zasadach, miętoszącego teraz na rękach szarą kulkę bez ogonka - Mówiłeś, że szukałeś "prawdziwego psa". Nie chciałeś słyszeć o kundelku.
- Lubi dzieci, jest małe, więc niewiele je i wolontariuszka mówi, że spokojne, więc nie będzie niszczyć - odparł mężczyzna szukając potwierdzenia swoich słów w dziewczynie, kiwającej z aprobatą głową.
- No dobrze, a Ty?
- Przyszliśmy po psa, wyjdziemy z tym... w sumie nie wiem co to jest, ale wyjdziemy z tym. No spójrz na nią. Przecież nikt jej nie weźmie, będzie tu sterczeć i gapić się tymi swoimi wyłupiastymi oczami przez kraty. Ludzi straszyć. Nie rusza Cię ten brzydki pysk?
- Jest urocza, po prostu jestem nieco zaskoczona.
- To nie bądź. Podpisuj co trzeba, kasa na stół i się zbieramy, bo mnie już nogi zaczynają boleć, a jeszcze trzeba wrócić. Jak to to się wabi?
- Hipcia - odparła wolontariuszka, drukując formularz adopcyjny - Ma na imię Hipcia.
- Pasuje jej. Taki hipopotam, tylko malutki.
Tym sposobem Hipcia znalazła nowy dom, a nowy dom znalazł Hipcię i obie strony były z tego faktu bardzo zadowolone.

Hipcia była bardzo spokojnym i przyjaznym psem. Potrzebowała czasu na zdobycie zaufania i zadomowienie się, ale odstraszała swoim piskliwym ujadaniem intruzów, goniła za wiewiórkami i obserwowała bawiące się dzieci.
Lata mijały, a mały, szary psiak coraz bardziej przywiązywał się do nowych właścicieli. Największą miłością obdarowywał jednak głowę rodziny, który nie stronił od mokrych buziaków i przytulasów na kolanach.
- Prawie dobrze. Tylko głośniej Hipcia i trochę niżej - pouczał psa mężczyzna, kiedy suczka szczekała na obcych, znajdujących się poza jej terenem.
- Zając to to nie jest, ale lepszy rydz niż nic - powtarzał, kiedy pies przynosił mu patyki i szyszki.
- Masz Wilczaka w sercu Hipcia, tylko go wydobądź na zewnątrz - dodawał, kiedy pies wracał z podwórka, pokonany przez kota sąsiadów.
Z czasem rodzina nie wyobrażała sobie życia bez Hipci, a Hipcia nie wyobrażała sobie życia bez swojego właściciela, którego starała się nie opuszczać ani na krok.
- Sąsiedzie! - wołali Ci, których olbrzymie psy stróżujące patrolowały podwórka dniami i nocami - Coście to za szopa przytaszczyli? Schronisko zamknięte było i trafiliście do lasu?
- Nie wielkość się liczy, tylko co kto ma w sobie - odpowiadał mężczyzna, biorąc psa na ręce.
- A to co ma w sobie? Watę, czy plusz?
- A sąsiad co ma w sobie? Bo jak tak sąsiada słucham, to podejrzewam, że głównie treści jelitowe. Niech sąsiad uważa przy wypróżnianiu, bo sam flak z sąsiada zostanie.
- Idź pan w ch*j!
- I vice versa - rzucał właściciel szarego pieska, po czym przysuwając Hipcię bliżej, szeptał jej do ucha - Jak mu kiedyś odgryziesz ptaszka, to przestanie być taki cwany.

Suczka była bardzo pojętna i nauczyła się wielu komend i sztuczek. Niczego nie niszczyła i zostawała w domu sama bez żadnych problemów, wtulając się w miejsce na pościeli swojego pana.
Na spacerach wzbudzała zachwyt młodzieży i dzieci, oraz dezaprobatę ludzi uważających owe stworzenie za pokrzywdzenie praw natury. Na wszelkie zaczepki, właściciel Hipci odpowiadał tylko:
- Brzydotę można ukryć pod makijażem, ale z paskudnym charakterem już nic się nie da zrobić. Niczyja wina, że kiedy inne psy stały w kolejce po wygląd, ona czekała na osobowość.

Niestety postępujący rak i problemy z układem krążeniowym psiny, odebrały jej radość z posiadania rodziny pięć lat po jej adopcji. Mimo starań właścicieli i olbrzymiej woli walki Hipci, suczki nie dało się uratować.
Pies nie miał szans na przeżycie i kiedy właściciele zdecydowali się ulżyć suczce w cierpieniach, odeszła dopiero kiedy głaskana po głowie usłyszała, że może już się poddać i była bardzo dzielnym psem. Zamknęła wtedy powoli oczy i nie otwarła już ich ponownie.
Lekarze uważali, że pies i tak długo pożył i przytrafiło mu się wielkie szczęście, że trafił na kochającą rodzinę.
- Nie - odpowiadał mężczyzna - To my mieliśmy szczęście.

Rodzina bardzo tęskniła za Hipcią i jej brak dawał im się we znaki. Najbardziej pogrążony w żałobie był właściciel suczki i po jej stracie całymi wieczorami przesiadywał na tarasie jak zwykł robić to kiedy jego szara przyjaciółka jeszcze żyła.
Mężczyznę udało przekonać się do adopcji kolejnego psa. Wiedział, że żaden nie zastąpi mu Hipci i adopcja wcale nie miała tego na celu. Suczka miała na zawsze zostać w jego sercu, jednak ich mieszkanie było puste i potrzebowało stukających po panelach pazurków.
Kiedy cała czwórka pojawiła się pod bramą schroniska ponownie, przywitała ich inna wolontariuszka, zaznajomiona jednak z sytuacją i historią adoptowanej Hipci.
- Jakiego pieska Państwo szukają? Musi mieć jakieś specjalne cechy? - spytała uśmiechnięta dziewczyna w nadziei, że któryś jej podopieczny znajdzie tego dnia dom.
- Tak - odpowiedział mężczyzna, rozglądając się po klatkach - Musi być jak prawdziwy pies. Musi być jak Hipcia.

Niewiele czasu zajęło rodzinie znalezienie nowego członka rodziny. Czarny, energiczny psiak o długich łapach i zakręconym ogonie był przeciwieństwem małej, pokracznej kulki o płaskim pysku, ale z jakiegoś powodu skradł on serca zarówno dzieci, jak i rodziców.
- Jak to to się wabi? - spytał mężczyzna, odklejając rozradowanego psa od swojej twarzy.
- Ugryź.
- Co?
- Ma na imię ugryź.
- Chyba zaliż. Co za pacan Ci dał takie imię? Będziesz Hipek - skwitował nowy właściciel psiaka, spoglądając na rodzinę, która najwidoczniej nie miała nic przeciwko - I będziesz prawdziwym psem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz