Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

wtorek, 2 marca 2021

Sklepowa olimpiada dla faworyta gatunku

W czasach, w których osiemdziesiąt procent doby spędzam zamknięta w czterech ścianach własnego pokoju, moją główną rozrywką stało się wyjście do osiedlowego sklepu z płazem i bierny udział w organizowanych tam turniejach, zatytułowanych: "Kto pierwszy wprowadzi kasjerkę w tryb zagłady". Nagrody dla zwycięzców olimpiady są bardzo zróżnicowane, od wyrwania nerki po karnet na przejażdżkę wózkiem na ziemniaki. Osobiście udziału w zawodach nie biorę, ponieważ z jakiegoś powodu nie wykształciła się u mnie potrzeba uprzykrzania życia innym, ale często jestem publiką w starciach o podium.

Jeśli myślicie, że najbardziej irytującym klientem jest pan Wiesiu, który swoją rozbujaną aparycją próbuje wynegocjować zniżkę na małpkę, inwokując sprzedawczyni "odę do kierowniczki", to niestety jesteście w błędzie. Pan Wiesiu plasuje się dopiero w okolicach dziesiątego miejsca. Sama nie wiem czy faworytami są niszczące towar purchlęta, niepodlegające żadnej kontroli rodzicielskiej, czy walczące o promocję na galaretkę babcie, które nie potrafią przyznać się do błędu i złego dopasowania cenówek do towaru, więc wykłócają się o różnicę piętnastu groszy z tłumaczącą im zasady wielosztuk kasjerką, której chęć życia zamiata podłogi już o dziesiątej rano. Bitwa staje się wojną w momencie, w którym na całym osiedlu brakuje prądu, więc okoliczne sklepy działają na kalkulatorach, czytnikach kodów kreskowych na baterie i zawieszkach "płatność tylko gotówką". Dla pracownika dwie godziny w takich warunkach zmieniają się w dwanaście. Między obsługiwaniem klientów w ciemnościach i pilnowaniem ich lepkich rączek, należy jeszcze odpowiedzieć na pytania kwestii filozoficznej, rzucane raz po raz przez odwiedzających sklep. "A kiedy prąd wróci?", "A czemu nie można kartą?", "A tu musi być tak ciemno? Ja nic nie widzę", "Po ile cuksy? A nie ma tych niebieskich?", A to kamery nie działają? To można kraść, hehe", "A pani to pan czy pani, bo takie długie włosy to nie wiem?", "A można bez maseczki?", "A tak po ciemku to się pani nie boi, że ktoś panią od tyłu zajdzie?", "A bez kalkulatora to już nie policzy w głowie, co? Na maturze się oszukiwało?" oraz wiele innych perełek, których ze względu na resztki szacunku do siebie nie należy wymieniać. Ukrywanie zażenowania i zmęczenia przychodzi łatwiej pod maseczką i za szybą z pleksi, ale wyczuwalna chęć mordu byłaby w stanie zasilić pół osiedla przez najbliższych kilka godzin, gdyby tylko ktoś podłączył do kasjera odpowiednie przewody.

Ciosem ostatecznym okazuje się informacja o wybrednym złodzieju, który ukradł dwa lizaki, po czym orientując się, że nie są one pożądanych przez niego smaków, przyszedł je sobie wymienić na inne, przez co został przyłapany. Myślę, że to właśnie ten człowiek zasługuje na podium i medal z ziemniaka. Zapracował.