Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 4 sierpnia 2019

Pojemniki na wodę


Pisałam nie tak dawno temu o szlachetnej inicjatywie poszczególnych miast z wystawianiem misek z wodą dla bezpańskich i dzikich zwierząt. Pomysł genialny, jednak nie w naszym społeczeństwie. Ludzie kradli miski, a miasto nie nadążało z zakupem nowych.

Patrząc na smażące się w słońcu gołębie, koty chowające się po piwnicach i bezpańskie psy broniące miejsc po kałużach, postanowiłam wystawić w okolicy kilka "misek" z wodą. Deszczu nie było u nas od ładnych kilku tygodni, a jeśli już był, to trwał tak krótko, że nawet woda zebrana na roślinach natychmiast odparowywała.
Nie mając aż tylu misek i bojąc się powtórki historii z innych miast, wyciągnęłam z szafki plastikowe opakowania po lodach i ciastkach, na które (moim zdaniem) nikt nie powinien się połaszczyć, a które nadawały się na miski.
Wodę porozstawiałam w miejscach gdzie najczęściej kręciły się odwodnione zwierzęta i gniazdowały ptaki z otwartymi wiecznie dzióbkami. 
Postanowiłam codziennie sprawdzać stan misek i w razie potrzeby dolewać do nich wody.


Pierwszego dnia znalazłam tylko cztery pojemniki z sześciu. Uznałam, że dwa zostały zniszczone przez zwierzęta, albo wywleczone w inne miejsce. Żadna strata.
Znalazłam też jeden, który posłużył komuś za pisuar.
No trudno.

W ciągu kolejnych kilku dni odnajdywałam szczątki następnych pojemników. Niektóre zostały podziurawione tylko od spodu. 
Komu mogłoby sprawiać to przyjemność? Nie wiem, ale miałam wrażenie, że sprawcami nie były zwierzęta.
Na miejsce zniszczonych pojemników starałam się stawiać nowe, w nadziei, że ludziom w końcu znudzi się taka forma zabawy. 
Ciągle miałam cichą nadzieję, że pudełka niszczone były przypadkiem.


Pewnego dnia postanowiłam nawet siedzieć przy jednym z nich na okolicznej ławce i obserwować czy wzbudza zainteresowanie. 
Do pudełka podszedł starszy mężczyzna z wnukiem i wylał całą wodę. Na pytanie co tak właściwie robi i dlaczego wylewa wodę przeznaczoną dla zwierząt, odpowiedział tylko, że zaraz odda tylko jego wnuczek się pobawi w piaskownicy bo nie wzięli wiaderka.
No dobra - myślę. Młody porobi kilka babek, jego dziadek przemyje pudełko z piachu, uzupełni wodę i wstawi tam gdzie było. Nie dzieje się żadna tragedia. W końcu pożycza ten pojemnik tylko na chwilkę.
Dziecko bawiło się w piasku długo, więc przypomniałam grzecznie mężczyźnie o odniesieniu pojemnika po skończonych harcach w piasku i poszłam z psem do domu.
Wróciłam tam tego samego dnia wieczorem i nie mogąc znaleźć pojemnika zaczęłam przegrzebywać piaskownicę. Oczywiście pudełko znajdowało się pod sporą górką piachu. Miało też ułamany bok, jednak spokojnie nadawało się do dalszego przechowywania w nim wody.
Dlaczego pudełko nie wróciło na swoje miejsce, nawet puste? Tego też niestety nie udało mi się ustalić.

To, że ludzie nie potrafią uszanować wspólnego dobra nie było mi obce, jednak takie zachowanie ze strony starszej, zrównoważonej osoby było dla mnie zaskoczeniem.

Do końca miesiąca przetrwały już tylko dwa opakowania i to wystawione później jako zamienniki.

Nie wiem co się ostatnio dzieje z ludźmi, ale wolę takie rzeczy zrzucać na upały i mikroudary cieplne, bo nie chcę do końca utracić wiary w ludzkość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz