Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 11 sierpnia 2019

Bezdomny na obiedzie

Do drzwi mojego mieszkania zapukał ostatnio nieco zarośnięty mężczyzna w zniszczonych ubraniach, trzymający w dłoni podróżną torbę.
- Dzień dobry - powiedział - Zbieram na jedzenie. Czy mogłaby pani poratować mnie złotóweczką w zamian za modlitwę?
Jako, że z zasady nie dajemy pieniędzy potrzebującym (z obawy, że wydadzą to na alkohol, albo papierosy), zaproponowałam panu puszkowane jedzenie które miałam w lodówce.
- Bardzo dziękuję, to miłe, ale... szczerze mówiąc zjadłbym coś ciepłego. Od miesięcy nie miałem w ustach nic ciepłego.
- Proszę chwileczkę zaczekać - odparłam i po szybkiej konsultacji z pozostałymi domownikami, zaproponowałam mężczyźnie zjedzenie u nas zupy i drugiego dania, które dochodziło na gazie.
- Ale ja nie chcę robić kłopotu. Brudny jestem trochę, nie chcę zabrudzić niczego z piasku i błota.
- Proszę wejść i nie wystraszyć się psa. Jest duży, ale niegroźny.
Mężczyzna zdjął buty mimo mojego zapewnienia, że nie musi tego robić i kłaniając się wszedł do środka. Zaprosiłyśmy go do pokoju i wskazałyśmy miejsce gdzie znajduje się łazienka, gdyby chciał się trochę odświeżyć.
- Czy ja mogę z torbą? - zapytał nieśmiało - Nie rozstaję się z nią, mam tam osobiste rzeczy. Niech się panie nie gniewają. Czuję się bez niej bardzo niepewnie.
- Proszę bardzo - odparła moja mama i mężczyzna wszedł do łazienki.
Spacer z torbą wydaje się podejrzany i przy przyjmowaniu obcych w domu należy kierować się zasadą ograniczonego zaufania, ale w łazience nie było niczego cennego. Pan z brodą mógł zwinąć jedynie środki czystości, lub suszące się na sznurkach kuchenne szmatki. Nie byliśmy więc tym faktem specjalnie zmartwieni.
Mężczyzna wyszedł po chwili czystszy na twarzy i rękach i usiadł we wskazanym przez nas miejscu. 
Niemal od razu dopadła do niego Morfina i rozpoczęła swój wokalno-taneczny festiwal pod tytułem "kocham Cię, bądź moim przyjacielem, głaszcz mnie tutaj i teraz". Człowiek cofnął się wystraszony, nie za bardzo wiedząc co z dziwnym stworzeniem począć.
- Proszę się nie bać. Ona tak okazuje sympatię. Jeśli się pan obawia, to zamknę ją w drugim pokoju - powiedziałam, widząc niepewność na twarzy mężczyzny.
- Nie, nie - odpowiedział - Tylko, że zazwyczaj to mnie psy chcą gryźć. Poza tym ona taka czysta, mogę ją ubrudzić.
- Tym się proszę nie martwić. Ten pies regularnie tarza się we wszystkim co znajdzie, nie jest sterylny.
Ku zadowoleniu Morświna, miły pan podjął się smyrania pod brodą, co uruchomiło system motorowy w ogonie psa i zwierz ułożył się na plecach, odsłaniając swój brzuch tuż pod nogami nowego przyjaciela.
- Jaki grzeczny piesek - odparł mężczyzna, miziając rozradowanego psa i czekając na swój posiłek.

Wkrótce na stół trafiła zupa i wszyscy sięgnęliśmy po łyżki. Mężczyzna skończył swoją porcję bardzo szybko. 
- Musi pan być głodny, ja dołożę, póki się drugie dogotowuje - zaproponowała moja mama i wstała, by uzupełnić talerz o dolewkę.
- Ja dziękuję, ale nie chcę pań objadać. To naprawdę pyszne, ale braknie dla domowników.
- Niczego nie braknie, a zazwyczaj i tak zostaje - odparła rodzicielka, zabierając talerz i przynosząc go, wypełnionego po brzegi.

Mężczyzna zajadając się zupą i po chwili zabierając się do drugiego dania, zaczął nam o sobie opowiadać. Nie dopytywaliśmy. Widocznie człowiek ten czuł się w obowiązku uświadomić nas z kim postanowiłyśmy dzielić stół.
Dowiedziałyśmy się, że mężczyzna jest bezdomny od czterech lat. Stracił dobytek swojego życia w pożarze. Nawaliła instalacja elektryczna i cała rodzina ledwo uszła wtedy z życiem. Mieszkał w różnych noclegowniach, ale skradziono mu tam wiele osobistych rzeczy o wartości sentymentalnej, więc przeniósł się na ulicę. Honor nie pozwalał mu szukać pomocy gdzie indziej. Rodzina się od niego odwróciła, chociaż wspierał ją finansowo nawet po incydencie z ogniem. Miał córeczkę, której zdjęcie nam pokazał i żonę, z którą rozwiódł się bezpośrednio po pożarze.
- Tak naprawdę to ona kochała pieniądze, nie mnie - dodał mężczyzna - Jak pieniądze się skończyły i wszystko spłonęło, przeniosła się za granicę do swojej matki. Mojej córce naopowiadała o mnie niestworzonych historii i kazała mówić "tato" do jakiegoś nowego fagasa, którego sobie przyprowadziła. Teraz pewnie nawet mnie już nie pamięta.
- Gdyby dał pan sobie pomóc przez odpowiednie instytucje, pewnie dostałby pan szansę zobaczenia się z córką - odparła moja mama.
- I co bym jej powiedział? Cześć, jestem Twoim prawdziwym tatusiem, który nie może nic Ci dać, bo nie ma grosza przy duszy?
- Jeśli matka jeszcze jej nie zepsuła, to nie pieniądze będą dla niej najważniejsze, tylko to, że pan jest.
- Ona ma teraz inną rodzinę, która da jej wszystko co potrzebne. Opłaci studia, wyjazdy na kolonie, da własny pokój. Nie chcę jej mieszać w głowie i zmuszać żeby się do mnie przyznawała. Poza tym ja nawet nie wiem gdzie oni dokładnie są. Gdzieś w Niemczech, ale nie mam pojęcia gdzie dokładnie.
- Ma pan prawa rodzicielskie zabrane przez sąd?
- Mam je ograniczone, bo była żona, zalewając się wymuszonymi łzami zaczęła opowiadać jak to źle ją traktowałem i że pewnie podstawiłem ogień specjalnie. Pod własny dom z własną rodziną w środku, rozumie pani? Na nic się zdały przeciwne głosy świadków. Kto nie uwierzy matce z dzieckiem? Nie ma co się oszukiwać, tak jej będzie lepiej. Beze mnie.
- Zdania są podzielone, moim zdaniem powinien pan spróbować.
- Ja już nie mam siły próbować - odparł mężczyzna, kończąc rozmowę.
Pan pochłonął zawartość swojego talerza, przyjął od nas kilka konserw i dziękując nam serdecznie za gościnę, oraz obiecując modlitwę za nasze zdrowie, dodał wychodząc:
- Człowiek to jest bardzo naiwna i łatwowierna istota, a tymczasem dużo łatwiej jest kogoś pokochać, niż znaleźć kogoś kto pokocha nas samych. Pokocha tak prawdziwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz