Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

niedziela, 25 sierpnia 2019

Dentystyczne dramaty

Godziny wieczorne, gabinet stomatologiczny w moim mieście.
Wchodzę do środka i widzę tłumy. Ludzie siedzą na krzesłach, kanapie, niektórzy nawet na oparciu kanapy. Pani w recepcji informuje mnie, że jest lekki poślizg ze względu na nagłe przypadki bólowe i że mają co najmniej półgodzinne opóźnienie.
 - Może pani jeszcze iść coś załatwić na mieście - mówi recepcjonistka.
 - Nie, dziękuję - odpowiadam, jako że nie mam już innych spraw zaplanowanych na dziś - Tu sobie gdzieś przykucnę.
Nie zabrałam książki, ale lokuję się między krzesłami i przeglądam telefon.
Mija 10 minut, 15, pół godziny.
Z gabinetu wychodzi asystentka stomatologiczna i tłumaczy ludziom w poczekalni, że ich czas oczekiwania przesunął się właśnie do godziny. Większość pacjentów akceptuje taki stan rzeczy. Były nagłe przypadki, opóźnienie jest normalne, to tylko godzina, a pani dentystka jest na zmianie sama. Musi wykonać swoją pracę dokładnie i nie może odwalić fuszerki, a to zajmuje czas. 
Nic się takiego nie dzieje, poczekamy.
Ludzie zgromadzeni na kanapie mają jednak inne zdanie.
 - Jak to tak, byliśmy umówieni na konkretną godzinę - mówi matka dwójki dzieci. Córkę określiłabym na 20 lat, synka na najwyżej 10.
 - Tak jak wszyscy - odpowiada asystentka - Ale nie mamy wpływu na ten poślizg.
 - To jest skandal, moja córka nie może czekać.
 - Czy coś ją boli?
 - Nie, ale się stresuje!
Spoglądam na dziewczynę. Strój mocno metalowy i makijaż który krzyczy "jestem taka mroczna i edgy" sugerowałby, że stres związany z wizytą u dentysty nie jest dla niej tak wielkim wyzwaniem. Młodszy brat pochłonięty jest całkowicie jakąś gierką na telefonie i nawet nie słyszy konwersacji.
Mijają kolejne minuty podczas których dziewczyna obgryza paznokcie i skarży się matce, że ten stres ją kiedyś wykończy i to będzie jej wina. Rodzicielka tłumaczy jej, że przecież dentystka ma znieczulenia, a jej ubytki nie są tak duże żeby czuła przy ich naprawie cokolwiek.
Dentystka w tym czasie woła po trzech pacjentów na raz, lokuje każdego z nich do osobnego pomieszczenia, które są połączone ze sobą drzwiami i podczas kiedy asystentki zajmują się wywiadem u jednej osoby, ona boruje już drugą.
Od samej pani doktor dowiaduję się, że ten młyn trwa od siódmej rano.
Współczuję.

Przychodzi moja kolej i razem z wesołą rodzinką z kanapy wchodzimy do środka. Córka ląduje w pokoju po lewej, synek w pokoju po prawej, a ja siadam w środkowym, dzięki czemu mimowolnie słyszę co dzieje się w pozostałych salach przez otwarte dla zwiększenia wentylacji drzwi. Siadam sobie grzecznie w fotelu i odpowiadam na pytania, podczas gdy druga asystentka każe młodemu odłożyć komórkę na kilka minut. Matka dzieci zamiast siedzieć przy dziesięciolatku, trzyma za rękę starsze dziecko i pilnuje by nie uciekło ono z fotela.
Do mojej sali wpada zmęczona dentystka i podaje mi znieczulenie, bo wie, że raczej zahaczy o miazgę. Po umyciu się i odkażeniu, igłę w dziąsło otrzymuje też młody jegomość w pokoju po prawej.
 - To konieczne? - pyta, ale nie słychać w jego głosie lęku.
 - Tu będzie prawdopodobnie kanałówka. Nie chcę, żeby Cię bolało - odpowiada lekarka.
 - Jak trzeba to ok - rzuca młody i bez piśnięcia przyjmuje zastrzyk.
Podczas kiedy oboje czekamy aż nam znieczuli połowę twarzy, w pokoju po lewej trwają negocjacje z dziewczyną.
 - Ja mogę podać znieczulenie, ale tu naprawdę są tylko powierzchowne zmiany - tłumaczy dentystka - Może spróbujemy bez?
 - Bez znieczulenia nie dam sobie tam wjechać - odpowiada dziewczyna, po czym dodaje - A to będzie bolało?
 - Tylko trochę rozpierało, Twój brat już dostał.
 - Jezu jaka wielka igła. Ja nie chcę, ja wychodzę.
 - Przecież to malutka igiełka, naprawdę to nie boli. Trochę porozpiera, a potem wszystko zdrętwieje. Przecież była już pani wcześniej u dentysty.
 - Ale ja nie chcę, ja wychodzę. Proszę mnie zostawić. Mamo! - drze się dziewczyna i spoglądam na kiwającą z dezaprobatą asystentkę.
 - Panikarze - szepcze pracownica - Tacy są najgorsi.
 - Ona tak zawsze! - dopowiada pacjent z pokoju po prawej do drugiej asystentki - Cienias, a niby taka dorosła.
 - Nie można naśmiewać się z siostry.
 - Ale taka prawda. To cienias jest i histeryczka.
Po kilku stęknięciach i "ałach" znieczulenie zostaje podane i matka dzieci migruje do syna by upewnić się, że wszystko w porządku, po czym od razu wraca do jęczącej córki.
Najpierw zostaje załatwiona sprawa chłopca.
 - Gdyby coś Cię bolało, podnieś rękę - mówi dentystka, lecz chyba nic się takiego nie dzieje, bo lekarka bardzo dziecko chwali i szybko kończy jego kanał. Dziecko mówi niewyraźne:
 - Poczekam na kołytarzu - i wychodzi za drzwi.
Następna w kolejce jest dziewczyna, która sądząc po odgłosach dochodzących z gabinetu, właściwie nie opuszcza ręki.
 - Przecież ja nawet jeszcze nic nie zaczęłam -  mówi lekarka i walczy z pacjentką o otwarcie ust.
Tutaj również robota nie trwa długo, a trwałaby zapewne jeszcze krócej, gdyby dziewczyna nie szalała na krześle. Lekarka finalnie przechodzi do mnie.
 - Przepraszam, że tyle pani czeka. Coś strasznego się dzisiaj dzieje. To możemy zaczynać?
 - Tak, już mnie znieczuliło.
 - Co ona tam miała, że taki dramat? - pyta asystentka - kanałówka?
 - A gdzie tam, kilka rysek - odpowiada dentystka i wkłada mi do ust kabelki i wężyki - Gorsza była ta matka, która patrzyła mi przez ramię i syczała jakbym to jej robiła zęby. W końcu jej kazałam usiąść, bo mi przeszkadzała. Tego młodego to chyba podrzucili do tej rodziny. Nawet nie pisnął.

Zanim wyszłam z gabinetu, matka dzieci pukała do niego trzy razy.
Za pierwszym razem żeby spytać kiedy znieczulenie przestanie działać, bo jej córka się niepokoi, za drugim razem zapytać kiedy można pić, bo jej córka jest spragniona, a za trzecim razem czy tych plomb na pewno nie będzie widać, bo jej córka się martwi jak będzie wyglądać.

Gdybym nie miała ust napchanych stomatologicznym sprzętem, to chyba nie potrafiłabym się opanować. Kiedy wyszłam z gabinetu, kobieta cały czas czekała z dziećmi na korytarzu "bo wolała się upewnić, że to znieczulenie zejdzie i nic się nie będzie działo na miejscu, przy lekarzach".

Chyba trochę tam czekała. Mnie taki zastrzyk puszcza dopiero po trzech godzinach. Cóż, każdy ma swój sposób na spędzanie wolnego czasu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz