Kolejnym znanym faktem jest, że świniak ma słabe serce i lubi raz na jakiś czas zatrzymać się na stole operacyjnym, albo mieć kilka zapaści powysiłkowych (ang. EIC - exercise induced collapse), tak dla zabawy i zabicia nudy.
Zazwyczaj kiedy zbliża się sylwester, weterynarz dobiera puchatej odpowiednie leki, dzięki którym jesteśmy w stanie przetrwać tę noc (i kilka następnych) bez zawału i konieczności reanimacji.
Tego roku Princessa postanowiła jednak wziąć udział w haftowaniu na odległość i niemożliwym stało się podanie jej tabletek. Na kilka dni musiała zrezygnować nawet z leków, które przyjmuje regularnie.
Weterynarz, nie widząc innego rozwiązania, przepisał mi leki o wzmocnionym działaniu, które wciera się w dziąsła. Pies nie powinien być przy nich na czczo, ale żołądek Morfiny w tamtym czasie nie przyjmował nawet wody, więc nie było w tym temacie dyskusji. Następne w kolejce były już tylko środki iniekcyjne.
Leku miałam użyć jedynie w ostateczności, w przypadku wystąpienia wzmożonego kołatania serca, albo innych niepokojących objawów.
Tak się stało, że w sylwestra pilnowałam również syna Szatana, potomka burzy, niszczyciela światów. Psi wysłannik piekieł miał być u mnie od osiemnastej do drugiej w nocy i szczerze mówiąc martwiłam się czy nie udzieli mu się lęk starszej siostry i oboje nie skończą na świątecznym dyżurze u weterynarza, a ja tym samym w domu wariatów kilka przecznic dalej.
Pierwsze strzały rozpoczęły się już o poranku, ale większą artylerię ludzie wytoczyli kiedy zaczęło się ściemniać, czyli gdzieś tak w okolicy siedemnastej.
Ku mojemu zaskoczeniu stało się dokładnie odwrotnie niż podejrzewałam i gromowładny potomek burzy uznał, że jemu takie światełka niestraszne i on chce iść z nimi wszystkimi na solo, bo mu straszą starszą siostrę.
Córa fal i władczyni sztormów w tym czasie zastanawiała się czy panikować już teraz, czy można jeszcze poczekać z godzinkę.
Schemat całego wieczora wyglądał następująco:
Etap pierwszy: za oknem huk, słychać strzały, na pewno ruskie, bo zapach ich szampana unosi się w powietrzu
Etap drugi: panika i ucieczka włosianej części załogi, oraz ukrywanie się pod łóżkiem, pod którym mieści się tylko głowa, bo reszta psa za bardzo spuchła
Etap trzeci: zemsta psiego Thora, podbieganie do okna, wciskanie głowy pod zasłonięte rolety i warkot piekieł kierowany w stronę niesfornych, pykających światełek
Etap czwarty: fuknięcie dezaprobaty i pogardy
Etap piąty: odnalezienie dużej i puchatej, która jest słaba w chowanego i udaje strusia, wciskając pysk w poduszki
Etap szósty: zapewnianie dużej i puchatej, że smok za oknem już sobie poszedł i można wyjść się pobawić
Etap siódmy: lizanie po uszach nieufnej siostry
Etap ósmy: otwarcie bram piekieł i wzywanie na pomoc demonów nocy
Powrót do etapu pierwszego i powtórzenie całego procesu od nowa.
Kryzys nastąpił o północy, kiedy nawet hałas wytworzony sztucznie za pomocą komputerowych głośników nie potrafił zagłuszyć odgłosów wojny, dochodzących z podwórka.
Podczas gdy ja zastanawiałam się czy to już ten moment kiedy powinnam interweniować z moim magicznym środkiem w płynnej formie, książę ciemności usadowił się tyłkiem na trzęsącej się Morfinie i wykorzystując moc wszystkich kręgów piekieł, próbował odstraszyć potwory za oknem, które na nim nie robiły żadnego wrażenia, ale unieruchamiały skutecznie jego towarzyszkę zabaw, więc z automatu stawały się wrogami.
Nie obeszło się bez Morfiniej histerii, ale była ona zdecydowanie delikatniejsza przy mrocznym i gładkim niż kiedy mrocznego i gładkiego przy niej nie było.
Nie zostały nawet użyte środki uspokajające.
Wpływ na to miało oczywiście kilka czynników:
a. towarzystwo innego psa, któremu koło ogona latało całe to przedstawienie z petardami w roli głównej
b. fakt, iż z roku na rok pokazy są coraz mniej intensywne i krótsze (przynajmniej w moim mieście)
c. wymęczenie organizmu, spowodowane złym stanem żołądka córy sztormów
Okazuje się, że mój pies potrzebuje ochroniarza i ESA w jednym (ESA - emotional support animal, w niektórych krajach zwierzęta mogą prawnie pełnić funkcję wsparcia emocjonalnego, ale nie są service dog - psami pomocnikami).
Demony należy zwalczać demonami.
Jednego z nich chyba zatrudnię więc ponownie za rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz