Tak się składa, że mieszkam w pobliżu kilku obiektów gastronomicznych, które rozpoczynają swoją działalność wcześnie rano, a kończą ją późno w nocy.
Z jednej strony jest naleśnikarnia, w której prace trwają od 5:30 rano. Wiem to, ponieważ zapach placków niesie się w powietrzu i wpada do mojego pokoju przez uchylone okno już kilka minut później.
W okolicach 8:30, również rano, na patelnie wędrują pierwsze jajka i parówki z zestawów śniadaniowych w bufecie na rogu. Jeśli mój węch nie zadziała przy naleśnikach, bo na przykład postanawiam być leniwą bułą i mam wolne, więc hibernuję sobie w łóżku do momentu powstania odleżyn, to przy dziewiątej żołądek krzyczy już tak głośno, że zagłusza chrapanie Morfiny.
W godzinach 10:15 - 11:15 (w zależności od dnia) mój pokój pachnie kebabem. Jeśli o tej godzinie leżę jeszcze nieprzytomna, to zapach obracanego mięsa wkracza bezczelnie w moje sny, co skutkuje nową falą głodu i werbli układu pokarmowego.
Całość zwieńczona zostaje zapachem kuchni indyjskiej o 12.
System zapachowy działa tak dobrze, że właściwie nie muszę spoglądać na zegarek, żeby wstając rano, móc zorientować się która godzina.
Pomijając torturę mojego żołądka, z którym bez śniadania lepiej rano nie rozmawiać (znacie te napisy na kubki i koszulki: "nie podchodź do mnie rano bez kawy?" Mnie byłby potrzebny: "nie podchodź do mnie rano bez banana"), zapachy mi nie przeszkadzają. Ludzie mają automatyczne odświeżacze powietrza z lawendą i magnolią, ja mam swój własny z naleśnikami i curry.
Taka zapachowa impreza trwa cały dzień, a najpóźniej zamykającym się lokalem jest kebab, który swój interes zwija równo o trzeciej w nocy, ponieważ jego główni klienci to ludzie na kacu, którzy wpadają tam w środku nocy na gastrofazie.
Oprócz tego, latem w piwiarni ulokowanej tuż pod moimi oknami organizuje się grilla, właściwie o każdej możliwej porze dnia i nocy.
Część mieszkańców mojego bloku wyrażała jawny sprzeciw wobec takiego zachowania, więc wokół piwiarni wybudowano murek.
Ponieważ jak wiemy, zapachy nie unoszą się w powietrzu, tylko wędrują po ziemi. Podstawowe prawa fizyki.
Tylko, że nie.
Szczególnie oburzona okazała się jedna pani, której kompletnie nie znałam, ale którą czasem widywałam w sklepie. Pani owa była weganką i zapach smażonych, pieczonych, grillowanych i gotowanych na parze stworzeń ponoć przyprawiał ją o mdłości. Nie kwestionuję tego. Uważam jednak, że jej kontratak kalafiorem, czy kapustą mógł powodować efekt domina.
Mój żołądek jest z metalu i jako ktoś, kto regularnie pracuje w laboratorium, jestem pozbawiona jakiegokolwiek odruchu na linii nos-żołądek. Jeśli ktokolwiek próbował wąchać siarkowodór więcej niż piętnaście minut, wie o czym mówię.
Sąsiadka była jednak z tych bardziej wrażliwych i potrafiła wychodzić na balkon z odświeżaczem powietrza i rozpylając go, drzeć się na Bogu ducha winne kucharki, czy kucharzy.
Pewnego dnia, gdzieś tak między wpół do kebaba, a za piętnaście curry, owa kobieta wyszła na balkon, zajęczała coś o zapachu morderstwa i zaczęła rozstawiać swoje zapachowe świeczki, kadzidełka i patyczki, które miały walczyć ze zmasowanym atakiem gastronomii. Niewiasta nie wzięła jednak pod uwagę jednego czynnika utrudniającego - wiatru. Dym z kadzidełek i zapach kościoła niósł się wszędzie i docierał nie tylko do jej nozdrzy, ale również do nozdrzy całej prawej strony bloku. Z palonym drewnem niektórzy postanowili walczyć dymem tytoniowym i nastąpił kontratak ze strony palaczy. Wystąpiła szybka konieczność zamknięcia okien, ponieważ bitwa trwała pół dnia, a takie combo pokonywało nawet Morfinę po jajkach na twardo.
Sąsiadkę następnego dnia spotkała moja mama. Kobieta wykupywała połowę apteki i walczyła z odruchem wymiotnym, usiłując czytać etykiety leków za pomocą przekrwionych oczu. Twierdziła, że to od zapachu kebaba i że ludzie z bloku pragną ją zabić za pomocą aromaterapii ze zwierzęcych zwłok.
Moim skromnym zdaniem była to raczej robota mieszaniny kadzidełek, olejków i dymu papierosowego.
Od jakiegoś czasu o niej nie słychać. Nie wiem czy się wyprowadziła, czy zrezygnowała z walki z systemem, ale czasem brakuje mi jej krzyków "je*ani mordercy, to jest obrzydliwe" o poranku.
Ciekawie komponowały się z zapachem jajecznicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz