Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 2 stycznia 2020

Morfinia mikrofalówka

W ostatnim czasie dieta Morfiny składała się z miękkich, łatwostrawnych i przede wszystkim podgrzewanych dań. Powodem takiego stanu rzeczy były intensywne problemy żołądkowe Świniaka. Po konsultacji z weterynarzem i kilku nocach spędzonych na powietrzu, gdzie Morfina czuła się odrobinę lepiej, a ja dostawałam odmrożeń, z głodówki przeszłam na bardzo małe porcje kleiku, który przy trzecim podejściu zdołał utrzymać się w organizmie i opuścić go właściwym otworem.
Powoli do papek dołączyło mięso i warzywa, najpierw w formie zmielonej, a następnie w stałej i po pewnym czasie zaczęliśmy z jedzeniem wychodzić na prostą.

Jako, że Morfina staje się z wiekiem coraz bardziej leniwa (ale tylko kiedy chce być leniwa), poranny schemat wygląda tak, że wstaję, podaję psu leki, czekam godzinę i podaję mu śniadanie. Puchata przez czas niedysponowania układu pokarmowego nauczyła się, że dźwięk mikrofali oznacza przygotowywanie dla niej posiłku, a małe "dzyń" na końcu świadczy o tym, że można zwlec już swoje ciało z legowiska i podejść do misek, bo niewolnik zrobił papu. Po co wstawać za wcześnie i przyglądać się procesowi, kiedy można jeszcze poleżeć i się poprzeciągać, racja?

Kiedy Princessie się polepszyło, podgrzewanie jedzenia przestało być koniecznością. 
Wstałam więc pewnego pięknego dnia, minęłam zaspanego psiego tetrisa, rozłożonego na podłodze, wróciłam z tabletkami, które kłak wciągnął jak cukierki i przeszłam do kuchni, gdzie odważyłam odpowiednią ilość suchej karmy (którą liczyłam, że żołądek zdoła już przyjąć), po czym zawołałam Świniaka.

Świniak nie przyszedł.

Powtórzyłam proces, dodając gwizdanie.

Usłyszałam ciężkie westchnięcie i ujrzałam psi pysk, wyłaniający się z pokoju. To zmęczone oblicze wyrażało wiele, ale motywem przewodnim było "I czego wołasz, co chcesz, weź idź się czymś zajmij".

- No jedzenie masz - powiedziałam do psa, wskazując na miskę.
Morfina podeszła niepewnie do stołówki, przeciągając się po drodze i ziewaniem pokazując mi jak bezczelna jestem każąc jej przejść te trzy metry z pokoju do kuchni.
- Smacznego - rzekłam i zabrałam się za poszukiwania herbaty, której nie mogłam od kilki dni zlokalizować, a o której wiedziałam, że musi gdzieś być. Nie usłyszałam za mną odgłosów chrupania, ani ciamkania, więc obejrzałam się za siebie i ujrzałam Morfinę, siedzącą przy miskach i patrzącą na mnie jak na przybysza z innej planety.
- No, co? Nie jesteś głodna? - spytałam widząc kapiącą z psiego pyska ślinę.
Albo szykowały się hafty, albo pies był bardzo, bardzo głodny.
Kokosanka spojrzała na miskę i wydała z siebie sapnięcie, którego nie potrafiłam zidentyfikować jako żadnego znanego mi komunikatu.
- Morfi koniec z papkami, już możesz jeść normalnie - powiedziałam, rezygnując z poszukiwania herbaty i decydując się na kakao w proszku - Czyżby ktoś tu się rozpieścił?
Świniak dalej jednak nie jadł. Wpatrywał się w miski i spoglądał na mnie wymownie, ale z jakiegoś powodu nie miał ochoty na kulki.
- No nic, zgłodniejesz, to zjesz. A jak nie, to będzie trzeba wrócić do zupek - powiedziałam wstawiając mleko z proszkiem do mikrofalówki i widząc jak Morfina przygląda się pracującemu urządzeniu.
Kiedy nastąpiło typowe "dzyń" pies, ku mojemu zdziwieniu, zaczął pałaszować zawartość miski.
- Poważnie? - spytałam, widząc jak kulki znikają w czeluściach paszczy.
Miska została opróżniona.

W kolejnych dniach schemat się powtarzał i jeśli chciałam, żeby zwierz łaskawie podszedł po posiłek, albo zaczął w końcu jeść, zamiast tylko wpatrywać się w zawartość michy, obśliniając mi przy tym całą podłogę, musiałam nastawić mikrofalówkę na kilka sekund i pozwolić jej pracować "na sucho".
Zaczęłam się obawiać, że taki odruch Pawłowa będzie ciężko ze Świniaka wykorzenić. Sytuację komplikował też fakt, że kilka osób w domu używało kuchenki mikrofalowej regularnie i Świniak za każdym "dzyń" podbiegał wesoło do kuchni, spoglądając na parujący talerz czy kubek, z pytaniem w oczach: "To moje? Nie? A brzmiało jak moje".

To zakrawało na obłęd. Zaczęłam się zastanawiać nad opcją wyłączenia dźwięku w urządzeniu, które pies najwyraźniej traktował jako nieodłączną część posiłku.

Postanowiłam być sprytniejsza i nagrałam mikrofalowe "dzyń" na telefonie. Okazało się jednak, że samo "dzyń" nie wystarczy i Morfinie do pełni szczęścia potrzebny był jeszcze "wziuuu" szum poprzedzający "dzyń".

Zaczęłam jej odtwarzać dźwięk mikrofali z YouTube'a.

Wtedy zrozumiałam co musi czuć moje otoczenie, kiedy obserwuje czasem moje poczynania, które dla mnie wydają się całkowicie normalne, ale dla reszty pozostają enigmą.

Przecież to takie typowe puszczać swojemu psu "microwave sound white noise 10 hours", żeby zjadł posiłek.
Jasne, że tak.
Każdy tak robi.

Na szczęście futrzana przestała tego potrzebować i teraz je już normalnie, ale bardzo się cieszę, że nie skojarzyła sobie przygotowywania posiłku z dźwiękiem bulgotania w garnkach, puszczanej z kranu wody, czy cofającej za oknem śmieciarki.
Mogło być znacznie gorzej...


1 komentarz:

  1. Przez 12 lat miałam labradorkę, której zawsze odgrzewaliśmy posiłek w formie papki (zmiksowane mięso i ryż z warzywami) na każde dzyń pies mimo ciężkiej dysplazji (czytając tego bloga mam deja vu, przysięgam) biegł do kuchni na ile pozwalały mu bolące stawy. Tego odruchu nie oduczyła się przez całe życie.

    OdpowiedzUsuń