Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

czwartek, 16 stycznia 2020

Masło. Na chlebek masło.

Moja siostra kilka tygodni temu złamała sobie palec. Mało tego, że złamała go w bardzo niekorzystnym miejscu (na zgięciu w pobliżu kostki), konieczne było jego ponowne łamanie podczas procesu gojenia, ponieważ zrastał się w nieprawidłowy sposób, to jeszcze dokonała tego w bardzo eleganckim stylu, zjeżdżając z krzesła na dywan na zajęciach.
Upadała już z pozycji stojącej na kafelki, czy schody i nie kończyło się nawet siniakiem.
Obsunęła się z krzesła na miękki dywan i palec musiał iść do gipsu.
Zdolna bestia.
Jak na epileptyka i tak bardzo późno doszło do pierwszego złamania kości, którego udawało jej się magicznym sposobem unikać przez te wszystkie lata.
Obecnie palec jest unieruchomiony w ortezie i poddawany delikatnym próbom ruchowym w misce z ciepłą wodą i szarym mydłem.

Złamanie palca i jego rekonwalescencja to fakt pierwszy.

Faktem drugim jest natomiast to, że mój mózg jest nieaktywny jeszcze przez trzy godziny po przebudzeniu i działa na autopilocie. Często nie pamiętam, żebym robiła sobie śniadanie na zajęcia, albo szła do sklepu, ale zadania są wykonywane, więc reszta ciała świetnie radzi sobie rano bez towarzysza galarety, który pierwszy kontakt ze światem zyskuje po porannych wykładach - zawsze ciekawych i fascynujących.

Połączenie tych dwóch faktów sprawiło, że po nakryciu budzika poduszką (z jakiegoś powodu postanowiłam go udusić, zamiast wyłączyć), zwlokłam się z łóżka i półprzytomna skierowałam się do kuchni, gdzie mój wewnętrzny automat czekały pierwsze zadania.
Postanowiłam zacząć od przyrządzenia śniadania.
Na blat powędrował chleb, z lodówki została wyciągnięta szynka, a masło wypatrzyłam już wcześniej, oczekujące na mnie obok noża do smarowania. Zapewne ktoś już tego dnia jadł śniadanie i zapomniał schować tłuszczyk do lodówki. Typowe.
Zerkając na świat za oknem i łapiąc kontakt wzrokowy z ciekawskimi przechodniami, którzy na pewno nie spodziewali się ujrzeć z rana zombie z kromką chleba w dłoni i orlim gniazdem na głowie, zaczęłam smarować chleb nadzwyczaj twardym masłem.
Nie wiem skąd pochodził ten produkt, ani jaka była jego cena, ale stanowczo przepłaciliśmy. Masło było ciepłe, a mimo to nie chciało się rozsmarowywać.
- Co robisz? - spytała moja rodzicielka, wchodząc do kuchni i wyrywając mnie z rozmyślań. Odpowiadanie na pytania jest trudne o tej godzinie.
Spojrzałam wymownie na pytającą i przerzuciłam wzrok na niesforne masło.
- Tańczę sambę - wybełkotałam, kiedy budzący się mózg analizował obraz przesyłany przez oczy. Ten sarkazm był zbędny i nie pomagał sytuacji w jakiej się znalazłam.
- Co Ty robisz z tym mydłem? - sprecyzowała rodzicielka, przyglądając się mojej zastygłej twarzy.
- Ja sobie właśnie... czyszczę nożyk - odparłam naprędce. A więc dlatego nie chciało się rozsmarowywać. Ciekawe.
- Samym mydłem? Bez wody? - kontynuowała wyrocznia.
- Zaraz zamoczę - odpowiedziałam, odkładając mydlaną kromkę na bok.
- A nie prościej płynem do naczyń?
- Dużo masz jeszcze pytań?
- Jakbyś chodziła spać normalnie, to nie próbowałabyś się czesać szczoteczką do zębów, ani smarować chleba mydłem.
- Raz mi się zdarzyło. Nie moralizuj. Co to masło właściwie tu robi? - spytałam, czując się otoczona.
- Mydło - poprawiła mama.
- No mówię przecież. W łazience powinno być.
- Młoda rękę moczyła i pewnie zapomniała wynieść.
- Widzisz? Nie tylko ja jestem nieprzytomna rano.
- Mhm. Smacznego. Gryza chcesz, czy mogę wynieść już?
- Jaka dowcipna - odparłam, otwierając lodówkę w poszukiwaniu natłuszczacza. Tym razem właściwego.
- Zetrzyj na tarce, to będziesz mieć płatki śniadaniowe.
- Skończyłaś już?
- Przynieść Ci w płynie?
- Nie, dzięki, poradzę sobie. Tu mam proszek do prania, to sobie rozpuszczę w mleku.
- Tylko raczej nigdzie potem nie wychodź, bo możesz nie zdążyć dobiec do domu.
- Nie doceniasz mojego żołądka - wymamrotałam, orientując się, że trzymam w dłoni kawałek sera. Dalej nie to, ale już bliżej niż poprzednio, więc obrany został prawidłowy kierunek.

Nawet najlepszemu autopilotowi może zdarzyć się kilka drobnych błędów.
Zwłaszcza jeśli (nie)masło leży na kuchennym blacie w sąsiedztwie nożyka. Wnioski wysuwają się same.
Nie jest to moja wina...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz