Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

sobota, 11 stycznia 2020

Nikt nie jest idealny, nawet córa sztormów

Uwaga, będzie druzgocąca wiadomość (tylko, że nie) z życia pewnego Golden Retrievera (w papierach, bo tak naprawdę jestem przekonana, że to jakiś rodzaj fretki zmieszanej z wydrą i mamutem) i to może zniszczyć niektórym światopogląd.

Morfina nie wie, że jest aporterem.
Nie wie.
Ten pies nie ma pojęcia, że należy do rasy, która powinna biec po różne rzeczy, brać te rzeczy do pyska i w formie niezmienionej przynosić człowiekowi. 
Puchata nie dostała memo.
Nikt jej tego oczywistego faktu nie zdołał wmówić przez prawie osiem lat życia i obawiam się, że falująca na wietrze wypowiedziała się już ostatecznie w tej kwestii.

Sytuacja wygląda następująco:

System działania normalnego psa (niekoniecznie aportera):

Człowiek rzuca obiekt ⟶ pies biegnie do rzuconego obiektu ⟶ pies podnosi rzucany obiekt ⟶ pies przynosi obiekt do człowieka ⟶ schemat ulega powtórzeniu

Schemat działania Morfiny:

Człowiek rzuca obiekt ⟶ pies biegnie do rzuconego obiektu ⟶ pies podnosi rzucany obiekt ⟶ pies kontempluje nad posiadanymi opcjami, trzymając obiekt w pysku ⟶ człowiek zachęca psa do oddania posiadanego obiektu ⟶ pies merda ogonem i zaczyna oddalać się od człowieka ⟶ człowiek wyciąga z kieszeni ciastka i próbuje namówić psa na wymianę ⟶ pies się zatrzymuje ⟶ człowiek robi z siebie idiotę, cmokając, wołając i kusząc psa ciastkami ⟶ pies podejmuje decyzję o zatrzymaniu obiektu dla siebie, ponieważ "f*ck you b*tch, to jest teraz moje" ⟶ pies odchodzi z obiektem i usiłuje go skonsumować (jadalność obiektu nie ma znaczenia) ⟶ człowiek próbuje zapobiec konsumpcji obiektu, który zazwyczaj nie należy do grupy obiektów jadalnych ⟶ pies zabiera obiekt i odchodzi z nim dalej, prowokując człowieka do gonitwy ⟶ człowiek goni psa, lub nie ⟶ człowiek odbiera obiekt, po który sam musiał się pofatygować ⟶ zabawa zaczyna się od nowa

Mam wrażenie, że sama sobie rzucam ten patyk/piłkę/sznurek i sama go sobie aportuję.
Jak można łatwo zaobserwować, schemat Morfiny ma dużo więcej elementów, które dodają ruch człowieka. Wszystko jest dobrze do momentu "pies podnosi rzucany obiekt", to tutaj następuje rozgałęzienie schematów i wybór opcji dodatkowych, które pierwotnie nie znajdowały się w schemacie.
Moim zdaniem Morfina uważa, że jeśli człowiek wyrzucił obiekt, to nie był mu już potrzebny, albo nie chciał dłużej mieć obiektu, a więc teraz obiekt należy do tego, kto go podniósł.
Simple.
Jak chcesz obiekt z powrotem, to po co go wyrzucałeś?
Ponadto córa sztormów bywa czasami leniwa i uparta.
Obawiam się, że może mieć to po mnie.

Morfina miewa oczywiście dobre dni, w których postanawia być miła i przynosi rzucane obiekty. Przynosi nawet obiekty, które rzucane nie były, na przykład czapkę, którą ukradła komuś z ławki, albo pustą butelkę, pozostawioną przy koszu. 
Zna ogólny zarys i wie na czym polega zabawa, ale jako pies uparty i mający własne podejście do sprawy, stworzyła swoje zasady tej gry i urozmaiciła ją o ruch tłustej buły, bo tłusta buła powinna się więcej ruszać.

Takie zachowanie zwraca czasem uwagę właścicieli psów, które z radością przynoszą czterdzieści razy ten sam obiekt, a na które Morfina patrzy z nieukrywaną pogardą.
- A ten Pani to nie ma zamiaru oddać tej piłki? - spytał pewnego dnia opiekun aportującego wzorowo kundelka, na widok Morfiny, która leżała ze swoją zdobyczą pod krzakiem i miętosiła ją w pysku.
- Jak się po nią pofatyguję, to mi ją odda - odparłam.
- Sama nie przyniesie?
- Czasem przynosi, czasem nie. To jest loteria.
- Bo psa to się uczy, a nie tylko się go ma do ozdoby - rzekł mężczyzna.
- Ten pies jest nauczony wielu rzeczy, ale tej konkretnej jakoś się nie chce nauczyć. Każdy ma swoje humorki.
- Pierdolamento. Pies ma być bezwzględnie posłuszny, nie ma prawa się stawiać. Ma wykonywać polecenia, inaczej wejdzie człowiekowi na głowę i go zdominuje.
- Aha - odparłam, zastanawiając się czy przypadkiem robot nie sprawiłby się w przypadku mężczyzny lepiej jako pupil. 
- Ale to kobita, to wiadomo, że wychować nie potrafi - dodał po chwili mężczyzna, na co zareagowałam mrugnięciami niedowierzania - To trzeba twardej ręki do tego, a nie się rozczulać, bo zrobić nie chce. W wojsku się nikt nie pyta czy ktoś chce, czy nie. Wykonać trzeba.
- Tylko, że to nie jest pies wojskowy. To nie jest nawet pies pracujący - odpowiedziałam.
- Wszystkie psy tak samo działają. Zwierzę musi mieć autorytet - zaczął mężczyzna, lecz niestety nie dane mu było dokończyć, gdyż jego pies zaczął radośnie gonić jakiegoś rowerzystę, ujadając i rzucając mu się do kostek.
Po serii nawoływań psiak wrócił, ale rowerzysta zatrzymał się i prowadząc rower, zaczął kierować się w naszą stronę.
- Widzi? - spytał właściciel psa - Wrócił, bo ułożony jest.
- A to nie jest tak, że on nie powinien w ogóle za tym rowerem pobiec? - spytałam.
- A to już psia natura, żeby uciekające obiekty gonić.
Zerknęłam na Morfinę, która przyglądała się całej sytuacji, śliniąc piłkę i spojrzałam wyczekująco na mężczyznę.
Nie miał nic do dodania. Do dodania miał coś natomiast rowerzysta, który dotarł do nas i zaczął przedstawiać swoje niezadowolenie z ataku, przeprowadzonego przez kundelka.
Wywiązała się kłótnia o szerokość ścieżki rowerowej, posiadaniu smyczy i kontroli psa, oraz męskich narządach rozrodczych, więc zawołałam Morfinę, która łaskawie podeszła do mnie, wyrażając swoją dezaprobatę dla pomysłu zmiany lokalizacji i przeniosłyśmy się nieco dalej, gdzie mogłam w spokoju rzucać psu piłki, które wracały do mnie tak w trzech procentach przypadków.

Można nazwać podejście Morfiny do aportowania brakiem ułożenia i zrzucić to na moje błędy wychowawcze. 
Ja uważam jednak, że nikt nie jest idealny.
Jeśli ktoś kazałby mi przynosić wyrzucaną rzecz kilka razy pod rząd, prawdopodobnie za którymś razem znalazłby ją w swoim przełyku, razem z moją ręką.
Są elementy, które powinien znać każdy pies i są takie, które może znać, ale nie są mu one niezbędne do funkcjonowania. Staram się obserwować beżową fokę podczas tresury i uczyć ją tego, do czego podchodzi najbardziej entuzjastycznie, zamiast męczyć ją komendami, do których ewidentnie nie pała sympatią.

Tym sposobem władczyni fal potrafi sygnalizować dzwonkiem o swoich potrzebach fizjologicznych, odróżnić łyżkę od widelca, czy posprzątać do koszyka swoje zabawki, ale nigdy nie będzie mistrzem aportowania, omijania jedzenia, wyrzucanego przez innych ludzi, czy samoobrony.

Tak samo jak ja nigdy nie będę baletnicą, albo biegaczką. Nie z moją miłością do pączków.

Hell no.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz