Etykiety

Co tu się dzieje?

Witam!
Szybkim wstępem: Morfina to moja suka (Golden Retriever), przez którą wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji których normalnie bym nie zobaczyła. Te sytuacje są opisywane na tym właśnie blogu. Jeśli jesteś tu przypadkiem to wiedz, że bardzo zbłądziłeś.

piątek, 10 stycznia 2020

Mała pisareczka

Sprzątając w szafie przypadkowo natknęłam się na mój zeszyt do języka polskiego. Nie byle jaki zeszyt do języka polskiego, ale zeszyt datowany na rok 2009.



Z moich szybkich obliczeń wynika, że byłam wtedy w gimnazjum - działalności, która już nie istnieje, a która była istną szkołą przetrwania. Policja pojawiała się w naszej klasie częściej niż w W-11, a każdy dzień opierał się na "bądź ofiarą, albo predatorem". Nie polecam tego symulatora, zwłaszcza jeśli było się ofiarą.


Pomiędzy notatkami o cechach dramatu i omawianiem lektur, znalazłam kilka bardzo ciekawych wypracowań na całkiem życiowe tematy. 
Śmiejąc się głośno, zaczęłam się zastanawiać czy polonistka jechała na wesołych tabletkach, czy po prostu była już pusta w środku. Przeczytanie dwudziestu takich prac (jednego dnia) musi odbić się na psychice, nie ma innej możliwości.

Nie pamiętam procesu powstawania żadnego z tych dzieł, ale rozpoznaję w tym swoje pismo, więc nie mogę się wyprzeć ich autorstwa.

Enjoy.





Jako, że zeszyt ma już ponad 10 lat i tusz znacznie w nim wyblakł, a praca może nie być wyraźna i czytelna, przytoczę tekst tego dzieła tutaj:

Temat pracy: Jak u Ciebie przedstawia się konflikt pokoleń?

Chciałabym tylko zaznaczyć, że miałam wtedy 15 lat, a takie pytanie to dla nastolatka paliwo do narzekania na swoich rodziców. Pisałam "rodziców" w liczbie mnogiej, ale tak naprawdę zajmował się mną już wtedy tylko jeden rodzic.
"Czasami wydaje mi się, że rodzice mnie nie rozumieją. W sumie zdarza się to dość często. Za każdym razem i na każdym kroku starszeństwo udowadnia mi, że ciągle nie jestem tak mądra jak oni. Choć oni oferują mi całodobowe wkuwanie z przedmiotów, które mnie wogóle (pisane razem) nie kręcą, to oni na pewno nie byli takimi kujonami. Kiedy nawet uda mi się zabłysnąć i powiedzieć coś czego oni nie wiedzą, mówią mi, że ciągle mogę wiedzieć więcej i nauki nigdy za wiele. Szkoda tylko, że oni nie byli tacy mądrzy w moim wieku! Ponadto denerwuje mnie w nich ta olewka! Jak przyniosę do domu piątkę albo nawet szóstkę to rodzice mówią mi, że to nic takiego i że oni też mieli piątek na pęczki, a na pytanie czy mieli tak dużo szóstek odpowiadają mi, że wtedy był inny system i szóstek nie było, a najwyższą oceną wtedy była piątka. Przynosząc do domu jedynkę mam świadomość, że muszę ją poprawić ale kiedy tylko przekroczę próg domu nie obejdzie mnie pytanie co tam w szkole (kolejne beznadziejne pytanie) i wtedy już wiem, że się nie wywinę.Opowiadam spokojnie, że trudno, że raz się zdarzyło, że świat się z tego powodu nie zawali, że to poprawię i co słyszę? - Marsz do pokoju i masz szlaban na komputer i telewizję, a jak się nauczysz to przepytam!! - uchch!No ale co ja mam za wyjście?Rozkaz, wykonać i bez gadania, jak w wojsku, tylko jedzenie lepsze. To, że w "ich" czasach nie było komputera i telewizji, mało ważne, ale teraz jest! ale i tak nie można z niego korzystać i to się nazywa postęp techniki. Tak więc przyznaje, że w mojej rodzinie był, jest i będzie istniał konflikt pokoleń."
Teraz chwila na złapanie oddechu i krótką analizę.

Po pierwsze, z tego tekstu wylewa się tyle żalu i niezrozumienia, że cudem jest to, że nie pękł mi przy tym tyłek. Biedne, umęczone dziecko.
Po drugie, po co komu zasady jednolitego tekstu, powplatajmy sobie w wypracowanie wyrazy takie jak "zabłysnąć", czy "olewka", czemu nie. Pasuje.
Po trzecie, ilość wykrzykników w tej perełce literatury bije po oczach tak mocno jak teksty pisane caps lockiem. Ten tekst krzyczy i robi to właściwie cały czas.

Jeśli myślicie, że praca pod tytułem "be rodzice" to wystarczająca tortura, zapraszam na kontynuację pod tytułem "be system".

Niestety przy tym wypracowaniu tusz do pióra był chyba chrzczony wodą, bo widać go już bardzo niewiele. Podarujemy więc sobie zdjęcia.

Temat pracy: Jak zdobyć przychylność zwierzchnika?
"Każdy chociarz (ort.) raz w swoim życiu próbował się podlizać szefowi w sprawie podwyżki, awansu, czy dnia wolnego, tym sposobem odpowiedź "Nie!" otrzymało 75 % ludzi."
Chciałabym tu tylko wtrącić, że te statystyki na 100% były wzięte z głowy. Tak po prostu, żeby brzmiało poważniej.
Kontynuujmy.
"Moim zdaniem "łaszenie się" nie jest najlepszym rozwiązaniem, no chyba, że jest się wysoką blondynką, ze szczupłymi nogami, ale w tym przypadku zwierzchnik musi być męszczyzną (ort.)"
Pewnie zapytacie co do chrupiącego wafla sobie wtedy myślałam i jaki spaczony umysł kryje się za tym zdaniem, ale nie jestem w stanie odpowiedzieć Wam na to pytanie. 
Jestem tym równie zaskoczona i nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło, ani dlaczego postanowiłam to wpleść w wypracowanie.
Za dużo telewizji? Szowinistyczne poglądy rodziny? Kompleksy? Prawdopodobnie wszystkiego po trochu.
Plus brak świadomości, że zwierzchnik wcale nie musi być "męszczyzną" w tym przypadku.
"Odpowiedzi negatywne szefa mają zwykle bardziej lub mniej realistyczne argumenty: bo cięcia były, bo obniżki budżetu, bo każdy chciałby zarabiać fortunę.Przeglądając strony internetowe natknęłam się na różnego rodzaju poradniki i fora: "Jak zdobyć podwyżkę?", "100 zł w minutę", albo "siła argumentu". We wszystkich przypadkach autorzy radzą: wyrobienie sobie autorytetu wśród podwładnych, oraz silną wolę i pewność siebie.Pomyślałam, że to wszystko nie dla mnie, silnej woli brak, podwładnych nie mam, a pewność siebie zyskuję tylko przed lustrem, w praktyce miękną mi nogi i sinieją ręce."
Najważniejsza jest samoświadomość, nie?
Wtedy wpadł mi do głowy jeszcze jeden pomysł "strajk", trzeba tylko namówić parę osób i załatwione. W myślach już miałam gotowy plan: mnóstwo ludzi, bilbordy, plakaty, transparenty, kamery, głośniki (...)"
Jak się zastanawiacie nad tym co tu się odbywa, to niestety nie wiem. 
Chyba mnie trochę poniosła anarchia.
 " (...) nagle gdzieś w mojej głowie odezwał się jeszcze jeden nie proszony (ort.) gość - rozsądek."
Może najwyższy czas.
"Na początku nie dawałam mu dojść do słowa, ale on był nieugięty. "- Stój!" - mówił " - Pomyśl chwilę!", jakoś nie chciało mi się myśleć, ale szare komórki przejęły inicjatywę. Wtedy stała się rzecz straszna (...)"
Horrorowa muzyczka pełna niepokoju *tam* *tam* *tam* taraaam*. Wielki reveal.
"(...) zdałam sobie sprawę z mojego stanowiska. Przecież jestem uczniem! Co ja mogę?!Nauczyciele mają nad nami przewagę o parę szczebli w drabinie szkolnej hierarchii.Strajk zostawiłam więc pielęgniarkom i wzięłam się do nauki."
Chciałabym tylko zaznaczyć, że moja mama jest pielęgniarką i była nią również 10 lat temu. Stanowczo nie widziała wówczas tego wypracowania.
"Podsumowując, w szkole najlepszym sposobem na zdobycie przychylności zwierzchnika jest przytakiwanie i popieranie bez względu na to co powie lub zrobi nauczyciel."
Bardzo niebezpieczna taktyka. Bardzo.
"Natomiast największymi skarbami ucznia są dwa narządy wewnętrzne: mocne serce (żeby uniknąć zawału, kiedy dostaniemy karteczki z ocenami) i pojemny mózg (do zadowolenia wszystkich nauczycieli z dwunastu różnych przedmiotów)."
Ile to ciekawych rzeczy może się dowiedzieć nauczyciel z treści wypracowań uczniów i to nie zahaczając nawet o tematy kontrowersyjne.
Dostałam za ten rant 5-.
Też mnie to dziwi. 

Generalnie każdy mój tekst musiał być haftem niesprawiedliwości i wyrazem trudności życia piętnastolatka, oraz jego umęczenia.
W wypracowaniu pt. "Jak omijasz szkolną władzę" napisałam, że ja szkolnej władzy nie omijam (trzeba kryć tyły, żywcem mnie nie wezmą), ale jak ktoś ściąga, to najwidoczniej materiał za trudny i za dużo do nauki, więc co się dziwią.
To zawsze jest wina systemu, albo rodziców. Zawsze.
Podejrzewam, że potrafiłabym na kogoś wjechać nawet w pracy na temat "Mój ulubiony kolor".

Dziecko rebelii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz